Poranne słońce wpadające przez okno dachowe fajowo smyra po nosie. Dopiero teraz zaczynam się rozglądać gdzie jestem. Nie mam ogromnych doświadczeń z agroturystyką, ale kwaterka robi nader dobre wrażenie. Chłopaki jechali całą drogę gdy ja z nudów spałem na tylnym siedzeniu. Teraz odrabiają zaległości. Spacer po okolicy. Znowu mam wrażenie jak po teleporterze. W nocy opuszczając auto po ciemku nie miałem nawet okazji zobaczyć gdzie jestem. A okolica w porównaniu do tej w której zasypiałem zmieniła się nie do poznania. Nie, nie w Poznaniu nie byliśmy tylko w Bieszczadach. Bieszczady to piękna okolica.
Jak nie musisz gonić rano na biegu do roboty czas płynie jakoś zupełnie inaczej. Właściwie wszystko wygląda inaczej. Patrzysz i widzisz, słuchasz i słyszysz, wąchasz i czujesz. To zupełnie inne wrażenia od atmosfery miasta. W mieście ludzie idą nie patrząc co się wokół nich dzieje. Na uszy naciągają słuchawki aby nie słyszeć otoczenia. Zatykają nos wchodząc do autobusu, aby nie dostać porażenia węchu. Krótko mówiąc izolują się od całej tej reszty. Starają się być sami mając wokół setki ludzi. Spacerek w miłych okolicznościach jeszcze przed śniadaniem to naprawdę fajna sprawa. Zaczynam rozumieć ludzi którzy kupują sobie psa. Gdyby nie to, że musiałby siedzieć sam, cały dzień w bloku pod kluczem, to kto wie może bym się skusił.
U nas cały tydzień lało, a tu piękne słoneczko. Choć w niższych częściach łąki czuje się, że to słońce jest od niedawna. Trochę się obawiam co będzie na leśnych duktach. Wracam ze spacerku chłopaki powoli się wygrużają z pieleszy. Śniadanko i przepakowanie. Ściągamy motory z przyczepki i zgadnijcie co mnie spotkało


No, no kto pierwszy zgadnie

? Stawiam browca……
No właśnie mam kapcia. Chłopaki sikają ze śmiechu.
- Może se sam powinienieś pojechać …. Hi hi
- Trza było jechać od razu, jak wstałeś. Dogonilibyśmy cię na pierwszym łataniu. He , he, he – normalnie mają ze mnie taka polewkę, że hej.
- Misiek, ty to mistrzem pierwszego kroku jesteś. Jeszcze nie ruszyłeś, a już trzy dziury masz. Zanim wrócisz, łatkę będziesz robił w pięć minut.
- -Posadę we wulkanizacji masz jak nic.
W sumie to trzeba mieć niezłego farta, żeby złapać kapcia jadąc na przyczepie.
Dupa Jasiu, pierdzi Stasiu. Dobrze, że mam łyżki. Na biegu z pod stodółki targamy ławeczkę, organizując z niej centralkę. Miód, malina. Wychodzi taki trochę skansenowy hi tech. Luzik. Ważne, że działa bez zarzutu. Koło ląduje na ziemi. Łyżki w ruch.
- Wywal tą dętkę. Nową zakładaj. Na pewno ci się łatki odparzyły i puszczają.
Fakt. Łatki takie miałem siajowe. Od roweru. Ale to były jedyne jakie mi się udało kupić. Po za tym były małe i poręczne. Ale wygląda, że nie trzymają najlepiej. Przy okazji dowiaduję się, że w zeszłym roku mieli już podobne historie. He, he cwaniaki, a ze mnie łacha drą. W sumie oporządziłem się z dętką i pakowaniem, a Oni jeszcze nie są gotowi. A jakby o dętkę mieli mniej. No cóż taki lajf. Nic na to nie poradzę. Oni mają telewizory i wiedzą gdzie jedziemy. Ja nie.
Koniec końców wykaraskali się i Oni. Ruszamy w kierunku granicy. Kurcze lubię Bieszczady. Tu jakby życie jest inne. A może to tylko moje nastawienie. Zawsze kojarzą mi się z wakacjami, luzem i takimi sprawami. Ani się obejrzałem, a już jesteśmy na granicy w Krościenku. Kolejka właściwie nie wiadomo do czego. Właściwie to kolejka jest do granicy, tylko nie wiadomo dlaczego ona jest. Niby jest stado urzędników tylko ta odprawa idzie jakoś ślamazarnie.
Omijamy tę kolejkę stojących aut i dojeżdżamy od razu pod szlaban. Tam wychyla się Pan z budki i pyta;
- A czemu nie stoicie w kolejce jak inni?
- A bo moturem słabo = odpowiadają chłopaki. Ja się nie znam, jadę potulnie za nimi. Ufam, że wiedzą co robią.
- A jak inni będą mieli coś przeciw ?– Pogranicznik nie łapie wykrętu.
- Czy ktoś ma coś przeciwko ? - Pyta głośnio Wojtek.
- Widzi Pan, nikt się nie sprzeciwia, tylko Pan. – wopista chowa się w budce. Gdy otwiera się szlaban ruszamy za kilkoma autami. Postój na takiej patelni z początku nawet był miły, po całym tygodniu zimnych deszczy. Ale tylko na początku. Szybko jakoś miałem dość.
- Jak chcecie tu sterczeć to życzę sukcesów. Ja sobie podjadę tam i położę się na trawce, a jak dojedzie kolejka to stanę za naszym Panem i będzie gites. – Jako, że chłopaki nie podchwycili pojechałem sam. Stanąłem za ukraińskim busem. Wyjąłem sobie karimatke i rozłożyłem się na trawce.
Słońce miło grzeje w pycho i w zasadzie jeśli zapomnieć o tym że się stoi w kolejce jest naprawdę luzik. Czego mi więcej trzeba? Niestety kolejka dość szybko daje znać o sobie. To znaczy ta druga w której stoją osobówki – i chłopaki.
- Panie tamta nie jedzie do przodu, bo tam są do cła. Rzuca prawie po polsku jakiś Jegomość z osobowych.
- Naprawdę ? – wyrażam zdziwienie, prawie naturalnie. – Nie, mnie się nie spieszy, tak się rozłożyłem żeby poczekać.
- Choć pan tu do nas bo tamta wcale się nie posuwa.
- Myśli Pan, że tak trzeba ?
- Tak, tak, tamta jest jak ma pan do zgłoszenia odprawę. Choć Pan do nas.
Ulegam pokusie i przechodzę do właściwej kolejki. Do tej w której stoją chłopaki, tylko jakieś dwadzieścia aut z tyłu. Nie wpychałem się. Sami mnie zaprosili. Oczywiście zaczęły się pytania;
- A ile poleci?
- Ile kosztuje?
- I ile pali ?
Dowiedziałem się, że na Ukrainie wszystko drogie, bo cła jak cholera. Motory zciągają i nie rejestrują, bo cła za duże. Jeżdżą bez tablic. Ścigają się po ulicach. Potem Policja stara się ich złapać na stacjach, jak tankują. To tankują w bańki i w domu leją. I tak trwa zabawa w kotka i myszkę. A na stacji po prawej, to mam nie tankować, bo chszczone paliwo. Na tej po lewej jest ok. Tam spoko. Czego to się człowiek w kolejce nie dowie? W sumie bezcenne. Za resztę mastercard. Choć nie wiem czy w rejonach gdzie jedziemy coś się uda z plastikiem zrobić.
W końcu zaliczam okienko za okienkiem i jestem już z drugiej strony. Chłopaki jeszcze stoją. Wyjechałem poza obszar przejścia i stanąłem na poboczu. Siedzę sobie i tak sobie patrzę. Na samym przejściu przy szlabanie stoi landcruizer z ciemnymi szybami. Cały czas silnik pod parą. Pewnie pościgowy czy jak? Co kraj to obyczaj. W pewnym momencie wysiada jeden cywil i mundurowy, i idą przez łąkę w kierunku zarośli nad rzeczką. Po kilku krokach mundurowy krzyczy do auta ; - Misza jeścio dzius i kolu priwiezi. – i zniknęli w krzakach nad rzeczką. Ja z braku lepszych tematów począłem obserwować ślimaka który próbował przejść przez jezdnię. Nie dość, że nie po pasach, to jeszcze po skosie. Ojtam, ojtam. Cicho być, nie czepiać się. Każdy ma swoje zwyczaje.