Kolejny dzień zaczęliśmy ciekawą drogą (dzięki Rumpel)........
Zatrzymaliśmy się na śniadanie, jako, że te serwowane w hotelach to croissant z dżemem, prawdziwi adventurowcy się tym nie najedzą

Jadąc przez trochę większą miejscowość zatrzymałem się w miejscu gdzie było najwięcej tubylców, zakup owoców, słodyczy, wody mineralnej itp. W którymś sklepie spożywczym znajduję, wzorem amerykańskich marketów, ladę a za nią przemiła pani robiąca świeże kanapki z bagietki, warzyw, tuńczyka i osssstrego sosu. Namówiłem wszystkich na nie, nikt się nie zatruł
Spożywając te przysmaki przy motocyklach, co chwile przychodził Tunezyjczyk pytając się o coś tam w swoim języku, nastawienie naprawdę pozytywne, do czasu gdy nie podjechał samochód, wysiadł z niego nienagannie ubrany w skórę, koszulę, lakierki wysoki mężczyzna. Katem oka ujrzałem leżące na siedzeniu pałki policyjne, samochód szybko odjechał, a my byliśmy świadkami nagłej zmiany nastawienia mieszkańców, w jego kierunku zaczęły lecieć jakieś okrzyki, on kazał nam natychmiast odjeżdżać i to w dodatku z powrotem. Wskakujemy na motocykle i mówimy mu że skręcamy zaraz w prawo na "mountain, mountain"
Ujeżdżamy ok 400m, nagle widzimy przed sobą w odległości ok 200m skandujących i rzucających ludzi kamieniami, którzy zablokowali drogę wyjazdu z miejscowości. Było ich około 70-100, a przed nimi 2 (słownie: dwóch) policjantów z karabinami gazowymi strzela do tłumu. Szybka ocena sytuacji, skręt w lewo i już ścieżką dla osła próbujemy ominąć blokadę.
Zaczęło się szukanie objazdu.......
wielokrotnie zawracaliśmy, rozpadlina, wąwóz lub po prostu koniec drogi w gospodarstwie. Pogoda cały czas przepiękna.