боже мій
Gdybym tylko wiedział. Dlaczego do diabła nikt mnie nie uświadomił że w tak długą i trudną drogę zabieram moto, które kompletnie nie udało się japońcom. I tak żyję w nieświadomości nadal, ba, wybieram się nim w jeszcze dłuższą trasę. Osz k. co ja teraz pocznę nieszczęsny. Wydawało mi się że jeśli na stronie C.Scotta, podróżujący tym sprzętem chwalą go za niezawodność, to i mnie dopisze szczęście. Nic z tego panowie - tylko szczęście pozwoliło mi pokonać Saharę bez żadnej usterki, a idealny stan silnika po powrocie wynikał li tylko ze znakomitych oleji serwowanych na tym sławnym zadupiu. Właściwie to stale zastanawiałem się co pierwsze mi się sypnie, bo z podróżniczych opowieści wiem że taki moment niechybnie następuje, a tu k. nic. Nawet zaczęło mnie to trochę denerwować, no bo statystyka uber alles, ale nic, niestety...
Mam nadzieję że następnym razem, a planuję tak ok 30tkm coś się w końcu zdupcy, żeby wyszło na to że jednak postęp technologiczny jest i nie ma co marudzić, tylko trzeba zainwestować w nowe technologie, a chińczycy już się nauczyli jak porządnie sklecić układ zcalony i inne takie. Chyba pojadę jednak tym motorkiem, ponieważ nie bardzo mnie stać na kupno nowego z.b. KTM-a, a tym bardziej na serwis w trasie. Niestety poruszam się sam, sam również będę musiał zająć się padliną. W gaźniku zrobię sobie łożysko na przepustnicy, plastików nie używam, gmole zrobi Pastorek kochany, a jeśli będzie nadal palił 5,5 l jak do tąd, to też się nie obrażę. Jedyne co mi pozostanie to ratyfikować cyrograf, co pozwoli mi być może sprowadzić moje kochane ,jedyne dupsko z powrotem do domu