Pomysł spania pod taboretem uznałem za świetny, ale weryfikacja nastąpiła nagle i brutalnie. Zdjęcia, które zamieściłem – są z chwili, kiedy jedne autobusy odjechały, a drugie dojeżdżały. Odpiąłem kufry – wynalazłem fajną ławeczkę (od tamtej pory lubię raz na jakiś czas kimnąć na ławce…) i zacząłem wydłubywać kuchenkę, żeby napić się kawy. I nadjechali. Na oko siedemset tysięcy sztuk rozwrzeszczanej młodzieży. Dane mogą być nieco zawyżone – ale należy brać poprawkę na stres.
Spakowałem imbryczek, kuchenkę i godnie się oddaliłem, jak zwykle odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami.
Kolejnym obiektem, który przykuł moją uwagę był kolejny pomnik. Niestety – remontowany – co okazało się na miejscu, więc ogrodzony. Jeżdżąc po ugorze i szukając dojścia do pomnika napotkałem pierwszy raz żółwia. Potem spotykałem je już często – niestety – połowa z tych na drodze już po wystrzale spod koła tureckiego autobusu… Żywe przenosiłem poza pobocze.
|