17 lipca 2010
Wstaliśmy wcześnie nie do końca wyspani, ale czas Nas naglił. Zebraliśmy się szybko i uszyliśmy w drogę. Ten dzień to był kryzys. Jechało Nam się fatalnie. Mocno wiało i to prosto w twarz, dużo podjazdów i generalnie ciężko się jechało. Dookoła szalały burze przewracając drzewa i zalewając piwnice, ale Nam szczęśliwie udało się burze ominąć.
W połowie dnia zatrzymaliśmy się w miasteczku, którego nazwy nie pamiętam w restauracji ,,Klubowej’’ na zasłużony odpoczynek. W lokalu wyciągniętym z lat 80 XX wieku trwały widoczne przygotowania do wesela. Jak na złość dla Pani Szefowej zrobił się wielki ruch ale nie można przecież odmówić głodnym klientom… Myśleliśmy że kilka osób, które były na sali to już szczyt możliwości bo wesele trzeba przygotować, okazało się, że nie. Gdy wychodziliśmy weszła grupa bardzo krzykatych kajakarzy, średnia wieku jakieś 55lat. Zebraliśmy się czym prędzej i uciekliśmy od tego męczącego towarzystwa. Współczuje ludziom, którzy mieli tam później wesele gdyż jak wychodziliśmy to większość obrusów przygotowanych na wesele było już poplamionych… :-/
Ruszyliśmy dalej. Po pewnym czasie zaczęło się dość poważnie zanosić na burzę więc zjechaliśmy na stację benzynową żeby przeczekać deszcz. Zdążyliśmy zejść z rowerów i zaczęło padać. W ten weekend był zlot motocyklowy w Toruniu więc na stacji po chwili oprócz naszej dwójki było jeszcze kilku motocyklistów. ;-) Przeczekaliśmy burzę i ruszyliśmy dalej. Tego dnia po okropnych mękach dojechaliśmy do Połczyna Zdroju. Nocowaliśmy w wynajętym za małe pieniądze pokoju gdyż byliśmy wykończeni. Na liczniku 460km.
__________________
 ;-)
|