![]() |
Na kolejne mroźne wieczory - tym razem Bałkany i Grecja [Lipiec 2008]
Po takich miłych słowach o poprzedniej mojej relacji nie wypada osiadać na laurach;) Skoro moja pisanina się niektórym podoba, a ja mam frajdę z pisania i wspominania, to będę was męczyć dalej :p
Bałkany i Grecja, lipiec 2008 (jako absolwentka wydziału nauk geograficznych muszę dodać: tak, tak, wiem, że geograficznie Grecja to też Bałkany) Wakacje AD 2008 planujemy w biegu. Początkowo z różnych takich przyczyn miały być „puszkowe”, ale koniec końców mogliśmy jednak pojechać motocyklem. Tylko gdzie? Zostały dwa tygodnie do zaplanowanego urlopu (termin ustalony pół roku temu) i trzeba coś wymyślić. Ostatnich kilka sezonów na wakacjach głównie marzliśmy i mokliśmy (Norwegia, Dania, Rumunia, Alpy) i ja stawiam veto: ma być ciepło. I słońce. I może nawet ciut plaży (rozpusta!). Coś tam myślimy o południu Francji (tzn. głównie ja) i wydzwaniamy po znajomych , czy nie chcą się podłączyć. Ale znajomi jakoś ostatnio głównie się rozmnażają i z pieluch nie wychodzą ;) Pastor (który zdaje się, że też wtedy tonął w pieluchach) daje nam namiar na znajomych (oczywiście jeżdżących na jedynej słusznej marce z oznaczeniem GS), którzy lecą na Kretę i do których można się podłączyć. W ogóle się nie znamy, ale co tam. Ustalamy telefonicznie i mailowo plan ramowy (oni konkretnego dnia okrętują się na prom na Kretę w Salonikach, my wracamy solo) i można się pakować. Największy problem to mapy (Albania i takie tam), ale udaje się coś papierowego szybko kupić via Internet, coś tam na GPS ściągnąć (mapa Albanii wygląda imponująco. Może z sześć dróg na krzyż). Chcemy po drodze na kilka dni zatrzymać się w Czarnogórze, P. znajduje namiary na nocleg u Polki prowadzącej szkołę nurkowania. Jakiś cud się staje, dają P. wolny piątek i tym samym możemy już w czwartek po południu ruszać do Wrocka, gdzie nocujemy u Agi i Adama (znanego wam szerzej jako AdaM72), czyli naszych towarzyszy podróży. A oni jeszcze w totalnym proszku;) Ustaliliśmy, że bierzemy na wszelki wypadek namioty i ciężko to teraz wszystko upchnąć. My rozparcelowaliśmy namiot, stelaż jedzie pod centralnym kufrem, mini-materace w tankbagu, namiot i śpiwory w kufrach bocznych. To tego jeszcze kondomy (mój waży tonę, bo jest strasznie gruby). Nie wiem jakim cudem, ale jakoś się to wszystko zmieściło w kufrach. A&A mają plan, żeby ogromną torbę wrzucić na centralny kufer, ale średnio to wychodzi i pakują się od nowa. Podobno o piątej kończą;) a torba na kufrze i tak ląduje, tyle, że mniejsza… Rano, z 2godzinnym obsuwem w końcu jesteśmy pod garażem gotowi do drogi ;) http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_2817.JPG Chcemy dojechać gdzieś w okolice Zagrzebia. Czechy, Słowacja, Węgry, Słowenia, Chorwacja. Nudy. Przerwy na siusiu, tankowanie i jedzenie. Kiedy robi się ciemno szukamy noclegu, jesteśmy ciut przed Zagrzebiem, okolica mało turystyczna. Jak już znajdujemy jakiś pension, to brak wolnych miejsc, ale recepcjonistka na tyle uprzejma, że dzwoni gdzieś indziej i nas anonsuje. Lądujemy w jakiejś wioseczce, gdzie jest spory pensjonat połączony z lokalną knajpą. Warunki średnie, ceny nieco wyżej niż średnie. Ale można płacić w Euro, innych walut chwilowo brak. Rano sporo czasu zajmuje nam wymiana euro na lokalną walutę w banku i ruszmy dalej. Cel – Czarnogóra. A konkretnie Bigova (albo Bigovo, zależnie od mapy), gdzie ma na nas czekać nocleg. Przelot przez Chorwację to jedna, dłuuuga autobana: http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2829.JPG Choć widoczki bywają ładne: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2839.JPG Mijamy Dubrovnik (kiedy go w końcu zwiedzimy???) Kawałeczek przejeżdżamy przez Bośnię. Usiłujemy się dodzwonić do babki od noclegu, ale nic z tego... http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2854.JPG Jest już prawie ciemno, gdy wjeżdżamy do Czarnogóry. Na granicy trochę jakby cofnięcie się w czasie (kolejki…). Stoimy, myślimy, patrzymy na mapę (cholera, daleko jeszcze, a tu ciemno) i jedziemy „służbowo”. Na szczęście nikt nie protestuje, albo robi to na tyle cicho, że nie słyszymy. Pieczęć w paszport (pierwsza od wielu lat) i lecimy dalej. Jakoś tak smętniej i biedniej się zrobiło. Aż dojeżdżamy do Zatoki Kotorskiej (czyli Boki Kotorskiej), a konkretniej Herceg Novi. Tu dla odmiany: światła, hałas, kupa ludzi i ogólnie: wakacje w kurorcie. http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...torska_map.jpg Musimy znaleźć się po drugiej stronie zatoki, aby to objechać trzeba kilkudziesięciu km, a promem kilka minut. (Prom kursuje w najwęższym miejscu zatoki, co widać na mapie. Bigowa jest w dolnym prawym rogu.) Nie jesteśmy pewni, czy koło 21 jeszcze jakieś promy chodzą, ale problemu nie ma. Rozkładu zresztą też ;) Jak przypłynie, to jest. A że promów jest kilka, to często jest. Ładujemy się na prom, zjeżdżamy po drugiej stronie, przebujamy się przez miasto i szukamy Bigovej. Z głównej drogi odbijamy w bok i dość konkretnie pod górę. Robi mi się nieco niewyraźnie kiedy patrzę na GPS. Serpentyna za serpentyną… a jest już kompletnie ciemno… No nic, jedziemy. Na końcu, kiedy widzimy już światła wsi (Bigova leży nad Adriatykiem, nie Boką Kotorską, czyli trzeba przejechać górki) lekki problem logistyczny: GPS w lewo, asfalt prosto. Po ciemku wolimy asfalt. Wjeżdżamy do wsi, zatrzymujemy się w centrum (czyli pod jedyną knajpą). Babka nadal nie odbiera… Jest już po 23, fajnie byłoby mieć gdzie spać… Adam zgodnie z zasadą „take it easy” proponuje kolację w knajpie, my wolelibyśmy najpierw zabezpieczyć podstawowe potrzeby bytowe, czyli łóżko. Czyli dwoje idzie do knajpy, dwoje szuka noclegu. O babce od szkoły nurkowania nikt nie słyszał… Tuż za rogiem widzimy szyld (w wolnym tłumaczeniu) „Pensjonat u Vesny”, jest przyjemny apartament dwupokojowy z balkonem i widokiem, cena może nie powala na kolana, ale o tej godzinie ciężko dyskutować. Bierzemy na 4 doby, bo chcemy tę Czarnogórę trochę zjeździć, a na taki mikro-kraik to chyba starczy… Teraz my też możemy zasiąść spokojnie do kolacji. Ale najpierw jeszcze się Przemek trochę powkurza, że ktoś zahaczył o jego moto. Nic się stało, ale widok pięknego, żółtego, wychuchanego, jedynego w swoim rodzaju GSa leżącego na asfalcie… (nie dodam: bezcenne :Sarcastic: ) Mamy jeszcze mały problem parkingowy - tzn. jego ogólny brak przed budynkiem. Właściciel pensjonatu z uśmiechem zaprasza do wjazdu na parking za domem. Z tegoż parkingu wchodzi się bezpośrednio do naszego mieszkanka, które od strony ulicy (i morza) jest na ...4 piętrze. Na parking prowadzi dróżka dookoła wsi, wyłożona ni to tłuczniem, ni to grubymi kamieniami, z której należy ostro skręcić i jeszcze ostrzej pojechać w dół. I zatrzymać się przed drzwiami - też zapewne ostro;). Oświetlenia jakiegokolwiek brak. Może to i dobrze, bo jak rano kierowcy widzą po czym jechali (a niektórzy zapomnieli wyłączyć ABSa :mur:) z pełnym "okufrowaniem" to robi im się ciepło... I P. już pamięta o wyłączaniu ABSa:D A rano budzi nas piękny widok z balkonu na małą zatoczkę Adriatyku: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2860.JPG cdn ;) |
"Znowuż" się fajnie czyta:]
Masz fajne lekkie pióro (miła odmiana dla "hardcorowych" relacji z "zakurzonych" krain), czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:) |
Masz dziewczyno dar!
Czekam na ciąg dalszy.... |
Balkon to dobra rzecz. Szczególnie taki wielki i z widokiem. Śniadanie z widokiem smakuje zupełnie inaczej ;) Mamy za sobą 1600 km, więc chcemy dziś nieco mniej pojeździć, a bardziej popatrzeć i podelektować się ciepełkiem. Ale najpierw trzeba wyjechać z tego nieco hardcorowego (przynajmniej dla nas i naszych opon) parkingu (za tym kawałkiem betonu zaczynały się kamienie):
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2967.JPG Następne razy były coraz prostsze ;) Ale to już Adam musiałby się wypowiedzieć, bo ja jeszcze początkująca motocyklistka jestem ;) Zaczynamy od tego, co najbliżej, czyli Boki Kotorskiej. Najpierw na drugi brzeg promem (kosztuje jakieś śmieszne pieniądze, 2 euro chyba) i powrót dookoła. Kolejka do promu straszliwa i ciasna, nie bardzo da się przecisnąć, więc potulnie stoimy na tym żarze. Na szczęście promy płyną jeden za drugim http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2869.JPG Boka Kotorska jest nazywana fiordem, bo faktycznie mocno go przypomina, ale nie ma z nim nic wspólnego. Droga leci dokładnie brzegiem, który o dziwo, nie jest turystycznie zabudowany i widoczki są z tych zabójczych. Góry + woda + ciepełko, czego chcieć więcej? (Może ciut cienia, od czasu do czasu). To zdjęcie strasznie lubię, choć nie wiem dlaczego (może dlatego, że mnie na nim nie ma?) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2878.JPG Mini wysepki z cerkiewkami na środku zatoki: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2899.JPG Przewodnik Pascala podaje, że wioska Perast jest kwintesencją tutejszego klimatu. W pełni się zgadzam. Czas tu jakby biegnie wolniej, a gwar życia jest gdzieś obok: http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2906.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2893.JPG To miało być artystyczne zdjęcie z morską wodą, której bryzgi sięgają cylindrów GSa ;) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_2910.JPG Przez Perast nie wypada tak po prostu przejechać, więc testujemy lokalną knajpę pod kątem obiadowym. A&A decydują się na lokalną rybę i nie narzekają, ja dostaję w końcu swoją ulubioną sałatkę szopską, której o dziwo w Chorwacji nie mieli. Jedziemy dalej wzdłuż brzegu zatoki, do Kotoru. Kotor jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie. Stare miasto otoczone jest średniowiecznymi murami miejskimi, które łączą się z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na Samotnym Wzgórzu o wysokości 260 m n.p.m. Długość murów wynosi 4,5 km. Charakterystyczną średniowieczną urbanistykę stanowią wąskie, kręte uliczki i nieregularne place, wspaniałe świątynie i budynki w stylach romańskim, gotyckim, renesansowym i barokowym. Przypominam sobie ze studiów, że Kotor prawie kompletnie zniszczyło trzęsienie ziemi (7,3 stopnia w skali Richtera w 1979). Ale nie widzimy po tym zdarzeniu żadnych śladów. (Mała dygresja: z balkonu w Bigovej widzimy w ogródku gospodarzy jakieś kamienne fundamenty i kawałek ściany. Dowiadujemy się, że to był dom babci, który zawalił się podczas tego trzęsienia. O babcię nie zapytaliśmy...) Stare miasto i mury obronne z zewnątrz: (z prawej wejście mostem zwodzonym) http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/P7120189.JPG Kotor: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2912.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2914.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2953.JPG Wspinamy się na twierdzę św. Jana. Mniej więcej po ¼ mamy dość. Ale dla widoków warto, nawet w tym upale (te 260 m w górę to ponad 1000 schodów, a jest coś koło 36-38 stopni…) http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2942.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/P7120228.JPG Ale do szczytu jeszcze kawałek: http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_2921.JPG A na szczycie stał pan i sprzedawał wodę w cenie 4 euro/sztuka ;) Przynajmniej tak twierdzi tak trójka , która doszła na szczyt, bo ja spasowałam nieco wcześniej. Nie dali panu zarobić… A jak już zeszliśmy (siłą woli chyba), to się prawie przyssaliśmy do ulicznej studni http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2944.JPG Wizyta w sklepie, zapas wina na wieczorne rozmowy balkonowe i możemy wracać do Bigovej. Do wyboru mamy albo nową drogę przez tunel, albo starą przez góry. Już nie pamiętam, którą wtedy pojechaliśmy ;) Po drodze zatrzymujemy się przy lokalnej cerkiewce i cmentarzu, gdzie zastaje nas zachód słońca. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2962.JPG I widzimy pierwszego żółwia (te plaskate na asfalcie się nie liczą) http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_2964.JPG Wieczorem wpadamy na Polkę, która miała nam zaklepać noclegi (no ale macie gdzie spać, prawda? Nic się przecież nie stało). W końcu widzimy jej „szkołę nurkowania” , która przypomina szopkę na ogródku i wiele tłumaczy… cdn |
Czekamy na następny odcinek;)
|
Tak, tak... Czekamy!!!
|
Ale się cieplutko zrobiło :smoking:
|
Ja protestuję dementuję i w te pędy wyłuszczam poczemu. Po pierwsze primo wcale nie byliśmy w proszku, tylko mieliśmy jeszcze parę fantów do spakowania. A, że te co rusz zawieruszały się w pozostałościach przeprowadzki, to już nie nasza wina. Takoż i nie nasza wina, że na sam koniec zawieruszyły się gdzieś spakowane kufry. Po wtóre primo czyli jeszcze sekundę, fantów mieliśmy dużo, bo ja dużo czytam na forum Afrika Korps, tfu, Afrika Twin (twin znaczy bliźniak, zna się trochę te języki, co nie?) i stoi tu jak wół napisane, że BMW to w ogóle są bardzo złe i nie nadają się do jeżdżenia dokądkolwiek, bo się psują. No to ja sobie pomyślałem, że będę chytrzejszy niż niemieckie inżyniery i zrobię ich nomen omen w wała biorąc niezbędne części zamienne. Wśród drobiazgów musiałem zatem pomieścić cztery wały napędowe (aby uniknąć kirgiskiej katastrofy niejakiego Frrrranca) dyfer, skrzynię biegów, wahacz i te, no…. żarówki. Do tego doszły manele z listy im. św. Podosa (tylko migomat nie dawał się upchnąć z uwagi na gabaryty butli i odpuściliśmy). I dlatego, mając już kufrotekę zapakowaną żelastwem, spakowaliśmy również zawzmiankowaną torbę, wypchaną, notabene, łakociami i ciepłymi skarpetami. Ale naonczas wzrost motocykla zrobił się na tyle duży, że trzeba było rozważyć alternatywny przejazd z uwagi na niskie wiadukty i tunele w związku z czem torba została zamieniona na dwa śpiwory a łakocie spożyliśmy na miejscu, najadając i napijając się na zapas. Skarpety wdzialiśmy na własne stopy celem zapewnienia komfortu termicznego i te zabiegi spowodowały zmniejszenie wysokości motocykla o około 3,20m.
Po wtóre, po dotarciu do tego Bigova (Bigovej?), byliśmy głodni i dlatego udaliśmy się, mimo protestów pozostałej części ekspedycji do lokalu, gdzie oddaliśmy się uciechom spożycia. http://lh6.ggpht.com/_rDkFgdb0Ujs/SJ...0/P7110105.JPG I ta radość trwała aż do chwili pożałowania godnego zajścia pod GSem. I tutaj również dodaję swe dementi – otóż motocykla w kolorze żółtym nikt nie zahaczył, lecz został ofiarą przemocy. Przemek zaparkował go na środku Bigovskiego (jedynego zresztą) skrzyżowania biorąc kształty wyznaczone namalowanymi tam liniami za miejsca parkingowe. To spowodowało potężny zator z udziałem ok. 30% miejscowych pojazdów (wg naszych skromnych szacunków były to trzy samochody i skuter na dokładkę). Taki paraliż komunikacyjny, prócz antyspołecznych i niecenzuralnych postaw kierowców, spowodował przebudzenie obywatelskiej postawy u jednego z gości drzemiącego w gospodzie opodal skrzyżowania, który z gromkim okrzykiem „spakojna, wsio budziet charaszo! U mienia jest oczień krasiwaja jubka, na potęgę posępnego czerepu, aj hew pałer!” (albo jakoś podobnie) rzucił się rozładowywać sytuację. Przecenił jednak swoje możliwości i przy próbie zepchnięcia załadowanego GSa z centralnej podstawki, pomylił strony świata miast spychać w kierunku wschodnim i pchnął motocykl na południe. Zauważywszy pomyłkę, zmienił rozkład sił i przyjął swój błąd na klatę oraz czachę i kończyny dolne. Resztę, wśród żywiołowych braw lokalnie zgromadzonych pijących, sam tymi oto rękami, które pracowicie kreślą te oto litery uratowałem sytuację i zostałem miejscowym bohaterem, czczonym zwłaszcza sklepie spożywczym, gdzie to Małżonka moja wskutek tego zajścia była uprawniona do nabycia wędliny (konkretnie to Budimskiej) w promocyjnej cenie. Ja zaś, w owym czasie, taktownie odmówiwszy bratania się z obywatelem właśnie wydobytym spod motocykla, transportując go przy pomocy kołnierza jego koszuli na uprzednio zajmowane miejsce, (w sumie od drugiej wojny było dość czasu na dość dokumentne zbratanie się z tym narodem, i już chwatit’) udałem się na piedestał, gdzie wzniosłem toast za miejscową zacną ludność oraz trunki. A co do wyjazdu z parkingu to nie wiem czy był hardkorowy, bo miałem ze strachu zamknięte oczy. Ja wrażliwy jestem i nie mogę ta takie rzeczy patrzeć. Otwierałem dopiero gdy błędnik podpowiadał, że szybkość wznoszenia malała do zera. Ale wówczas nie patrzyłem w dół. A samego zjazdu na parking na szczęście nie pamiętam, gdyż było całkiem ciemno a ja wcześniej piłem alkohol w gospodzie. |
No widzisz Adam, demencja starcza mnie dopada... Ale na usprawiedliwienie dodam, że nas przy tym godnym pożałowania zajściu nie było ;) W każdym razie GS wyszedł z tego bez najmniejszej ryski ;)
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Muszę zacząć od hasła, które znalazłam na jednej z turystycznych stron czarnogórskich:
„Dobrodošli na web sajt” :cool: Kolejny dzień poświęcamy na tzw. „must see” , czyli Budvę, Stary Bar oraz Park Narodowy Lovcen. Ruszamy starą drogą na Kotor. Same serpentyny, z każdą następną lepiej widać Bokę Kotorską, i przy okazji lotnisko w Tivacie. Fajny efekt: samoloty podchodzące do lądowania są niżej niż my ;) Co 100 m ma się człowiek ochotę zatrzymać i oglądać ;) http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2969.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_2982.JPG Ze mnie się śmieją, że mi się kasku nie chce ściągać. A co, źle wyglądam? Na ramionach już koszulka, bo zaczyna fest piec od słońca... P. nawet nie myśli o krótkim rękawie po zeszłorocznej Chorwacji. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_2983.JPG W końcu wjeżdżamy na górę i kierujemy się ku mauzoleum ostatniego króla Czarnogóry Piotra II na szczycie góry Lovcen. Wjechaliśmy całkiem wysoko – ponad 1700 m n.p.m. Niestety do samego mauzoleum prowadzi jeszcze całkiem sporo schodów. Dlatego też niektórzy (czyli ja) zamiast mauzoleum wybierają pobliską restaurację z widokiem na pół Bałkanów, a w szczególności Albanię. Jak się tak patrzy z góry, to już trochę świta , skąd wzięła się nazwa Czarnogóra. Góry są prawie czarne z daleka... Restauracja była fajna, w stylu „wczesny Gierek świetnie zachowany”. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2996.JPG Trochę się po tym parku narodowym kręcimy (ogólny brak turystów), ale rozmiary to ma on niewielkie. http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3003.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_2985.JPG Zjeżdżamy na dół do Cetinje, dawnej stolicy Czarnogóry. Miasto jak miasto, nawet się nie zatrzymujemy. To już zdecydowanie mniej turystyczna część Czarnogóry, a więc także mniej cywilizowana, taka bardziej swojska. A jakie motoklimaty fajne: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3010.JPG Zjeżdżamy drogą 2-3 do Budvy, czyli Cannes jak mówi Adam. To najważniejszy ośrodek turystyczny w Czarnogórze, i widać to z daleka. jakoś dziwnie bogato i snobistycznie się robi … Równie dobrze moglibyśmy być w Hurghadzie ;) Ale gdyby odjąć te tabuny turystów (w końcu jest lipiec, nie ma co marudzić) to widać piękne średniowieczne miasteczko z murami obronnymi: http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3019.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3025.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3028.JPG Obchodzimy dookoła stare miasto w Budvie i ruszamy wzdłuż Adriatyku do Starego Baru. Niestety ten kawałek wybrzeża to hotel za hotelem… A to największa atrakcja Czarnogóry, czyli wyspa Św. Stefan. Za naszego pobytu zamknięta - remont. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3029.JPG Najlepsze było to, że parking przy plaży, z której wchodzi się na ten cud kosztował chyba 11 Euro. I oczywiście nie było na nim tabliczki, że zabytek chwilowo nieczynny... Na szczęście nasze moto mają płatne parkingi w poważaniu ;) W Barze (nazwa w końcu zobowiązuje) mamy pewne problemy ze znalezieniem właściwej drogi do Starego Baru. Lądujemy w jakimś wąwoziku, ładnie jest, ale na pewno nie jest to Stary Bar. Jakieś tabliczki niby po drodze były, ale na strategicznych skrzyżowaniach był ich zdecydowany brak. A GPS został w Bigovej, bo nie chciało się brać tankbaga, na którym to urządzenie było zainstalowane… W końcu docieramy. Moto na parking, my do sklepu po konieczne nawodnienie organizmu. Sprzedawca po wypytaniu skąd jesteśmy mówi coś o Polsce i Putinie. Nie bardzo wiemy o co biega, czy jest przeciwko Polsce, czy Putinowi, czy jednemu i drugiemu… Tu lepiej za dużo o polityce nie mówić. Cześć ludzi jest za niepodległą Czarnogórą, a część wolałaby widzieć ją w federacji z Serbią i ta jest chyba prorosyjska... Nawet co do alfabetu nie mogą się dogadać. Oficjalnie mają alfabet łaciński, ale grażdanka (czyli bukwy) też się zdarza. Stary Bar z pewnością warty jest wizyty. Ruiny miasta są pokaźne, turyści nie depczą sobie po piętach… W VI wieku Rzymianie mieli tu założyć gród nazwany Antibarum, nazwa wzięła się stąd, że leżał naprzeciwko miasta Bari we Włoszech. Miasto zostało zniszczone w 1878 r. w czasie wojny rosyjsko-tureckiej. W 1979 r. nawiedziło go trzęsienie ziemi (to samo co Kotor). http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3062.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3056.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3043.JPG Na parkingu mamy fana GSów, Albańczyka chyba. P. przewozi chłopaka dookoła Baru i ja po chwili się zastanawiam, czy na pewno to był dobry pomysł… Mam już wizję, jak chłopak wyciąga zza pazuchy nóż ;) Oj, ciężko się pozbyć uprzedzeń… http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/P7130494.JPG Słoneczko powoli zachodzi, czas się zbierać. Tą samą drogą wracamy do Budvy i dalej na Tivat. Wieje jakiś dziwny wiatr (nie Bora), robi się strasznie wilgotno. Na wszystkim, z motocyklami włącznie skrapla się para wodna i ciężko oddychać. Wracamy już po ciemku, kiedy odbijamy od morza nie jest już tak wilgotno, a nawet robi się chłodnawo. Ale w Bigovej znów ta wilgoć… Siedzimy na balkonie i patrzymy, jak wszystko łącznie z nami pokrywa się warstwą wilgoci… cdn. |
Cytat:
Cytat:
|
Cytat:
|
Cytat:
Zdrv! :hello: |
Cytat:
|
Poprzedniego dnia wieczorem robimy „burzę mózgów” z mężem właścicielki pensjonatu, mówiącym całkiem, całkiem po angielsku. Chcemy pojechać w góry Durmitor, ale droga przez góry jest biała na mapie. Czytając relacje poprzedników w sieci (to był 2008 przypominam), zgłupieliśmy, czy jest szansa na przejazd tamtędy naszymi maszynami. Co prawda to GSy, ale opony mamy zdecydowanie mało terenowe…
Nasz gospodarz twierdzi, że droga może być mocno terenowa, on jej nie zna (choć jest przewodnikiem!), ale może na moto się uda. A w ogóle to po białych drogach w Czarnogórze się nie jeździ… Hmmm… Ale my chcemy to zobaczyć…. Do tego kanion rzeki Tara, Piva i inne takie… Kilometrowo nie jest to zbyt daleko (ok. 150 km do stóp masywu górskiego), ale nie bardzo wiadomo, czego się spodziewać. A&A są za wypadem 2-dniowym z namiotem, my za wieczornym powrotem. Koniec końców postanawiamy pojechać każdy po swojemu i startujemy w przeciwnych kierunkach. Zobaczymy, w którym miejscu na siebie wpadniemy… My wyruszamy dość wcześnie, przez Budve i dalej na północ przez Cetinje do stolicy – Podgoricy. Nic ciekawego w przewodniku o niej nie piszą, więc się nie zatrzymujemy. Pakujemy się przez centrum, ale miasto małe, więc problemu nie ma. Najładniejszy był most, coś mi się kołacze, że zbudowany przez Amerykanów po wojnie kilka lat temu, ciekawe, czy w ramach przeprosin za bombardowania: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3077.JPG Dalej główną drogą (nr 2), ale ruch raczej niewielki. Wzdłuż drogi płynie rzeka Mrtvica, są już górki, miejscami droga biegnie wąwozem, i ogólnie ładnie jest: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3093.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3082.JPG Ciekawe co oznaczał ten znak? http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3116.JPG Odbijamy nieco w bok, żeby zobaczyć Park Narodowy Biogardska Gora. Taki kawałek lasu (bukowy chyba?) i fajne jeziorko. http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3102.JPG Chłodnawo się robi, nawet coś tam kropi, a nam do głowy nie wpadło, żeby kondomy wziąć… Ale na szczęście zaraz przestaje. Ale o jeżdżeniu w krótkim rękawku na dziś trzeba zapomnieć. Wracamy do głównej drogi i przed Mojkovacem odbijamy na zachód, na Žabljak. Droga wije się wzdłuż rzeki Tary i jest chyba najpiękniejszy kawałek drogi w Czarnogórze. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby od czasu do czasu wykarczować nieco krzaków na poboczu, bo skutecznie zasłaniają widok na Tarę, płynącą w dole. Ruchu prawie żadnego. Jedziemy krajoznawczo, delektując się widokami: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3110.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3121.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3122.JPG Krótka przerwa na zakładanie skarpetek bo zimno w gołe nogi (a ja jak zwykle w sandałach/klapkach ;)) Kasku nie ściągam ;) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3124.JPG Mijamy piękny most nad Tarą http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/IMG_3129.JPG Żeby zrobić powyższe zdjęcie, P. zjechał w dół jakąś polną piaszczystą drogą. Ja odmówiłam kooperacji, bo mam chwilowo jakiś lekki uraz co do jeżdżenia po kopnym piachu (może dlatego, że koncertowo się wywaliliśmy na wydmie miesiąc wcześniej?). Poza tym jazda dla pasażera, który nie ma jak podnieść tyłka w czasie jazdy jest taka sobie. http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3132.JPG Dojeżdżamy do Žabljaka (Žabljaku?). To główny czarnogórski ośrodek sportów zimowych, dookoła górki dochodzące do ponad 2000. Latem zdecydowanie senny… Przerwa na obiadek i ruszamy dalej. Przed nami Durmitor. Jest ładnie. Jesteśmy jakby na płaskowyżu, a dookoła coś podobnego do połonin. http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3139.JPG Próbujemy dotrzeć nad jezioro Crno. Niby jest drogowskaz, ale później następują 4 rozjazdy jeden po drugim i na każdym brak oznaczeń… Szuter robi się coraz bardziej kopny, według GPSa jesteśmy na środku niczego i zarządzamy odwrót. Wracamy na asfalt. Za 1 km jest zjazd na drogę przez Durmitor, co do której tyle było wątpliwości dzień wcześniej. No nic, jedziemy. Hmmm. Asfalt. Wąski, ale asfalt. Z osobówką da się nawet minąć (a dokładnie jedną po drodze spotkaliśmy ;)) Asfalt wygląda na świeżo położony i to może tłumaczyć niewiedzę naszego gospodarza. http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3143.JPG Krajobraz się zmienia na alpejski. A mi aż oczka się świecą, jak widzę pięknie sfałdowane wapienie – zdjęcie formatu A3 do dziś mam na ścianie w pracy ;) Do tego jeszcze widzę krasowe ponory i inne takie… Jest pięknie ! http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3147.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3151.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3155.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3159.JPG Droga przez Durmitor (w linii prostej) ma jakieś 20 km, ale być w Czarnogórze i nie przejechać tamtędy to grzech. Szczególnie dla tych, którzy nie byli w Alpach. Droga kończy się podobnym płaskowyżem, jakim się zaczęła: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3163.JPG I takie fajne tuneliki ze skrzyżowaniami też są: http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/P7140543.JPG Gdy powoli zjeżdżamy w dół, słyszymy pierwszy dziś motocykl. A na motocyklu oczywiście Aga i Adam. Zgodnie z zasadą „take it easy” nie bardzo się śpieszą, choć już popołudnie. Obstawiamy, że nocują dziś w namiocie ;) Dojeżdżamy do drogi głównej (nr 18), ale nadal jest ładnie. W dole Pivsko jezero (chyba tama na rzece Piva). http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3173.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3177.JPG A to jedno z moich ulubionych zdjęć: http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3174.JPG Został nam już tylko powrót do Bigovej przez Nikšič i Podgoricę, czyli jakieś 130 km. Droga biegnie przez płaskowyż koło 1000 m n.p.m. i też brzydka nie jest. A bardzo późnym wieczorem (albo raczej nocą) dostajemy smsa „wracamy dziś”. |
Cytat:
A odnośnie jazdy na zawzmiankowaną "białą drogę" w Durmitorze, to dodam, że my zdecydowaliśmy się wyjazd dopiero, kiedy Slobo (ten przewodnik od naszej hawiry) obrzuciwszy mocno krytycznym wzrokiem nasze motocykle zawyrokował: "nie macie szans". Żeby trzymał dziób na kłódkę, to nie pewnie nie ruszylibyśmy z miejsca. A tak, wziął mnie na ambicję (co? ja nie przejadę?!). Tyle, że rzeczona trasa okazała się elegancką asfaltóweczka, w sam raz na matiza, no ale na pociechę trafiliśmy po drodze nad dość przyjemne słone jezioro: http://lh3.ggpht.com/_rDkFgdb0Ujs/SJ.../panorama4.jpg |
Poprzedni dzień spędziliśmy pracowicie, a jutro czeka nas przejazd przez bliżej nieznaną Albanię, więc postanawiamy jeden dzień nie robić nic. Tzn. poleżeć na betonowej plaży, skorzystać z miejscowej knajpy i się spakować.
Plaża miała szerokość w porywach do 3 m i była konstrukcji kamienno – betonowej. Od wchodzenia do wody dość skutecznie odstraszały jeżowce, a my nie mieliśmy klapek… Ale i tak było fajnie ;) http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3199.JPG W końcu zaliczyliśmy słynną (według miejscowych, bo jej sława do Polski nie dotarła) restaurację rybną. Polecamy. Apetyt (nieprzyzwyczajonym) psuje jedynie wylewanie rybich flaczków do morza tuż przy wejściu, ale podobno od tego lepiej ryby biorą, więc klient powinien być i tak zadowolony. Po południu mały spacerek na drugi brzeg zatoczki, skąd były ładne widoczki na Bigovą i zawadzamy na lokalny cmentarz. Prawosławny. Chyba 95% grobów nosi to samo nazwisko! http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3205.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3208.JPG Wyjechaliśmy dość wcześnie rano znaną nam już drogą przez Budvę i Bar w kierunku Albanii. Od razu wyjaśnię, że przez Albanię chcieliśmy (a z zasadzie musieliśmy) tylko przeskoczyć, bo po pierwsze w 2008 nie było tam jeszcze zbyt wiele porządnych asfaltowych dróg, a po drugie mieliśmy być na konkretną datę w Salonikach. Poza tym nie można mieć wszystkiego: nastawiliśmy się na Czarnogórę i Grecję, więc do Albanii trzeba pojechać raz jeszcze ;) Ostatnie tankowanie w Czarnogórze (nie byliśmy pewni, jak będzie z kartami w Albanii, a leków nie chciało nam się kupować). Pachnie już Albanią, bo żeńska część obsługi nosi hidżaby. Płacąc za benzynę zauważam brak drugiej, na szczęście debetowej, karty. Ostatnio miałam ją w ręku w Chorwacji, więc szukaj wiatru w polu. Lekka panika, bo to było prawie tydzień temu, więc różne fajne rzeczy mogły się zdarzyć. I do tego oczywiście nie mam numeru do banku żeby ją zastrzec. Mam za to numer innego banku na drugiej karcie, też Visa. No to dzwonię, może podadzą numer do jakiegoś centrum Visy. Dzwoni się fajnie , 8 zł/minuta. Panienka po dłuższym namawianiu i tłumaczeniu, że jestem na końcu świata w Albanii (niewiele skłamałam, to było ze 3 km od przejścia) dyktuje jakiś numer. A pod numerem zgłasza się …inny bank. Mnie powoli szlag trafia, bo zaraz pieniądze na karcie telefonu mi się skończą. Biorę telefon P. (służbowy ;)) i dzwonię do mamy. „Nie wiem jak masz to zrobić , ale musisz mi zastrzec kartę do bankomatu”. Mama znalazła jakiś stary wyciąg, poudawała mnie (w końcu wie np. jak brzmi nazwisko panieńskie mojej mamy ;)) i zastrzegła. Pod wieczór dostaję upragnionego smsa: załatwione, nikt nie używał karty. Uffff… Do dziś nie wiem jak ją zgubiłam. Wjeżdżamy do Albanii przez Muriqan i mamy wrażenie, jakbyśmy do Azji wjechali. Przejście (o ile to tak można nazwać) akurat było w budowie, asfaltu brak, ogólny bajzel i syf. Paszporty podbijają w jakiejś budce, kompletnie nie rozumiemy co do nas mówią, jedziemy dalej, na Shkodër. Przedmieścia miasta są chyba cygańskie i wyglądają, hmm… http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/P7160657.JPG Jedziemy koło Krujë, nie wiedzieć czemu nie wpadamy na to, żeby zwiedzić zamek i lecimy na Tiranę. Tu musimy pstryknąć fotę: http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3216.JPG Mocno nas straszono przejazdem przez Tiranę (totalny brak obwodnicy) i Adam ma podrukowane zdjęcia satelitarne ;) Plus nasz GPS z ubogą mapą Albanii i jakoś dajemy radę. Trochę jakieś inne zasady ruchu, brak podziału na pasy ruchu (chyba jest ich tyle, ile akurat potrzeba), ale nikt krzywdy nam nie robi i przejeżdżamy bez większych problemów. Zabytki Tirany są specyficzne, więc oglądamy je tylko z siedzeń. http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3217.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3220.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3226.JPG To ostatnie to mauzoleum Envera Hodży, zaprojektowne przez jego córkę. Jedziemy dalej na południe, drogą SH1. Chyba po nowym asfalcie. Widoki zapierają dech. Dotychczas wydawało mi się, że górskie drogi prowadzi się głównie przełęczami, ale w Albanii widać nieco inaczej. Mam wrażenie, że droga prowadzi od szczytu do szczytu, i aż boję się patrzyć w dół. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3242.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3232.JPG Zatrzymujemy się na obiad w terenie, ale musimy odjechać ze 100 m od asfaltu, żeby przestać czuć smród przydrożnych śmieci. http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3230.JPG Ale jest pięknie: http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3244.JPG Dojeżdżamy do Elbasan, gdzie mieściła się największa huta aluminium. Te widoki to my znamy, na szczęście głównie z przeszłości… http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3253.JPG W Elbasan skręcamy na wschód, w kierunku Macedonii. Nadal górzyście i ładnie, tylko trochę niżej. Zaczyna się kraina bunkrów ;) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3258.JPG Podobno było ich 600 tys. Każdy kosztował tyle co mieszkanie (pewnie dlatego na mieszkania już nie starczyło…) i do niczego nigdy się przydał. Aż trudno uwierzyć, że cały naród może wierzyć w urojenia jednego przywódcy… Ale Albania to oczywiście tylko jeden przykład z wielu… Im bliżej granicy, tym „wskaźnik obunkrowania” wyższy. Można naliczyć kilkadziesiąt nie obracając głowy. Konkurs obrazkowy: ile widzisz bunkrów? http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3264.JPG Tylko liznęliśmy Albanię, na pewno trzeba tu wrócić i poszwędać się po tych pięknych górach, póki nie ma nawału turystów. No ale trzeba się nastawić na drogi szutrowe. Swoją drogą... to chyba w sam raz na moją F650 GS :o Widać, że cywilizacja atakuje Albanię mocno, przy głównych drogach chyba co 5 km budowano właśnie stacje paliw albo restauracje... Dojeżdżamy do granicy z Macedonią w Përrenjas nad jeziorem Ohrydzkim, trochę czekamy w kolejce i droga wolna. http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3266.JPG Pod wieczór dojeżdżamy do Ohrydu, jednego z większych miast w Macedonii, korzystamy z usług „naganiaczy” i mamy nocleg w cenie (chyba) 8 euro/pokój. Standard jest jaki jest, ale to tylko jedna noc. Ruszamy wieczorem na miasto, jak chyba wszyscy mieszkańcy i turyści ;) Tłok straszliwy. Ale z powrotem Europa ;) Postanawiamy poszperać, co w tej mało znanej Macedonii jest ciekawego i jutro kawałek się przejechać. Na szczęście mamy przewodnik Bezdroży i stawiamy na jeziora Ohryd i Prespańskie. Na razie bardzo podobają nam się ceny, szczególnie owoców ;) |
Raniutko wyjeżdżamy z macedońskiego Ohridu na głodnego, punkt pierwszy to zakupy śniadaniowe. Najważniejsze – kawa w puszce, najlepiej z lodówki ;) i jedziemy wzdłuż brzegu jeziora Ohrydzkiego. Dość mocno zagospodarowane turystycznie (aż żałujemy, że noc spędziliśmy w mieście). W końcu jest kawałek pustego, skręcamy w bok i mamy doskonałe miejsce na śniadanie w pięknych okolicznościach przyrody. Niestety kawa nie była już z lodówki...
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3274.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS.../IMG_3280.JPG> Skałki wapienne pod wodą przypominały wręcz rafy koralowe… http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3273.JPG Nasyceni jedziemy dalej wzdłuż brzegu, po prawej jezioro, po lewej górki (Park Narodowy Galičica), aż dojeżdżamy do jednego z najważniejszych zabytków w Macedonii – klasztoru (Monastyru) świętego Nauma. Z roku 905, zbudowany ponoć przez samego owego Nauma, obecnie prawosławny. To zdjęcie od strony jeziora, niestety nie moje: http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...ti.naum233.jpg a to już moje http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3285.JPG atmosfera w środku fajna… Niestety św. Naum za dużego przebicia u góry chyba nie ma (albo za mała była moja świeczka), bo intencja nie spełniona do dziś ;) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3293.JPG Do klasztoru statkami z Ohrydu przypływają spore ilości turystów, na szczęście my byliśmy w miarę wcześnie. Zaparkowaliśmy na jakimś polu pszenicy, czy czegoś podobnego, i chyba nawet niezbyt legalnie weszliśmy od tyłu, nie płacąc nic… Z monastyru fajniutką krętą drogą przez górki nad następne jezioro, Prespańskie, na którym spotykają się granice Macedii, Albanii i Grecji. http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3310.JPG Chyba jedyne zdjęcie, gdzie oboje jesteśmy na moto: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/P7170807.JPG Przy okazji: Grecja nie uznaje nazwy „Macedonia” i mówi coś w stylu „Była Jugosławiańka Republika Macedonii”. Nad jeziorem Preszpańskiem sporo opuszczonych ośrodków wypoczynkowych, takich socjalistycznych w stylu… http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TR...0/P7170819.JPG Kolejne żywe żółwie (strasznie dużo jest rozjechanych...) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3308.JPG Przejeżdżamy u stóp masywu Baba (ponad 2300 m n.p.m.) i wracamy na główną drogę. Czas powoli wjeżdżać do Grecji, bo niektórzy chcą jeszcze dziś kupić bilet na prom w Salonikach, a jest już po południu. Przez Bitolę I Florinę wjeżdżamy z powrotem do UE. Ale tak naprawdę nadal jesteśmy w Macedonii, tyle, że greckiej. Krajobraz się zmienił, jest żółto i sucho. I pięknie! http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS.../IMG_3312.JPG> A ta fotka to dla mnie kwintesencja północnej Grecji: http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3314.JPG Jesteśmy głęboko wdzięczni, że na znakach są litery łacińskie, bo odcyfrowanie nazwy Θεσσαλονικη zajmuje zdecydowanie więcej czasu, niż rzut oka z jadącego motocykla. Ale z każdym dniem będzie lepiej i szybciej ;) Tuż przed Salonikami (albo jak kto woli Θεσσαλονικη ‘ami) decydujemy się na rozczłonkowanie, bo robi się późnawo. A&A jadą załatwiać bilety na Kretę (już nie do końca pamiętam, może mieli już nawet wsiadać na ten prom?), my na południe szukać noclegu. Jedziemy jakieś 50 km autostradą (raz każą płacić, raz nie, sama już nie wiem, to chyba zależało od widzimisię osoby na bramce) i zjeżdżamy w Katerini na wybrzeże, Olimpijskie zresztą. Szukamy noclegu. Jakoś nie widać szyldów „pokoje do wynajęcia”, kilka pensjonatów, jakie widzimy jest pełne. W końcu lipiec, morze, itd. Próbujemy na kempingu, ale cena zwala nas z nóg. I hałas też ;) Jedziemy więc nieco dalej od brzegu, w końcu i tak nie zamierzamy leżeć na plaży, a nocleg tylko na jedną noc. Wjeżdżamy do Korinos, ale tuż też nic. W końcu w akcie desperacji zatrzymujemy się na głównej drodze i pytamy miejscowych siedzących w knajpce. Są bardzo mili, wykonują jeden telefon do szwagra kuzyna żony która wynajmuje apartamenty i już mamy gdzie spać. Żona kuzyna szwagra ma na nas czekać pod ratuszem. Czeka. Ale niestety słowa po angielsku nie zna, ale jedziemy za nią. Ma wolne studio: pokój z kuchnią i łazienką i klimatyzacją (to powoli niezbędny element wyposażenia…). Bardzo nam się podoba, cena znośna, patrzymy na mapę, jesteśmy w zasadzie u stóp Olimpu i zapada decyzja o dłuższym pobycie. Co prawda miejsc do spania tylko 3, ale jedną noc damy radę. Później będziemy już sami. Za chwilę (to wioska i wieści o motocyklu z dalekiej Polski szybko się rozchodzą) przychodzi jeszcze bratowa tej żony kuzyna szwagra pana z knajpy, która jest Polką. I już mamy zapewnione cowieczorne miejscowe przysmaki i porządną grecką kawę… Już po ciemku dojeżdżają A&A, mają jakieś kłopoty z biletami, ale ogólnie coś załatwili i jutro mają płynąć. A właścicielka przynosi jeszcze jakiś specyfik w sprayu na mrówki, który zaraz okaże się bardzo potrzebny, ale i tak nie uchronił Adama przed nocnym atakiem mrówek… cdn (ale powoli wena twórcza mnie chyba opuszcza :() |
Rano rozstajemy się z połową uczestników. Po śniadaniu my ruszamy w Masyw Olimpu, oni na prom do Salonik. Trochę się boimy tłumu turystów, ale okazuje się, że Olimp nie należy do punktów w programie wycieczek. Jedziemy kawałek autobaną (znowu machanie ręką, że mamy jechać, a nie płacić), zjeżdżamy na Litihoro i dalej już znaki na park narodowy Masyw Olimpu. Można dojechać asfaltem do ostatniego parkingu (ok. 2000 m n.p.m.) , a dalej już tylko szlaki piesze. Jest las i chłodno, nawet długi rękaw wskazany (ale sandały jak zwykle):
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3322.JPG Olimp słynie ze szczytów osnutych mgłami, ale akurat nie trafiliśmy… http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3337.JPG Trochę się pokręciliśmy dookoła, nawet ładne szuterki http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3324.JPG Zwiedziliśmy jeden prawosławny monastyr (św. Dionizosa chyba) http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw.../IMG_3326.JPG" i zjechaliśmy do Litohoro. mniej więcej 2 km niżej …. I tu już opał był standardowy, posiedzieliśmy trochę w cieniu i stwierdzamy, że w górach jednak lepiej. http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw.../IMG_3350.JPG" No to szybka analiza mapy i jedziemy. Z mapami w zasadzie codziennie mamy jakiś problem. Na lokalnych skrzyżowaniach sytuacja wygląda najczęściej tak: mapa papierowa każe w prawo, GPS w lewo, a znaki prosto. Mapie papierowej przestajemy ufać pierwszej, jak tylko znajdujemy datę wydania (2000), no cóż, nowszej nie było w domowej bibliotece ;) Ale mapy na Tom Toma niby aktualne… Jak już kompletnie nie wiemy co robić, to się pytamy. Ale konwersacja niestety dość często wygląda tak: „Excuse me, do you speak English?” „Yes, of course” „Could you tell us how to get to ….” “Eeeee…” I dalej po grecku… Siedzimy w Litohoro i widzimy jakąś pięknie wijącą się lokalną drogę “ode wsi do wsi” przez cały Masyw Olimpu. Tylko czy asfaltowa? Na mapie papierowej nie ma ani tych wsi, ani tej drogi. Tankujemy, pytamy. Konwersacja jak wyżej. No nic, do odważnych świat należy. Początek fajny, winkielki asfaltowe pną się w górę. Nagle z krzaków wyskakuje jakiś gość w kamizelce i macha. Wygląda jak członek lokalnego OSP ;) Pyta się po co i gdzie jedziemy (po angielsku) ale odpowiedzi najwyraźniej nie rozumie. A my nie wiemy o co chodzi. Droga nieprzejezdna? Pożar lasu? Usiłujemy się dowiedzieć, czy przejedziemy. A ten duka tylko „water, water” No chyba nie powódź, jak wszystko dookoła wyschnięte na wiór??? W końcu, nie patrząc na dalsze machanie rękoma, jedziemy. I znowu winkielki piękne. Ludzi brak, raz na godzinę mija nas jakieś auto, pięknie jest. I do dziś nie wiem, o co z tą wodą chodziło :? http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3351.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3354.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3355.JPG GPS pokazuje nagle drogę w bok, która składa się z samych serpentyn, takich 180˚, i kończy na szczycie. Oczka się kierowcy zaświecają, mi nieco mniej, bo jakoś wykończona powoli jestem tym upałem. Ale jedziemy. Asfalt jak wczoraj położony, żywej duszy (no dobra, konie były) fajny chłodny wiaterek. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3365.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3372.JPG Droga kończy się bramą z greckim napisem, czort wie co to było, z daleka widzimy tylko strażnika z długą bronią. Ośrodek wojskowy? Bardziej wyglądał na narciarski… W każdym razie wiatr, że głowę urywa, widoczki rewelacja. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3369.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3367.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3368.JPG Czas wracać po śladach. Jedziemy przez biedniutkie wioski, drewniane mosty nad wyschniętymi rzekami, mijamy stada kóz i ogólnie klimat fajny;) a wszystko to jakieś 50 km w bok od Wybrzeża Olimpijskiego z tłumami plażowiczów… Zjeżdżamy z górek po zachodniej stronie, dobijamy do żółtej drogi, jakieś 100 km później do autobany (tym razem płacimy) i już jesteśmy w naszym Korinosie. Chcemy zjeść coś lokalnego w lokalnej knajpie, ale (jak to na południu) kucharz przychodzi na 20tą i na razie są dania odgrzewane wczorajsze ;) Właścicielka ku lepszemu zrozumieniu przysyła kelnerkę-Ukrainkę i udaje nam się coś zamówić mimo braku menu ;) Ja jak zwykle moją ukochaną horiatiki (czyli po prostu sałatkę grecką), P. kusi się na mięsko. Do rachunku dostajemy deser gratis – i tak już będzie za każdym razem. Nasza sąsiadka Polka już czatuje na nasz powrót i ledwo bierzemy prysznic już zjawia się z kawą i arbuzem;) Jak twierdzi jest spragniona konwersacji po polsku. A my porządnej kawy ;) Dostajemy taką jak w Turcji, gotowaną w rondelku, stawia na nogi w minutę. A ogólnie od jakiegoś czasu króluje tu frappe, czyli napój kawopodobny na bazie rozpuszczalnej neski. Ale na te upały – idealna, z lodem… Słyszymy z oddali jakieś śpiewy – okazuje się, że to wesele. A konkretniej korowód weselny. Podziwiamy – pannę młodą, że nie mdleje w sukni w tym upale, a gości, że tańczą i grają… http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3460.JPG Dobrze, że mamy nocleg w zwykle, "nieturystycznej" wsi. Gdzie indziej byśmy tego nie zobaczyli... A jakby ktoś chciał tak się zatrzymać, to proszę, telefon na powyższym zdjęciu:) |
A może ten pan z krzaków prosił Was o wodę do picia?? ;)
Świetna relacja!!! :) |
Cytat:
-sami nie mieliśmy wody -pan miał w tych krzakach i wodę, i krzesełko i krótkofalówkę przy boku -i naprawdę wyglądał jak strażak z OSP A może on nas ostrzegał, że brakuje wody i mamy na siebie uważać:confused: |
Cytat:
A swoją drogą to Twoje zdjęcia przypomniały mi jeden widoczek z Krety (na którą notabene owym razem nie dotarliśmy, ale o tym będzie niechybnie w następnym odcinku przy okazji kolejnych bliskich spotkań trzeciego stopnia). A owóż i wzmiankowany widoczek: http://lh3.ggpht.com/_rDkFgdb0Ujs/SC...0/P5080237.JPG Miłośnikom "szybkich szutrów" mogę szczerze polecić, bo: a) ta droga jest szeroka (wystarczy porównać z wielkością widocznego na zdjęciu auta). b) szuter ma genialną granulację - jak odkręcić to czuć bardzo przyjemne noszenie motocykla bokiem, ale wystarczy przymknąć (tylko z głową!) manetkę i koła wracają na normalną trajektorię okrężną. Wrażenia z jazdy, wskutek ogromnego poczucia panowania nad sytuacją, gwarantowane. |
Kolejny dzień spędzamy (wstyd się przyznać:dizzy:) jak typowi turyści w Grecji, czyli jedziemy do klasztorów w Meteorach. To jest coś, co warto zobaczyć, ładne i klimatyczne, tylko weźcie stamtąd te hordy turystów…
Mamy do przejechania koło 200 km, najpierw autobaną do Larissy i dalej krajową 6 prawie pod same klasztory. Klasztorów było ponad 20, teraz chyba 6 jest „czynnych” czyli zamieszkałych przez mnichów lub mniszki, prawosławne oczywiście. Wszystkie można zwiedzać, ale w upał wymaga to pewnego samozaparcia. Każdy klasztor znajduje się na szczycie góry i trzeba się na niego wdrapać. Ja odpadłam po drugim… :mur: http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3380.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3383.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3389.JPG Nie pamiętam, ile kosztował wstęp, ale na pewno nie było to mało. Klasztory (a właściwie monastyry) pochodzą nawet z X w. i kiedyś były w zasadzie niedostępne z zewnątrz, mnisi byli wciągani w specjalnych koszach albo workach. Teraz do transportu mają windy… Kobiety podczas zwiedzania obowiązkowo mają mieć długie spódnice. Ja oczywiście takowej nie posiadałam, więc dostałam taką płachtę z gumką, żeby wyglądać przyzwoicie… A to jest to cholerstwo, od czego w Grecji i przyległościach odpadają wieczorami uszy, czyli cykada. Kamuflaż prawie doskonały ;) http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TS...0/IMG_3402.JPG Same okoliczności przyrody też są fajne, takie piaskowcowe ostańce erozyjne. http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3378.JPG Do trzeciego monastyru Przemek wszedł sam, ja widząc ilość schodów odmówiłam współpracy ;) http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3414.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3422.JPG Spotykamy na parkingu parę z Polski na chopperze, podziwiam, jak przejechali tyle km. W ogóle jakoś w Grecji mało spotkaliśmy zagranicznych turystów na moto, mimo szczytu sezonu. Resztę klasztorów podziwiamy z daleka, zjeżdżamy do Kalambaki na obiad (ja jak zwykle horiatiki, w tym upale na nic konkretniejszego nie mam siły) i trochę się kręcimy dookoła po bocznych dróżkach. http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3442.JPG http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3450.JPG I wracamy po śladach do Korinos. Znów wieczorne rozmowy rodaków, jutro zamierzamy zmienić region i znaleźć nocleg na Chalkidiki na kilka dni. Wracamy w rozmowie do wczorajszego Olimpu i Polka się śmieje, że na Olimpie to nawet jej mąż nigdy nie był, który u jego stóp mieszka. Podobno Grecy docierają tylko tam, gdzie da się dojechać samochodem… |
Bardzo ładnie, czekamy na c.d.
|
Rano, z pewnym małym żalem nawet, opuszczamy Korinos i ruszamy na północny wschód. W zasadzie, to zaczynamy już wracać, bo Korinos był naszym najbardziej wysuniętym na południe punktem noclegowym.
Jest niedziela, więc postanawiamy zatrzymać się na moment w Salonikach, które w normalny dzień są raczej nieprzejezdne. Pomysł był dobry, połowa Saloniczan jeszcze śpi… http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3465.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3475.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TT...0/IMG_3463.JPG Zabawnie wyglądają te starożytności wciśnięte między mniej lub bardziej współczesną zabudowę. Pewnie na tubylcach nie robią już żadnego wrażenia… Te skromne raczej ruinki to w zasadzie jedyny kawałek starożytnej Hellady, jaki mieliśmy okazję zobaczyć. No nic, trzeba się będzie wybrać jeszcze raz, przynajmniej jest solidny powód ;) Za Salonikami zjeżdżamy w dróżki coraz bardziej boczne i jak to zwykle bywa, coraz ładniejsze. Półwysep Chalcydycki składa się z trzech mniejszych półwyspów, więc gdziekolwiek się nie pojedzie, w końcu widać morze ;) http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3482.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3486.JPG Do każdego, najmniejszego miasteczka czy gospodarstwa prowadzi nowy , piękny asfalt. (Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć: chyba wiem, skąd wziął się Grekom ten ogromny deficyt budżetowy). Od czasu do czasu pytamy się o nocleg, ale nie wygląda to fajnie: albo przeraźliwie drogo, albo zajęte. No cóż. Lipiec. Okolice są śliczne, zupełny brak hoteli i innych takich kombinatów, a turyści chyba głównie lokalni. Urzeka nas miasteczko Pyrgadikia, położone na stromym brzegu i schodzące wprost do morza. Nad jedną frappe udało nam się spędzić chyba 1,5 godziny! Czas naprawdę zwalania w takich okolicznościach przyrody… Niestety jedyne pokoje, jakie znajdujemy w tej urzekającej mieścinie zdecydowanie nie są urzekające. Jedziemy dalej… Niestety kompletnie nie potrafię, nawet patrząc na mapę, odtworzyć którędy jechaliśmy. Pewnie głównie przed siebie… N-ty raz spotyka nas sytuacja: mapa w lewo, nawigacja w prawo, znaki prosto. Po raz pierwszy w życiu przejeżdżam przez bród (wody może na 10 cm): http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3487.JPG Nagle za zakrętem asfalt się gwałtownie kończy…plażą. Ostre hamowanie, stoimy przednim kołem w piachu. I patrzymy. Na jedną z piękniejszych plaż, jaką widziałam. Długa, piaszczysto – kamienista, gdzieniegdzie skałki i jeszcze bardziej gdzieniegdzie ludzie. Pot spływający ciurkiem po plecach przywołuje nas do rzeczywistości. Jest południe, skwar, a my w pełnym „umundurowaniu”. To jednak nie najlepszy czas na plażowanie. Ale miejsce trzeba zapamiętać… Na razie zawracamy. Ja zsiadam, P. manewruje. Dobrze, że zsiadłam, mogłam w ostatniej chwili złapać GSa łamiącego się w piaszczystym łuku ;) Tym razem bez ofiar ;) Wracamy do góry, widzimy piękny pensjonat, próbujemy. Jakoś mało po grecku, wszystkie drzwi zamknięte. Ale przy drzwiach dzwonek, więc dzwonię. Jak już mam przycisk wduszony, to widzę pod spodem malutki napis: „fire alarm”. Jezu…. Szkoda, że nie mam przy sobie plastra, to bym tak zakleiła, a tak trzeba w końcu będzie puścić… Co za kretyn w takim miejscu montuje taki przycisk??? Jezu, ale wyje… No to teraz trzeba się dyskretnie i szybko oddalić, nim przyjedzie straż pożarna…. Czuję się jak ostatnia idiotka… Jeszcze z kilometra słychać to wycie… http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TT...0/IMG_3554.JPG Tym razem asfalt kończy się nam w knajpianym ogródku przy plaży, rybki smażą na dworze na grillu, tłumy tubylców – znaczy się, że dobrze karmią. Ten adres też trzeba zapamiętać, bo o wolnym stoliku można tylko pomarzyć. Próbujemy szczęścia na kolejnym półwyspie, Athos. Gdzieś w połowie drogi mija nas czarny GS na opolskich blachach. Coś jednak się nie możemy rozstać… Wiemy już, że Adam i Aga na Kretę jednak nie dotarli, ale nie sądziliśmy, że jeszcze na siebie wpadniemy. Trochę się wymieniamy informacjami, narzekamy na śliski asfalt (ja w moich zwykłych butach mogę się na nim regularnie ślizgać) i kolejny raz żegnamy. Tym razem po raz ostatni w Grecji ;) http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TT...0/IMG_3548.JPG Zajeżdżamy do Ierissos, które położone jest na wschodnim wybrzeżu półwyspu Athos. Miejscowość ciut większa, takie polskie Międzyzdroje. Jak zwykle wszystkie pensjonaty zajęte… Powoli robi się niefajnie, bo już wczesny wieczór, ile można szukać. Ale widzę znajomy napis DOMATIA na pobliskim domu i postanawiam spróbować. Wygląda ładnie, właściciele siedzą na balkonie pod winogronem i piją frappe. Pokoje są. Cena do przyjęcia. Uff. A może frappe? O tak, tego nam było trzeba. Pokoje nawet dwa do wyboru, bierzemy ten ładniejszy, na trzy noce. Więcej już nie da rady, powoli trzeba wracać, urlop się kończy. W pokoju gorąco strasznie (bo pod dachem bezpośrednio), ale klima jest. Jedziemy jeszcze tylko po jakieś żywieniowe zakupy (w Grecji bardzo podobała mi się idea sprzedawania wina w takich małych buteleczkach, jak w samolocie, 0,3 l chyba. Na jedną, mało pijącą Jagienkę na jeden wieczór – w sam raz). Późnym wieczorem okazuje się, że klima, owszem działa, ale nie chłodzi. Od sufitu bije taki żar, że nie ma mowy o spaniu, bo najmniejszy ruch powieką powoduje strugi potu. Idziemy na rozmowy dyplomatyczne. Pani się kaja, że nie miała pojęcia o usterce i zmieniamy pokój. Nieco brzydszy, ale jest chłodno…. P. coś tam mamrocze, że jak wróci do fabryki, to im gratis prześle wełnę do izolacji dachu… |
Panie i Panowie, odcinek ostatni:
Następne dwa dni spędzamy w Ierissos, głównie na kręceniu się ”wkoło komina” i odpoczynku – czeka nas w końcu coś ponad 1900 km do domu. Jesteśmy na półwyspie Athos, więc chcemy skorzystać ze statków, które wzdłuż niego pływają. Na sam półwysep wjazdu nie ma, należy on do mnichów prawosławnych i żeby się tam dostać, trzeba być mężczyzną, najlepiej prawosławnym i mieć tysiące zezwoleń. Na półwysep w ogóle nie wpuszcza się kobiet (podobno nawet królowej angielskiej nie ulegli) ani żadnych zwierząt płci żeńskiej ;) Klasztory można zatem podziwiać wyłącznie ze statków. Statki odpływają z miejscowości położonej kilka km od Ierissos. Przemek wpada na „świetny” pomysł: tu wszyscy jeżdżą bez kasków, więc te kilka km do portu też tak zróbmy, przynajmniej nie będą nam się plątać kaski po statku. I do tego ubrał jeszcze sandały… (ja je noszę standartowo ;)) Po jakiś 2 km oboje mamy dość. Bez kasku to można jechać, ale tak max. 40 km/h. A P. stwierdza, że w stopy parzy… Cóż, uroki silnika typu boxer… Jakoś się doturlaliśmy do portu, przejażdżka statkiem to ok. 1,5 h. Widoki dość ładne, ale z 10tym klasztorem z kolei robi się trochę nudnawo… http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3495.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3496.JPG http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3518.JPG W porcie stoi takie ładne coś: http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3490.JPG Wracamy do Ierissos i resztę dnia spędzamy w knajpkach i na plaży. W lokalnym supermarkecie (jest świetny, ponieważ posiada najważniejsze urządzenie w tym klimacie – dach nad parkingiem) nabywamy maty plażowe w cenie 2E/sztuka. Uda się je nawet dowieźć do Polski – mieszczą się pod tylnym kufrem. Mam je do dziś ;) Kolejnego dnia odwiedzamy plażę, która tak nam się spodobała 2 dni wcześniej. Jest tylko dla nas… Ponieważ jest to zatoczka w zatoce Morza Egejskiego, plaż w zasadzie nie ma. Woda ma pewnie prawie 30 stopni i chyba ze 2,3 godziny po prostu w niej leżymy. Jest świetnie. http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TT...0/IMG_3543.JPG To małe czarne w wodzie to ja ;) Kolejny punkt programu – restauracja, w której widzieliśmy tłumy lokalnych. Dziś tłumów nie ma: http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3546.JPG ale jedzenia za bardzo też nie, właścicielka zaprasza na kolację. Ale nam się marzy obiad raczej… Dostajemy jakiś kawałek mięsa z grilla, konsystencji podeszwy mniej więcej. Na pocieszenie jak zwykle darmowy deser… Robimy jeszcze pożegnalną rundkę po półwyspie Sitonia http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3555.JPG http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TT...0/IMG_3551.JPG http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/Sw...0/IMG_3481.JPG i pod wieczór wracamy do Ierissos. Siedzimy na balkonie i powoli żegnamy się z Grecją. A Grecja … zaczyna za nami płakać. Żeby w lipcu w Grecji padał deszcz?? Co prawda przez jakieś 10 min, ale był. Wieczorem zaczyna mnie wszystko boleć. Chyba jednak za długo leżeliśmy na tej plaży… Rano szybkie pakowanie i ruszamy na północ. Chcemy dojechać w okolice Belgradu. Jedziemy przez Macedonię, nieco wolniej niż zakładaliśmy, bo ciągle są roboty drogowe. Tuż przed granicą serbską zaczyna padać i po raz pierwszy wciągamy na grzbiet kondomy. Czy my zawsze musimy wracać w deszczu?? Przejście drogowe w Serbii niezbyt fajne, kolejki, remonty i bałagan. Szukamy kantoru, bo autostrady płatne, a podobno Euro nie przyjmują. Autostrady są głównie z nazwy i opłaty, sporo dziur i nierówności. Dookoła jakoś szaro i smutno, może dlatego, że pada… Belgrad mijamy obwodnicą i powoli szukamy noclegu. W przewodniku bardzo polecają Park Narodowy Frushka Gora koło Nowego Sadu, postanawiamy więc trochę odbić w bok i poszukać jakiegoś pensjonatu. Ciągle leje, buty mi już przemokły, rękawiczki też. Jedziemy ok. 20 km lokalnymi krętymi dróżkami, pewnie byłoby ładnie, gdyby nie deszcze i zmrok… Dojeżdżamy do miejscowości Banja Vrdnik, gdzie widzimy kilka sanatoriów. Uliczka w bok i widzimy „apartmani”. Pokoje są. Właściciele widząc, jacy jesteśmy zmarznięci i mokrzy od razu biorą nas na werandę i częstują śliwowicą. Oj, przydała się… A dla GSa znalazło się miejsce w garażu. Jesteśmy w Vojwodinie, to chorwacka część Serbii. Trochę sobie gadamy mieszanką polsko-chorwacko-rosyjsko-niemiecką i nie zostaje nic innego jak pójść spać. Dostajemy jeszcze przenośmy kaloryfer. Jest zatem szansa na suche buty. Miejsce jest fajne, pewnie warto by spędzić tam kilka dni… Przez ten cholerny deszcz nie wyciągnęłam ani razu aparatu i zdjęć brak... Następny dzień to ponad 1000 km do domu, trochę dużo, biorąc pod uwagę, że od Brna już drogi ,mniej główne. Ale meta w domu więc możemy jechać jak długo się da. Rano od razu wdziewamy kondomy, choć nie pada. Niestety przydają się, choć na Węgrzech zaczyna się wypogadzać i w końcu żegnamy się z deszczem. Dalej to już w zasadzie tylko autobana, Budapeszt, Bratysława, Brno. Po drodze sporo wypadków, a więc i korków. Po raz pierwszy widzę, co zostaje z przyczepy campingowej po poważnej kolizji… Kilku „uprzejmych” Austriaków specjalnie zajeżdża drogę, żeby nie było motocyklistom za dobrze i musimy z pół godziny stać… W Brnie koniec autostrad, zjeżdżamy na Liberec. Na drodze kupa objazdów (remonty) i wleczemy się jakimiś gminnymi momentami drogami. W Sudetach robi się zimno, ubieram się znowu w kondoma i dopiero jak zjeżdżamy w dół za Wałbrzychem, robi się cieplej. W domu jesteśmy coś koło 2 w nocy i stwierdzamy, że to nie był dobry pomysł z tak długą trasą na raz. Z objazdami wyszło nam prawie 1300 km i 18 godzin w siodle. Padamy na twarze… The End |
Planowałem w tym roku Norwegię ale po Twoich opisach i przez to co za oknem chyba w czerwcu będzie Czarnogóra:)
|
Fajnie się czytało i oglądało. Ile taki wyjazd mniej więcej kosztował was dwoje ?
|
Jagna. Powinien być zakaz publikowania takich tekstów w trakcie sesji:vis: Przeczytałem jednym tchem, a teraz biorę się za naukę:p
Po raz kolejny ekstra poziom i zdjęcia i:bow: |
Cytat:
Pod względem noclegów było trochę po burżujsku, bo zawsze jakiś porządny pokój z łazienką, czyli średnio 30-35 E/noc/pokój. Paliwo było wtedy po ok. 1,1 E, zrobiliśmy dokładnie 6403 km :Thumbs_Up: Od razu powiem: nie oszczędzaliśmy, mieliśmy ochotę na knajpę i wino, to szliśmy. Wyszło coś 4500 pln za 15 dni. Andaluzja rok później podobnie, było 7743 km:Thumbs_Up: |
Gratuluje, piekna relacja... ciesze sie ze miałem okazje dzieki Tobie potwierdzić własciwie podjeta decyzje o wyjezdzie w tamte rejony w najblizsze wakcje.
a co do: Cytat:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:33. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.