Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Polska (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=75)
-   -   Simsonem nad morze - wspominki (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=37113)

GregoryS 19.04.2020 20:52

Simsonem nad morze - wspominki
 
Jakies 25 lat temu, w polowie lat 90, pojechalismy z kolega w wakacje nad morze wzdluz zachodniej granicy, mielismy wtedy "nascie" lat. Ja na 3-biegowym Simsonie S51 - moim pierwszym pojezdzie z silnikiem, kolega na swoim Romecie Ogarze w jedynym prawilnym kolorze czerwonym.
Byla to era "przed GPS" wiec kazdy z nas uzbrojony w papierowy atlas drogowy. Komorki tez zaden z nas nie mial, umowilismy sie z rodzicami ze bedziemy dzwonic z budek po drodze tak czesto jak sie da. Ciuchow motocyklowych no.. to nie te czasy, wiec ja mialem dwie pary jeansow, skorzana "miejska" kurtke, i zimowe rekawice - w srodku lata - bo to jedyne skorzane rekawice jakie mialem. Kolega jechal w skorzanych roboczych. Jakies motocyklowe sakwy czy cos - no tez kto tam wtedy o tym myslal czy mial na to fundusze, wiec zapakowalismy sie kazdy w podrozne torby mocowane pasami do osiolkow wg metody "jak sie da". Do tego namioty, zapasy prowiantu.. troche tego bylo. Mocowanie dopracowywalo sie juz w trasie, kilka razy gubilismy bagaz, trzeba bylo wracac i szukac, uczylismy sie na wlasnych doswiadczeniach.

Trasa wygladala prosto: z Zabrza do Wrocka gdzie mam rodzine, potem do granicy i strzala "w gore mapy". Mielismy swiadomosc ze jedziemy malymi pizdzikami wiec nie bylo sie co pchac na drogi krajowe, autostrad wtedy nie bylo i caly ciezki transport lecial tymi krajówkami. Nie bylo to fajne jak cisniesz ile fabryka dala (max 55 a zazwyczaj mniej, Ogar kolegi czul sie najlepiej w predkosci do 45 km) wazac z pojazdem i bagazami jakies 150 kg, i wyprzedza Cie 40 tonowy tir zasuwajacy z nieosiagalna dla nas predkoscia. A ze drogi byly jednopasmowe to czesto tirowcy wyprzedzali nas na szerokosc zapalki. No rzucalo nami jak gazeta, najpierw czujesz ze szybko zbliza sie tir bo ped powietrza spychal nas do rowu, a po chwili jak nas tir mijal to ped probowal nas wciagnac pod naczepe. Mocno niefajne. Wiec zalozylismy sobie ze jedziemy drozkami lokalnymi, polnymi jak sie da itd, unikajac drog glownych. Teraz patrzac z perspektywy czasu to wychodzi ze zrobilismy taki TET, nie wiedzac wtedy ze tak to sie nazywa ;)

Kolega mial w Ogarku taka sama awarie jak Mateusz w Charcie z relacji o Nord Kappie. Jakims cudem ulamal sie czy wysunal pierscien zabezpieczajacy sworzen i narobil bigosu w cylindrze. Mielismy troche czesci ale ani ja ani kolega nie mielismy tloka ani cylindra. No to klops. To bylo w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego, zdecydowalismy ze ja pojade do najblizszej wioski szukac pomocy, a kolega bedzie sie tam powoli toczyl "na pych". Znalazlem kowala - takiego wioskowego speca od wszystkiego, mozliwe ze wciaz zajmowal sie tez usuwaniem zebow. Powiedzialem w czym problem, skad jestesmy i ze to duzy klopot bo trzeba jeszcze jakos wrocic. No byl mocno zaskoczony, zdobylismy "szacun", pogladzil sumiaste wasy i mowi - chlopaku, jedz po kolege, przyciagnij go, bedziemy cos radzic. Tak tez zrobilem. Gdy wtoczylismy sie na podworko z kolega na holu, nasz kowal wycieral juz z kurzu.. funkel nowke cylinder, w komplecie z tlokiem, pierscieniami, sworzniem itd :) Caly zestaw ZA DARMO dostal od sasiada - pamietal ze sasiad tez jezdzi ogarem, poszedl wiec, zagadal.. i sasiad oddal za free. Zastanawialismy sie czy jechac dalej czy wracac bo po takiej awarii strach nas oblecial, zdalismy sobie sprawe jak niewiele czesci tak naprawde mamy w razie rownie powaznej wtopy, na co kowal rozsadnie ze teraz to mamy blizej morza niz domu, i nie ma co wymiekac tak blisko celu. Za robote nie wzial pieniedzy.. skonczylo sie na obietnicy odwiedzin jak bedziemy wracac. Troche sie tych odwiedzin juz zebralo. Dostalismy jeszcze prowiant na droge od jego zony.

Czytam relacje z wypraw na wschod i tak mi sie kojarzy to "kuda, skuda" i zwykla ludzka zyczliwosc z nasza wyprawa. Gdy zajezdzalismy do wsi zatankowac, abo uzupelnic prowiant w lokalnym sklepie bylismy taka lokalna atrakcja :) Czesto zaczynaly sie pogawedki ze sklepowa i "pod sklepowa" klientela, ciekawoscia, rozpytywaniem, "ot kozaki", "tez takiego mam", "a ile Ci pali" i czesto "no chodzcie do nas, co bedziecie w namiocie" albo "no to wez ich Heniu do stodoly, niech sie chlopaki umyja i wygodnie na slomie wyspia" i zazwyczaj do tego kolacja i sniadanie. Uczciwie proponowalismy zaplate - ale nikt "od chlopakow" kasy nie wzial. Konczylo sie na obietnicy odwiedzin w drodze powrotnej. Na calej trasie namioty rozbilismy RAZ, nie liczac biwaku na miejscu. Reszta noclegow to byly "zapraszane" noclegi u gospodarzy.

Po wizycie u kowala nad morze - do Pobierowa, dojechalismy bez wiekszych awarii. Byly pierdoly typu luzujace sie lusterka, odkrecajace srubki itp. W drodze powrotnej musialem wymienic w simsonku przerywacz - mialem w zapasie, lacznie ze sciagaczem do magneta wiec poszlo raz dwa. Co ciekawe w trakcie calej trasy nie zlapalismy ani jednej gumy. Nad morzem spedzilismy bodajze 5 dni i trzeba bylo pakowac sie nazad. Obaj doskonale wiedzielismy ze morze byla wymowka, uzgodnilismy to jeszcze przed wyjazdem. Celem byla WIELKA PRZYGODA - na nasze owczesne mozliwosci. No i byla. Po pierwszym dniu jazdy dupa juz bolala i zaczely mnie lapac skurcze w nogach. Simsonek byl ok ale to malutki sprzecik jednak, ergonomia taka sobie, ale dal rade. A i jemu i kierownikowi lekko nie bylo.

Nad morzem nakupilismy pocztowek, stwierdzilismy ze poodwiedzamy naszych "gospodarzy" wracajac i odwdzieczymi sie osobiscie wreczona pocztowka z nad morza z pozdrowieniami. Dowodem ze naprawde dojechalismy :D
Piekne to byly czasy.

Jechalismy niespiesznie drogami siódmej klasy albo "polajami". Dojazd w kazda strone zajal nam 3 dni, plus 5 dni w Pobierowie.

Wtedy byl Simsonek, teraz jest NAT. W tym roku wyjechac gdzies dalej pewnie sie nie uda, wpadl mi wiec do glowy zeby sentymentalnie powtorzyc wyprawe sprzed 25 lat.

matjas 19.04.2020 21:07

Czytałem z uśmiechem. Życzę Ci realizacji tego planu i jak najwiecej odwiedzin u ludzi, których kiedyś spotkałeś.
Jeśli Ci się uda byłoby super gdybys tu napisał.
Takie wyjazdy to niezła pętla spinająca kawał życia.
M

Novy 19.04.2020 21:13

Dokładnie na tej samej zasadzie wymyśliliśmy sobie z kolegą wyjazd nad polskie morze.
Tylko wtedy jechaliśmy we dwóch na czerwonej Jawie 350 Lux. Kolega miał prawo jazdy i mógł poruszać się motocyklem bodaj do 150 cm3. Na pewno bez pasażera. Ograniczenie wynikające ze zrobienia Prawa Jazdy w wieku 16 lat.

Okłamaliśmy rodziców, że jedziemy z Wrocławia do Międzyrzecza. Bo tylko na tyle nam pozwolili.
A my rura nad morze, do Mielna.

Jaka to była jazda :D

Pamiętam, jak na jednym z postojów koledze wydawało się, że cylindry chyba są za gorące i chciał je polewać wodą :D
Na szczęście widzący to kierowca chyba ciężarówki odwiódł go od tego pomysłu.
:haha2:

Po tym pobycie nad morzem już wiedziałem, że muszę mieć motocykl.
Dokładnie ta Jawa, którą byliśmy nad morzem, później (po przeróbkach) była moja :)

GregoryS 19.04.2020 22:16

Strasznie sie te powietrzaki grzaly, oj tak :) Kiedys w srodku lata - a wtedy lato bylo jeszcze nasze, europejskie, nie afrykanskie, wiozlem brata przez miasto. Wiec dwoch nastolatkow na malej 50. Zgrzal sie simson, nie powiem. Po dotarciu do celu uskutecznilem ten pomysl z polewaniem cylindra woda :P Na szczescie nic sie nie stalo.. pozatym ze na zeberkach pojawil sie szary nalot kamienia, bo lalem zwykla kranowke ktora momentalnie parowala.

Simsona dostalem tak po prawdzie tylko dzieki slabej glowie mojego taty. Sam sie podlozyl :D

Tato ogolnie "niemotocyklowy", nigdy nie mial, i go nie ciagnelo. A mnie przeciwnie. Koledzy w moim wieku (Ci bardziej ustawieni albo majacy sprzety w spadku) ujezdzali swoje ogarki, komarki, czy jawki, nieliczni simsony bo to byl "drogi sprzet zachodni". A ja rower... nosz kutwa co za porazka. No ale to byly troche inne czasy.
Dostalem cynk od sasiada ze jest niedaleko simson do sprzedazy, w stanie niezlym, troche poobijany ale ogolnie ok. Cena - pincet. Wtedy to bylo jednak wiecej niz teraz, ale i tak cena wydawala sie bardzo ok jak za simsona.
Sam jako uczen taka gotowka nie dysponowalem, wiec trzeba bylo "przekonac" rodzicow ;) Z mama poszlo w miare szybko, ale tato postawil twarde veto. Nie i juz. Bo sa inne wydatki, a zreszta "gowniarz sie na tym zabije". No i nie, jak tato "nie" no to nie i juz.
Slowem - taka okazja i w sumie przepadla.

ALEEE.. na moje szczescie gornicy to byla taka brac ktora swietowala hucznie nie tylko Barborki :) Trafily sie na kopalni urodziny kolegi, wiec zaprosil "po szychcie" wszystkich "na jednego" do pobliskiej piwiarni. Przy kazdej kopalni byla przynajmniej jedna piwiarnia, a z nia czesto sasiadowala.. kwiaciarnia, otwarta do pozna. Jak sie ktoremu za dobrze w piwiarni siedzialo to mial szanse przed powrotem przynajmniej probowac zlagodzic niechybnie czekajaca w domu furie.
Moj tato mial pecha. Swietowali tak hucznie ze nie byl w stanie ani zajrzec do kwiaciarni, ani nawet dotrzec o wlasnych silach do domu. Zostal przyholowany przez w tylko nieco lepszym stanie kolegow - wiekszosc ludzi na osiedlu pracowala na tej kopalni.
Tacie sie cos takiego baardzo rzadko zdarzalo, wiec urodziny musialy byc naprawde huczne. Jako ze byl ogolnie "slabo powiazany z otoczeniem" ;) Zostal tylko oporzadzony i polozony spac. Nie wiedzial biedny co go czeka rano.

A atrakcji zona potrafi przygotowac sporo jak zapewne wiedza co poniektorzy zonaci koledzy. W pewnej chwili przestal sie juz nawet bronic, to nie mialo sensu. Moze gdyby kupil jednak te kwiaty...
Po jakims czasie zapadla upragniona cisza. Po czym mama rzucila : - Masz sie umyc, ubrac, i doprowadzic do porzadku. Wezmiesz z szafki 500 zlotych i pojdziesz z synem kupic motor. Zrozumiales ??!

Tato sie po prostu podniosl i poszedl do lazienki, ogarnal, ubral, wzial kase i rzucil tylko do mnie "chodz, moze jeszcze bedzie".

Byl. 3-biegowy S51, w kolorze soczyscie zoltym. Troche poobijany, troche zaniedbany, ale sprawny, i przede wszystkim.. wtedy to byl najpiekniejszy jednoslad jaki w zyciu widzialem :D I tak to sie zaczelo.

czosnek 19.04.2020 23:21

Super opowieść! Mój padre niestety się nie podłożył więc tylko wzdychałem do motorynki i pięknego Simsona skutera w kolorze kość słoniowa, stojącego w sklepie żelaznym :)

GregoryS 19.04.2020 23:44

Slynne skuterki ! Mielismy na osiedlu maly gang, ja na s51, wspomniany kolega na ogarze, trzeci wlasnie na simsonie skuterku (funkel nowke skubany dostal) i czwarty na takiej pociesznej jawie 50 typ 20. Niby skuter ale na duzych kolach. No i jezdzilismy po okolicach odkrywajac nowe szlaki, i wzbudzajac zdrowe zainteresowanie rownie nastoletniej plci pieknej.

Pewnego dnia "na dzielni" pojawil sie jakis "obcy ziom" na sprzecie marzen:

https://i.pinimg.com/originals/76/d4...3dc7c73dda.jpg

Simson ENDURO ! Ta jedna wizyta odbil nam skubany "polowe lasek" ;)

edar 20.04.2020 07:20

1 Załącznik(ów)
...na 15 urodziny dostałem TV samsunga 21cali, po ~20latach Mama wyznała mi pewien sekret, który mógł zmienić losy mojego życia, na te 15 urodziny ojciec miał już ugadanego simsona z sąsiadem, ale Mama się nie zgodziła...

...po ~25 latach marzenie spełnione, tylko laski już nie lecą na niego:D

JarekO 20.04.2020 07:24

I ta jazda bez kasku na głowie. Bez wymaganej karty rowerowej. Od rana do wieczora, bez jedzenia ..... Ech.

Adagiio 20.04.2020 07:25

Ja na swoją pierwszą wyprawę życia pojechałem komarem do Polańczyka w 1982 roku. Nie było wtedy tak hop siup, paliwo na kartki i kasę trza było u prywaciarza zarobić a nędznie ci wyzyskiwacze płacili :haha2: .
Simson Enduro, ja pierdziele ile wspomnień, marzenie gówaniarza jeżdżącego seledynowym komarem na pedała. Które się spełniło po dwóch nocach w kolejce pod polmo-zbytem. Można było z przemytu z DDR bez kolejki, ale kosztował drugie tyle.

wezyr 20.04.2020 08:52

Cytat:

Napisał edar (Post 678119)
...na 15 urodziny dostałem TV samsunga 21cali, po ~20latach Mama wyznała mi pewien sekret, który mógł zmienić losy mojego życia, na te 15 urodziny ojciec miał już ugadanego simsona z sąsiadem, ale Mama się nie zgodziła...

...po ~25 latach marzenie spełnione, tylko laski już nie lecą na niego:D

miałem dokładnie takiego samego!! był chyba rok 90' miałem 13 lat - przywiozłem go ze swoim ojcem na pace busa z giełdy samochodowej. Jak dla mnie wtedy był skurwiel taki ciężki, że jak pierwszy raz miałem go na centralce ustawić to nie miałem siły - pamiętam, że pół nocy się zastanawiałem czy na pewno dobrze zrobiłem bo przecież go na centralkę nie wstawię!Kilka dni mi zeszło na opanowaniu "sprzęta" ;)

lukasz_vip 20.04.2020 09:08

Simson to było moje marzenie od małego. Najpierw była motorynka, później w wieku 13 lat Romet Chart dokupiony za 200zł z wałem do remontu. Po 1 roku sprzedałem oba pojazdy aby kupić SIMSONA S51 ENDURO w stanie do remontu za wtedy chyba 1000zł albo 1500zł. Sprzęt NRD był 2-3 razy droższy jak sprzęt z PL w okolicach 2001-2 roku. SIMSONA wylakierowałem, dopieściłem. Chyba z 3 lata go miałem.

Emek 20.04.2020 09:13

U mnie podobnie. Najpierw dostałem motorynkę a potem kultowy S51 Enduro. Niestety radość dawał może z 1,5 roku bo mi ukradli. Co ciekawe po 20 latach dostałem tela z policji że umarzają postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy. Śmiechłem.

matjas 20.04.2020 09:34

szczęściarze - ja mogłem tylko popatrzeć na te piękne motorynki stojące zaraz koło taczek w żelaznym :D
na szczęście kumpel dał się parę razy karnąć i to była pewnie ta iskra.
potem jak tylko byłem wystarczająco duży i głupi podpieprzałem ojcu Jawoxa 353 z garażu /chyba lat 13-14/. niestety, lub na szczęście, były to tylko lokalne jazdy.

m

stopa-uć 20.04.2020 10:10

Fajne wspomnienia.
Super się czyta, (NAM którzy w tamtych czasach żyli).
Pewnie niektórzy młodzi czytelnicy nie wiedzą jak mogły motorki stać w sklepach (żelaznych) razem z taczkami.Jak można zaprosić do domu ,nakarmić,
DAĆ części i cieszyć się z widokówek ,które JEDNAK zgodnie z obietnicą ktoś przywiózł.
Fajna opowieść bez wycieczek politycznych.
Kup widokówki(spiesz się), i jedź, może jeszcze (oby) ktoś z TAMTYCH serdecznych
ludzi jeszcze żyje.
Ja w zeszłym roku pojechałem do Mielna ,w którym sprzedawaliśmy ogórki małosolne i piwko na
plaży (76-tak,tak 1976) i niestety tylko nielicznych spotkaliśmy (ze łzami w oczach).
Szkoda że brak zdjęć.

Ciał

GregoryS 20.04.2020 10:48

No aparatu zaden z nas nie wzial. Moj tato mial ruskiego Zenitha ale za zadne skarby nie zgodzil sie go oddac na nasza wyprawe. To byl aparat "manualny" nauczylem sie go obslugiwac dopiero rok pozniej, a po "intruktazu" dostalem swoj wlasny pierwszy aparat - mlodsza siostre Zenitha, Smiene.

Wtedy na te pierdzipedy patrzylo sie z innej perspektywy - gabaryt mialo sie znacznie mniejszy jako nastolatek i czasy inne. Na poczatku tez 55 km max simsona bylo dla mnie bliskie predkosci swiatla, dopiero z czasem zaczelo to "normalniec" a po dluzszym czasie nawet troche nudzic. Bo chcialoby sie szybciej. Wtedy zaczalem spogladac na "dorosle" sprzety a niezrealizowanym marzeniem byla Jawa 350 TwinSport. Ktora w ostatnich latach technikum jezdzil moj dobry kolega z klasy. Miala jeden cylinder wiecej niz MZ, wiec sprzet prawie ze sportowy ! ;)

Moj simsonek byl "lekko bity" - doszedlem do takiego wniosku po jakims czasie, gdy spotkalem innego simsoniste na takim samym sprzecie. Moj egzemplarz mial dziwna przypadlosc - byl niestabilny jak sie go postawilo na centralce. Na plaskim stal tak sobie, jak postawilo sie go w chociazby w niewielkim dolku potrafil sie wyglebic. Wiec najbezpieczniej bylo go stawiac na malej gorce, wtedy stal stabilnie. W tym drugim simsonie nie bylo takiej przypadlosci, i tak juz na oko wydawalo sie ze ten przod ma tak jakby .. bardziej do przodu. No tak, moj simson zaliczyl u poprzedniego wlasciciela strzala i "lekko" zmienil mu sie kat glowki ramy. Ale kto sie wtedy tym przejmowal, wazne ze jezdzil :)
Szybko nauczylem sie ze przed klatka najlepiej stawiac go w "odpowiednich" miejscach. Raz postawilem ot tak, niby w miare stabilnie, ale jednak sie wyglebil. Simson wazyl o ile pamietam 70 kg, podniesienie go bylo dla mnie wtedy rownie duzym wyzwaniem jak teraz ogmolowana ATAS. Po tym upadku wyczailem miejsce na asfaltowym chodniku przed klatka gdzie bylo male wybrzuszenie - i tam go stawialem.
Gleba "na simku" byla tylko jedna, poszedlem pojezdzic po deszczu, i przed zakretem zdarzylo sie cos niemozliwego - hamulec bebnowy zblokowal mi przednie kolo ! No i od razu gleba. Mialem na dloniach swoje profesjonalne rekawice zimowe, ale na du..ie tylko jeansy wiec kolano troche spuchlo ;) Simson w sumie bez strat - wygial sie podnozek co naprawilem mlotem odpowiedniego kalibru.
Jawy 350 sie nie doczekalem, ale kolega dlugo nia jezdzil. Prawko na motor zrobilem dopiero w 2018.

aadamuss 20.04.2020 11:47

Też wzdychałem w sklepie GS - stały obok taczek, kasprzaków i grundików :-)
Kasy nie było to trzeba było wzdychać. Nie wiem czy dobrze pamiętam ale motorynka kosztowała chyba 36000? 1986/7 rok.
Pamięta ktoś jakie wtedy były zarobki? Kogo było stać? Jak to odnieść do dzisiaj? Czy dzisiaj jest łatwiej? pozdr adam

Franz 20.04.2020 12:00

Czerwonego Rometa z wysoką kierownicą dostalem od ojca na zakonczenie 8 klasy szkoly podstawowej
Na prawdziwy motocykl przyszlo poczekać 4 lata
Już za wlasne zarobione pieniądze zjawiła sie
nowa MZ 250 prosto z GSu. w kolorze zielonego jablka
To był rok 1978/9 i pamietam do dziś ze kosztowala rowne 32 tys zl. Zarabialem wtedy średnio 4.500 zeta
( kierowca bolidu marki Żuk)
Pozniej przyszedl czas na gadżety do tej Mz
- wersje w NRD byly o wiele lepiej wyposażone
Granice wtedy byly otwarte i się smigalo do NRD

matjas 20.04.2020 13:06

Cytat:

Napisał aadamuss (Post 678147)
Też wzdychałem w sklepie GS - stały obok taczek, kasprzaków i grundików :-)
Kasy nie było to trzeba było wzdychać. Nie wiem czy dobrze pamiętam ale motorynka kosztowała chyba 36000? 1986/7 rok.
Pamięta ktoś jakie wtedy były zarobki? Kogo było stać? Jak to odnieść do dzisiaj? Czy dzisiaj jest łatwiej? pozdr adam

Pamiętam doskonale jak miałem komunię, to był rok kole '83
Motorynka kosztowała wtedy 25000PLN. Kompletnie poza zasięgiem.

Na komunię dostałem od mojej śp. Babuni 5000PLN. to było wtedy mnóstwo pieniędzy. Chyba większość jej renty lub i więcej.
Łebki górników, bo tylko oni mieli wtedy szmal, podostawali motorynki. Zazdrościłem im umiarkowanie - miałem rower przecież :D

M

lukasz_vip 20.04.2020 14:30

W 1999 roku ojciec przywiózł mi motorynkę z centrum śląska za 50zł do remontu. Na śląsku to mieli od groma tych motorynek.
W 2006 kupiłem fabrycznie nową motorynkę M2 od kolegi za 200zł. Trzymał w garażu pod kocem aby mieć zniżki na OC w wieku 18lat. Oddałem ją bratu a ten po roku sprzedał i kupił Simsona SR50.
W 2020 kupiłem motorynkę za 350zł do kompletnego remontu dla dzieci. Aktualnie koszt remontu wraz z zakupem wyniósł 1100zł. Ale jeszcze pozostało malowanie w wybrany kolor i próba rejestracji. Całość powinna zamknąć się w 2000zł i stanie jak nówka ze sklepu.

Jest tyle nowych części, że dałoby się prawie złożyć nową motorynkę. Podejrzewam, że koszt w okolicy 10000zł by się zamknął.
W tej cenie znajdziemy też fabryczne motorynki z PRL, które ludzie mieli pochowane.

https://www.otomoto.pl/oferta/romet-...ID6CTfLw.html?
https://www.olx.pl/oferta/motorynka-...tml#e380600fe7

JarekO 20.04.2020 15:16

Cytat:

Napisał matjas (Post 678168)
Pamiętam doskonale jak miałem komunię, to był rok kole '83
Motorynka kosztowała wtedy 25000PLN. Kompletnie poza zasięgiem.

Na komunię dostałem od mojej śp. Babuni 5000PLN. to było wtedy mnóstwo pieniędzy. Chyba większość jej renty lub i więcej.
Łebki górników, bo tylko oni mieli wtedy szmal, podostawali motorynki. Zazdrościłem im umiarkowanie - miałem rower przecież :D

M

Pincet w 83' to bylo baaardzo duzo. Pamietam jak wzialem po swojej komunii 1000zl w kieszen i z bratem poszlismy w miasto. Prawie Zenitha kupilem :-). Rok pozniej pojawila sie Pony....

syncronizator 17.01.2022 01:11

Mój ojciec twierdzi, że Junak kosztował około 20 pensji oficera LWP.
Historia z przed 32 lat:
Mój pierwszy sprzęt to jawa 250 z 56roku którą kupiłem bez zgody rodziców za jakieś grosze... bo była nie kompletna. Ukrywałem Jawę u babci w szopie.

Miałem wtedy już zdany egzamin na motocykle ale nie zdałem egzaminu na samochody...wiec nie wyrabiałem jeszcze dokumentu.
A, że na kask nie starczyło kasy... to jeździłem bez.
Pewnego dnia gdy dosiadałem moto zatrzymała mnie MILICJA.
Pytają... masz prawo jazdy?
Mam w domu.
Zabieramy motocykl... przyjdź z dokumentem to oddamy.
No to ja biegiem do domu po kwity i biegiem do urzędu.
Pani w okienku mówi.. mam 2tyg.
Poprosiłem... było na następny dzień.
Wchodzę na komisariat szczęśliwy.. milicjant mówi... miałeś być wczoraj.
Ja na to... nie mogłem.
Daję mu prawko.. a ten od razu... prawo jazdy wydane dziś...a motocyklem jechałeś wczoraj...i co teraz?
Obiecał Pan że jak przyniosę prawko to odda Pan motocykl.
Masz kask?
Nie.
Spuścił mi powietrze z jawy i pchałem ją 2km na flakach po chodniku do babci.

Dlatego prawo jazdy na motocykle mam kilka miesięcy wcześniej niż na samochody :) .

CzarnyEZG 17.01.2022 09:45

Staram się, aby duch w narodzie nie zginął i od pewnego czasu, za Afrą i ADVką jadą dzieciaki na 125 i 50 ccm.
Gdy widzę jak się przy tym bawią to samemu mi się morda śmieje, bo przypominają się pierwsze wyjazdy na tego typu sprzętach.

matjas 17.01.2022 09:48

ta... bawią się. pewnie qrvią na czym świat stoi :D :D :D mocy przybywaaaaaaaaj! :D

CzarnyEZG 17.01.2022 10:06

Młody obrósł nieco w piórka, to go Mama zabrała na polna drogę z kopnym piachem.

Chycnął przez kierę i jakby nieco spokorniał.

Za to Gina już się nauczyła, że aby trzymać tempo, musi być maneta odkręcona i trzeba szanować prędkość. Więc w jej przypadku mogą kurwy latać.

Ale mamy plan. W tym roku może legalnie 125 ccm powozić, więc zmieniamy piec w Mopliku.

PREDKOŚĆ SYNU.
PRĘDKOŚĆ!!!

Artek 18.08.2022 23:16

5 Załącznik(ów)
Bywało się tu i tam w te wakacje...

GregoryS 18.08.2022 23:26

o zesz Ty :)

Andrez 19.08.2022 07:32

Skóra z karakuła + 30 do lansu ;-)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:14.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.