Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Polska (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=75)
-   -   Od Bieszczad po Góry Sowie, czyli 11 dni w polskich górach (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=18732)

ferdek 29.07.2013 00:17

Od Bieszczad po Góry Sowie, czyli 11 dni w polskich górach
 
3 Załącznik(ów)
-Halo, Rambo? Czy dałoby radę wyszykować na szybkości DL-a na wyjazd?
-Jasne, wpadaj jutro.
-Git :)
W międzyczasie staram się zdobyć ubranie dla Agnieszki. Z pomocą przychodzi Moorelka i Zibiano, następnego dnia mamy komplet ciuszków. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że forum AT jest potęgą. Agnieszka do tej pory podróżowała na rowerze, jedyny jej kontakt z motocyklem to nasz wspólny wyjazd na letni zlot AT.
Motocykl odbieram od Ramboszczaka w piątek późnym wieczorem. Szybkie pakowanie i spać, rano ruszamy.
Pobudka o 6 rano, graty już spakowane, więc tylko kawa i naprzód. Chcę dotrzeć w Bieszczady w miarę wcześnie. Cel na dziś to bacówka pod Honem w Cisnej, dzień wcześniej dałem znać Teresce, że jedziemy. Nie byłem już u nich prawie rok, nie mogę doczekać się spotkania.
Jedziemy dość szybko, podróż mija sprawnie i bez niespodzianek. DL daje radę, w dwie osoby z bagażem bez stresu można jechać z prędkościami rzędu 140, 150 km/h. Agnieszka dzielnie znosi trudy podróży, zero narzekania. To lubię :)
Po 12-tej docieramy do Cisnej. Rozpakowujemy bambetle, zamierzamy zostać tu jakiś czas. Pierwszy raz jestem w Bieszczadach na motocyklu, do tej pory zawsze byłem z plecakiem. Po obiedzie postanawiamy ruszyć na pierwszą przejażdżkę. Jedziemy w stronę Ustrzyk Górnych, ale ewidentnie pogoda nam nie sprzyja, kierujemy się w środek chmury burzowej. Kawałek za Wetliną robimy w tył zwrot i uciekamy przed ulewą. Postanawiamy resztę dnia spędzić na relaksie. Wieczorem ognisko, gitarra, piwko. Jednym słowem sielanka.
Tego dnia zrobiliśmy 496 km.

ferdek 29.07.2013 01:10

5 Załącznik(ów)
Dzień drugi..
Wstajemy wcześnie, jemy jajówę i ruszamy w drogę :)
Kierujemy się znów na Ustrzyki Górne, po drodze zahaczając o moją ulubioną miejscówkę w Bieszczadach. Chciałbym kiedyś się tu wybudować, najpiękniejszy widok na świecie... Smerek, połoniny. Lecimy dalej obwodnicą, za miejscowością Procisne odbijamy w lewo na Chmiel. Oglądamy drewnianą cerkiew i jedziemy na Zatwarnicę. Słitaśne fotunie przy wodospadzie i chacie bojkowskiej, następnie jedziemy zobaczyć ośrodek BPN, ale nie ma tam nic do oglądania, zawracamy.
W Zatwarnicy odbijamy w lewo, szukamy ruin cerkwi, których nie udaje nam się odnaleźć, ale droga jest mega za.....ta. Szuter i piękne widoki, dzicz. Wracamy do Chmiela i z powrotem na Obwodnicę. Przed Czarną Górą skręcamy w lewo na Małą Pętlę, kierujemy się nad Solinę. Droga miodzio, same zakręty. To jest to co tygryski lubią najbardziej :D Odpuszczamy tamę, przejeżdżamy na drugą stronę Sanu. Jedziemy zobaczyć WZW Jawor, generalnie nie ma co oglądać, ale droga fajna. Po drodze stajemy na punkcie widokowym, patrzymy na zalew, sielanka. Robimy sobie przerwę, ale po niedługim czasie dochodzimy do wniosku, że trzeba się wykąpać. Zahaczamy jeszcze Łobozew i Teleśnicę Oszwarową, po czym obieramy kierunek na Werlas. Mamy szczęście, spotykamy na miejscu kolegę na Trampku, który kieruje nas nad wodę. W końcu udaje nam się znaleźć ustronne miejce do kąpieli (nie mieliśmy strojów). Zdjęć z kąpieli nie będzie ;P
Jako, że woda wzmaga apetyt, z Werlasu skierowaliśmy się do Terki na najlepszego pstrąga w Bieszczadach. Pstrąg super, ale dają za mało frytek. Z Terki powrót do Cisnej najkrótszą drogą, tego wieczoru mieliśmy jeszcze do zaliczenia Siekierezadę :)
Tak się złożyło, ze tego wieczoru w Łemkowynie był koncert zespołu "cisza jak ta". Jako, że nie lubimy tłumów, udaliśmy się z piwkiem na most kolejki wąskotorowej za Siekierą. Zachód słońca, ostatnie promienie oświetlają zbocza gór przed nami, w tle muzyka. Bosko.
Po koncercie powrót do bacówki, okazało się, że zespół też tu nocuje. Do późnych godzin nocnych trwała zabawa.
Tego dnia przejechaliśmy 279 km.

trzykawki 29.07.2013 10:52

tak wyjść bez pożegnania.... Czym sobie na to zasłużyłem - GS-em?:)

ferdek 29.07.2013 13:31

Lepiej się witać niż żegnać. A serio to podjechaliśmy pod knajpę, weszliśmy do środka, ale Ciebie nie było. Pomyślałem, że pewnie poszedłeś jeszcze trochę pospać. Na pewno będzie jeszcze nie jedna okazja, żeby się spotkać. Miło było poznać, pozdrawiam :webers:
P.S. A gejes zacny sprzęt :)

trzykawki 29.07.2013 15:06

a własnie że byłem, tylko nad książką pochylony, jak podniosłem głowe to właśnie przechdziliście przez drzwi i pomyślałem, że jak to tak, wyszli i nic...? ale liczyłem że może jeszcze sie za chwile wrócicie....

Dawaj dalej z relacją bo dramatyczne momenty czekają...

graphia 29.07.2013 15:48

kiedy byliście? chodzi mi o dokładną datę.... że też się nie spotkaliśmy?

trzykawki 29.07.2013 17:04

Oni byli dłużej ja się z nimi zjechałem w Kletnie 20/07

ferdek 29.07.2013 22:08

6 Załącznik(ów)
Chyba doznałes jakiegoś załamania czasoprzestrzeni, bo 20-tego to ja już dawno byłem w domu :) Graphia, po Bieszczadach grasowaliśmy 6,7,8 lipca.
Dorzucam jeszcze kilka zdjęć z drugiego dnia jazdy, nie mam talentu do pisania, a i trochę już zapomniałem.
Wrażenia z bieszczadzkich serpentyn niesamowite, asfalty na wielkiej i małej pętli są w większości w bardzo dobrym stanie, sporo jest też dróg gorszej jakości, idealnych pod Afryczkę. Niestety jest też sporo zakazów, ale ten temat poruszę w dalszej części relacji.
Drugiego dnia doszło do dyslokacji prawego kierunku i ogólnego poluzowania elementów plastikowych motocykla, awaria usunięta w 5 minut pod sklepem w Cisnej za pomocą powertape. Wrzucam też fotkę naszego prywatnego kąpieliska, oraz kilka ujęć z jazdy po bieszczadzkich drogach. Jakość kiepska, bo robione telefonem i idiot kamerą.

ferdek 29.07.2013 23:19

10 Załącznik(ów)
Dzień trzeci. Czas opuszczać Bieszczady, chcielibyśmy zostać dłużej, ale nie mamy nieograniczonego czasu. Po spakowaniu bambetli żegnamy się z gospodarzami bacówki i ruszamy w dalszą drogę. Cel na dziś - pojeździć po Bieszczadach i dotrzeć w Beskid Niski, bez napinki, bocznymi drogami.
Z Cisnej ciśniemy ;) w kierunku zachodnim, przed Majdanem odbijamy na południe, na Roztoki Górne, gdzie skręcamy w prawo w szutrową drogę prowadzącą na zachód. Docieramy do nieistniejącej wsi Solinka. Ostało się tylko kilka nagrobków i resztki fundamentów. Docieramy znów do asfaltu, w miejscowości Maniów zatrzymujemy się przy pomniku upamiętniającym działalność kurierów w czasie II wojny światowej. Kawałek dalej mijamy ładną drewnianą cerkiew. W sumie to ładnych cerkwi było jak mrówków, po pewnym czasie już się nie chciało schodzić z motocykla i robić fotek. Podobnie jak przydrożnych krzyży. Za Wolą Michową skręcamy w prawo, oglądamy pomnik bieszczadzkich żubrów i jedziemy dalej. No i się doigraliśmy. HALT!
-Dokumenty proszę przygotować
-Panie władzo, ja nigdy nie jeżdżę pod zakaz, pierwszy raz się zdarzyło :D
-Poproszę dokumenty
-Na mapie nie zaznaczyli, że zakaz, tak zaplanowałem trasę na dziś, teraz musiałbym objeżdżać, że hoho. Niech sam Pan spojrzy na mapę.
-Dowód osobisty i dokumenty motocykla
-No to w jednym miejscu pomniki stawiają żołnierzom, którzy wybudowali drogę, a kawałek dalej mandaty wypisują? :) Motór cichy, droga dobra, asfaltowa, ble ble ble.....
W końcu udało się uprosić, puścili dalej. A jeszcze niedawno sam pisałem na forum, że te zakazy to tylko dla miejscowych, bo kradną drzewo i sprzęt. Tak mi powiedział pracownik lasu... a pies z nim tańcował. Wobec tego muszę sprostować mój poprzedni wpis w temacie wszechobecnych zakazów w Bieszczadach. Nie wolno tam jeździć, można dostać mandat.
Mijamy przełęcz Żebrak, studencką bazę namiotową Rabe, kawałek dalej samotny grób przy drodze, nieopodal nieistniejącej wsi Huczwice. Słonko praży, udajemy się więc w moje tajne miejsce, aby schłodzić się w strumieniu. Zimna woda działa jak balsam, od razu odżyliśmy. Ale nie przyjechaliśmy tu do SPA, trza zakładać ciuszki i ruszać dalej ku przygodzie :)
Za Baligrodem na Kalnicę i Tarnawę. Na drodze z Tarnawy do Komańczy same mijanki, samochodem przejazd zająłby pewnie z pół dnia. W Komańczy odbijamy na Duszatyń, droga fatalna, pogubiłem wszystkie plomby w zębach. Na Mików szuterek i brody. Na brodach ślizgawka, więc trzeba było zapomnieć o efektownym ich pokonywaniu. Na obiad postanawiamy wrócić do Komańczy, do schroniska. Niedawno zmienili się dzierżawcy, okazuje się, że "biznes" przejęli młodzi, sympatyczni ludzie.
OK, czas w końcu ruszać w ten Beskid. Jak zawsze żal opuszczać Bieszczady. Przez Tylawę i Mszanę docieramy do Krempnej, gdzie w czasie postoju zwiedzamy drewnianą cerkiew, a później zalew. Jedziemy na Żydowskie, niestety po kilku kilometrach ZONK, trzeba zawrócić. A może i stety, bo droga była fatalna, resztki asfaltu i duże dziury. Jedziemy więc na Świątkową i Rozstajne. Mijamy tablicę "uwaga wilki", chwilę potem skręcamy w prawo w szutrową drogę, na Nieznajową. Widoki cudowne, brody już bez płyt betonowych, tylko z ładnym kamienistym dnem. Motór dał radę, więc wilki nas nie zjadły. Spotykamy pierwsze stado owiec, pilnowane przez kilka dużych psów pasterskich. Musimy poczekać na swoją kolej do pokonania brodu, w tym czasie ucinamy sobie miłą pogawedkę z dżentelmenem pilnującym stada. Wyjeżdżamy prawie w samej Radocynie. Jedziemy do Zdyni fajną, rzadko uczęszczaną, asfaltowo-szutrową drogą. Zbliża się wieczór, trzeba przyspieszyć. Droga ze Zdyni do Małastowa bardzo dobrej jakości, po drodze fajne winkle i agrafki. Za Małastowem skręcamy w prawo i jedziemy do bacówki w Bartnem. Po kolacji piwko, relaks, poznajemy jakichś studentów, jest całkiem miło.
Tego dnia pokonaliśmy 265km.
CDN

kris2k 29.07.2013 23:55

Super :Thumbs_Up: Mnie też Bieszczady zauroczyły, jest się tam gdzie zagubić. A najgorsze że nigdy stamtąd się wracać nie chce.
Mógłbyś wrzucić tracki swoich przejazdów?
I pisz waść i więcej fotek poproszę :drif:

Gawron 30.07.2013 12:49

I koordynaty kapieliska nad Solina. Wyglada na fajna miejscowke.
Dzieki z gory.

ferdek 30.07.2013 20:18

9 Załącznik(ów)
Krzychu, z trackiem może być cienko, bo za gps robił samochodowy atlas Polski z 2000r. i mapy turystyczne 1:60000. Jak skończe relację to postaram się jakoś to namalować.
Gawron, prosze bardzo: 49.368653,22.448264 trzeba trochę się przejść brzegiem i poszukać, jest stromo i generalnie nie da się zejść nad wodę, tylko w tym miejscu ktoś zrobił drabinkę. Miejscówka fajna, ale dla umiejących pływać, bo dno schodzi bardzo szybko i są kamulce spore. 3m od brzegu nie ma już gruntu.
Tymczasem jeszcze kilka fotek:

ferdek 30.07.2013 22:01

11 Załącznik(ów)
Dzień 4
Wstajemy o 8-mej nad ranem, śniadanko, graty na motór i w drogę. Dziś zamierzamy pojeździć po Beskidzie Niskim i przemieścić się dalej w kierunku zachodnim. Morale załogi na wysokim poziomie, narzekań brak. Z Bartnego kierujemy się na Gorlice, stamtąd na Szymbark. Chcę odwiedzić miejsce, gdzie urodziła się i mieszkała moja babcia, zanim powojenne losy rzuciły ją na drugi koniec kraju. Stamtąd zawracamy do Gorlic, by zatankować i wrócić na zaplanowaną trasę. Za Małastowem skręcamy w lewo na Banicę. Zaczynają sie drogi trzeciej kategorii. Mały ruch, wiochy, totalna dzicz. Bieszczady wydają się kurortem w porównaniu w Beskidem Niskim. Tutaj turystów prawie wcale nie ma. I krzyże. Wszędzie krzyże. I cmentarze, i cerkwie. Jest tu tego tyle, że gdybym chciał się przy każdym zatrzymać i zrobić zdjęcie, to pewnie do tej pory bym się tam kręcił. Przed Banicą, po prawej stronie drogi zatrzymujemy się przy pomniku upamiętniającym polskich lotników, których Halifax został zestrzelony w tym właśnie miejscu. Chwila odpoczynku i lecimy dalej, na Czarne. Droga szutrowa, znów spotykamy owieczki, które zajęły całą drogę. Przeciskanie się między owcami jest dużo fajniejsze niż przeciskanie się w korku. W Czarnem stary cmentarz. I krzyże przy drodze. Jeden za drugim. Za Czarnem, jeszcze przed Radocyną, skręcamy w lewo, przez bród, w drogę prowadzącą do Wyszowatki. Od jakiegoś już czasu turlamy się bez kasków, wciągamy w nozdrza zapach łąk, pól i lasów, jest super. Dojeżdżamy do miejscowości Grab, tam oczywiście cerkiew, krówki, krzyże. Zawracamy, bo za granicę nie zamierzamy jechać.
Dojeżdżamy do Radocyny, stamtąd znaną nam z poprzedniego dnia drogą do Zdyni. W Zdyni skręcamy w lewo i przez Smerekowiec i Kwiatoń jedziemy do Uścia Gorlickiego. Droga jest bardzo wąska, ale nawierzchnia dobra i dużo zakrętów. Mijane wioski bardzo klimatyczne. Morale bardzo wysokie :)
Chcielibyśmy pojeździć jeszcze trochę po Beskidzie, sporo ominęliśmy, ale chcemy dziś dotrzeć w Tatry. To była zła decyzja.
Z Uścia Gorlickiego przez Czarną i Brunary kierujemy się do drogi 981, którą jedziemy w południowym kierunku do Krynicy-Zdrój. W Krynicy szok. Dopiero co wyjechaliśmy z totalnej dziczy, a tu festyn na całego. Trzeba coś zjeść, tylko gdzie? O, straż pożarna. Strażacy potrzebują dużo energii, na pewno wiedzą gdzie dobrze i tanio zjeść. Nie zawiedliśmy się, wskazali nam knajpę Gawra, która może nie poraża urodą, ale jedzonko dobre, porcje duże i ceny bardziej niż znośne.
Droga 971 z Krynicy do Piwnicznej-Zdrój to raj dla motocyklisty, który ma szosowe opony na kołach. Poczułem się jak Valentino Rossi :D oczywiście wczesniej przypomniałem Adze, że gdyby było za szybko, to ma walić w kask. Nie walnęła. W tym miejscu muszę napisać, że wieczorem, przy ognisku spytałem się jej, czy sie nie bała. Odpowiedziała, że kilka razy serce podeszło jej do gardła, ale nie chciała psuć zabawy. Zuch dziewczyna.
Dalej drogą 87 kierujemy się na Stary Sącz. Żałujemy, że nie mamy mapy turystycznej tego odcinka, atlas samochodowy nie jest zbyt dokładny, musimy się trzymać główniejszych dróg. Mijamy Łącko, w Krościenku nad Dunajcem próbujemy nabyć mapę, nie mają ani w księgarni, ani w PTTK. Nic to, trzeba dalej jechać między autami. Zaczynamy tęsknić za Bieszczadmi i Beskidem, morale spada.
W Czorsztynie dojeżdżamy pod zamek, widzimy autokary, płatny parking, turystów, wrzeszczące dzieciaki. Zawracamy, z drugiej strony zalewu widać przecież zamek :) Droga z Czorsztyna na Sromowce Wyżne bardzo fajna, odżyliśmy. Dalej Frydman, Nowa Biała, Białka Tatrzańska, Bukowina Tatrzańska. Ta droga też niczego sobie. W Bukowinie chwila relaksu, jesteśmy już trochę zmęczeni. Muszę przyznać, że na ten etap wyjazdu nie przygotowałem się zbyt dobrze. Postanawiamy poszukać noclegu w Murzasichlu, z dala od tłumów. Niestety wyszła z tego klapa, same pokoje gościnne, żadnych schronisk czy kempingów. Pytamy ludzi, nic. Dojeżdżamy aż do Zakopca, pakujemy się w korki. Morale -50. Trzeba uruchomić opcję awaryjną, jedziemy na Biały Dunajec, tam skręcamy w prawo na Gliczarów Dolny, zatrzymujemy się w stacji narciarskiej. Rozpalamy ognisko, pieczemy kiełbaski, pijemy zimne piwko. Jest ok.
Tego dnia przejechaliśmy 384km
CDN

szarik 30.07.2013 22:23

Kurcze ... :drif: :) :Thumbs_Up:

kris2k 30.07.2013 22:46

Czyli jeździsz podobnie jak ja - nie ma to jak normalna, zwykła mapa.
GPS ma zapewne mnóstwo zalet, ale ja lubię spojrzeć na mapę tylko aby odnaleźć drogę dojazdową, a później umieścić ją głęboko w czeluściach kufra i się po prostu zgubić, bez planu, bez punktu docelowego, bez pośpiechu.
A trackiem się nie łam, tak dokładnie opisujesz odwiedzane miejsca, że sam usiądę i naniosę je sobie na mapę. Wiele fajnych miejscówek na swej trasie zaliczyłeś, będą dla mnie cenną wskazówką!
Ja się muszę przyznać, że wielokrotnie nawet nie wiem gdzie jestem i co oglądam, dopiero po powrocie odszukuję i czytam gdzie byłem i co widziałem. Wiem, wstyd, ale co poradzę, tak lubię ;)

jorge 31.07.2013 09:24

Ferdziu - dzięki za relację, bo błem ogromnie ciekaw jak ten DL się sprawdzi :D. Poza tym Bieszczady zajebiste !!

Tylko gdzie FOTKI z testu wody ?? Oczywiście nie Twoje :D ;)

Gawron 31.07.2013 09:47

Wielkie dzięki!

JarekO 31.07.2013 11:43

Cytat:

Napisał Elwood (Post 330457)
Fajnie Stary,
ale jedna mała uwaga.
Jechałeś drogami leśnymi nie udostępnionymi dla ruchu zmotoryzowanego. Warto na to zwracać uwagę.

PZDDR!

Jak jechał, jak pchał.

ferdek 31.07.2013 11:52

Proszę bardzo: Droga szutrowa z Roztok Górnych przez Solinkę, następnie droga z Woli Michowej na Przełęcz Żebrak (to jest akurat dziwne, bo jest tam pikny asfalt, to tutaj zatrzymali mnie leśnicy), oraz droga z Duszatynia na Smolnik. Na tych drogach były zakazy wjazdu. U mnie skończyło sie na pouczeniu, na pewno inaczej traktują obładowanego bambetlami turystę a inaczej gościa na crossie czy quadzie, ale wiadomo, że to zależy na kogo się trafi.
Krzychu, mi też mapa bardziej odpowiada niż GPS, też nieraz się gubię, ale przynajmniej cały czas mniej więcej wiem gdzie jestem, a nie jadę tam, gdzie mi pokazuje strzałka. Poza tym po prostu lubię mapy, kiedyś biegałem na orientację i tak już mi zostało. Tylko, że ja mapę mam na tankbagu, przed oczami. Aż tak bardzo nie lubię się gubić :) Najlepiej sprawdziły sie mapy turystyczne, takie w skali 1:60000 lub 1:75000. Nie miałem ich jednak na środkową część trasy i mocno tego później żałowałem.
Horhe, Ty stary zboczeńcu, zdjęć z kąpieli nie będzie :) A jeśli chodzi o DL-a, to sprawdził się super. Uważam, że ten motocykl jest idealny na tego typu wyjazdy. Na ekspresówce zapinasz szóstkę i lecisz 140-150 km/h w dwie osoby z bagażami na lajciku. W zakrętach prowadzi się ekstra, osiągi ma naprawdę dobre. Ani razu nie czułem, żeby brakowało mi mocy. Na papierze o 5KM więcej niż Afri, ale w czasie jazdy czuć, że jest mocniejszy. I kręci się do ponad 10 tys. obr. Naprawdę jest szybki. Niestety na drogach nieutwardzonych nie jest już tak różowo, do Afryki duuużo mu brakuje. Nie nadaje się do jazdy w terenie. Najgorzej znosi bardzo dziurawy asfalt. Tłucze wtedy niemiłosiernie, amorek dobija pomimo skręcenia na maksa, i masz wrażenie, że motór zaraz się rozleci. Na szutrze jest całkiem ok. O piachu i błocie można zapomnieć. Przetoczysz się jakoś, ale jest to walka o przetrwanie. Prześwit też szału nie robi, kilka razy uderzyłem centralką, cociaż nie jeździłem offem.
Mimo tych małych niedogodności jestem z niego zadowolony, jest bardzo wygodny, kanapa duża, jeszcze jedna Agnieszka by się zmieściła ;) i wygodna, dupa nie boli nawet po całym dniu jazdy. Spalanie: przy prędkości krajoznawczej, 100-110 km/h spalił 5,1. Na dojazdówce z Wawy, prędkości dochodzące do 140-150 a czasem więcej, spalił 6,5. Myślę, że to bardzo dobry wynik. Jeśli chcesz jeździć po drogach, to jest to bardzo dobry motocykl.

ferdek 31.07.2013 12:46

Nie, z Komańczy do Duszatynia jest dopuszczona do ruchu na 100%. Znaku zakazu nie ma, i strażnicy leśni też to potwierdzili.

ferdek 31.07.2013 22:17

6 Załącznik(ów)
Dzień 5
Wstajemy na śniadanko, jest szwedzki stół. O kurde, skąd tu tyle ludu? Wieczorem nie było widac nikogo, do ogniska nikt nie przyszedł, a teraz pełna stołówka. Jemy szybciutko, wskakujemy na motóra i dzida.
Kierujemy się na Gliczarów Górny, przed Bukowiną Tatrzańską skręcamy w lewo na Groń i Leśnicę. Tutaj droga jest naprawdę fajna, widoki ładne i znikomy ruch. W Leśnicy odbijamy na Szaflary, przecinamy Zakopiankę i jedziemy na Bańską i Ząb (jest to ponoć najwyżej położona wiocha w Polsce). Niestety natrafiamy tam na roboty drogowe, trzeba się cofać. Przy okazji ucinamy sobie fajną pogawędkę z jakąś babinką, niewiele zrozumiałem z tego co mówiła, ale była sympatyczna :) Jedziemy przez Czerwienne na Czarny Dunajec. Stamtąd szybki przelot drogą 957 do Jabłonki. Wskakujemy na 962 na Lipnicę Wielką, ale jeszcze przed miejscowością skręcamy w prawo na Lipnicę Małą. Wąska droga asfaltowa wije się przez wioski, w pewnym momencie asfalt się kończy, a zaczyna szuter i kamienie. OK, nie będziemy zawracać, jedziemy dalej. Zakazu nie było, pniemy się leśną, kamienistą drogą pod górę. W pewnym momencie dojeżdżamy do skrzyżowania w kształcie litery T. Musimy jechać w prawo, do drogi już niedaleko, ale tam zakaz. Trudno, znów trzeba pchać motocykl ;) W końcu dopchaliśmy do drogi 957, odpalamy motór i dajemy w lewo. Piękna trasa przez lasy, mnóstwo zakrętów, mały ruch. Skręcamy w lewo na Wełczę, niestety docieramy do drogi ze sporymi kamulcami, trzeba zawrócić (Afryką dałoby radę, ale DL-em to tortura). Skręcamy kawałek dalej na Stryszawę. Dalej Strachówka Dolna, Koszarawa, Jeleśnia. Tutejsze drogi to bardzo miła odmiana w porównaniu z dniem wczorajszym. Mały ruch, wiochy, wszystko to, co lubimy najbardziej. Z Jeleśni jedziemy do Sopotni Wielkiej zobaczyć wodospad. Upał niemiłosierny, woda czysta, głęboka, zachęca do kąpieli. Niestety motocykl, a na nim nasze graty, zostawiliśmy pod sklepem monopolowym na przystanku PKS, trzeba kąpiel odpuścić. Zawracamy i kierujemy się na Wieprz. Mijamy Żywiec, dalej przez Łodygowice i wjeżdżamy na drogę 942 do Szczyrku. Trochę pobłądziliśmy, jesteśmy też trochę zmęczeni. Droga do Wisły pozwala na odrobinę szaleństwa, ruch jest nieduży, banan na gębie prawie cały czas. W Wiśle zatrzymujemy się na jedzonko i odpoczynek. Nie napiszę, gdzie jedliśmy, bo żarcie było liche i drogie. Mamy jeszcze trochę czasu do końca dnia, postanawiamy poszukać fajnej miejscówki do spania. Niestety, do żadnego schroniska nie można dojechać motórem, wszędzie zakazy. Pozwiedzaliśmy więc okolice Wisły, zobaczyliśmy gdzie prezydent ma swoją górską rezydencję, po czym udaliśmy się do schroniska młodzieżowego "Granit" w Wiśle-Malince. Polecam tę miejscówkę, mają nawet basen. Co prawda bez wody, ale jest :) Mają fajne miejsce na grilla, ławeczki, zadaszenia, pokoje są z łazienkami, jest sala z dużym tv, jest bilard. A wszystko to w cenie typowo schroniskowej.
Wieczorem posiedzieliśmy sobie na dworze z piwkiem, pograliśmy w bilard, i zmęczeni do reszty rzuciliśmy się w objęcia Morfeusza.
Tego dnia przejechaliśmy 304 km.
Od teraz zdjęcia będą tylko z telefonu, bo zapomniałem ładowarki do aparatu :vis:
CDN

jorge 01.08.2013 09:41

Cytat:

Napisał ferdek (Post 330465)
Horhe, Ty stary zboczeńcu, zdjęć z kąpieli nie będzie :) A jeśli chodzi o DL-a, jeszcze jedna Agnieszka by się zmieściła ;)

Aaaa to są tylko żal Ci z kolegami się podzielić :Sarcastic: - no wiesz !! Relacja nie pełna :D. A ciekawie byś wyglądał z dwiema Agnieszkami - jedną jako tank.

PS

Sprzęt więc zgodnie z przeznaczeniem - na czarne. Pytałem się bo zakup był "nietypowy" ;). Czyli jak to mówią - dwuosobowe Moto nie jest w teren.

calgon 01.08.2013 22:02

Ferdek sprowokowałeś mnie do prześledzenia Twojej trasy!:Thumbs_Up:

ferdek 01.08.2013 22:26

6 Załącznik(ów)
Dzień 6
Chcemy dotrzeć dziś w Kotlinę Kłodzką, ale jak patrzę na mapę to mi się odechciewa wszystkiego. Nie widzi mi się przebijanie przez miasta, postanawiam ostatni odcinek pokonać przez Czechy, niemniej jednak początkowy odcinek trasy nie zapowiada się zbyt ciekawie. Nie ma co zrzędzić, trza wsiadać na motocykl i w drogę. Jemy śniadanie mistrzów, czyli bułki z serkiem almette i pomidorem, i dzida. Kierujamy się na Ustroń, tam skręcamy w lewo i przez Goleszów jedziemy do Cieszyna. Jako, że Cieszyn w moim atlasie ma wygląd kółeczka, zaraz się gubimy. Oczywiście, jak to w wakacje, są remonty i objazdy, co skutkuje tym, że wyjeżdżamy z miasta kompletnie nie z tej strony, z której chcieliśmy. W końcu udaje się wyjechać na Jastrżębie-Zdrój. W Wodzisławiu Śląskim spotyka nas niemiła przygoda. Ulicą w żółwim tempie jedzie "L"-ka, za nią audi 100, ja za audi. W pewnym momencie wyjeżdżamy na prostą, zaczynam wyprzedzać. Niestety pan w audi postanowił też wyprzedzić, nie patrząc uprzednio w lusterko i nie włączając kierunkowskazu. Po prostu gdy minąłem już połowę długości jego samochodu, on zaczął manewr. Nie było sensu hamować, odkręciłem na maksa, ale niestety nie zdążyłem, uderzył w tylnią sakwę. Motocykl zaczął tańcować między krawężnikiem, a "L"-ką. Na szczęście udało się motóra opanować, skończyło się na strachu i małym śladzie na sakwie. Co ciekawe, morale załogi nie uległo pogorszeniu :)
W Raciborzu kierujemy się na Kietrz, dalej przez Wojnowice i Zubrzyce jedziemy do przejścia granicznego w Pietrowicach. Ufff, najnudniejszy etap dzisiejszego dnia mamy za sobą. Przed nami góry, lasy, serpentyny. Zapowiada się miodnie.
Z miejscowości Krnov do Mesta Albrechtice wiedzie bardzo dobrej jakości droga, można powiedzieć ekspresówka, tylko z zakrętami. Od razu uderzyło mnie to, że prawie wszyscy kierowcy aut zjeżdżają lekko na prawo, ułatwiając motocykliście wyprzedzanie. Następnnie wjeżdżamy już w mniej główną drogą na Hermanovice i Zlate Hory. Jest super. Drogi kręte, lasy, pola, wioseczki, ruch mały. Czego chcieć więcej? Od jakiegoś już czasu zastanawiam się, jak ja odnajdę się po powrocie na prostych i smutnych jak k...s drogach Mazowsza?
Droga na Jasenik i dalej na Zulovą jest jeszcze fajniejsza. Niestety pogoda zaczyna nam się psuć, od dłuższego czasu zapowiadało się na deszcz, ale jakoś szczęście nam dopisywało. Aż do teraz. Zaczęło padać, najpierw lekko, zatrzymaliśmy się założyć przecideszczówki i dalej w drogę. W okolicach miejscowości Uhelna tak lunęło, że zatrzymaliśmy się na przystanku PKS-u, postanowiliśmy przeczekać. Szczęście nas nie opuściło, bo już po ok. 30 min. deszcz ustał. Niestety po oberwaniu chmury mokry asfalt nie pozwalał już tak bardzo cieszyć się jazdą. W Javorniku skręcamy na Travną, przejeżdżamy granicę i wjeżdżamy do Lądka. Z siedzenia motocykla "oprowadzam" Agę po Lądku, pokazuję znane mi z pobytu w sanatorium miejsca, i lecimy dalej. W Stroniu znów zaczyna się ulewa, ale mamy już tak blisko, że postanawiamy jechać dalej. Gdy podjeżdżamy pod Biker's Choice w Kletnie, Wojtek, który akurat doglądał wędzonego pstrąga przed wejściem, od razu kazał nam wjechać pod dach, miło z jego strony :) Rozbieramy się, na dziś koniec jazdy. Zamawiamy obiad. Gdy na stół wjeżdża moje kotlecisko, Aga ma wątpliwości co do tego, czy dam radę je pochłonąć. Dałem radę, ale było ciężko. Pytamy, gdzie można tu przenocować, okazuje się, że za płotem. Zanosimy więc graty do pokoju, wieczorem piwo, bilard, relaks. Mamy nadzieję, że jutro pogoda dopisze.
Tego dnia pokonaliśmy 291km
CDN

kris2k 01.08.2013 23:47

Eee no, moto przed barem? Czemu nie wjechaleś?
Rozumiem ze nocowałeś w Wiedźminówce. I pewnie w pokoiku na pięterku ;)
Swoją drogą ciekawe czy pokój na parterze, tez przy kuchni, już wykończony?

ferdek 02.08.2013 00:41

Pierwszy raz byłem, nie wiedziałem, że można wjechać. Wojtek powiedział: wjeżdżaj pod dach! To wjechałem pod wejście. Nocowałem w Wiedźminówce na górze, nie wiem czy pokoik na dole gotowy, wiem, że sauna działa. Niestety zapomniałem jak szefowa ma na imię, a szkoda, bo odegra ważną rolę w dalszej części opowieści :)

kris2k 02.08.2013 00:53

Sauna zawsze sprawna! Jak nocowałeś na górze, to mam nadzieję że w tym ,,właściwym", rzeźbionym łożu ;)

tomkow 02.08.2013 08:33

Cytat:

Napisał calgon (Post 330757)
Ferdek sprowokowałeś mnie do prześledzenia Twojej trasy!:Thumbs_Up:

...Bo to fajna trasa jest. Potem jeszcze pociągnąć trochę ściany wschodniej i byłbym kontent. :Thumbs_Up:

kris2k 04.08.2013 16:26

Jedziemy Panie, jedziemy! Tu ludzie czekają! : Lukacz:

ferdek 04.08.2013 20:21

10 Załącznik(ów)
Niestety pokój z rzeźbionym łóżkiem był zajęty, ale nasze też było całkiem wygodne, oraz, co nie mniej ważne, gdy chcemy w pełni cieszyć się motocyklową podróżą we dwoje, ciche ;)
Dzień 7
Rano budzi nas odgłos deszczu za oknem. Zwlekamy się z łóżka i idziemy do knajpy na jajecznicę i kawę. Tymczasem pogoda trochę się poprawia. Postanawiamy, że dzisiejszy dzień zaczniemy od spaceru. Idziemy zobaczyć kopalnię uranu. Niestety, gdy doszliśmy na miejsce, akurat grupa wchodziła do środka. Przewodnik mówi, że następne wejście za pół godziny. Odpuszczamy więc kopalnię, gnaty już rozruszane, trzeba wsiadać na moto. Planujemy pokręcić się po Kotlinie. Z Kletna, przez Sienną i Idzików jedziemy do Bystrzycy Kłodzkiej. Tutaj chwila przerwy, zaczyna trochę padać deszcz i postanawiamy przeczekać. Sama Bystrzyca niezbyt nas urzekła, na dodatek jest sporo Cyganów.
Z Bystrzycy jedziemy na Wyszki i Ponikwę, droga fajna, ruch zerowy, ale kiepska nawierzchnia. Do Długopola-Zdrój nie wjeżdżamy, skręcamy wcześniej na Porębę. Przecinamy Autostradę Sudecką, i kawałek dalej skręcamy w lewo na Niemojów, czyli lecimy wzdłuż grznicy w kierunku południowym. Droga jest super, ładne widoki, zakręty i nawierzchnia równiuteńka. Szkoda, że asfalt jest jeszcze trochę mokry. Gdy zatrzymujemy się na słitaśne focie, przez dobre 10 minut nie przejeżdża ani jedno auto :)
W Niemojowie przekraczamy granicę i lecimy po czeskiej stronie, tym razem kierunku północnym. Droga podobna do tej po naszej stronie, ale więcej wioseczek z ograniczeniami prędkości i odcinków prowadzących przez las. W miejscowości Orlicke Zahori wracamy na naszą stronę i jedziemy dalej na północ. Za Lasówką skręcamy w prawo na Duszniki-Zdrój. W mieście wszystko rozkopane, ale po konsultacjach z miejscowymi ludźmi udaje nam się trafić na drogę do schroniska "Pod Muflonem". Tutaj robimy sobie krótką przerwę, postanawiamy zjeść obiad. To akurat nie był najlepszy pomysł, bo tak lichego żarcia to nie jadłem już dawno. Nie wiem, czy można jeszcze takie dostać w dworcowych "restauracjach", bo dawno nie "cieszyłem się" podróżą PKP, ale kiedyś takie jedzonko właśnie serwowano, np na Wschodnim. Za to widok z tarasu przed schroniskiem bardzo ładny. Postanawiamy, że na kolejny nocleg przyjedziemy tutaj. Jeszcze nie wiemy, że nasze plany niebawem ulegną nieoczekiwanej zmianie.
Po jedzeniu wsiadamy na moto i ruszamy dalej. Wyjeżdżamy na ósemkę w stronę Kudowy, ale kilka kilometrów za Dusznikami skręcamy w lewo na Zieleniec. Jedziemy Autostradą Sudecką, zwaną też Autostradą Goringa. Za miejscowością Mostowice, skręcamy znów na Niemojów, chcę jeszcze raz pojechać tą super drogą. Asfalt jest już praktycznie suchy, jazda sprawia wielką przyjemność. Zakręty, zakręty i zakręty. W pewnym momencie kilkusetmetrowy odcinek prostej. Z prawej strony jeziorko z pomostami, z lewej hotel i smażalnia pstrąga, piękne miejsce. Odwracam się w lewo, patrzę, widzę super zadaszenia nad ławami, oczka wodne, kaskady. Mówię do Agi: Ale fajnie, mogliśmy tu przyjechać na obiad. Gdy odracam głowę znów we właściwym kierunku, jest już za późno. Jedziemy poboczem, brzegiem rowu. Próbuję jeszcze coś zrobić, ale mokra po deszczu trawa robi swoje, koło ześlizguje się w dół do rowu.
PIERDUT! Uderzenie o asfalt było dość silne, turlam się kawałek po szosie i wpadam do rowu. Kurwa mać! Ale ze mnie gamoń! Podnoszę się szybko, pytam się Agnieszki czy jest cała, mówi, że tak. Podbiegam do motocykla i gaszę silnik. Złość, wyrzuty sumienia, wstyd... mieszanka tych wszystkich uczuć naraz jest nieznośna. Jak mogłem w taki głupi sposób zaliczyć glebę? Na prostej drodze, przez nieuwagę i głupotę? Upewniam się jeszcze raz, czy Agnieszka na pewno jest cała, mówi, że wszystko w porządku, tylko się strachu najadła. Ja lądowałem mniej szczęśliwie, bark boli dość mocno. Widzę, że motocykla sam nie wyciągnę z rowu, nie ma szans. Idę do hotelu po posiłki (nie takie posiłki miałem na myśli, gdy przejżdżając patrzyłem na smażalnię hehe). Przychodzi ze mną dwóch gości, razem jakoś wyciągamy Suzuki na drogę.
Szybka ocena strat. Już nie mam obydwóch kierunków z przodu, dźwignia zmiany biegów wygięta, kierownica krzywo, prawdopodobnie na półkach się przestawiło, lusterko wygięte. Nie jest źle. Niestety po ramie, spod owiewki, kapie sobie na drogę olej, całkiem sporo go. Cholera, skąd on może lecieć? Nic nie widać. No nic, przepycham motocykl pod smażalnię. Okazuje się, że syn właściciela jest mechanikiem samochodowym. Idziemy do moto. On też nic mądrego nie może wymyślić. Postanawiamy, że odpalę, a on z pomocą latarki spróbuje wypatrzyć skąd leci. Odpalam, robię lekką przegazówkę, olej bryzga na rękę gościa, ale koleś nie widzi skąd. No dobra, gaszę. Co robić? Niby nie powinno się nic uszkodzić, ale ze mnie mechanik jak z koziej dupy trąba. A jak ujadę kilkaset metrów i zatrę silnik? Nie wiem ile oleju mogło pójść do rowu w trawę, w okienku nie widać już nic. Dochodzę do wniosku, że trzeba motocykl jakoś zaciągnąć do biker's choice, i tam dalej móżdżyć. Narzędzi oczywiście nie mam przy sobie żadnych (zresztą i tak w moich rękach równie dobrze jak klucz sprawdziłaby się gałąź albo miotła), jadę na harleyowca, czyli tylko karta kredytowa w kieszeni ;)
Zasięgu w telefonie brak. Na szczęście miła pani z hotelu pozwala mi korzystać z ich stacjonarnego. Dzwonię do Wojtka, do Kletna. Mówię co i jak, i czy może mnie jakoś ściągnąć. Mówi, że on nie ma odpowiedniego auta, ale zaraz coś wymyśli. Z pomocą przychodzi nasza szefowa z Wiedźminówki. Swoją drogą "szefowa" nie bardzo pasuje do tej mega pozytywnej, wesołej, sympatycznej osoby. Niestety nie pamiętam jak ma na imię. Pożyczyła od sołtysa przyczepkę i przyjeżdża po nas. Ale nie byle jaką przyczepkę :D od teraz v-strom nazywa się "świniak".
Z moim barkiem jest średnio, Aga musi mi pomagać ściągnąć i założyć kurtkę. Wpychamy jakoś moto na przyczepkę, na miejscu z pomocą Wojtka ściągamy i idziemy spać. Jutro będziemy móżdżyć co dalej.
Tego dnia przejechane tylko 141 km.

kris2k 04.08.2013 20:55

Oj przygoda niemiła. Ale widzę że na luzie do tego jednak podszedłeś skoro i na słit focie z moto w rowie się czas i chęci znalazł ;)

Co do kopalni uranu, to warto umowić się z przewodnikiem na traskę ekstremalną. Trwa to ok.3 godzin, dostajesz ciuchy, kask, latarkę i wszystko co potrzebne, i czołgasz się z przewodnikiem po starych szybach. Przewodnik, Darek, swoją drogą świetny gość, mieszka zaraz za Wiedźminówką.
A budynek gdzie obecnie mieści się Bikers Choice to w czasach gdy działała kopalnia były łaźnie i szatnie. Niestety tylko z zimną wodą z pobliskiego strumienia. Szatnie to też za wiele powiedziane gdyż górnicy pracowali w swoich ubraniach, bez żadnych zabezpieczeń. Ba, w kopalni nawet szybów wentylacyjnych nie było.

Dobra, już Ci nie zaśmiecam wątku, z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wypadków.

ferdek 04.08.2013 21:46

3 Załącznik(ów)
No wiesz, na luzie jak na luzie. Tak naprawdę to byłem strasznie na siebie zły, ale jako kapitan musiałem zadbać o morale załogi, więc starałem się zbagatelizować sprawę, pośmiać się, zrobić zdjęcia. To była dobra taktyka, bo Aga nie zniechęciła się do dalszej jazdy.
Jeśli chodzi o kopalnię to po prostu nie mieliśmy jakiegoś wielkiego ciśnienia, żeby ją zwiedzić, a na dodatek zaczęła się pogoda poprawiać, więc odpuściliśmy.
I nie śmiecisz mi w wątku, fajnie, że ktoś to czyta :)

Dzień 8
Wstaję rano, odnajduję Wojtka, i myślimy co z motórem. Wojtek uważa, że olej musiał pójść przez odmę. Odpalam, robię przegazówki, rzeczywiście już nie bryzga. Nie pomyślałem, że odma może być na górze. Próba przejazdu w jedną i drugą stronę, temperatura w normie. Czyli niepotrzebnie zawracałem głowę naszej szefowej. Okazało się także, że w trakcie jazdy bark zbytnio nie boli, trochę się obawiałem rano jak to będzie, bo po przebudzeniu nie mogłem podnieść ręki na wysokość oczu. Dobra, trzeba jechać. Próbuje wygooglać jakiś warsztat motocyklowy, niestety bez rezultatu. Najbliższy w Wałbrzychu, ale jest sobota, nic nie załatwię.
Wsiadamy na moto, jedziemy do Stronia, w Strachocinie kupuję olej, dolewam, jest ok. Żeby jeszcze kierownica była prosto to byłoby super. W tym miejscu chciałbym jeszcze opisać jedną historię. W Stroniu spotkaliśmy miejscowego motocyklistę. Zadzwonił do znajomego mechanika, zrelacjonował co i jak, że jesteśmy w trasie, trzeba motocykl zrobić itp. Niestety jego znajomy powiedział, że ma dużo roboty i nie ma czasu. No nic, trudno, jedziemy dalej.
Kierujemy się przez Lądek na Złoty Stok. Mijamy pomnik Mariana Bublewicza, niestety za późno zauważyłem i nie stanęliśmy na foteczki. Droga jest w fatalnym stanie, dziura na dziurze, żwir na zakrętach, ogólnie szału nie ma. Ponadto wczorajsza przygoda i krzywa kiera sprawiają, że jakoś odechciewa się szybszej jazdy. Turlamy się więc powoli do przodu.
W Złotym Stoku kopalnię odpuszczamy, oboje już tam byliśmy. Skręcamy w prawo w drogę 46, a z niej odbijamy do Czech na Javornik. Po raz kolejny jedziemy na Travną. Toczymy się powoli po zakrętach, gdy w pewnym momencie wyprzedza nas żółty GS. Kilometr dalej, patrzę, stoi na punkcie widokowym. Myślę sobie: "musi sie zepsuł, podjadę się pośmiać" ;) hehe.
Zatrzymaliśmy się, pogadaliśmy, poleciłem wczorajszą drogę. Kolega spytał, gdzie śpimy i powiedział, że może trochę zmieni plany i też tam przyjedzie. Życzymy sobie nawzajem szerokiej drogi i każdy jedzie dalej w swoją stronę. Dojeżdżamy do Lądka, postanawiamy dziś zrobić sobie relaks i wrócić wcześniej do Kletna.
Zaopatrujemy się w browarki i jedziemy do siebie. Najpierw idziemy na saunę. Szefowa przyniosła maść z żywokostu na mój bark, która naprawdę działa. Pod wieczór nasz Kolega na GS-ie przyjechał i też zameldował się w Wiedźminówce. Poszliśmy razem do knajpy, okazało się, że jest to nasz forumowy kumpel trzykawki :) gdy zamknęli knajpę, przenieśliśmy się na ławkę do nas, niebawem dojechał jeszcze jeden motocyklista z dziewczyną. To był bardzo miły wieczór.
Tego dnia przejechane zaledwie 88 kilometrów.

jorge 05.08.2013 23:52

No i co z ręka ???

ferdek 06.08.2013 22:06

7 Załącznik(ów)
Ręka już prawie jak nowa, będzie dobrze :)
Dzień 9
Wstajemy rano, po wczorajszym biesiadowaniu lekko szumi w głowie. Na śniadaniu w knajpie spotykamy się znów z kolegą Trzykawki. Zjedliśmy, pogadaliśmy... ech, chciałoby się jeszcze zostać, ale i tak jesteśmy już tutaj o jeden dzień dłużej niż planowaliśmy. Pakujemy więc graty na motóra i żegnamy się serdecznie z naszą szefową, obiecując, że na pewno tu wrócimy.
Podjeżdżam pod knajpę, wchodzimy do środka. Gdzie on jest? Zniknął? No nic, pewnie poszedł jeszcze trochę pospać. Trza jechać.
Najpierw kierujemy się na Kudowę Zdrój, oczywiście naszą ulubioną trasą, czyli przez Długopole-Zdrój, Lasówkę i Zieleniec. Kudowa jest bardzo ładnym i zadbanym miasteczkiem. Jedziemy do Kaplicy Czaszek. Ja już tu byłem, ale Aga nie, więc wchodzimy. Uważam, że kiedyś, kiedy babka opowiadała własnymi słowami, było lepiej. Teraz zakonnica puszcza taśmę, a tam pier... znaczy mowa o przemijaniu, kruchości życia doczesnego i takich tam pierdołach. Nuda. Kiedyś ciekawiej było.
Jedziemy jeszcze do Pstrążnej, jest tam skansen, ogólnie jest swojsko i fajnie. No dobra, tak naprawdę to najpierw byliśmy w Pstrążnej bo minąłem kaplicę i pojechałem za daleko do przodu.
Z Kudowy lecimy na Karłów i Radków, po drodze oglądamy skalne grzyby. Jest to tak zwana droga stu zakrętów, i gdyby nie krzywa kiera, to naprawdę byłoby suuuuper. A tak to tylko super.
Dalej kierujemy się na Nową Rudę i Jugów. Na drodze z Jugowa do Walimia zauważam drewnianą tabliczkę przybitą do drzewa, ze strzałką i napisem "Zygmuntówka 3km". Zatrzymuję się i mówię do Agi, że kojarzę tę nazwę ze schroniskiem. Jedziemy sprawdzić. I rzeczywiście, jest to schronisko PTTK na Przełęczy Jugowskiej. Pięknie położone, i nawet da się dojechać motocyklem pod sam budynek. Od razu przypadło nam do gustu i stwierdzamy, że tutaj przyjedziemy na nocleg.
http://schroniskozygmuntowka.pl/
Najpierw jednak idziemy na obiad do knajpy położonej w dole doliny. Nie polecam, drogo jak cholera, czekaliśmy na jedzenie ze 20 minut (chociaż byliśmy jedynymi klientami), a jak zobaczyłem wielkość mojej karkówki to nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać.
Jest dość wcześnie, postanawiamy jeszcze się kawałek przejechać. Kierujemy się na Walim, a stamtąd do Pieszyc. Droga mega zajebista, Tutaj to jest sto zakrętów :) Robimy zakupy na ognicho, i przez Kamionki jedziemy do naszego schroniska.
Okazuje się, że dwaj goście prowadzący schronisko, to motocykliści :) Wieczór mija w bardzo miłej atmosferze.
Tego dnia przejechaliśmy 195 km

Orzep 06.08.2013 22:31

:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

barwin.GD 07.08.2013 00:23

Brawo :)
Fajny wypad na 1 moto +2 osoby
Trzeba tą relację chować przed swoimi drugimi połówkami bo jak przeczytają to będą chcieli śmigać i na nic zda się tłumaczenie, że to bez sensu i że nie wygodnie tak w dwie osoby na jednym moto:):Thumbs_Up:

!marysia! 07.08.2013 06:43

Super :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

kris2k 13.08.2013 18:06

Ferdek przyjacielu, moja cierpliwość ma swoje granice. Pisz Waść bo tu ludzie czekają!

igi 13.08.2013 21:03

Tak tak pisz - skoro ręka cała.

ferdek 13.08.2013 22:37

13 Załącznik(ów)
Dzień 10
Rano od Tomka, dzierżawcy schroniska, dostaję namiary na pana Stefana, który naprawia motóry. Ma garaż w Bielawie i większość miejscowych motórzystów, którzy nie śmierdzą kasą, jeździ do niego. To coś w sam raz dla mnie. Dzwonię do pana Stefana i umawiam się na 10-tą. Docieramy na miejsce, znaczy ciąg garaży koło byłej rzeźni. Gdy zaglądam do środka, moim oczom ukazuje się full profesjonalny serwis (oczywiście jak na warunki garażowe). Na podłodze jasne kafelki, na ścianach wiszą równiutko narzędzia, czysto. Pan Stefan akurat kończy robić chiński skuter. Na dzień dobry bardzo pozytywnie mnie zaskakuje, mówiąc: "Jeszcze parę minut trzeba poczekać, bo muszę skończyć składać skuter. Przecież oni tacy sami motocykliści jak my, też chcą jeździć. U mnie nie ma tak, że przyjeżdża japoński motocykl, to chińszczyzna idzie na koniec kolejki".
Bardzo mi się spodobało podejście tego faceta. Po niedługiej chwili wziął się za robotę. Poluzował półki, ustawił wszystko jak należy. Przy okazji pogadaliśmy trochę, pokazał mi swoją dopieszczoną aprilię pegaso. Widać, że gość jest pasjonatem. Robota w sumie zajęła mu ponad godzinę, po czym zrobiłem jazdę testową i zadowolony z efektu jego pracy, wróciłem zapłacić. Pytam się, ile się należy, na co on: "Jak u księdza. Daj ile chcesz". Zbaraniałem. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Takie słowa z ust mechanika? I to zupełnie obcego mechanika?
Zauważyłem kartkę z napisem: "1 warsztatogodzina - 50 zł". Wyciągam więc pięc dyszek i pytam, czy tak będzie ok? - "Nieee, za dużo, daj dwie dychy. Lepiej na paliwo to wydaj"
No nie wierzę własnym uszom :eek: Płacę, dziękuję i jedziemy dalej. Morale załogi wysokie, fajnie, że są jeszcze tacy ludzie jak pan Stefan :)
Niestety mamy jeszcze jeden problem, linka sprzęgła definitywnie kończy swój żywot. Dostaliśmy namiar na serwis motocyklowy K+K w Dzierżoniowie. Oni mogą mieć linkę, ale pewnie będzie u nich drogo, bo to ponoć wypasiony serwis, prawdziwa full profeska.
Zajeżdżamy na miejsce i rzeczywiście, wygląda nowocześnie, profesjonalnie i niestety drogo. No ale nic, trzeba linkę wymienić. Widzę dwa wejścia. Jedno bezpośrednio do warsztatu, drugie, automatycznie otwierane, do biura. Oczywiście walę prosto na warsztat, jak prawdziwy motórzysta. Otwieram drzwi..
-Dzień dobry, czy można..
-Nie, wszystko załatwiamy przez biuro.
No dobra, trudno. Idziemy do biura. Za ladą miła pani, w salonie piękne, lśniące motocykle (260 tys zł za sztukę hehe). Pani wklepuje w komputer to, czego potrzebuję i mówi: "niestety, nie mamy takiej linki". Na co ja, nie zrażony odpowiadam, że linka sprzęgła może podejść od innego motocykla.
-Nie, proszę pana, polityka firmy... ble ble
Dalej nie słuchałem, bo skierowałem swe kroki znów w stronę warsztatu.
-Przepraszam, mogę zająć tylko chwilę? Mam pytanie.
-Nie, mówiłem, że wszystko przez biuro.
-No ale w trasie jestem, zaraz mi linka sprzęgła pierdyknie, trzeba coś z tym zrobić
-Aaaa, to trzeba było od razu, że w trasie.
Ufff, już mi lekko ciśnienie skoczyło, ale widzę, że chyba będzie dobrze. Facet wyszedł, popatrzył i mówi: idźcie sobie do środka, napijcie się kawy, a my zajmiemy się motocyklem :)
Nooo kurde, to to rozumiem :) Idziemy do środka, miła pani zaprasza nas do drugiego pomieszczenia, siadamy w skórzanych sofach, pijemy kawkę i czytamy gazety motocyklowe. Luksus na całego. Rozkoszuję się każdym łykiem pysznej kawy, bo wiem, że pewnie drogo mnie te luksusy wyniosą ;) W międzyczasie przychodzi drugi z mechaników i poleca nam dobrą pizzę. Pałaszując czekamy na rozwój wydarzeń. Dowiadujemy się także, że robią oni tutaj niezłe cuda, czipy, mapy zapłonu, kontrole trakcji, szmery, bajery, klienci nawet z Warszawy przyjeżdżają. W pewnym momencie pojawił się pierwszy mechanik (to chyba był właściciel) i mówi, że motocykl gotowy. Okazuje się, że są jeszcze mechanicy a nie tylko wymieniacze. Dziękuję za to, że odłożyli na bok swoją robotę, żeby mi pomóc i pytam się, ile płacę.
-Nic.
-Jak to nic?? :eek:
-No nic. Ja też czasem podróżuję. Jedźcie bezpiecznie.
Kurde mole, drugi raz taki numer jednego dnia? Odzyskałem wiarę w ludzi, motocyklistów, mechaników i w ogóle nastroiło mnie to mega pozytywnie.
Dobra, komu w drogę, temu but na nogę. Żegnamy się i jedziemy dalej. Najpierw kierujemy się na Wolibórz, stamtąd na Walim, gdzie postanawiamy zwiedzić sztolnie. Kiedyś byłem już w Osówce, bardzo mi się podobało. W Walimiu dodatkowo było kino wewnątrz góry, w którym pokazywali film o kompleksie Riese, oraz pływanie łódką po zalanych sztolniach. Po wyjściu na powierzchnię cyknęliśmy sobie słit focie przy jakiejś starej furze i pojechaliśmy dalej. Skierowaliśmy się na Zagórze i Lubachów. Objechaliśmy Jezioro Lubachowskie, obejrzeliśmy tamę, po czym przez Glinno pojechaliśmy znów w stronę Walimia, gdyż chciałem zrobić sobie zdjęcie pomnika Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza. Droga przez Glinno jest bardzo fajna, wąska i kręta. Szkoda tylko, że trzeba uważać na łajno.
Dzisiejszego dnia chcemy wrócić wcześniej i odpocząć, posiedzieć na ławeczce przed schroniskiem i popatrzyć na góry. Jutro czeka nas powrót do Warszawy. Jedziemy więc do Wolibórza na tankowanie, po czym wracamy do Zygmuntówki.
Agnieszka trochę zmarzła i wyglądała niewyraźnie, wieczorem napaliliśmy więc w kominku i wygrzewaliśmy gnaty.
Tego dnia przejechaliśmy niewiele, bo 152km, ale za to spotkaliśmy zajebistych ludzi :)

RAVkopytko 13.08.2013 23:19

Widzisz Ferdek,bo to Zdolny Śląsk jest :D


czytajom czytajom....

czosnek 13.08.2013 23:31

Bardzo fajna relacja z bardzo fajnych miejsc :Thumbs_Up:

Sławekk 14.08.2013 00:06

.... nawet nie dałeś znać, że latałeś w naszej okolicy ;)

ferdek 18.08.2013 09:16

3 Załącznik(ów)
Oj zdolny, zdolny ten Śląsk :) Sławku, wyjazd był "na wariata", totalny spontan bez planu. W zasadzie to sami nie wiedzieliśmy gdzie kolejnego dnia będziemy.
Dzień 11 to już powrót do Warszawy. Do czego są powroty, wszyscy wiedzą. Staraliśmy się omijać główne drogi, więc trasa zajęła nam ponad 7 godzin.
Tego dnia zrobiliśmy 541 km, a w sumie, w czasie całej wycieczki 3136.
Dziękuję wszystkim, którzy czytali moje wypociny, mam nadzieję, że udało mi się "zareklamować" trochę nasze polskie góry.
Pozdrowienia i do zobaczenia na trasie :at:

Misza 18.08.2013 09:25

Fajosko! :) Fajnie, że ludzie spoza dolnego śląska do nas przyjeżdżają i reklamują nasze góry :) Nie tylko Bieszczady i Tatry w Polsce mamy :)

dawid8210 18.08.2013 09:44

Ha ha ha:D! A najwięcej radochy z wycieczki miał pokneblowany i związany misiek:Thumbs_Up::Thumbs_Up::haha2::haha2::D
Miło się czytało :)

kris2k 18.08.2013 12:07

Dzięki Ferdek! Fajnie było przeżyć z Wami tą wyprawę. I fajnie piszesz!

igi 18.08.2013 22:30

Superrelacja świetne fotki tylko mam osobistą prośbę - nie uśmiercaj wiecej Leszka Kuzaja bo to kolega ;).

ferdek 19.08.2013 05:24

Ojejku, pardą. Już go przywróciłem do żywych i obiecuję więcej nie uśmiercać :)

motormaniak 19.08.2013 08:22

Dobre , dobre, bardzo dobre! Nie spodziewałem się po Tobie Ferdku że masz talent "lekkiego pióra" .


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:13.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.