![]() |
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011]
4 Załącznik(ów)
Wszystko w tym wątku wydarzyło się jednego dnia. W czwartek. Po trzeciej glebie przestałem je liczyć i fotografować; dość powiedzieć, że paciaków wykonałem więcej, niż zdjęć. I miałem więcej szczęścia niż rozumu w całej tej awanturze, ale do tego doszedłem już po wszystkim. Zakwasy w rękach zaczęły się w połowie drogi, po czterech dniach trzęsą mi się ręce i boli :D
Zapowiadało się niewinnie. W Maramureszu zawitałem trochę przypadkiem, mając do dyspozycji dwa sierpniowe dni i brak planu. Rano zacząłem w Sapancie - cztery minuty na zwiedzanie wesołego cmentarza: http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313408635 Rzut oka na mapę i mówię sobie - koniec turystyki, zaczynamy rozrabiać. Z Sapanty, wg mapy Freytag&Berndt wiedzie biała droga do Baia Mare. http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313408316 Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że mapa drogowa jest w takich przypadkach bezużyteczna, ale skoro jest piękna pogoda, jadę w stronę Słońca - i - ostatecznie zjeździłem te tereny nissanem patrolem jakieś 7 lat wcześniej - nie mogę się zgubić. Do kuferka wrzucam biszkopty i litr wody. Na liczniku od tankowania zrobione ledwie 70km. Afra gada równiutko - dziiiiiida! Po pięciuset metrach droga przechodzi w regularną zrywkę leśną: http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313408635 Jest gites, dwieście metrów po śliskim, maramureskim błocie wyładowaną afrą wymaga, szczególnie od lamera jakim byłem, sporo uwagi - ale bez przygód, szczęśliwie zatrzymuję się przy drwalach powyżej tego bagna. Patrzą, jak to rumuńscy drwale, filozoficznie. Nieważne. Parujące z wydechu błoto pachnie we właściwy sobie sposób, przypominam sobie jak z wczoraj czasy sprzed siedmiu lat. Jadę dalej, obok typowe, śródgórskie gospodarstwo, nawet przez moment daję się nabrać na sielskość i anielskość. http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313408635 Mijam owce, konie, furmanki, ciężki sprzęt do zwożenia drewna z lasu. Zrywki są co trzysta metrów. Obok drogi płynie potężny, huczący strumień; instynktownie trzymam się koleiny od strony zbocza, bo miejscami urwisko jest konkretne. Gdybym się spierdolił, byłoby słabo. Kolejne zrywki są coraz gorsze. Pnie, kamienie, dwudziestometrowe kałuże o nieznanym podłożu. Napieram i cieszę się, że jadę pod górę. Zasięg telefonu zniknął już z pół godziny temu i pojawia się pierwszy, istotny problem - siada zasilanie w GPS. Nie, nie mam mapy, ale to robi mi za kompas. Słońce straciłem z oczu, jadę po mocno ocienionym zboczu i g...widać. Skrzyżowanie, strumień, wybieram lepszą drogę - choć ostro pod górę. Dziiiiida! i gdy myślę, że nie chciałbym tamtędy wracać - droga się kończy. Zawracam i ...sram po gaciach. Stromy trawers, jakieś 100 metrów w dół. [tbc] |
Podziwiam. Jechaliśmy tą drogą po koniec czerwca ale na lżejszych sprzętach. Czy ten stromy podjazd był po lewej stronie na takiej jakby łące?
Tak czy inaczej z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że z pewnoscią lamerem nie jestes :) https://lh6.googleusercontent.com/-1...F8/sapanta.jpg https://lh6.googleusercontent.com/-X...g/P1000040.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-1...s/P6240566.JPG |
Zaczyna się jak na szuter party III czyli niewinnie - dalej to pewnie tylko krew, pot i łzy :)
|
4 Załącznik(ów)
No, może nie do końca tak. Cały dramat rozegrał się w mojej głowie głównie. Wróciłem bez obrażeń, Afryka nabyła parę blizn ale też bez większych strat.
Część druga, będzie niestety więcej tekstu, bo coraz trudniej było mi wyjmować aparat. Wspomniany zjazd był łatwiejszy, niż się spodziewałem. Nie wiedziałem, jak to jest zjeżdżać z takiej stromizny bez, wybaczcie, reduktora, z jednym napędzanym kołem...tak, to była świetna lekcja. Na szczęście nie było bardzo ślisko, tzn. było, ale pod błotem było sporo kamieni i jakoś zjechałem. Na dole dojrzałem drwali, popijających palinkę. Jakimś cudem wcześniej ich nie widziałem. Mięknę. 'De donde es una buena pista?' - pytam z hiszpańska, bo wiem skądinąd, że podobne to języki. Odpowiada mi nieme spojrzenie. Coś tam sobie pod nosem rumunescu, trawarescu, bomborescu. 'Drum bun?' - pytam z nadzieją. -Senior? - "Kuda do darogi?" próbuję jeszcze. Znowu multumesc patareiul maramescu, czyli "pojęcia nie mam, czego chcesz, ale spadaj stąd" - i macha ręką w rozj... kompletnie droge obok. Ruszam. Odkręcam manetę, bo trochę pod górę i kompletnie miękko. Jakaś nowa nawierzchnia, chociaż przy odkręcaniu dokopuję się do znajomo śmierdzących owczych placków. Zamiatając dupką dojeżdżam do lekkiego zakrętu z półmetrowymi koleinami. "To ROMAN", myślę. Pamiętam, jak w najbardziej niedostępnych miejscach pojawiały się te dzielne ciężarówki, z Rumunem w szoferce, żującym beznamiętnie peta. Obmyślam optymalna drogę. Wypatruję płytszych kolein, "tędy, tędy, tutaj dzida, odbicie od tej bruzdy, potem 10 metrów rozmiękniętej koleiny na spokojnie, na końcu hopka, więc trzeba się będzie napędzić". Poprawiam tankbag, ten najdurniejszy z durnych wynalazków na offie. Wolałbym jechać w japonkach, niż mieć to g...na baku. Ruszam, trochę bokiem, ale idzie. Ogień, odbicie, plask w coś w rodzaju kałuży błotnej, trochę za mocno ale utrzymałem się, w kałuży jest w miarę trakcja. Nie wiem czego, przypominam sobie Podosowe "konia ścisnąć, kierownica luzem"- działa, napędzam się przed hopką na końcu kałuży, wyskok... http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313430298 Śmierdzi benzyna, standard; przypominam sobie, że Facet cały czas pompuje, więc sięgam do kluczyka. Spoko, jest przygoda. Łapię Matyldę za kierownicę, napinam się...okazało się, że jestem lepszy niż Chuck Norris. Sneer nie podnosi motocykla, Sneer odpycha Ziemię. Moto ani drgnie, nieszczęśliwie wylądowało kołami trochę do góry. Szpetnie klnę, do drwali mam ze 3 km po niezłym błocie...Zasięg telefonu straciłem z godzinę temu czyli...patrzę z niedowierzaniem na licznik: zrobiłem już z 30 km w tym syfie. Powinienem być w Baia Mare, a przynajmniej przy kolibie. Odpinam tankbag, zdejmuję kurtkę. Pić się chce jak cholera, wypijam ostatnie pół litra wody duszkiem. Odpalam silnik, liczę na to, że leżącym motocyklem da się trochę kierować. Nie da się. Łapię jakiś pieniek, robie krótkie rwanie i wciskam pieniek pod boczek. Idę na drugą stronę, łapię za gmol...nic. Przypomniał mi się patent, który widziałem w wykonaniu Patiomkina - podrywanie tylnego koła. Yes, udaje się wrzucić tył w koleinę, powinno być łatwiej. Znowu rwanie, trochę lepiej, ale dalej nie ma sukcesu. Przekręcam kierownicę, bark pod bak, cisnę. W takiej konkurencji jestem jak zwierz, więc idzie...niestety skończyły mi się plecy, ale moto już ma niedaleko do pionu. Pot kapie mi z nosa, ale czuję, że z minutę utrzymam. Sięgam do kluczyka, przekręcam, lewą ręką nurkuję w błocie i wrzucam luz. Odpalam. Jak teraz włączyć, bieg i dodać gazu, przy założeniu, że siedzę na dupie pod motocyklem? Postanawiam zaryzykować, daję dużo gazu a drugą ręką wbijam jedynkę. Nie wiem, jak to zrobiłem, ale centymetr po centymetrze wyjechałem. Endorfiny zalewają mózg. Zabrakło mi równowagi na ostatnim półmetrze, konstatuję. Po jakiejś półgodzinie łapię oddech, pakuję się i jadę dalej. "Drugi raz się nie dam, więcej gazu, więcej uwagi, dobra lekcja". Mam tak dość, że chcę już do asfaltu; wypatruję na glinie opony samochodu osobowego...dobra nasza, myślę z ulgą o pozostawionych za sobą ciężkich zrywkach i trawersach. Opony samochodu osobowego, zapamiętajcie to dobrze... Znowu zrywki, droga coraz gorsza. Kamienie, błoto, łopiany...Karpaty. Znowu drwale, myślę sobie, jak oni się tu dostali? Co ich przywiozło? Co za sprzęt wyrezał w 40 stopniowym stoku głęboką na metr drogę? Za dużo myślę, lekkie rozprężenie i... http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313431711 Podrywam Matyldę jednym ruchem, niestety straciłem "sprytne" mocowanie tankbaga - wyrywa mi kawałek plastikowego dekla od filtra powietrza. Dobre w tym jest to, że tankbag ląduje za sprawą siatki na torbę z tyłu i zyskuję dużo na manewrowości. Znowu drwale. - Drum? - kręci głową. - Pista? - to samo. - Ruta? - si senior! I pokazuje palcem drogę odchodzącą w las. Kątem oka rejestruję jeszcze furę, zaparkowaną opodal. Pić mi się chce jak cholera, łapy mnie bolą, zasięgu nie ma, GPS odmawia posłuszeństwa. Wszystko sprzyja, więc dzida. Jest słabo. Jakieś rumowisko wyślizganych kamieni, po pół godzinie walki na pierwszym biegu zaczyna mi klękać psycha. Nawet na moment nie mogę zluzować uwagi, bo natychmiast robię jakąś figurę i omal nie ląduję w tym rumowisku. Na liczniku 60 km od wyjazdu z Sapanty. Przypominam sobie furę i opony na niej...to były te tajemnicze "osobówki", które uśpiły moją czujność dwadzieścia kilometrów temu. Ostry zjazd, kończący się kawałkiem lessowego wąwozu - jest tak stromo, że decyduję wjechać w las i objechać to feralne miejsce. Pomysł dobry, ale rozumiem po drodze, że tą drogą już nie wrócę. Jadę. Jakiś luzem puszczony byk interesuje się Matyldą, więc mimo rumowiska odkręcam bardziej, niż zwykle. Droga coraz węższa...koniec. Trzeba zawrócić, ale nie ma gdzie. Kombinuję w pocie czoła, wreszcie kładę motocykl na boku, przekręcam tylne koło rękami, stawiam i z powrotem. Żeby nie podjeżdżać lessowym wąwozem, wybieram jakąś szemraną, niewyraźną drogę. Pnie się pod górę, znowu coraz węziej, ale drzewa sie przerzedzają. Na czymś w rodzaju płaskowyżu - w poprzek leży buk. Objazd bokiem, przez kałużę ze spora skocznią na końcu. Ogień, dzida... http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313431778 Znowu walka o postawienie moto na koła, tym razem dwadzieścia minut. Nie ma czego pić, jestem cały mokry. "Nie, to było ostatni raz". Na liczniku mija 80 kilometr, psycha już bardzo słaba, więc luzuję uwagę i... http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313431711 Wyjeżdżam z lasu. Przede mną milion hektarów połonin i...żadnego śladu działalności człowieka. Ani zwierząt, ani dróg - z wyjątkiem tej, na której stoję, żadnych domów...nic. Dla tych, których to nie przynudziło - w ostatniej części będzie więcej zdjęć :) |
Strasznie cię ciągnęło na lewo, może źle rozłożony bagaż? ;)
|
możesz być pewien ze masz dobre zdjęcia do allegro jako nie jeżdżony w terenie i po parkingówce na lewa stronę :)
|
Cytat:
|
Próbowałeś w jazdy pionie? Ponoć łatwiej? ;)
|
Cytat:
Jeśli co mnie złego nie spotka, nie bede miał powodu się pozbywać Matyldy. Człowiek na takim moto ma straszny power. Tej trasy w .ro nie zrobiłbym dłubniętym patrolem, utknąłbym na trzeciej zrywce mnie więcej. |
....mam nadzieję ze do końca twojej relacji Afrika wróci do pionu:)
|
Sneer totalny odlot , pokłony tylko czy aby .....
|
8 Załącznik(ów)
Dobrze, będę się już streszczał, bo faktycznie przerost formy nad treścią, jak na jeden dzień błota ;). O dwóch rzeczach wszak muszę.
Gdy wyjechałem w końcu z lasu, zrobiło się pięknie. O, na przykład tak: http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 Radość nie trwała długo. Wąwóz lessowy, z wyżłobioną po jednej stronie bruzdą. Trawers, w dół chyba z metr. Wiedziałem, że będzie źle, ale nie sądziłem, że aż tak. Na jakimś kamieniu tylne koło podskoczyło i zsunąłem się w czeluść, ledwie zdążyłem nogę spod motocykla zabrać. Koło bezradnie kręciło się, głowa ledwie wystawała mi za krawędź tego wąwozu. Koniec wycieczki, a było już całkiem nieźle. Zasięgu telefonu dalej brak, dalej nie wiem, gdzie jestem. Rzut oka na GPS (co jakiś czas wracało mi ładowanie), zdjęcie (bo co mi po zapisanym waypoincie, skoro w GPS prundu brak), chwila skupienia...no tak! Nie zorientowałem się, że kręcę się w kółko i jestem właśnie opodal miejsca, w którym byłem ze trzy godziny temu. Do Baia Mare było 30 km, ja już nawinąłem 80 i dalej jestem w ciemnej dupie. Tak, tak, myślenie nie boli. Rozpakowałem motocykl tkwiący w dziurze. O stanięciu na podnóżkach nie było mowy, wiec stanąłem na kanapie, przesunąłem się na tył i dzida. Nawet nie wierzyłem, że to coś da, ale ryzyko żadne - moto było tak unieruchomione w bruździe, że nie dałoby się przewrócić. O dziwo - poszła. Poszła, i to tak dobrze, że za 2 minuty byłem na dole. Na zrobienie zdjęcia nie miałem psychicznie siły. Wciąż nie miałem nic do picia, co wydaje się być zdumiewające, jeśli popatrzycie na mapę tego rejonu. Jedyne strumienie były zadeptane przez owce, picie czegoś takiego to nienajlepszy pomysł. http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 Piękna była ta połonina: http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 Potem jeszcze jedna, głupia gleba (znowu na lewo...) i stromy zjazd. Sprowadzam motocykl, hamując heblami i butami, na końcu widzę furę z kamieniem. Ledwie, ledwie się zatrzymuję, wymieniam jakieś uprzejmości, ale goście najwyraźniej nie chcą pojazdu z drogi usunąć. W zamian proponują, że będą mnie eskortować, jak będę omijał zaprzęg 30 cm krawędzią, pod którą 50 stopniowy trawers... Próbuję. Na siodle nie daje rady, goście trzymają moto, zeskakuję i stoję...na glinianym trawersie, który spi...spod nóg. Jak to się udało zrobić, nie wiem, ale parę razy sprawdzałem, czy nie popuściłem w gacie. ...pamiętacie, że od dwóch godzin nic nie piłem? Wyciąga kamieniarz, chyba sumienie go ruszyło, butelkę zimnego Timisoareana - lokalnego sikacza. Piwo z dwulitrowego peta smakowało jak nigdy. Znowu gadka o drum bun, si, ruta, dawaj, Campulung, seis kilometer. Zorientowałem się, że zrobiwszy jakieś koszmarne koło, wylądowałem obok wjazdu - w Sighetu Marmatiei. Zjazd był, po tym co przeszedłem wcześniej - trywialny, no i bez paciaka, chociaż pare razy sie spociłem. Widoki za to rewelacyjne, jeśli ktoś nie był a niekoniecznie chce robić to, co ja, polecam wjazd od strony Sighetu. http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 i bohaterka, Matylda, Która Zawsze Na Lewo Się Kładzie: http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313473544 I to już prawie koniec. Osobno będą wnioski i niespodzianka. |
3 Załącznik(ów)
tak jak u mnie, tylko troche bardziej sucho miałem ale z to mniej dzielny motocykl. 4 godziny walki z żelastwem i ciagłej mysli , ze jak coś mnie sie stanie na tym pustkowiu to kaplica. Fotek nie robiłem bo jak to ładnie ujałeś: psychicznie nie mogłem. Zatoczyłem regularne kółko i wróciłem w miejsce z którego wyjechałem. Nawet specjalnie nie chciało mi sie z siebie śmiać tylko dziękowałem, że mam asfalt pod kołami. A zaczęło sie taką miłą połoninką.
Potem był trawiasty zjaździk z koleinami, który tak jakoś bez sensu zrobiłem z marszu a powinienem juz zawrócić jak tylko go zobaczyłem. Kiedy znalazłem sie z dole i spojrzałem przed sie i za sie to właśnie zaczęło docierać do mnie, ze coś ty osiołku, żeś żle pokombinował i ta droga do pacanowa to łatwa nie będzie. Jak sie patrze teraz, z perspektywy czasu, to właśnie to była ta chwila kiedy trzeba było zewrzeć pośladki zawrócić pokonac podjazd i z godnością wycofać sie na asfaltowe ścieżki. Ale zagrała psyche: nie było za bardzo jak zawrócic 300 kg transatlantyka na wąskiej kolejiniastej drodze, podjazd z dołu wyglądał duzo bardziej niedostępnie niż z góry a tam przedemną musiało byc tylko lepiej... Było oczywiście... Najbardziej z tego etapu pamiętam strach. Teraz to fajnie sie pisze ale ja wiem, że głupote walnąłem koncertową i tylko dużo dużo i jeszcze więcej szczęścia wyprowadziło mnie zdrowego z tego zaplanowanego skrótu. PS co nie pozwala mi nie być dumnym i baldym |
o, wreszcie mnie ktoś rozumie :D
|
4 Załącznik(ów)
Na koniec mało motocyklowo, ale parę słów o moich innych pasjach...Dojechałem do regionu tokajskiego, na zupełnie inny niż wszystkie festiwal wina. Trzeba wam wiedzieć, że sam Tokaj nastawiony jest na dymanie masowego klienta i niestety, przeciętne wino w przeciętnej knajpie jakkolwiek przyzwoite, jest co najwyżej średnie. W Erdobenye natomiast jest kilkunastu winiarzy, którym zależy. Na fotce poniżej może nic spektakularnego, ale parę metrów pod motocyklem jest kilkaset metrów bieżących średniowiecznych piwnic...
http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313698478 Jedną z atrakcji wieczoru miał być tradycyjny, polski bigos. Na domowym smalcu, z dwoma rodzajami kapusty, wędzonce, ze śliwkami, z powidłami, jabłkami, na wołowinie i wieprzowinie, z jałowcem, majerankiem, tymiankiem, pieprzem, zielem angielskim i liściem bobkowym, suszonymi podgrzybkami. To, co widzicie na samym wierzchu kociołka to tajemny składnik, wędzony, rumuński szczur. Wyszedł niezły, choć kiszona nie była najwyższych lotów. http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313698478 Wieczorem zrobiło się magicznie. http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313698478 Najlepsze jednak jest zakończenie tej historii. Drugiego dnia musiałem dość niespodziewanie spakować się i wrócić do domu w pośpiechu. Ot, zdarza się. Po 600 km dojeżdżam do mojej wioski, gdzie krótsza droga do mojej chałupy prowadzi przez niezłe błoto. Myśle sobie, pojadę okrężną drogą, nie będę losu kusił, nie dam rady motocykla podnieść, mam to w odparzonej dupie. Podjeżdżam pod dom, zsiadam, stawiam Matylde na bocznej stopce. Robię krok...Matylda robi PLASK. Faktycznie, nie dalem rady podnieść. Zjadłem, podniosłem, postawiłem na centralce i poszedłem spać. Rano zobaczyłem to: http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1313698478 Wyp...się z centralki. Sama. Ona chyba naprawde woli na boku. |
Lewy gmol dał radę? :dizzy:
|
Sneer :Thumbs_Up:, błoto, pot i kulinaria niczym w bograczu :drif: klasa!
|
Cytat:
Dal rade, bo wcześniej Dandy pospawał. Jak Dandy pospawa, to nie ma ch.. we wsi :Thumbs_Up: |
https://picasaweb.google.com/1013534...NuZxdLNyqb2lgE
ta sama trasa, początek sierpnia 2011. Próbowaliśmy od dołu, tj., od Baia Mare, ale wylądowaliśmy w Mare... Potem dzień 'resetu" w pensjunie, na rozgrzewwkę podjazd szutrami pod ukraińska granicę i na koniec rumuńskiej przygody atak na drogę nr 183 od strony Sapanty w dół na Baia Mare... |
Tak od 155 zdjecia do 170 mniej wiecej, jakby znajomo mi wyglada. To miedzy Baia Mare a Sapanta?
|
Dokładnie. Jechaliśmy od góry, t.j. od Sapanty w kierunku na Baia Mare.
|
Dawno się tak nie ubawiłem. Masz niezwykły dar opowiadania :D
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:00. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.