Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=862)

sambor1965 19.12.2008 09:33

http://panomoto.blogspot.com/2008/11...ay-part-2.html

Something I wasn’t sure about when preparing for this trip is fuel availability in the Pamirs. There’s certainly no petrol stations around, and if anything, fuel is sold from local homes. As I’m taking a stroll around town, I encounter a group of motorcyclists from Poland who also need to fill up. They’ve been in this area a few times before and they speak Russian. One of the guys introduces himself as Sambor – and suddenly that rings a bell. Whilst researching fuel availability through one of the web forums back in England, I had been in touch with Sambor. And now we actually meet in person & he shows me where to get fuel… what a small world! As expected, the fuel comes straight from the bucket and by the sound of the bike engine it probably WAS 80 octane fuel – before someone diluted it with water & a good dose of yak-piss.

Maly jest ten swiat...

podos 25.12.2008 14:57

37 Załącznik(ów)
Tadżykistan

22 sierpnia

Zimna nocka wygnała nas z namiotów bladym świtem, po szóstej. Świat wkoło, okoliczne góry i łąka u naszych stóp okryta była białym szronem. Podobnie jak motocykl i płachta tropiku namiotu.

Załącznik 2772Załącznik 2773

Nasz plan na dzisiaj to ok. 250km do miejscowości Murgab leżącej nad rzeką o tej samej nazwie, gdzie rozwidla się szlak w kierunku na Chiny i Uzbekistan i Afganistan

Załącznik 2753

Przed nami wspinaczka na przełęcz graniczną z postem tadżyckim, raptem kilkanaście kilometrów ale do pokonania przełęcz Kizyl Art pass, bagatela, 4280m npm.
I to wszystko w temperaturze ujemnej. Mamy nadzieję, iż wraz ze wschodem słońca, nieco się ociepli. Na razie wkładamy wszystko, co mamy na siebie i po kawie zagryzionej chlebem zdobytym w Sary Tash wjeżdżamy z powrotem na główną drogę. To oczywiście bita szutrówka pnąca się zakosami pod górę.

Załącznik 2762Załącznik 2763
Załącznik 2764Załącznik 2765

Ta trudny teren, nękany ciągłymi trzęsieniami ziemi – stąd osuwiska i lawiny to zjawisko częste tutaj. Po naszej drodze tez cos zjechało, ale coś ma szczęście przejechało i wyrównało przed nami.

Załącznik 2768

Cały czas jedziemy w cieniu gór – więc temperatura się nie podnosi, w stopy zimno, dłonie, mimo grzanych manetek, też z wierzchu zziębnięte. Nie ma się co dziwić, lód cienką warstwą skuwa kałuże.


Załącznik 2767Załącznik 2766


W końcu na tle wchodzącego słońca wynurzamy się z cienia i wjeżdżamy na spektakularną przełęcz wyraźnie już oznaczającą gdzie jesteśmy – przed nami w dole rozciąga się wypełniona porannym słońcem dolina wjazdowa do Tadżykistanu. Czerwone skały, kontrastują z czerwonymi i szarymi – kolory z jednej strony żywe, z drugiej jednak podkreślające surowość krajobrazu. Szczyt przełęczy wieńczy słup Tadżykistan napisany cyrylicą, wraz z obrysem kształtu kraju i zdaje się jego symbolem – pomnikiem górskiego kozła – Marco Polo. Oczywiście nie możemy się powstrzymać i nasz rodzimy alpinista Marcin, zalicza ten atrakcyjny punkt przełęczy.

Załącznik 2743Załącznik 2744


Załącznik 2745Załącznik 2747Załącznik 2748

Odpoczywamy chwilę, zawsze to cieplej nie jechać niż jechać. Spędzamy tu kilka miłych chwil, czekając aż okolica odtaje…

Załącznik 2749Załącznik 2750
Załącznik 2751Załącznik 2752

Kilkaset metrów w dół drogę zamyka zamknięty na kłódkę szlaban i widać kilka dziwacznych budynków przejścia granicznego. Pogranicznicy akurat dokonują porannej ablucji za budą wyspawaną ogromnej beczki, w której mieści się między innymi punkt odpraw. Tadżykom za bardzo się do nas nie śpieszy więcej i my nieśpieszno grzejemy się w porannym słoneczku.

Załącznik 2769

Formalności nie trwają bardzo długo, ale są trzy stopniowe. Najpierw kontrola paszportowa, potem celna i na końcu antynarkotykowa. Tadżykistan, nieposiadający wielu złóż ani innych bogactw naturalnych słynie oprócz produkcji bawełny również z produkcji narkotyków. Dlatego trzecia z kolei buda, to bardziej szczegółowa kontrola i rozmowy z faciem, byłym żołnierzem Specnazu, na okoliczność a poco, a dlaczego. Faceci z „antynarkotykowej” podobno, są na liście płac Unii Europejskiej , która finansuje ten trzeci post by zablokować ten uczęszczany szlak przemytniczy z Afganistanu i Tadżykistanu. Mają tu taka suczkę cocker spaniela, co tylko w zeszłym roku wykryła łącznie ponad 2 tys. kg narkotyków. Działanie suczki zademonstrował chowając paczuszkę z narkotykiem za zderzak. Znalazła. Tak czy inaczej ich buda nie różniła się bardzo od pozostałych, wiec UE chyba oszczędza…

Załącznik 2770

Turystów się zbytnio ni czepiają, czas upływa na pogawędce, są to rozmowy ciekawe i humorystyczne. Im imponuje fakt, że ciekawi nas ich kraj, którego urody chyba nie są do końca świadomi, na tyle, że przyjechaliśmy tu z dalekiej Polski, na motocyklach. I jeszcze ciągamy ze sobą kobiety, niewątpliwej urody. Takiej oto rozmowy byłem świadkiem.

-Odkuda wy prijechali?
- Iz Polszy,
- A kuda jedziote?
- W Tadżykistan i nazad.
- A za cziom? Nie nada wam było na kanikuły w Turcju pajechat?


Da. Nada, nada. Ale jakoś woleliśmy wybić sobie zęby na wertepach Tadżykistanu niż taplać się w ciepłym morzu śródziemnym i zdaje się, nie byliśmy jedyni. Zamarznięte ślady terenowych kostek są aż nazbyt dobrze widoczne.

Te np. Magnusa sprzed tygodnia…

Załącznik 2771

Po godzince z okładem jesteśmy po drugiej stronie szlabanów przed nami region GBAO - Autonomiczna prowincja Gorno-Badakhshanu – jedna z 4 składających się na Tadżykistan. GBAO zamieszkują „Pamircy”. I choć należą do grupy etnicznej Tadżyków mocno różnią się pod względem językowym I kulturowym od pozostałych mieszkańców Tadżykistanu. Chociażby są wyznawcami Ismaili a nie jak większość tadżyków odłamu sunnickiego a w dodatku mówią językami bliższymi wschodnio irańskich niż tadżyckich.
My rozpoczynamy długi zjazd przełęczy w głąb skalistego pustkowia.
Jesteśmy przecież na słynnej PAMIR Highway

Załącznik 2754Załącznik 2755

Pamir Highway ta odnoga Jedwabnego Szlaku łącząca afgański Mazar-e Sarif z tadżyckim Duszanbe i przez góry Pamiru, Murgab i kończąca się w kirgiskim Osh. Uznawana jest za drugą najwyżej położona drogę międzynarodową na świecie, gdyż przebiega przełęczą Ak-Batal na wysokości 4665m npm.

Załącznik 2756

Oczywiście jest autostradą tylko z nazwy, to ordynarny szuter, przeplatany krótkimi odcinakami asfaltu, z dziurami zdolnymi schować autobus. Niejednokrotnie droga bywa zniszczone przez rzekę, czy leży przysypana osuniętym zboczem. Klasyczna „pralka” jest niestety częstym widokiem.

Załącznik 2757Załącznik 2759
Załącznik 2760Załącznik 2761


Na szczęście surowe widoki rekompensują straty w sprzęcie i plombach w zębach, zatrzymujemy się podziwiając widoki i zastanawiając się nad sensem utrzymywania post sowieckiego wynalazku zwanego „Sistema” – płotu z drutem kolczastym i zaoranego pola oddzielającego Chiny od niegdysiejszego Związku Radzieckiego.

Załącznik 2758Załącznik 2736
Załącznik 2737Załącznik 2738

Po godzinie jazdy i jednym zajebiście ostrym hamowaniu przed zaczajoną na końcu usypiająco długiego asfaltowego odcinka dziurą, wyjechaliśmy na skraj zbocza oddzielającego górskie jezioro Karakol

Załącznik 2739Załącznik 2742

Karakul – to słone, bezodpływowe jezioro, będące największym jeziorem Tadżykistanu. Zajmuje powierzchnię 380 km², przy głębokości ok. 250 m. Lustro wód jeziora położone jest na wysokości 3914 m n.p.m. Znad jego brzegów widoczny jest w pogodny dzień położony nieopodal (30 km na północo-zachód), jeden z wyższych szczytów Pamiru -Pik Lenina. (Wikipedia) Ten sam, który dzień wcześniej atakowaliśmy od południa.

Załącznik 2740Załącznik 2741

cdn.

Marcin SF 25.12.2008 15:52

prawie jak pod choinkę :D

7Greg 25.12.2008 16:38

:brawo::Thumbs_Up::brawo:

podos 25.12.2008 21:31

42 Załącznik(ów)
Tadżykistan cd

22 sierpnia cd.

Załącznik 3359

Objazd jeziora zajmuje nam kilkadziesiąt minut – jest ono ogromne! Jego brzegi otaczają piaszczyste pustynie, wystarczająco twarde i stabilne, żeby zdecydować się na odrobinę szaleństwa, daleko od domu.

Załącznik 3360Załącznik 3361
Załącznik 3362Załącznik 3363

Po chwili dojeżdżamy do jedynej miejscowości na brzegu tego jeziora – miejscowości o swojsko brzmiącej nazwie Karakol. Miejsce to robi na nas piorunujące wrażenie swoją prostotą. Białe, niskie lepianki na klepisku, kilkadziesiąt zabudowań, stawiają pytanie o sensie istnienia tej miejscowości w tym miejscu świata.

Załącznik 3369Załącznik 3370
Załącznik 3371Załącznik 3372

Zatrzymujemy się w poszukiwaniu lokalnego jedzenia, Sambor szuka jakiegoś znajomego nauczyciela, co go spotkał tu dwa lata wcześniej, nauczyciela nie ma, ale jest malutka gastinica dla turystów i zrobią nam lagman – znany już nam z Osh, ujgurskie spaghetti. Zamawiamy go, ale ponieważ jest nas 10 osób mamy wolna godzinkę w czasie, gdy będzie przygotowywany. W czasie jak znikliśmy między budynkami droga przeleciał niezauważony Kajman i samotnie pomknął zdobywać Pamir. My zaś przechadzamy się po wsi, zaglądamy w różne dziury, aż dziw, że można, wieść takie surowe życie.

Załącznik 3386Załącznik 3387
Załącznik 3388Załącznik 3389

Schodzimy tez nad jezioro, kilkaset metrów, wyciszamy się.

Załącznik 3373Załącznik 3374

Wnętrze chatynki naszej gospodyni, jest czyste i przyjemne, tradycyjny niziutki stół stoi na czymś jakby podwyższeniu, a goście siedzą po turecku lub polegują przy stole. Bardzo przyjemna forma spędzania posiłku w ciągu dnia. Wsuwamy podany lagman. Żeby było śmieszniej – jest tez cennik – po angielsku!!! Ceny wysokie jak na środek niczego, oczywiście w porównaniu do cen, do których przywykliśmy w Kirgizji, bo to ciągle śmieszne pieniądze.

Załącznik 3365Załącznik 3366
Załącznik 3367Załącznik 3368

Palimy maszyny i mkniemy dalej zostawiając jezioro za nami. Opuszczamy kotlinę, w której zamknięte jest jezioro i podążamy pamirskim traktem dalej na południe. Droga powolutku pnie się w górę. W końcu musi kiedyś osiągnąć swój najwyższy punkt na trasie, dzięki któremu jest drugą najwyższą drogą międzynarodową. O zbliżaniu się do przełęczy informuje tablica, pod którą ma zdjęcie chyba każdy nią jadący. Mamy i my.

Załącznik 3391Załącznik 3390

Qśma posiada model Nissana Patrola z wymarzonym przez większość posiadaczy silnikiem 4.2L bez turbo. Słynie on z niezawodności i kultury pracy, nie wspominając oczywiście o potwornym momencie obrotowym. Pieszczotliwie, Qśma nazywa swego Patrola, Bizonem

Załącznik 3392

Pozostałe Patrole to 2.8L doładowane turbiną. Okazuje się iż takie silniki dużo lepiej spisują się na dużych wysokościach niż taki wielkiego smoka 4.2L. Ten zaś kopcił niemiłosiernie pod każdym podjazdem, męczył się okrutnie, tracąc połowę lub więcej mocy powyżej 3500 m. Qśma bardzo był zmartwiony dotychczasowymi osiągami swojego Bizona i podjazd pod AK- Bajtał spędzał mu sen z powiek od wjazdu do Tadżykistanu. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Podjazd pod tą przełęcz to bułka z masłem. Przewyższenie rozciąga się na wielu kilometrach, by na końcu jednym długim i łagodnym trawersem osiągnąć przełęcz na wysokości ok. 4650 m, będącą najwyższym punktem Pamir Highway.

Załącznik 3353Załącznik 3355
Załącznik 3356Załącznik 3357

Co ciekawe, znowu spotykamy zwariowanych rowerzystów, tych dwoje to szwajcarskie dziadki na emeryturze, n-ty miesiąc w podróży. Nieźli hardkorowcy, nie ma co… A ten drugi, co mu owacje na stojąco zgotowaliśmy w momencie wjazdu na przełęcz to Bułgar.

Załącznik 3358Załącznik 3354


Od szczytu zaczynamy się martwić z Samborem o paliwo. Przekręciliśmy właśnie na rezerwę a po przygodach z kapciami przed Sary Tash drugi raz już nie tankowaliśmy. Przed nami około 60km do Murgab, spalanie na 4 tysiącach różni się diametralnie od tego na nizinach. Mamy duże szanse nie dojechać. Kajman z baniakami na dachu daleko przed nami… Doimy Waldka Afrykę po litrze, tradycyjnie do butelki od kuchenki i postanawiamy oszczędzać. Przed nami głównie zjazdy z przełęczy do doliny rzeki Murgab, będziemy jechać na luzie ile się da.

Załącznik 3351Załącznik 3352


Rozpędzam się, wyrzucam na luz i gaszę silnik. Kładę się na baku i chowam się za szybę. Toczę się aż Afryka zwalnia na tyle, że można odpalić wyrównać obroty i wrzucić dwójkę bez szlifowania zębów w skrzyni. Sambor podglądam, ma inną technikę. Gazuje na czwórce, wciska sprzęgło a silnika nie gasi. Nie wiem, która metoda była oszczędniejsza dość, że po godzinie takich kombinacji, kiedy już się wypłaszczyło, i trzeba było jechać po ludzku, zobaczyliśmy napis Мургаб i byliśmy wystarczająco szczęśliwi. Udało się!

Załącznik 3377
Załącznik 3364


Murgab (Мурғоб (tadżycki), Мургаб (rosyjski) a po persku مرغاب znaczy Ptasia Rzeka. Mieszka tu około 4000 ludzi, a miasto położone na wysokości 3,650m jest najwyżej położonym miastem Tadżykistanu. Stąd odchodzi droga do znanego nam już z KKH chińskiego Tashkurgan a dalej prowadzi do Khorogu w Tadżykistanie. Lub odbija do korytarza Wakhańskiego – do Afganistanu. Oba te kierunki są w centrum naszego zainteresowania. Ale to dopiero jutro. Na dziś, oczywiście tankujemy z beczek benzynę o dziwo, dziewięćdziesiątkę trójkę, którą ludzie mają tu po domach i tak sobie dorabiają. Stacji nie ma ani jednej a benzyna tutaj była najdroższa na całej dotychczasowej trasie, ale i tak po przeliczeniu jej cena zabrzmiałaby wystarczająco śmiesznie by jej tu nie przytaczać.
Wybraliśmy się na targ. Miał ze 150 m. Na klepisku w dwóch rzędach, stały wyspawane z blachy kontenery-sklepy. W środku na pólkach towary pierwszej potrzeby, większość chińska, nic niemówiące nam marki, znane zachodnie koncerny nie dotarły tu jeszcze w takim stopniu, wiec cola czy Snikers nie są towarem łatwo osiągalnym. Kupujemy jeszcze ciepły chleb – klasyczna lepioszka, zdzierają ze mnie za wodę drożej niż za benzynę, jakoś mnie zaćmiło. Koleś zaryzykował, łoś z Polski zapłacił, i od razu przestałęm lubić Tadżyków.

Załącznik 3385


Sambor został też bohaterem, bo spotkał dwóch, kolesi co im na necie tłumaczył gdzie jest benzyna w Pamirze. Goście nie mówili ani słowa po rosyjsku i tak się szwędali po Murgabie i nie potrafili nawet siana kupić… W dodatku padł im amortyzator w Be-eM-We :) i czekali na nowy, wysłany z UK do Osh. Zresztą na koniec wyszło, że wcześniej zaopiekowały się nimi Magnusy, i przejechali z nimi kawał Tadżykistanu. Mały ten świat.

Załącznik 3375Załącznik 3376


Najbardziej na wyjazdach lubię wynajdywać fajne miejscówki na biwak. Oczyma wyobraźni ustawiam sobie biwak po jakąś spektakularną skałą, albo w meandrze rzeki czy potoku. I wyobrażam sobie jak to wszystko będzie wyglądało jak zacznie zachodzić słońce. Tym razem rzeka Murgab – wijąca się dnem zieloniutkiej doliny - dawała obietnicę znalezienia jakiegoś fajnego miejsca. W trzy motocykle wyruszyliśmy w kierunku na Chiny i po około 15 km zaczęliśmy szukać czegoś fajnego. W końcu zdecydowaliśmy się na piaszczysto trawiastą łąkę nad samą rzeką, osłonięte o wiatru wysokim brzegiem i z ciekawą w kształcie górą w tle. Miejsce spodobało nam się, więc zostaliśmy. Fakt, trochę gryzły komary, ale na szczęście krótko. Wkrótce zjechało się całe towarzystwo i powoli, spokojnie, nie na zapalenie płuc, nie po ciemku w chłodzie i mrozie, tylko w popołudniowym słońcu, przyjemnie i bez ciśnienia założyliśmy bazę, ugotowaliśmy zupę, umyliśmy się w rzece. Z wódeczką lub zimnym piwkiem w ręce oddaliśmy się kontemplacji zachodu słońca.

Załącznik 3378Załącznik 3379
Załącznik 3380Załącznik 3381
Załącznik 3382Załącznik 3383
Załącznik 3384

wieczny 25.12.2008 22:46

Super :).

Marcin SF 25.12.2008 23:51

ooooo kumulacja :D :D

ogromne dzięki Podos za zajebistą relację i super foty :)

podos 26.12.2008 13:09

3 Załącznik(ów)
Tadżykistan
23 sierpnia.

Długie wieczorne dysputy zaowocowały aż trzema różnymi planami w trzech podgrupach.
Samochodami, Kajman z Gosią i Martą oraz Gizmo z Przemkiem, jako, że mogą jechać również po ciemku, wybrali najdłuższy wariant trasy – w stronę Afganistanu i korytarza wakhańskiego.

Załącznik 3437

Trzy motocykle – Sambor Waldek i Marcin oraz pasażerowie Kuba oraz Kasia – Zasuwają w stronę pogranicza chińskiego i z powrotem. Jak się uda spotykają się z trzecią grupą nad jeziorami Rangkul, około 30 kilometrów w bok od Murgab.

Załącznik 3439

Trzecia grupa, Qśma z Kasią i ja z Irmą, bez pośpiechu przeprowadzamy się nad jeziorko Rangkul. Mamy zamiar solidnie odpocząć, ponieważ z tego właśnie miejsca niechybnie rozpoczynamy odwrót, na który mamy trzy dni i 1320 km, z czego 413 km po wertepach do Osh.

Załącznik 3438

A zatem zapraszam na trzy odrębne relacje z ostatniego dnia poprzedzający Wielki Odwrót. Oto wariant wakhański - Kajmana, chiński - Sambora i mój - wypoczynkowy.

misiak 26.12.2008 17:10

eeeeh :drif:

kajman 04.01.2009 23:07

Tak na dobry początek po powrocie do pracy po dłuższym leniuchowaniu

Tak jak pisał Podos, wieczorem została podjęta decyzja że jedziemy w stronę Afganistanu. Jeszcze konsultacje z Samborem który był tam dwa lata temu gdzie można spodziewać się najładniejszych widoków. Postanawiamy dojechać do Lyangar, przenocować w okolicy i następnego dnia powrót do Sary Tash. Do północy musieliśmy wyjechać z Tadżykistanu aby uniknąć obowiązku meldunku – wiąże się to z wysupłaniem trochę dolarów.
Rano pobudka, zwijanie maneli, Przemek jak zwykle jeszcze chrapie gdy my już jesteśmy spakowani. Wreszcie koło 10 a.m. jesteśmy z powrotem w Murgab, aby zatankować samochody. Liczymy ile nam potrzeba – według mapy to jest ok. 250 km w jedną stronę czyli 500 w obie. Po drodze nie ma co liczyć na stację. Zakładamy jakieś 100 km rezerwy i przy spalaniu miejscami 15 l na 100 km to wychodzi nam po ok. 90 litrów ropy na samochód.

http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/132.jpg

Tankowanie oczywiście pod domem jednego z miejscowych. Podjeżdżamy, pytam – że potrzebujemy solarku pakupit, tolko mnogo – ok. 200 litrów (mam pewne obawy bo dotychczas sprzedaż odbywała się z butelek i czy gość będzie miał na tyle ropy). Okazało się że „now problem” – i wytacza 200-tu litrową beczkę. W stary tradycyjny sposób zaciąga węża i odmierzając butelką tankuje nasze wygłodniałe samochody. Trochę to zajmuje czasu. I tak koło godz. 12:00 miejscowego czasu wyjeżdżamy w drogę. Ale okazuje się, że nie tak szybko – zaraz za Murgabem jest bramka – i tłumaczenie gdzie, po co. Gościu uparł się że nie mamy meldunku. Tłumaczymy że do 3 dni nie potrzeba, ale jakoś nie trafia to do niego. Jacek z Przemkiem biorą go do samochodu i jada z powrotem do miasta na posterunek – ale tak naprawdę, chyba chodziło mu o podwiezienie do miasta.
Ja w tym czasie korzystam i zjeżdżam na pobocze, rozkładam się ze swoim prysznicem i nareszcie myję się porządnie od trzech dni – od dnia wyjazdu z Kaszgaru.
Prysznic – jest to czarny worek 20 litrowy z wężykiem zakończony końcówka prysznicową. Leży on na dachu w kole zapasowym. Czarny jak wiadomo pochłania bardziej promienie słoneczne – w ciągu dnia nieźle się nagrzewa. Następnie wiesz się go za haczyk na bagażniku samochodu i stojąc z boku można spokojnie się wykapać.
Po chwili wracają chłopaki – okazuje się że wszystko w porządku i możemy jechać dalej. Początkowo jest to dosyć znośny asfalt. Ale jak to w czasie całego tego wyjazdy nie można być pewnym co będzie za zakrętem albo za 200 m. Trzeba być cały czas czujny jak grzechotnik aby nie narobić sobie kłopotów przez wpadnięcie w niewyobrażalnie wielką dziurę. Czasami trafiają się ciężarówki, które przed przystąpieniem do wyprzedzania trzeba dobrze obtrąbić co by obudzić zasypiającego kierowcę.


http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/378.jpg
Droga wiedzie dosyć wysoko i mimo pustynnego krajobrazu nie jest aż tak bardzo gorąco.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/134.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/135.jpg

http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/381.jpg

Ciekawostka taka – jak będzie ktoś jechał niech zwróci uwagę na znaki oznaczające nośność mostów – wszystkie mają 60-70 t. Jak wiadomo droga służyła do zaopatrywania wojsk walczących w Afganistanie a czołgi trochę ważą.
Dokładnie tak jak opisał Sambor po kilkudziesięciu km jest zjazd na drogę która odbija od M41 i wiedzie w stronę granicy z Afganistanem . Kończy się asfalt a zaczyna pylasta droga, która wiedzie czasami między ostrymi kamieniami – trzeba uważać aby nie rozciąć opony.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/385.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/386.jpg
Krajobraz staje się coraz piękniejszy (jak dla mnie) i wjeżdżamy na przełęcz Khargush 4344 m.n.p.m. Potem w dół do granicy Afgańskiej.
Po dojechaniu do rzeki Pamir jest post – sprawdzanie paszportów, spisywanie itd. – standard. Niedaleko widać zabudowania starej bazy rosyjskiej. Draga jest wspaniała – aż nie można się powstrzymać aby pocisnąć do deski. Niestety trzeba pamiętać i całą siłą woli się powstrzymywać – bo po 1-2 km równiutkiej nawierzchni nagle trafiają się wyj..y, a zapewniam że jak je już człowiek zauważy to na pewno nie zdąży wyhamować - szczególnie tych 2,5 t masy.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/137.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/392.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/395.jpg
Krajobraz bajka – rzeka zaczyna zagłębiać się coraz niżej w kanionie, my jedziemy cały czas wzdłuż rzeki, po drugiej stronie Afganistan.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/138.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/141.jpg
Po pewnym czasie góry stają się wyższe, a ich struktura, powierzchnia jest taka jakby ktoś je okrył płótnem jedwabnym. Coś pięknego.

http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/139.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/140.jpg
Droga –brak jakichkolwiek śladów na tym pyle – widocznie dawno nikt nie jechał tędy. Momentami wąsko. Dojeżdżamy do Lyangar – droga schodzi w dół do zielonej doliny gdzie Pamir łączy się z rzeką Wakhan.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/405.jpg
Serpentynami zjeżdżamy do wioski. Droga pokryta jest pyłem, jest wąsko, domy odgrodzone murkami z kamienia, a tam gdzie nie ma murku rosną drzewka. Skutkuje to tym że jadąc za Jackiem muszę przyhamować i trzymać odległość prawie 2-3 km, ponieważ nie ma ruchu powietrza w tych korytarzach i pył opada dosyć długo.

http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/406.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/407.jpg
Gdybym jechał zaraz za poprzedzającym samochodem to nie dość że nic bym nie widział (gorzej niż we mgle) to jeszcze szkoda zapchać filtr powietrza. Wyjeżdżamy za miasteczko i rozglądamy się za jakimś noclegiem bo jest koło 6 p.m. lokalnego czasu. Ale jak się tu rozbić, po lewej rzeka i Afganistan, po prawej zbocze, wszędzie tylko kamienie i pył. Ani to za przyjemne, ani chociaż trochę osłonięci od wiatru czy ciekawskich oczy. Zatrzymujemy się za miasteczkiem. Narada – Jacek z Przemkiem jada kawałek jeszcze sprawdzić czy nie ma jakiegoś ciekawszego miejsca, ja z dziewczynami czekamy. Po ok. 15-20 min Jacek wraca – nic, krajobraz taki sam. Postanawiamy wrócić, przejechać Lyangar i rozbić się za nim. I znowu przejazd przez miasteczko, widać dużo ludzi pracujących na polach, tych fragmentach ziemi nawodnionych z pobliskich rzek. Jedynie tam coś rośnie, poza tym to jałowa ziemia. Wszyscy nas pozdrawiają, machają. Dojeżdżamy do końca wsi/miasteczka – ciężko to zakwalifikować – mimo oddalenia od poprzedzającego samochodu zapylenie wzrasta. Po chwili wszystko się wyjaśnia – Przemek mówi przez CB abym podjechał bo znaleźli nocleg.
Podjeżdżam – chłopaki stoją przed jednym z domów. Okazuje się że zatrzymał ich miejscowy, i taki dialog:
- czy podwieźli by mnie panowie do Murgab?
- nie ma sprawy , ale jest już późno i szukamy noclegu albo miejsca gdzie by można było się rozbić
- to zapraszam do siebie, spędzicie u mnie noc, zjecie coś a rano pojedziemy razem. Wiecie Panowie – dwa dni już czekam na okazję
Parkujemy pod murkiem okalającym domek, trochę mamy obawę czy aby rano coś nie zniknie z rzeczy na zewnętrznych bagażnikach, ale gospodarz zapewnia że nie, a poza tym on śpi na zewnątrz i są psy spuszczane.
Dom to tradycyjny budynek z tego rejonu. Położony do tego na zboczy skąd mamy wspaniały widok na dolinę i rozlewający się w dole szerokim korytem Pamir.

http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...___lyangar.jpg
Udostępnione nam jest główne pomieszczenie domu, gdzie zaraz niski stół – czy raczej rodzaj ławy – zostaje zastawiony kolacją. Nie jest to nic wyszukanego ale smaczne. Przemek wydobywa ze swoich bagaży Goldwaser i wręcza ją gospodarzowi pytając czy przyjmie taki prezent – mówiąc że zdajemy sobie sprawę że są wyznania muzułmańskiego. Zresztą obrazy wiszące na ścianach nie dawały złudzeń co do tego. Uśmiech gospodarza mówi nam wiele. Wyciągamy coś aby przepić kolację – gospodarz wypija ze trzy kielichy z nami, mówiąc że kilka dla zdrowia to nie grzech i Allach wybaczy.
A zdrowie to szwankuje Jackowi – Gosia wzięła i na faszerowała go jakimiś tam lekami. Pacjent po jednym kielichu padł w kąciku pod kilkoma kocami i zasnął. Pewnie zmogły go te skoki temperatur, wysokości i ogólne zmęczenie.
Mamy okazję porozmawiać też z gospodarzem. Trochę dowiedzieliśmy się jak było w czasach wojny afgańskiej, jak im się żyje. Jedna wypowiedź mi się strasznie spodobała. Pytaliśmy czy ludzie milej wspominają czasy komuny czy teraz lepiej im się żyje.
Powiedział coś takiego – cóż z tego że dawniej może i wszyscy mieli po równo jak człowiek nie mógł się ruszyć ze swojej miejscowości i jechać w odwiedziny do sąsiedniej doliny. Mówili wtedy, że wszyscy jesteśmy braćmi. Teraz to ludzie bardziej są braćmi, poznają się – wy możecie do nas przyjechać, córkę mogę do Duszanbe posłać na studia.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/31.jpg
Teraz ludzie się łączą. Może jest ciężej bo jest mniej pracy, ciężej o pieniądze. Przedtem były pieniądze ale nie za bardzo było co z nimi zrobić.
Tak, że raczej z tęsknotą nie spoglądają wstecz
Rano budzimy się wcześnie. Dzisiaj na wieczór musimy dotrzeć do Sary Tash – to jest 450 km dodatkowo granica (tak z 2 godziny). Wyjeżdżamy o 7:30 miejscowego czasu. Gospodarz żegna się z rodziną i usadawia się u Jacka.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...gospodarza.jpg
Droga powrotna przebiega szybciej niż wczoraj, chociaż również stajemy co jakiś czas na zdjęcie, słońce wstaje i jest niezłe światło.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/144.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/145.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/147.jpg

Meldujemy się na punkcie kontrolnym koło Khargush. Spisywanie z paszportów trochę schodzi – jest czas na zrobienie kilku fajnych fotek z postu szczególnie że komendant nie ma nic przeciwko temu.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/146.jpg

Po ok. pół godziny ruszamy dalej żegnając się z pograniczem afgańskim. Nasz pasażer nie jedzie z nami do samego Murgabu tylko trochę wcześniej zatrzymujemy się przy jednym z domów – okazuje się że to jego siostra – przy okazji zostajemy zaproszeni na następny poczęstunek. On tu złapie ciężarówkę które jeżdżą do kopalni znajdującą się w górach. Spędzi tak 20 dni i znowu wróci do domu na tydzień
Przed Murgabem Jacek jadący z przodu mówi przez CB abym za wzniesieniem skręcił w lewo w taką szutrową drogę. Okazuje się to zjazd ładnym kanionem w dół i po ok. 1-2 km wjeżdżamy do ładnej zielonej !! doliny w której płynie rzeka. Miejsce jest niesamowite szczególnie biorąc krajobraz jaki nam do tej pory towarzyszył – czyli kompletny brak roślinności. Wbijam sobie miejsce zjazdu do mózgownicy, ponieważ leży ono niedaleko Murgab, w ogóle nie widoczne z drogi, no po prostu świetne miejsce na biwak. Spotykamy tam miejscowych – na małym pikniku. I jak zwykle przywitanie, zaproszenie na poczęstunek, herbatę, rozmowa. Jeden z dziadków okazuje się że dawniej stacjonował w Legnicy jak był w sowieckim wojsku.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/148.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/149.jpg
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/150.jpg
Meldujemy się w Murgab - 02:30 p.m. – podjeżdżamy do tego samego gościa – zastanawiam się czy czasami jak ostatnio byliśmy u niego to nie wybraliśmy mu wszystkich zapasów. Obawy były bez podstawne – na pytanie, czy można zatankować tak ze 150 litrów – gość znowu wytacza beczkę 200 litrową.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/151.jpg
Ruszamy dalej – przed nami jeszcze kawałek drogi i granica na której pewnie trochę nam zejdzie.
Jak dla mnie kolor gór jakie są między Murgabem a granicą są fantastyczne – wyglądają w słońcu jakby płonęły – mienią się różnymi kolorami.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/129.jpg


http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/131.jpg


http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/forum/130.jpg
Dojeżdżamy do granicy – pytam przy okazji gościa od narkotyków czy dawno przed nami przejeżdżali motocykliści z Polski? On pyta – aa jechał z nimi taki Tadżyk?? – hmm myślę, pewnie chodzi o Sambora. Tak, tak – odpowiadam. Jechali jakieś 2-3 godziny temu.
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/153.jpg
Wiemy jakie mamy w stosunku do nich spóźnienie. Przy okazji zaprezentował nam jak pies poszukuje narkotyków. Schował w błotniku Jacka Patrola saszetkę z narkotykiem i każe mu szukać. Ja kucnąłem przyglądając się co pies będzie robił. No a ta franca zamiast obszukiwać samochód przysiadła przede mną. Myślę z lekkim niepokojem – no tak, uznają że coś mam przy sobie bo pies siedzi przede mną i patrzy we mnie jak sroka w kość. Już widziałem oczami wyobraźni tą rewizję osobistą i zaglądanie w każde hmmm „zakamarki”. Na szczęście nie przyszło im to do głowy a pies po kilku ponagleniach zainteresował się samochodem. Odnalezienie saszetki zajęło mu może kilka sekund.
Przy okazji pogadałem z tym gościem od narkotyków – pokazał mi na mapie gdzie można by było „bezpiecznie” pojechać do Afganistanu (oprócz korytarza Wakhańskiego). Dosyć ciekawa koncepcja – może będzie okazja zrealizować ją.
Przy ruszaniu z posterunku granicznego są małe kłopoty, wysokość i kiepskie paliwo dają znać o sobie. Trzeba wrzucić reduktor aby ruszyć bez problemu. Po prostu silnik doładowany ma słaby „dół”.

http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci...images/154.jpg
Posterunek Kirgiski przechodzimy bez problemowo, ale jak tu wszystko zajmuje trochę czasu. Jak wjeżdżamy do Kirgistanu słońce jest już bardzo nisko, co przy zmęczeniu całodniową jazdą (wstaliśmy o 7 rano) i fatalnym stanem asfaltu jest dosyć niebezpieczne. Dodatkowo, człowiek jak czuje, że już zbliża się do końca to podświadomie naciska mocniej na gaz. I tak jadąc nie zauważam w porę zagłębienia w asfalcie – samochód wylatuje w powietrze i na moment traci kontakt z podłożem. Na szczęście zawieszenie sprawuje się bez zarzutu, a i odpowiednie dobranie do obciążenia też robi swoje. Jedyne obawy wzbudza czy aby bagażnik dachowy i rzeczy tam zamocowane nie polecą własną drogą. Na szczęście wszystko siedzi na swoim miejscu – dziewczyny jedynie mało nie zrobiły wgnieceń w dachu J.
Pytam Jacka jadącego z przodu czy zaliczył wyskok – potwierdza i informuje przy okazji abym uważał na dziurę z prawej. Faktycznie – dziura ma chyba ze średnicę 1,5-2 m, głęboka jak studzienka kanalizacyjna. Kurcza, jak bym wpadł w nią to chyba urwałbym zawieszenie. Zresztą cała droga z granicy do Sary Tash to jeden wielki slalom między dziurami.
Do obozowiska dojeżdżamy już po zmierzchu, jestem zmęczony, głodny i jest cholernie zimno.
Szybkie rozbicie namiotu, odgrzanie jedzenia (zostało z poprzedniego dnia – lodówka się przydaje) i spać.
Jacek z Przemkiem decydują się jechać do Osh – Przemek musi wysłać relacje a i pewnie Jacek jeszcze nie do końca wykurował się i chce spędzić noc w hotelu.

Ok. zdjęcia do oglądnięcia
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/azja_08/index.html
cdn – tzn powrót do Polski

ltd454 05.01.2009 16:39

Kajman foty na prawde rewelacja, chyba lepszych z tych miejsc nie widzialem.

sambor1965 19.01.2009 23:46

To jest doświadczalna relacja. Żeby wiedziec jak było trza przeczytać ją do końca i wyciągnąc wnioski.

KANAŁ LEWY
No więc kurde zaczyna się dzień i wstajemy. Łeb napieprza, bo wczoraj był jak co dzień ochlaj na maxa i oddawanie czci najważniejszej na tej imprezce afrykańskiej furii czyli Najebce. Rano jakaś kawa i ketanol zapity piwem, wrzucamy bety na sprzęty i heja w drogę. Już na starcie znad tej rzeki wypieprza się Waldek, ale to gleba parkingowa niemal i całkiem bez strat.
Napierdzielamy do przodu ile fabryka daje gdzieś kur... w strone Chin czy Afganistanu. Nie bardzo wiadomo po co i gdzie dokładnie, ale co tam. Alleluja i do przodu jak mawia pewien księżulo. Popierdzielam całkiem zdrowo, bo moja kobita ulżyła mi i przesiadła się do terenówki i pojechała gdzieś rano cholera wie po co w inną stronę. No więc napieramy, kurzy się zajebiście, bo Marcin i Waldek jadą z przodu a my z Podoskiem w tumanach za tumanami. Normalnie się kur.. nie da tak. Czuje po pol godzinie, że filtr mam tak zaj... że normalnie nie mogę jechać. Wkoło jednak zajebioza taka., że normalnie łeb odpada. Czacha wciąż mnie napierd... po wczorajszej najebce i nie bardzo te klimaty do mnie trafiają. Dzida i do przodu. Podosy gdzieś znikają więc zatrzymuję się. Nie ma ich długo, chyba z kwadrans. W końcu podjeżdżają i mówią, że Irmę tez wszystko napier... i dalej nie jadą. Wracają do Qsmy, któremu w ogóle nie chciało się dupy ruszyć. Mamy się trafić nad jakimś jeziorem. Z mapami tak się porobilo ze nie mamy ani jednej, bo wszystkie pojechały z dżipami na Afganistan. Podos ma zdjecie jednej w aparacie więc się wypieniamy sprzetem. Podosy zawracaja a ja napierd... dalej w kierunku chińskiej granicy. Waldek i Marcin czekają wkur.. ze nas tak dlugo nie ma, no ale nie ma co się wkurw... Jedziemy.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/DSC01367.jpg

Skrecamy z glownej drogi do Chin i zamiast na Kulma jedziemy na Tochtomysz i Shaymak. Jade pierwszy, kurz jest tak zajebisty ze nic w lusterkach nie widac. Staje po pol godzinie i czekam. Po 5 minutach nadjezdza Waldek z Kubą. Troche klna pod nosem, zsiadamy z bajkow i czekamy i czekamy. Po 15 minutach zawracamy i zapierd... z powrotem. Marcina z Kaska ani sladu. W koncu są... Kompletnie mu się rozj... oslona lancuha, która napier... po tylnym kole. Podos pojechal w p.. z narzedziami i wyglada ze jestesmy w dupie. Na szczescie wygrzebuje gdzies jakiegos imbusa i po 5 minutach dzida.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7060.jpg

Dojezdzam do tego samego szlabanu i czekam, bo jestem sam. Po 10 minutach zawracam. Waldek z Marcinem stoja i cos grzebia przy motorku. Normalnie chujnia jakas... pekla obejma mocujaca slizgacz do wahacza... Cos naprawiaja, ale widac ze to popelina, patent wytrzymuje pierd... 5 minut.
W koncu uzywamy tasmy na gada, która wytrzymuje już do konca eskapady. Droga jest plaska jak stol, zjaebiscie się kurzy, ruchu zadnego tak ze można zapieprzac stowka po tych kamykach. Można i szybciej tylko kur... strach.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMGP8146.jpg

Wpadamy w koncu do jakiejś wiochy z chatami rozrzuconymi po obu stronach drogi. Bieda aż jęczy. Po ch... ci ludzie tu miejszkają, nie lepiej bylo się w Bangladeszu urodzić?
Podjeżdżamy do jakiegoś autochtona, który spod chaty cos tam w naszą stronę kiwa. Wsiowy nauczyciel zaprasza nas do środka i podaje jakieś specjały. Nie wiadomo kto i jakimi łapami to przygotowywał, mięcho jakieś tłuste z kozy czy ch.. wie z czego. Udajemy, że jemy i na odchodne rzucamy mu parę groszy.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/DSC01383.jpg

Napieramy dalej choć podobno dalej już nic nie ma. Ale jest droga więc czemu nie. Wahy nam jeszcze starczy na powrót jakby co...
W końcu po 15 kilometrach zatrzymuje nas jakiś oberwaniec udający żołnierza. Stop, nie lzjia i coś tam jeszcze. Dokąd? Do Indii to którędy? Do Indii? Tu Tadżykistan a tam Afganistan, Chiny tam, ale Indie?
Nie będziemy z tumanem gadać i każemy sobie komendanta przyprowadzić.
Facio odradza nam dalszą jazdę, ale proponuje byśmy spróbowali ich lokalnej specjalności czyli kąpieli w jakimś gorącym błocku. Gość ryje mi się na tylne siedzenie i jedziemy. Po 200 metrach facet pokazuje na rzekę i mówi, że spokojnie damy radę. Z ułańską fantazją napieram na wodę i po 10 metrach jeeeb. Leżymy. Ledwie zdążyłem ją zgasić. Babcia leży na lewej stronie, tej od filtra, facio w galowym mundurku i pantofelkach cały w wodzie. No będzie zaraz z tego wojna...

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/DSC01391.jpg

Ale jakoś się upiekło i po 15 minutach już z nim pływamy w jakiejś syficznej wodzie, która jak wierzą Ci troglodyci ma właściwości lecznicze. Na szczęście udało się poźniej z tego spłukac w rzece i żadne wspomnienia na skórze nie pozostały. Waldkowi zginął telefon, nie wiadomo czy mu wypadł czy któryś z tych sk.. synów go zapier...

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7126.jpg

Wsiadamy na maszymy i przez bite półtora godziny napierdzielamy z powrotem. Wreszcie asfalt i dojeżdżamy do Murgabu, na przedmieściach Marcin łapie gumę i kiblujemy dobrą godzinkę zanim ją naprawimy. Robi się ciemno jak w d... u Murzyna i trzeba szukać spania na miejscu.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7206.jpg

Waldek znajduje tuż obok jakąś dziurę, oczywiście kibel na zewnątrz, zero łazienki. Syf jakich mało. Chyba sami rozrzucili te gwoździe żeby mieć klientów. Rano tankujemy i po 30 km znowu stajemy, Marcin znów złapał dziurę. Nie znajdujemy jej jednak, więc wymieniamy dętkę. 20 km i znowu stajemy. Dojeżdżają Podosy i Qsma z kompresorem. Jesteśmy uratowani. Napierd... w pompkę na tej wysokości jest k... zajebistym przeżyciem.

KANAŁ PRAWY
O podróży do Shaymaku marzyłem od dawna. Kiedyś znalazłem na mapie ten najbardziej chyba odizolowany punkt w całym Tadżykistanie i zamarzyłem by do niego zajrzeć. Cóż bardziej centralnego może być w Azji Centralnej niż Shaymak. Stąd tylko 20 kilometrów do Chin, 10 do Afganistanu. Ze 40 do Pakistanu i nie więcej niż 120 kilometrów do Indii. Pępek Azji.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMGP8146.jpg

Ranek jest piękny, ruszamy chwilę po świcie. Słońce kładzie nieprawdopodobne cienie na okolicznych wzgórzach. Wzgórzach – jak można tak myśleć o okolicznych górach jadąc drogą na wysokości 3500 metrów. Droga jest piękna, jedziemy wzdłuż rzeki zgodnie z mapą trzymając się jej lewego brzegu, zatrzymuję się na moment, by nie łykać kurzu wzbijanego przez Marcina i Waldka. Gaszę silnik, i tak muszę czekać na Podosa.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMGP8150.jpg

Motocykle kolegów nikną za zakrętem. Zapalam papierosa i słysze jak palą się drobinki tytoniu. Nie znam takiej ciszy, wokół śladu człowieka. Jedziemy już pół godziny i nie minęlisy się z żadnym pojazdem i nie spotkaliśmy żadnego człowieka. Doświadczam piękna Pamiru w najczystszej postaci. Jakże inny jest ten świat od tego, który zostawiliśmy hen w Polsce. Godzina przeżyta tutaj równa jest emocjom, których nie sposób znaleźć przez całe dni w Krakowie czy Warszawie. Nie, nie myślę tam o korkach i kolejkach. Chłonę tę otaczającą przestrzeń i szukam spokoju, który tak bardzo będzie mi potrzebny w kolejnych miesiącach.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/DSC01385.jpg

Z daleka rozbrzmiewa warkot motocykla nadjeżdżającego przyjaciela. Narasta i wypełnia przestrzeń decybelami niszcząc spokój i nastrój chwili. Zastanawiam się nad naszą inwazją w to otaczające nas piękno.
Krzysztof ma złe wieści: Irma źle się czuje i postnawiają wracać do obozu. Żal, zawsze emocje które dzielę z Krzysztofem powodują że jest ich więcej. Paradoks.
Rozjeżdżamy się zamieniając aparatami. Troche to symboliczne, dzięki temu czuję że utrwalę również dla niego te chwile które mnie czekają...
Waldek i Marcin czekają na rozdrożu. W lewo droga wiedzie na Kulma Pass, W prawo do Toktomyszu i dalej do Shaymaku. Obie nieznane, pociągają nas bardzo obiecując doznania i prawdziwą przygodę. Jedziemy w prawo. Prowadzę. Za mną Waldek z synem – przyjemnie jest patrzeć na wzrastającą przyjaźń między nimi. Dzisiejszy świat nie pozostawia nam czasu na takie kontakty z dziećmi jakie mieć powinniśmy, jakich chcielibyśmy mieć. Obaj próbują nadrobić stracony czas na tej wyprawie budując relacje jakie niegdyś łączyły rodziców z dziećmi. Wzajemny szacunek, odpowiedzialność i przyjaźń. Marcin z Kasią jadą na końcu, miło obserwować tę zakochaną parę, tę troskę zauważalną na kempingach, ogień płonący w ich oczach, odpowiedzialność za kochaną osobę... Poruszamy się wzdluż rzeki mając ją wciąż po prawej stronie.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7065.jpg

Zatrzymuję się przy jakiejś opuszczonej wartowni i czekam na kolegów. Cisza, wszytko wygląda surrealistycznie, walają się wokół szczątki jakiejś wanny, wartownia sprawia wrażenie jakby ktoś na chwilę odszedł i zapomniał opuścić szlabanu.
Nadjeżdża Waldek, Marcina długo nie ma więc zawracamy. Stoi 15 minut dalej na poboczu czekając na nas. Jesteśmy tu razem i dla siebie. Nie trzeba nikogo prosić o pomoc, o klucz, łatkę...

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7076.jpg

Tak buduje się przyjaźnie, które przetrwają złe czasy. Naprawa nie trwa długo. Mamy zresztą czas. Ruszamy na południe napawając się widokami. Prosta droga prowadzi pamirską wyżyną dziesiatkami kilometrów na tej samej wysokości. Przyroda wydaje się okiełznana, ale co kilkanaście kilometrów zerwana przez ledwie dziś widoczny strumyk droga daje wyobrażenie co tu się dzieje gdy żywioły dochodzą do głosu...

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7084.jpg

Dojeżdżamy wreszcie do Shaymak i podjeżdżamy pod schludne obejście z którego wyszedł młody mężczyzna. Okazuje się być Kirgizem, podobnie jak większość mieszkających tu osób. Nauczyciel chemii, który tuż po studiach wrócił do swojego aułu. Zaprasza do wnętrza domu, rozsiadamy się w gościnnym pokoju i już po chwili przed nami stały misy pełne jedzenia. Czym chata bogata...

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7085.jpg

Rozmawiamy o trudach tutejszego życia. Nauczyciel opisuje nam jak wygląda tu zima. Cóż, że niemal bezśnieżna skoro 40stopniowym mrozom towarzyszą porywiste wichry. Na zimę do wsi ściągają Kirgizi z okolicznych pastwisk, przybywa dzieci, ale trudno dostac się do Murgab. Bywa że auto jedzie raz na tydzień.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7108.jpg

Żegnani przez całą rodzinę podążamy w kierunku strażnicy granicznej górującej nad okolicą. Jest położona tak, że nie sposób się niepostrzeżenie przez tę dolinę przemknąć.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7112.jpg

Młody oficer który pełni obowiązki zastępcy dowódcy posterunku odradza dalszą podróż, wymagane jest na nią specjalne zezwolenie i trudy drogi wykluczają byśmy mogli dotrzeć bezpiecznie do Murgab dziś wieczorem.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7116.jpg

Zaprasza nas jednak na kąpiel do gorących źródeł. Żołnierze zbudowali budyneczek w któym zmęczeni po całym dniu jazdy zażywamy relaksu. Gorąca woda przenika nasze ciała i koi zmęczone mięśnie.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7142.jpg

Wchodzimy do drugiego źródła na zewnątrz budynku. Temperatura wody prawie 40 stopni. Tuż obok szumi rzeka, a wokół bieleją ośnieżone szczyty Pamiru i Hindukuszu. Zamykam oczy. Chwilo trwaj...

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7143.jpg

Na pożegnanie sięgam do kieszeni i wyciągam mój składany nóż, ofiarowuję go na pamiątkę dowódcy. Przyjmuje podarunek z zakłopotaniem i odwzajemnia się ściągając ze swej ręki zegarek. To nieważne, że to chińska podróbka elektronicznego zegarka adidasa, oto gest godny oficera...
Myślę o nim jadąc z powrotem. Czy się jeszcze spotkamy?
Zachodzące slońce kładzie coraz piękniejsze cienie na okolicznych górach. Kontemplujemy przyrode stając co chwila i łapiąc w obiektyw ułamki tadżyckiego piękna, by się móc nim z wami podzielić.

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7156.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7169.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...T/IMG_7176.jpg

To jednak nie koniec przygód. Tuż przed samym Murgab ratujemy jakiegoś biednego Kirgiza polską łatką, by mógł dotrzeć do swej rodziny. Sami już na przedmieściach mamy awarie gumy Marcina i ostatecznie stajemy na noc w miłym rodzinnym hoteliku, który chyba niebiosa zesłały nam tutaj.


PS. Dla tych co maja klopoty z czytaniem ze zrozumieniem. Jaja se robilem 2razy a nie raz...

czosnek 20.01.2009 00:01

Masz Pan dar. kanał lewy mnie zirytował a przy 1/3 kanału prawego mnie zemdliło ;)

podos 20.01.2009 09:17

Well, znamy już swoje miejsca w szeregu. Dziekuję za te relacje. Mocne.
Wkrótce zapodam mój przedostatni kawałek opowieści i mam nadzieję niedługo zacznie się wiosna.

Powroty są do dupy [cyt. Wieczny]

kajman 20.01.2009 10:32

No powiem szczerze, że jak zacząłem czytać Sambor tą "opowieść" to sobie pomyslalem - "najarał się czegoś czy co" :)

Ale powiem że niezłe

puszek 20.01.2009 10:49

To chyba miał być pastisz na Iziego i Movistara....Niestety Samborku nie potrafisz "tak jak oni, tak jak oni" Ale drugi kanał... całkiem dobrze się czytało..Do kogo to przykleić???

To nie do Lewara było?A może Elwooda...

podos 21.01.2009 00:41

22 Załącznik(ów)
Tadżykistan
23 sierpnia cd – Wariant Podoskowy

Poranek to jak zwykle w tych okolicach lampa! Błękitne niebo, przejrzyste powietrze i poranny chłodek towarzyszy składania namiotów i śniadaniowej krzątaninie. Grupy ustalone wieczorem dogrywają ostatnie szczegóły tras, omawiają jedyne ksero co mamy mapy i umawiają się na wieczór. Początkowo my z Irmą startujemy z ekipą Samborową i w 4 motocykle przemieszczamy się w kierunku Chin. Bardzo szybko kończy się asfalt a szeroka szutrówka prowadzi równolegle dnem doliny rzeki Murgab. Pusto i dziko. Surowe skały zamykają szeroką dolinę po obu jej brzegach.

Załącznik 3628Załącznik 3629

Szczęśliwie dla nas w weekend granica chińska jest zamknięta, więc ruch całkowicie zamiera. I droga jest cała dla nas. Po 40km chłopaki odkręcają manetki i znikają w tumanie kurzu za horyzontem. Nas ta szybka jazda mocno męczy, Irma też się czuje niespecjalnie, więc zatrzymujemy się.

Załącznik 3630

Czy ja mam Déja vu? Co jest z tymi drogami w jedną stronę? Identyczna historia zdarzyła nam się w Indiach. Też pod koniec trasy, ciężka wyboista droga kończąca się w sercu Zanskaru – Padum. 250 km w jedną stronę. Miejsce marzenie do odwiedzenia. 12 h jazdy w jedną stronę, po dzikich wertepach Himalajów. Czy to świadomość konieczności powrotu tą samą drogą czy uczucie bezsensowności jazdy tam i z powrotem zabija przyjemność jazdy, choć otaczające krajobrazy powalają na kolana? Czy niewypowiedziane cierpienia ukochanej osoby na tylnim siedzeniu potęgują ten efekt? Do dziś nie wiem skąd to się bierze, ale wiem, że są to miejsca dla mnie jeszcze niespełnione, że jeszcze muszę tam wrócić…

Sambor jakby wyczuwa sytuację i zawraca, rozumiemy się bez słów. Oddaję zestaw do naprawy opon, im może się bardziej przydać. Wymieniamy się aparatami, zwłaszcza, iż w moim jest wycinek mapy sfotografowany poprzedniego wieczora. Ten patent uratował mi dupę w Rumunii niech teraz pomoże im. Wtedy zapomniałem jak się nazywa polska wioska (Kaczyca) i miałem tylko zdjęcie zrobione z monitora komputera, sprzed wyjazdu. Ale to był wyjazd na wariata, a to zupełnie inna opowieść. Umawiamy się wieczorem nad jeziorkiem Rangkul, 25km za Murgabem, lub rano następnego dnia, gdzieś na drodze do Sary Tash.

Śmigamy gładko do Murgabu i tam spotykamy zaskoczonego Qśmę, jeszcze na targu, na zakupach. Tradycyjnie wrzucam mu do lodówki piwko, ciepłego nie będziemy przecież pili. Irma też wsiada do Bizona. Odnajdujemy jeszcze chętnego sprzedać nam benzynę, a raczej to on znajduje nas, i zalewamy bak do pełna. Podobno to 93-ka. Musi nam to starczyć na drogę powrotną do Sary Tash, gdzie planujemy nocleg w naszej sprawdzonej dziurze nad potokiem. Za chwilę wyjeżdżamy z Murgab, i kierujemy się w stronę Kirgizji, gdzie po 20 km ma odchodzić boczna droga w kierunku malej miejscowości Rangkol. Po drodze znajduje się jezioro o tej samej nazwie – i tam planujemy założenie biwaku.

Załącznik 3649

Faktycznie po około 20 km w bok odchodziła szeroka dolina a wraz z nią droga, oczywiście szutrowa, o wyraźnie gorszej jakości niż dotychczasowa. Jej podła nawierzchnia, a głównie cholerna pralka, zmusiła mnie do zjechanie z niej i zacząłem jechać drogami alternatywnymi, wytyczonymi przez inne pojazdy, które doszły chyba do tego samego wniosku, co ja.

Załącznik 3631Załącznik 3632

Były to ścieżki wąskie, lecz równe, czasem mocno piaszczyste i wymagające dla obładowanej Afryki. Przydały się zaprawy na Błędowskiej…
Dotarłem w końcu do pozostałości radziecko –chińskiej granicy. Na betonowym poście widniał ledwo już widoczny napis:

„Granica CCCP, święta i nieprzekraczalna”

Uśmiechnąłem się pod nosem, jedynka, i grzmot silnika Afryki poniósł się między skałami.

Załącznik 3633

Chwilę później po lewej ukazało się jezioro. W zasadzie to dwa, rozciągnięte na przestrzeni jakiś 5 km. A ich wąski łącznik dawno wysechł a dno pokryte skrystalizowaną solą dodawało kolorytu temu i tak kosmicznemu krajobrazowi.

Załącznik 3634

Dojechałem do końca drugiego jeziora i zawróciłem w poszukiwaniu najlepszego możliwego miejsca. Oczywiście szukałem miejsca nieprzeciętnie pięknego, skoro mamy tu spędzić kilka miłych godzin popołudnia i noc.

Załącznik 3635Załącznik 3636

Dojeżdża ekipa w Bizonie i zjeżdżamy suchym jak wiór i płaskim stokiem do jeziora. To Tutaj.

Załącznik 3637

Pozornie wyglądający równo teren pokryty był maleńkimi i kamyczkami i równie kłującymi roślinkami. Długo szukałem czegoś, na czym można by było bez przeszkód rozbić namiot, tak, aby nie uszkodzić podłogi. W końcu znalazłem stawek czegoś, co wyglądało jak piasek pokryty skrystalizowaną solą. Postawiliśmy tam namiot, a Qśma po prostu otworzył dach Patrola i jego namiot już stał. Sprytne.

Załącznik 3638Załącznik 3639
Załącznik 3640Załącznik 3641

Leniwe popołudnie minęło nam na pogaduchach z Kasią i Quśmą, o ich dalszych planach podróży z Kazachstanu do Mongoli. Mieli tam rozbić za obstawę żaglowozów przemierzających pustynię Gobi (http://www.mongolia.info.pl/) i wrócić do Polski jeszcze chyba miesiąc później niż my. Co ciekawe, dopiero w ostatni dzień, można było się bliżej poznać, pogwarzyć. Duża grupa i napięty program nie sprzyja integracji. Aż dziw, że do tej pory obeszło się praktycznie bez żadnych konfliktów.

Zrobiliśmy małe gotowanie i ostatnią przepierkę przed ostatnim ponad tysiąc kilometrowym przelotem do Kazachstanu.

Załącznik 3642Załącznik 3643

Feria kolorów i niespotykanych barw rozpoczęła się równo z zachodem słońca. Czerwonawe narośla na słonym gruncie nabrały jeszcze bardziej wyrazistego koloru, a nasz skromny biwaczek prezentował się na tym tle wyśmienicie. Wyobraźcie sobie jak musiało nam smakować piwo!

Załącznik 3644Załącznik 3645
Załącznik 3646Załącznik 3647

Po cichu liczyliśmy, że zjawi się jeszcze wariant chiński z Samborem na czele, ale plan mieli napięty, i gdy całkiem się ściemniło – wiedzieliśmy, że śpią gdzieś po drodze i zobaczymy ich jutro na Pamir Highway.

Załącznik 3648

podos 29.01.2009 21:44

16 Załącznik(ów)
Tadżykistan
24 sierpnia

Oto, nieubłaganie, kończy się nasza tegoroczna, trwająca 4 tygodnie, eskapada. Od 10 lat nie byłem na tak długich wakacjach, Z trudem przypominam sobie pierwsze dni z wyjazdu. Góry, nazwy i zdarzenia mieszają mi się, w głowie mam mętlik. Czy będę w stanie to potem odtworzyć? Ktoś mówi, że takie podróżowanie ładuje akumulatory… Nic bardziej mylnego, im częściej je ładujesz tym krócej trzymają. Za parę dni znowu zasiądziemy za biurkiem – i tak aż do następnego razu…
A zatem: powroty są do dupy… Przed nami ponad 1300km, jedna cztero i dwie ponad trzytysięczne przełęcze, dwie granice, trzy państwa. Trzy dni. Wracamy.
Skoro ekipa nie dotarła do nas wczoraj wieczorem wykoncypowałem, że będą się chcieli zebrać się wcześniej, minąć skrzyżowanie na Rangol i poczekać na nas po drodze. Nie musieliśmy się więc jakoś drastycznie wcześnie zrywać. Irmie tylko w to graj.

Załącznik 3798

Wstające słońce ukazało nam dolinę w równie pięknej formie, w jakiej rozstaliśmy się z nią o zachodzie. Qśma jeszcze zostaje, chce odpocząć – żle spał i teraz źle się czuje. Po śniadaniu spakowaliśmy manatki, przytroczyliśmy wszystko do naszego motocykla i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Tuz za skrzyżowaniem faktycznie stoi ekipa chińska z Samborem na czele. Marcin zaliczył kapcia w tylnym kole i jest właśnie w trakcie demontażu.

Załącznik 3799Załącznik 3800

Cieszymy się na ich widok, wszyscy są w jednym kawałku. Zachwyceni dzielą się wrażeniami z dnia wczorajszego. Wczoraj, już po ciemku, Marcina złapał gumę w tylnym kole – teraz drugi raz. I głupia sprawa – na 4 motocykle i osiem kół mamy 1 (słownie jeden!) kapturek do wykręcania wentyli! Co gorsza kolejny raz macamy oponę od środka i nie ma żadnego gwoździa. Dętka, wyściskana na dziesiąta stronę też nie wykazuje śladu przebicia. Wkurzeni składamy wszystko do kupy. Teraz to cholerne pompowanie… Nienawidzę pompek rowerowych. Ręce mdleją, kolejno zmieniamy się. W końcu uznajemy, że ciśnienie jest wystarczające i Marcin składa motocykl do kupy. Chcemy już odjeżdżać ale widzę, jak szybko schodzi powietrze z tylniego koła. Co jest grane?!?!

Załącznik 3802Załącznik 3803

Zsiadamy i znowu zbieramy konsylium. Chłopaki idą z dętką do potoku, jeszcze raz macamy oponę. Znowu nic. Decydujemy się na wymianę dętki na inną i już z przerażeniem myślimy o czekającym nas pompowaniu. Mam szczerze dość i wątpię czy ręczna pompka, a właściwie jej uszczelka, wytrzyma jeszcze jedno pompowanie. Jak na zawołanie podjeżdżają do nas pozani wcześniej w Murgabie Lars i jego kumpel. Mają elektryczną pompkę. Hi tech motopump, za 100 dolarów – psuje się zanim dobrze ją podpinamy. Pęka plastikowa koncówka na wentyl.

Załącznik 3804

Wreszcie, zza zakrętu dochodzi miarowe buczenie 6cio- garowego silnika bizona – i pojawia się Qśma. Nasze zbawienie. Jego kompresorem załatwiamy definitywnie sprawę w mniej niż minutę i każdy z nas obiecuje sobie rozwiązać temat elektrycznych pompek w swoim ekwipunku – raz na zawsze! Sprawa ostatecznie wyjaśniła się dwa miesiące później, w Krakowie, kiedy podjechał do mnie Krystek z kapciem. Miał identyczną dętkę Heidenau’a i brak dziury. Okazało się, że to puszczał wentyl, ale dopiero przy pełnym ciśnieniu i obciążeniu motocyklem. Czyli tak ja teraz.

Jedziemy. Mamy w plecy 2h, drogę znamy, – choć na pamięć wszystkich dziur nie pamiętamy. Nad Karakolem, nie decydujemy się na wczesny obiad w naszej knajpce – bo kolejne dwugodzinne opóźnienie murowane. Tymczasem zatrzymujemy się, kilkadziesiąt kilometrów dalej na piaszczystej równinie i gotujemy szybki obiad, co kto jeszcze ma. Słońce przypieka, nic się nam już nie chce. Czuć, że wracamy…

Załącznik 3805Załącznik 3801

Na granicy, odbywamy tradycyjne pogawędki najpierw z antynarkotykową, potem celną i na końcu paszportową kontrolą. Piękne poroże kozła Marco Polo znalezione przez Qśma ulegają konfiskacie, mimo szczerych chęci oficjalnego ich wywozu. W grę wchodziła tylko łapówka, bez pokwitowania, więc Qśma się nie zdecydował. I słusznie, bo 10m dalej już pytali gdzie te rogi schował, by skasować swoją dolę.

Załącznik 3806
Bez dalszych przeszkód przekraczamy granicę, kilkanaście kilometrów dalej również bez kłopotów zaliczamy post kirgiski i meldujemy się w starym poczciwym Sary Tash w znajomej dziurze nad potokiem przy drodze do Irkeshtam. W promieniach zachodzącego słońca afryczka wygląda bosko na tle chińskiego Pamiru.

Załącznik 3796Załącznik 3797

Skaczemy na motorki i kręcimy kółka jak oszalali po króciutkiej trawie doliny alajskiej.

Załącznik 3807Załącznik 3808
Załącznik 3809Załącznik 3810

Po ciemku już, dopada nas ekipa Afgańska, w zasadzie to sam Kajman z załogą, bo Gizmo chce jeszcze nocą dotrzeć do Osh. Opowiadamy sobie, cośmy widzieli, co przeżyli, przy kirgiskim koniaku Calvados. Impreza symboliczna, bez wielkich szaleństw– jutro mamy przecież do przejechania dobrze ponad 400km, z tego niełatwe 180 km do Osh.

Załącznik 3811

podos 29.01.2009 22:07

3 Załącznik(ów)
Kirgizja
25 sierpnia

Załącznik 3814

Bardzo wczesna pobudka, przenikliwie zimno i ciemno. Niby koniec sierpnia, ale to już jak końcówka jesieni. Nie ma wprawdzie ani jednego drzewa, ale pożółkła trawa, zimny oddech zaśnieżonych Pamirów i przenikliwe zimno tego poranka, zdają się to potwierdzać. Formujemy kolumnę i naprawdę już wracamy.

Załącznik 3812

Praktycznie nie robimy już fotek – drogę przecież dobrze znamy. Zatrzymujemy się tylko na przebranie, gdy zrobiło się w naprawdę gorąco, sikanie i tankowane jeszcze przed Gulczą. Na stacji dość długo czekamy na Waldka i Sambora. W końcu są, okazuje się, ze Waldek zaliczył lot na zjeżdzie serpentynami z przełęczy Taldyk i unużał się potwornie w białym i sypkim jak mąka pyle. Na szczęście nic się nikomu nie stało, przygiął się lekko kufer. Umawiamy się, ze od teraz nie łapiemy już gum, nie przewracamy się, nie gubimy i takie tam…
Kilkadziesiąt kilometrów przed Osh czeka na nas niespodzianka. Nadziewamy się na jadącą w przeciwną stronę ekipę www.singapore2poland.com. Iza i Kamil – mają się świetnie, chwilę gadamy o ich dalszych planach, ściskamy i pomykamy dalej do Osh.

Załącznik 3813

W Osh, nasze lejdis, nie chcą słyszeć o nieskorzystaniu z prysznica w hotelu, w którym zatrzymał się w nocy Gizmo i Przemek. Pielgrzymki ludów trwają dobrą godzinę, pozwalamy sobie z Jojną, w tajemnicy na browara. Potem przenosimy się do knajpy, gdzie pałaszujemy doskonały obiad. Szaszłyki, kebaby manty, żarene, sałatki. Pychota. Od wyjazdu z Chin, od sześciu dni, nie mieliśmy tak naprawdę nic sensownego w ustach…

No ale jest koło 16, więc pora na nas, Trzeba ujechać ile się da...

Tutaj rozdzielamy się z samochodami. Ich plan, to jazda non-stop do Almaty. My zaś jedziemy do zmroku i szukamy miejsca na biwak.
Od Osh nieprzerwanie mamy asfalt, na radar łapie mnie miejscowa milicja. 80 na 60. Miło gawędzimy i puszczają nas wolno. Tankujemy za Jalalabadem i umawiamy się ujechać jeszcze maczymalnie do ósmej wieczorem. Suniemy dostojnie dalej. Otaczają nasz szerokie pola uprawne, pocięte kanałami irygacyjnymi. Niedaleko stąd, przecinając ogromną dolinę Fergana, przecież płynie wielki, 800 kilometrowy Naryń, zapewniając wodę tym żyznym terenom, jedynemu bogactwu Kirgizji. Raz po raz mijamy mniejsze i większe skupiska wsi i miasteczek..
Spotyka nas jeszcze nieprzyjemna sytuacja. Często w Kirgizji stojąca na poboczu młodzież machając nam, pozdrawia, a my im odpowiadamy tym samym. Zdarzało się też niestety, że dzieci rzucały w nas drobnymi kamyczkami. Teraz jednak jakieś szczyle rzuciły mi pod koła duży płaski kamień, który lotem koszącym tuż przy ziemi trafił mnie w przednie koło. Motocykl podskoczył, kierownicą szarpnęło na bok, na szczęście duża prędkość i efekt żyroskopowy koła nie pozwoliły na większy niekontrolowany skręt i katastrofę. Skończyło się na nogach z waty i cieple rozlewającym się po kolanach i kostkach…

W tym czasie ekipa zniknęła mi z oczu a pogoń nie przynosiła żadnego efektu. Dawno minęła ósma i zacząłem się zastanawiać czy nie stanęli już gdzieś a ja ich nie zauważyłem. Zły na siebie za nieuwagę, a na chłopaków, że nie czekają, jadę dalej, ogarnięty coraz to większymi wątpliwościami. Ordynarnie się ściemnia… Staję więc przy drodze, zapytać zajętych pakowaniem ciężarówki Kirgizów:

- Izwienite, wy nie widzieli 3 motocykli? – pytam z siodła.
- Da, jechali 5 minut nazad – odpowiada jeden.

No to jestem już zły tylko na nich, że nie trzymają się ustaleń. W międzyczasie dojeżdżamy do rzeki płynącej w głębokim skalnym kanionie. To dolny bieg znanego nam już Narynia, zamknięty trzema ogromnymi zaporami na długości około 150km. Przy jednej z takich pionowych ścian, stoją motocykle. Ustalamy, że stajemy przy pierwszym możliwym zjeździe do wody lub jakiegokolwiek terenu na namioty. Jadę pierwszy. Przerąbane. Pionowe skały, w dole sztucznie podniesiony Naryń, a droga wycięta w skale….
Kilkaset metrów dalej, odnajdujemy jakiś szutrowy zjazd w stronę jeziora… Skręcamy i…. o mało co nie giniemy pod kołami wyprzedającego nas lewą stroną samochodu! Kurwa. Było blisko. Marcinowi zimny pot skroplił się pod kaskiem…

Jeżdzamy 50 metrów od drogi i…. Nieprawdopodobne! Zielona płaska łąka schodzi do samej wody, ławki i stoliki, drzewka, chatynka obsługi. Normalny najprawdziwszy kemping! Pierwszy i chyba jedyny w Kirgizji! Cena 100 somów za wszystkich, jest tak śmiesznie niska, że nawet nie dyskutujemy. Upewniamy się tylko, czy właściciele mają piwo. Mają! Definitywnie zostajemy! Rozstawiamy namioty w świetle reflektorów Afryk.

Tutaj następuje zwyczajowa najepka…:haha2:

Marcin SF 30.01.2009 00:54

no nie znowu się nie wyśpię;D

ech ta zwyczajowa najepka :D byle do następnego weekendu :D

podos 04.02.2009 21:34

18 Załącznik(ów)
Kirgizja c.d.
26 sierpnia

Dystans 480km

Rano, upał wygania nas z namiotów. Wstajemy i widzimy rozbitego obok Qśmę. Wysłaliśmy mu w nocy SMSa z koordynatami GPS i jakoś w nocy szczęśliwie do nas dotarł.

Załącznik 3907

W Osh musiał jeszcze zaliczyć spawanie wahaczy w Patrolu, które popękały na tych wszystkich wertepach i groziły zgubieniem tylnego mostu.
Zanim zwiniemy obóz postanawiamy jeszcze wskoczyć do zaporowego jeziora. Gładka tafla, błękitna przejrzysta woda i cieplutka orzeźwiająca kąpiel nastraja wszystkich optymistycznie – zwłaszcza, że przed nami znajduje się piękny, 580 km odcinek drogi do Biszkeku, zwanej też Osh- Bishkek Highway. W skwarze poranka leniwie zwijamy obóz.

Załącznik 3912

Przez kilkadziesiąt kilometrów jedziemy wzdłuż 3 sztucznych jezior na Naryniu. Każde znich zamknięte jest koroną zapory wraz z hydroelektrownią, Większość wytwarzanego w Kirgizji prądu pochodzi właśnie z tego źródła. Kryształowo- turkusowa woda rzeki-jeziora w dole przepaści skontrastowana z brązem i szarością skał na długo pozostanie nam w pamięci.

Załącznik 3919Załącznik 3920
Załącznik 3921Załącznik 3922

Będziemy również pamiętać o idealnym równiutkim asfalcie drogi, wyremontowanej w latach dziewięćdziesiątych. To jedyna przyzwoita droga łącząca stolicę Kirgizji z za-górskimi rejonami tego kraju. Ponad 800 kilometrów tej drogi to duże wyzwanie dla ludzi i pojazdów. A zwłaszcza dla ich hamulców! Niesprawne hamulce były tu główną przyczyną wielu śmiertelnych wypadków. Niezliczona ilość zakrętów, zjazdów i stromych podjazdów, czyni tą drogę jedną z najniebezpieczniejszych w Kirgizji, ale też pewnie jest ona najpiękniejszą. Z pewnością jest to marzenie motocyklisty szosowego.

Załącznik 3908Załącznik 3909
Załącznik 3910Załącznik 3911

Mijamy miejscowości Karakol (chyba już piąte na tej wyprawie) i odjeżdżamy od rzeki w góry. Po kilkunastu kilometrach ze szczytu drogi otwiera się piaszczysta, ogromna dolina z ostatnim na trasie, a zarazem największym sztucznym jeziorem – Toktogul. Budowa zapory, która je utworzyła zajęła 14 lat, a ukończona w 1976 roku. Zaporowe jezioro ma prawie 20 km kwadratowych.(wiki)

Załącznik 3915Załącznik 3916

Jezioro Toktogul trzeba jednak całe objechać, by dostać się do miejscowości o tej samej nazwie. Tankowanie nie stanowi tu problemu, na ok. 2km miasta po obu stronach drogi znajduje się chyba z 20 stacji benzynowych, zupełnie cywilizowanych. Skąd taka ich obfitość właśnie w tym miejscu?

Załącznik 3917Załącznik 3918

Wybieramy jedną ze stacji (taką najbardziej przypominającą te nasze) i podczas tankowania przepytujemy obsługę o jakąś knajpę z żarciem. Jedziemy pod wskazany adres, gdzie zatrzymujemy się i zamawiamy jakieś sałatki i pieczone mięsko. Baran i kurczak, wiadomo...
Za Toktogul, droga zaczyna wspinać się wyżej i wyżej, krajobraz zmienia się nie do poznania. Jest zupełnie jak w polskich czy słowackich Tatrach. Z wysuszonych, piaszczystych i surowych gór zrobiło się iście alpejsko. Jedziemy przez sosnowe lasy, zielone trawiaste łąki, przy drodze szumi górski potok. Zniknęły melony i arbuzy – a zaczął się miód, również sprzedawany na straganach przy drodze. Ule są tutaj mobilne. Przywożone są na sezon kwitnienia na ciężarówce i parkowane przy drodze. Stąd pszczoły wyruszają na zbiory alpejskich pyłków i nektarów. Na zimę zjeżdżają pewnie w cieplejsze rejony kraju. Zatrzymujemy się więc przy jednym ze straganów i kupujemy butelkę miodu – w długie zimowe wieczory będzie nam przypominał o tym pięknym kraju.

Załącznik 3913

Ciągle pniemy się w górę, z do pokonania przed nami ponad trzytysięczna przełęcz. Oczywiście wraz ze zmianą wysokości robi się zimno, więc wrzucamy na siebie cieplejsze ciuchy. W końcu osiągamy przełęcz Ala Bel na 3184 m. n.p.m. a z niej rozciąga się widok na soczyście zieloną dolinę Suusamyr. Sporo tu turystycznych jurt i miejsc do zatrzymania się, kuszą reklamy kumysu, sera i innych lokalnych dóbr. To tu mieliśmy spędzić cały dzień, ale zmieszanie z Chinami i późniejsza improwizacja niestety to nam uniemożliwiła. A szkoda, bo miejsce to zaprasza do eksploracji. Pędząc na dół, długimi prostymi, dobrze ponad stówkę nie mam niestety możliwości zbytniego podziwiania okolicy. Chyba, że kątem oka. I tym kątem oka widzę olbrzymiego psa pasterskiego, pędzącego kursem zbieżnym, z prawej strony drogi. Przebiega tuż przed kołami, znów robi mi się ciepło. Zwalniam więc i jadę już trochę spokojniej.

Buuuuuuuuu!

Takim dźwiękiem przywitała mnie kolejna awaria nie-psującej pompy Mikuni. Zerkam na licznik. Równo 2000 km od ostatniego razu. Czyli to, co zawsze. Przekręcam na rezerwę, silnik załapuje i dalej jedziemy rozglądając się za miejscem na mały remont. Stajemy wkrótce na poboczu.

Załącznik 3914

Robi się już późne popołudnie, a słońce bardzo nisko nad horyzontem informuje o konieczności zagęszczania ruchów. Wylewam paliwo spod przeklętej membrany, skręcam i jedziemy dalej. Przed nami ostatnie pasmo górskie Tien Shan – masyw Ala Too. Te czterotysięczniki widać jak na dłoni z Biszkeku, do którego zmierzamy. Zatem już blisko. Rozpoczynamy wspinaczkę na przełęcz To Ashoo (3200m). Sakramencka ilość zakrętów, pokonywana po równiutkim i szerokim asfalcie, znika za nami w błyskawicznym tempie. Za 15 min jesteśmy pod przełęczą.
„Pod” piszę dlatego, że na drugą stronę góry nie przejeżdża się przez przełęcz, tylko kilkusetmetrowym tunelem. Ponieważ ukazał się on znienacka, nie zauważyłem czerwonego światła i wskoczyliśmy do środka. Ciemno i strasznie. Brrr. Na szczęście dogoniliśmy samochody, które wjechały tam jako ostatnie, więc nie nadzialiśmy się czołowo na żadną wielką ciężarówkę. Dobrze, że jadąc tam nie wiedziałem, ze kilka lat temu zginęło tu parę osób zatrutych dymem płonącego samochodu.
To, co zobaczyłem za tunelem nie mogło się podobać Irmie. Pionowa ściana między pionowymi granitowymi blokami, a w niej niezliczona ilość zygzaków drogi. Nie dałem jej się nad tym więcej zastanawiać tylko puściłem się w dół. Reszta ekipy za mną. Zaczyna się już zmierzchać, tu i ówdzie przeleciała dopiero co mżawka, sporo samochodów zjeżdża również w dół. Ale jazda. Co za fantastyczne przewyższenie! Na niesamowicie krótkim odcinku, z 3200 m npm zjechaliśmy na wysokość 900 metrów, na której leży Biszkek. Już na dole wszyscy zatrzymujemy się przy drodze, musimy trochę ochłonąć, czysta adrenalina.

A na dole - cywilizacja. Cieplutko. Ruchliwa droga do Biszkeku. Duży sklep. Dużo zimnego piwa. Ostatnie zakupy. Jadę pierwszy w kierunku na Biszkek, rozglądając się za jakimś miejscem na nasz ostatni biwak. Hej! Chcę żeby to miejsce było fajne, dzikie i ustronne. Tak jak dotychczas. Ale przy drodze zabudowania, w prawo i w lewo cale hektary ściernisk po zebranym już zbożu. Gdzieś w okolicy Biełowodskoje, przed Sokolukiem, uwagę moją przyciąga odchodząca w pola droga gruntowa ciągnąca się wzdłuż wąskiego pasu krzewów i niedużych drzewek. Po około kilometrze pas zieleni się skończył, więc wjechałem za niego i cofnąłem się ze sto metrów. Tam natrafiłem na śliczną polankę na skraju tego niby lasku. Od gruntowej drogi odgradza nas 20 m zieleni a przed nami 2 kilometrowe pole - ściernisko! Super! Wracam do czekającej przy drodze ekipy komunikując sukces. Robi się całkiem ciemno. Jeszcze 5 minut i nie znalazłbym tego zjazdu.
Rozstawiamy namioty, robimy jedzenie, popijamy zimne piwko. Nie ma co, jak na nie lubiane powroty to był naprawdę udany dzień. Jest ciepły sierpniowy wieczór, wieńczący naszą wyprawę. Jutro będziemy w Almaty.

Załącznik 3905
Załącznik 3906

Elwood 04.02.2009 21:43

Dwa lata temu na tym odcinku kupiem 3 litry miodu i mam tylko jedno pytanie: czy ten Twój skrystalizował? Mój okazał sie górską tandetą i po 3 m-cach nie.

sambor1965 04.02.2009 22:08

Krystalizacja miodu jest naturalnym i wrecz pozadanym procesem... Nie swiadczy to o jakosci miodu ( w sensie negatywnym). Jej szybkosc zalezy od tego z czego pszczolki miod zrobily.
Ale te gorskie miody rzeczywiscie nie byly prima sort...

podos 04.02.2009 22:14

mysmy od razu kupili skrystalizowany (chyba nawet byl sporo drozszy) i w dodatku dziś go otwarłem. miód jak miód - słodki...
ale moge pogadać o Single Maltach, he he

sambor1965 05.02.2009 21:20

Jesli miod sie nie krystalizuje to jest do dupy. I tyle...

samul 06.02.2009 09:34

He? Czyzby nowe rozwiazanie problemu kamiennej kanapy w AT? ? ? ;)

A serio, to niekoniecznie. Miod akacjowy czesto nie krystalizuje, bo w nektarze jest stosunkowo malo cukru, a miodek jest boski. Odwrotnie, miod rzepakowy krystalizuje bardzo szybko, a smak i zapach ma... szczegolny. Normalny miod powinien byc pachnacy (wiadomo, kwiatki, olejki, etc.). W przeciwnym wypadku pszczoly mogly byc nadmiernie dokarmiane, np. cukrem (bo w ogole dokarmiane nieco musza byc skoro im sie jedzonko podpier...) i nie chcialo im sie zbierac. Albo jeszcze inaczej, moglo byc za zimno i nie mogly zbierac wcale. Itd. itd. Tak, ze nie koniecznie sprzedawca was zrobil w ... Najlepiej jest sprobowac miodku przed ... nie? :D

samul

Marcin SF 06.02.2009 10:16

lejesz mniód na moje uszy ;)

podos 06.02.2009 10:21

nigdy nie wiadomo jaki temat z motocyklowej wycieczki zainteresuje forumowiczów.
Najpierw, barania głowa, tym razem - miód. Co sie dzieje...?

Sławekk 06.02.2009 10:46

A jam ciekawy ile na wadze ubyło waszmości ? czy wogóle ubyło bo widzę że, wszmość skromnej postury. A może ktoś z członków wyprawy pobił rekord godny pochwalenia sie .

sambor1965 06.02.2009 10:54

Troche dupowato wyszlo z tym odchudzaniem. 2 lata wczesniej w dwa tygodnie na tej samej trasie zrzucilem dyche. A teraz nie odbilo sie to na wadze. No ale wszystko przez Chinczykow i karawane dzipow co wszystko miala...

podos 06.02.2009 11:50

Ja schudlem leciutko w pasie, bo mi sie pasek zapinał w dzinsach o dziurkę dalej.

Lewar 06.02.2009 13:06

O odchudzaniu mógłbym popełnić epopeję.
Generalnie lubię zapuszczać się w kraje orientu bo tam mają chlebek pita, który serdecznie nienawidzę !!! ( Syria, Jordania - 7kg )
Odchudzaniu sprzyjają też awarie i upał ( Turcja -10kg )
W Gruzji, jak sie napatrzyłem jak mało je nasza Kochana Emilka to od samego patrzenia schudłem 5kg.
W Tajlandii z żalu, że nie mogę zjeść całego Tajskiego żarcia, które jest najlepsze na świecie i z upału -7kg.
I następuje powrót do kraju i zima i Miś sie futruje +15...:mur:
To powietrze u nas takie tłuste, cy cuś...

Sławekk 06.02.2009 14:16

No dobra a ja po penetracji chorwacji i węgier na wakacjach 2008 ( autem )przywiozłem prawie 6 kg :vis: Pierwsze takie wakacje, gdzie wracam z plusem . Zimą to jeszcze mała dokładka . Zgroza .
Dla tego ten rok ma wygladać inaczej. Zupełnie inaczej .

samul 06.02.2009 17:01

Cytat:

Napisał podos (Post 42668)
nigdy nie wiadomo jaki temat z motocyklowej wycieczki zainteresuje forumowiczów.
Najpierw, barania głowa, tym razem - miód. Co sie dzieje...?

O zesz, nawet nie zauwazylem jakiego walnalem off-topa. Duze PARDON!

Niech sie ta zima juz konczyyyyyy! :mur:

podos 10.02.2009 14:52

16 Załącznik(ów)
Kazachstan
27 sierpnia
Dystans 270 km

To już naprawdę będzie koniec.
Zwijamy namioty i po szybkim śniadaniu już przemykamy ruchliwą, jedno-jezdniową drogą w kierunku Biszkeku. Nie wjeżdżamy jednak do miasta, bo ma ono obwodnicę północną z wyraźnie oznaczonym zjazdem na Almaty. Kilkadziesiąt kilometrów i jesteśmy na granicy kirgisko - kazachskiej. Kirgiska to kilku minutowa formalność. Pod budynek kazachski pojeżdżamy na pierwszego i stajemy w ciurku, rzędem. Wchodzimy do budynku, stajemy w kolejce do okienek paszportowych. Po odstaniu bez przeszkód kolejno przechodzimy odprawę. Tutaj też nikomu nie przeszkadza „wycofany” z obiegu druk wiz tranzytowych, które mamy wklejone w paszporty. Trwało to wszystko może z godzinę. Bez przeszkód wjeżdżamy do Kazachstanu.

Załącznik 3972

Przed nami 210km do bazy w Ałmatach. Mamy info, że Kajman i Gizmo już tam są i zarezerwowali nam hotel, ten, co ostatnio. Jedziemy szybko i prawnie porządną asfaltową drogą, w terenie pagórkowatym u stóp pasma Tien Shanu. Po lewej góry po prawej równina po sam horyzont. Zupełnie przyjemnie, choć trochę wieje od otwartego stepu. Koło 11stej zatrzymujemy się na przydrożnym parkingu, zwabieni wystawionym na widoku „grillem” do szaszłyków. To też ostatnie takie „dzikie jedzenie”. Szaszłyczki baranie wcinamy siedząc-leżąc w takim tradycyjnym stoło-łóżku. Super sprawa. Przyjemny cień, chłodzi i nie chce nam się wracać…

Załącznik 3973

Jedziemy dalej. Coraz częściej spoglądam na licznik kilometrów, dawno już przekręciłem na rezerwę i coś czuję, że braknie. Ostatnie tankowanie cyrklowaliśmy tak, żeby do Ałmat dojechać na pusto i nie ciągnąć na przyczepie benzyny przez 6 tyś km. Ale z tego cyrklowania coś mi nie wyszło i zaczynam się rozglądać za stacją. Wjechaliśmy w końcu do miasta, tankuję piątkę i spokojnie jedziemy dalej. Sambor ma chyba jakiś dar: skręcił, raz, drugi, trzeci i oto stoimy pod hotelem. W życiu bym tu nie trafił. A z parkingu śmieje się Jojna, jest też Adam z kumplem, z którym zdobyli PIK Lenina. Macha nam Kajman, Gosia, Przemek i Gizmo. Znowu wszyscy w komplecie.


Jest pierwsza w południe. Dwudziesty szósty dzień podróży. Cztery i pół tysiąca km nakręcone. Pięć krajów. Osiem granic. 20 tysięcy zdjęć. I dziesiątka nowych przyjaciół.
Za 16 godzin będziemy w samolocie do Kijowa, a za dwa dni w domu.


KONIEC

Przemek i Gizmo - załoga Patrol Y61, Marcin_z_Zakopane i Kasia - załoga Afri
Załącznik 3974Załącznik 3975

Jojna z Agnieszką załoga Afri, Sambor z Martą Załoga Afri
Załącznik 3976Załącznik 3977Załącznik 3978

Kasia (Fruzia) i Quśma załga Patrola Y60
Załącznik 3979Załącznik 3980

Kajman i Gosia, załoga Patrola Y60
Załącznik 3981Załącznik 3982

Waldek i Kuba, załoga Afri
Załącznik 3984Załącznik 3985

Przemek i Prezes, Zaloga Toyki
Załącznik 3986Załącznik 3987

i Irma z autorem, załoga Afri
Załącznik 3983

podos 10.02.2009 14:53

i idę się upić.

raf 10.02.2009 15:02

Szkoda że to już koniec.Wielkie dzięki za relację, wspaniale się czytało:Thumbs_Up:

chomik 10.02.2009 15:03

Zajebista relacja Podosku :brawo::bow:

zbyszek_africa 10.02.2009 16:12

Dobre było! Trochę się napracowałeś przy tej relacji. Dzięki!:brawo:
Chyba będę tam w tym roku.:)

pozdr.

Lewar 10.02.2009 20:21

Taaakie sobie:). Oczywiście zazdrość mnie bierze o relację, i że mnie tam jeszcze nie było.

MUTT 10.02.2009 21:15

Dzięki za relacje i że się chciało....pozostaje pozazdrościć i pooglądać jeszcze raz . Zacny Lewarze , tam tylko zamieszki wywołasz swoją obecnością - jak zwykle....Zdrowia Mutt

hero 10.02.2009 23:15

Jestem wdzięczny za miła i ciekawą opowieść. Czytałem ja jak dobrą powieść. Mimo,że mam mało czasu na dobre książki, udało ci się w pewnym sensie oszukać mnie i uświadomić to, że jednak tylko mi się wydaje, że mam brak czasu na przyjemności. Dzięki opisom przygód takich jaka ta i podobne, jak choćby opowieści Elwood'a pseudo "wyluzuj i poczuj co daje ci świat" , Movistar pseudo "gdyby afryka nie skakała to by wódki nie widziała" , czy pozostałych "Afryko Pisarzy", jakoś więcej zaczynam widzieć a nie tylko patrzeć.

DZIĘKI KOLEDZY

Marcin SF 11.02.2009 00:33

Podosku, ja też się idę upić ... skonczyło się ;(


mega prze zajebista relacja i na prawdę super wypad :) serdeczne gratulacje dla wszystkich !

qsma 11.02.2009 18:32

jak by Wam było mało to zapraszam poczytać na forum 4x4 szczecin jak to było od strony userów terenówek (nie mylić z dżipami:D)

http://4x4.szczecin.pl/phpBB2/viewtopic.php?t=1071 :umowa:

może nie tak pięknie jak podosek, ale faje jest

tomekc 11.02.2009 21:42

Cytat:

Napisał qsma (Post 43385)
jak by Wam było mało to zapraszam poczytać na forum 4x4 szczecin jak to było od strony userów terenówek (nie mylić z dżipami:D)

http://4x4.szczecin.pl/phpBB2/viewtopic.php?t=1071 :umowa:

może nie tak pięknie jak podosek, ale faje jest

Tys piknie!

VTomek 11.02.2009 22:36

Prawie jechałem z wami. No cóż przypominaja się czasy, kiedy połykałem książki podróżnicze. Szacunek za relację i zdrowia na kolejne.

samul 12.02.2009 13:37

1 Załącznik(ów)
Aaaa! To wszystko makieta! Matchboksy, Airfiksy i Märkliny!!! ;)

A u mnie znowu spadlo 30cm sniegu... :mur: Wiec to wszystko z zazdrosci :p

Zoltan 14.02.2009 17:57

Piękna relacja Podosku :)
Czytanie relacji, to moja główna rozrywka w czasie pauz na jakiś chorych industrialkach.. Zdecydowanie lepsze od oglądania głupkowatych filmów..
Całe szczęście, że chce Wam się pisać takie zajefajne relacje. Czuć od nich powiew wolności

Pozdro z industrialki :mur:

Dzieju 15.02.2009 11:02

No ładnie, pięć godzin czytania.....ale warto było !!!!

sambor1965 15.02.2009 20:44

To jako uzupelnienie z duza iloscia zdjec relacja na advrider
http://www.advrider.com/forums/showthread.php?t=407209

galeria Kajmana
http://home.isk.net.pl/kajman/zdjeci..._08/index.html

I nieco inna, ale piekna galeria Jacka Y61
http://www.galeriaswiata.pl/chiny_2008/index.html


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:40.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.