![]() |
Kurcze, a te łby to normalnie część kulinarnej kultury. Coś jak u nas podroby???
Widzę piękne sztuki mięsa, na straganach co chcesz. JAk bym widział Franka Dolasa na bazarze (z filmu), po kiego im te łby !? |
Cytat:
Jeśli tak - to nie masz w ryj. Ale Podos ma. I to wkrótce. |
Ani prawnikiem, ani lewakiem. Z całym wysilkiem jakiego to wymaga w dzisiejszych czasach, jestem Lewarze drogi, nieśmiałym naśladowcą słynnych świętych Centruma i Agnosta - centrystą agnostykiem :)
|
Cytat:
|
a nawet jakoś się da - sam się dziwię :)
|
Normalnie jakieś faux pas pierdolnąłem chyba, i jeszcze przyjdzie przyjąć na ryj.
Z męstwem przyjmę tę pokutę Jesli tylko Waść przyrzekniesz Zaraz po tym linczu ulgę U usta moje błogą wlejesz ;) |
Tak nieśmiałosię przypominam żejuż za kilka godzin WTOREK. Nie ma, że wolne - czekamy...
|
powiem więcej, już powoli dobiega końca!
|
Ktoś ma wpierdol...taki jeden pismak od oczu :)
|
CZWARTEK się kończy - jeszcze chwilę i wezmę jaką gaśnicę albo co :umowa:
|
Czwartek się skończył :drif: czekamy :umowa:
|
Cytat:
|
Czy jest w okolicach Podosa jakiś "nasz" człowiek? Nie podjedzie i mu miskę oklepie ;)
|
No jestem, nawet z nim wlasnie gadam...
|
Cytat:
|
Cytat:
Ja zalecam kontrolne wyrwanie paznokcia, niech bedzie ze w prawej stopie :haha2:;) |
Ja myślę, że Krakusy oburzeni są naszymi ostatnimi wybrykami:(
albo może trzeba było spuścić manto profilaktycznie, przecież mieliśmy Go na widelcu:oldman: |
@JareG
właśnie, koniecznie w stopie, żeby mógł pisać !! @Zbyszek no tak ale mądry polak po szkodzie :( |
Cytat:
Cytat:
Cytat:
|
No przeprowadzilem rozmowe dyscyplinujaca z kol. Podoskiem. Kajal sie, ale jakby nie do konca.
Sam jestem w fanklubie Podosa, ktory jako osoba o wolniej postepujacej sklerozie pamieta z tego wyjazdu zdecydowanie wiecej niz ja. Dodam, ze choc sie czesto nie zgadzam z jego osadami, zachwytami i przyganami to jednak facet jest sumienny w tych opisach i nie koloryzuje. Troche mnie mecza te kulinaria i opisy przyrody, ale to mozna jak u Mickiewicza czy Orzeszkowej - opuscic i poczytac troche akcji. O wybrykach kolegow nic nie wiem i szczerze mowiac nie bardzo chce. Mam dosc swoich. Tylko ze brykam troche jakby w tajemnicy :vis: |
... poczytałem tutaj, popatrzyłem ... wpadłem w kompleksy i zamykam się w sobie czyli pisać nic już nie będę na tym forum ...o BoRZe ... ale wyjazd ... na koniec powiem GRATULACJE ! ... hehehe ... żartowałem ... bede pisał a co ?! ... lepszego forum nie widziałem ...
|
Cytat:
|
"Obiecuję solennie będę pisał codziennie
and I say all my loving to you! All my loving I will say to you All my loving Darling I will be true..." PS: jestem własnie a pępkówce właśnie i pijemy za każdy palec.... reki i nogi... Idę do auta po gaśnicę. |
Cytat:
|
O Podos dałeś znak życia, Wielkie dzięki:bow:
|
Spoko Zbyszek, zycie płynie dalej. Relacja będzie do końca weekendu. Sorry za zwłokę.
Ku memu zaskoczeniu forumowiczaom podoba sie ta moja pisanina, czym wiele osob na zlocie zmotywowalo mnie do dalszej pracy. Do Swiąt chyba zdązymy :) |
Cytat:
do Świąt na pewno...tylko których?;) a poważnie, to czekamy na ciąg dalszy relacji:) |
43 Załącznik(ów)
Kirgizja c.d
13sierpnia c.d. Przechadzając się wzdłuż zabudowań i kramów bazaru Osh zaglądaliśmy tu i ówdzie do lokalnych jadłodajni aż trafiliśmy na taką, w której nam się spodobało. To znaczy spodobał się mnie, Irmie i Kajmanowi, natomiast Gośka skwitowała to poniższą miną. Załącznik 2086 Zaraz po tym, czując narastające ciśnienie oddolne, połączone z wystąpieniem perlistego potu na czole Gocha opuściła lokal i kontynuowała przechadzkę na zewnątrz. My zaś oddaliśmy się kontemplacji serwowanych potraw oraz obserwacji produkcji Lagmana. Lagman to wprawdzie tradycyjne danie ujgurskie, więc koniecznie chcieliśmy go spróbować, nie wiedząc czy dane nam będzie do Chin wjechać. Przepis na Lagman tutaj. W dodatku ujgurski Kirgiz zaprosił nas za ladę produkcyjną i zaprezentował sposób rozciągania ciasta. Z miski pełnej zrolowanego ciast grubości palca, jakim cudem niesklejającego się razem wyciągną kilka metrowych zwojów i ruchami podrzucająco-okrężnymi, podwoił lub potroił długość zwoju jednocześnie pocieniając ciasto do średnicy grubego spaghetti. Muszę przyznać, że jego technika zasługiwała na szacunek. Załącznik 2083 Załącznik 2084 Zamówiliśmy więc Lagmany oraz faszerowane zielone papryki. Makaron został ugotowany i zalany czymś w rodzaj mięsno jarzynowego baraniego rosołu z kawałkami mięsa i tłuszczu. Zasiedliśmy przy stolikach leżankach z dywanami, tradycyjnie zostawiając buty tuż obok. Wkoło sami lokalsi, w tradycyjnych nakryciach głowy. Zero komerchy! Pure life, O, pardon, samo życie. Zaskakiwała konsystencja makaronu, tak trochę gumowato sprężysta, coś jak śląska kluska. Smakowało tak jak wyglądało, czyli super. Zupełnie nie rozumiem Gosi, czyżby obrzydziły ją brudne ręce podających, czy też naczynie płukane w wiadrze z mętną wodą? Czy czajniczki i miseczki z od lat nie zmytym herbacianym nalotem? A może wszechobecne muchy spacerujące wkoło? Doprawdy, nie wiem. Dość, że zjedliśmy, wypili, dokończyli zakupy na targu i dojrzeli do popołudniowego wyjazdu z miasta. Załącznik 2080 Załącznik 2081 Załącznik 2082 Ustalilimy z kierownictwem, że zaczniemy przecierać szlak w kierunku Chin a dokładnie pojedziemy drogą w kierunku Irkesztam. Zanocujemy gdzieś po drodze w Okolicach Gulczy, tam gdzie nam się spodoba. Czyli 80- 100 km na dzisiaj. Załącznik 2112 Ekipa chętna do wcześniejszego wyjazdu, czyli my z Irmą oraz dwa Patrole Kajmana i Gizma, była gotowa koło godziny czwartej i opuściła miasto udając się drogą na południe. Jest ona jednym z dwóch szlaków transportowych towarów chińskich do Azji Centralnej i znajduje się w stanie permanentnej budowy i remontu. Drogę budują chińskie brygady, chińskim sprzętem i chińskim człowiekiem. Odcinki asfaltowe, raz po raz przeplatane są odcinkami szutrowymi a odcinki ruchu wahadłowego, są sterowane ręcznie, przez chińskie dziewczyny, z twarzami osłoniętymi anty-pyłowymi apaszkami. Bo okrutnie się tu kurzy. Blisko Osh panuje spory ruch, wykorzystujemy jednak przewagę motocykla i wkrótce wysuwamy się na prowadzenie. Droga specjalnie nie zachwyca, prowadzi przez zamieszkałe okolice, są to oczywście zapadłe wioski, ale nic podobnego do europejskich wiosek i miasteczek. Załącznik 2102 Załącznik 2103 Droga biegnie lekko wznoszącą się doliną z przełęczą Czyrczyk wznoszącą się na 2408m npm. Gładko ją przejeżdżamy a po drugiej stronie śmigamy długimi szerokimi zakrętami aby zjechać Gulczy, po osiemdziesięciu paru kilometrach. Tam tankujemy i jedziemy dalej niecierpliwie rozglądając się na boki w nadziei wypatrzenia jakiegoś fajnego miejsca. W końcu jest! Od głównej drogi odchodzi do góry asfalcik, który wygląda jak pozostałość starej drogi, częściowo oberwanej i nieuczęszczanej. Po kilkuset metrach podjazdu przy samym zboczu, pod skałą jest mała zielona półeczka, z miejscem na samochody i namioty. 50m w dół widać główną drogę i wijącą się rzekę. Podoba nam się. Zostajemy. Szybko stawiamy namioty, i zabieramy się za pierwsze poważne gotowanie. W ruch idą noże i jarzyny kupione na targu w Osh posiekane lądują w garnku. Smażymy wszystko na oliwie, dodajemy przyprawy i mięsko zapeklowane przez Gosię jeszcze w Polsce. Pałaszujemy polsko-kirgiskie leczo przy stole, siedząc na krzesłach. No cóż, podróżowanie terenówką ma też swoje niezaprzeczalne zalety. Np. miło sobie gawędzimy przy piwku z lodóweczki. Pierwszy raz nigdzie się nie spieszymy, na niebie mrugają gwiazdy. 14 sierpnia Rano budzi mnie odgłos trzaskania landrynek. Do niczego nie mogę dopasować tego dźwięku więc wstaję zastanawiając się, jakież to zwierze zżera nam motor. Okazuje się, że to zwykłe krowy spomiędzy kamieni wyjadają suche, kostropate rośliny, a one odrywane od korzenia wydają taki trzask. Słońce dawno już wstało my jeszcze w cieniu góry nie jesteśmy narażeni na upał. Załącznik 2071 Załącznik 2072 Spokojne, bez pośpiechu zjedzone śniadanko i zerkamy na mapę. Reszta ekipy ma nas dziś dogonić na popołudniowym biwaku w okolicy granicznej miejscowości Sary-Tash. Tam mamy znaleźć jakąś przyjemną miejscówkę. Sary-Tash, to ponoć dziura, jakich mało, leżąca na styku trzech państw. Kirgizji, Tadżykistanu i Chin. Dwa pasma górskie – Tien-Shan i Pamir oddzielone są dwudziestokilometrową, surową, trawiastą doliną. Dwa lata temu nasza afrykańska ekipa dosłownie wyczyściła półki w sklepie ze wszystkiego, co nadawało się do zjedzenia. Ciekawe czy coś się zmieniło? Zanim to sprawdzimy, zwijamy obóz i zjeżdżamy powrotem do drogi. Krajobraz wreszcie się zmienia, droga zaczyna się wcinać w naprawdę wysokie i pionowe góry. Dziurawy asfalt nie sprawia większych trudności, choć często we wsi napotyka się szutrowy garb. Łatwo go przeoczyć a wtedy można nawet oderwać się od ziemi. Z początku sądziłem, że to pozostałość po zasypaniu płytko położonej rury kanalizacyjnej, odprowadzającej wodę ze wsi do rzeki, ale teraz myślę, że to chyba jednak „leżący policjant”, czyli próg zwalniający. Życie we wsi przy takiej drodze, gdzie każda przejeżdżająca ciężarówka wzbija tumany białego kurzu, osiadającego na wszystkim wokoło, musi być nie lada wyzwaniem. W niektórych wioskach specjalnie polewano drogę wodą, chyba że była wyasfaltowana. Kolejnym dużym zaskoczeniem był zmasowany atak wielkichh ważek, latających stadami w okolicy rzeki. Kilka razy wpadłem w taką chmurę, i gwałtownie chowałem się za szybą, szybko zamykając kask i podciągając zamek polara pod szyję. Na samą myśl, że takie wielkie bydle miałoby mi wpaść do kasku lub za koszulę dostawałem drgawek. Więc prowadziliśmy sobie taką małą wojnę: ja się gotowałem w kasku o one próbowały mnie ominąć. Widząc z daleka chmurę zamykałem kask, wtulałem szyję w ramiona i słuchałem dudnienia trupów o plastik. Brrr. Okolica jednak zachwycała… Załącznik 2104 Załącznik 2105 Załącznik 2106 Załącznik 2107 Droga wcinała się coraz mocniej w węższą dolinę i po niewielkim przełomie wjechaliśmy do uroczej zielonej dolinki ze wszystkich stron zamkniętej łańcuchami skalistymi górskimi Wkoło uboga i surowa zabudowa, tu i ówdzie pojedyncze jurty na stokach. Załącznik 2108 Załącznik 2109 Załącznik 2110 Załącznik 2111 Wkrótce dolina się skończyła i drogę zastąpiła nam grań pocięta zygzakiem drogi prowadzącej pod szczyty gór. To droga na przełęcz Taldyk (3615 mnpm). Ten pierewał, najwyraźniej był ostatecznym sprawdzianem dla wszelkich pojazdów pokonujących drogę z Chin do Osh, Na drodze leżały oderwane elementy zwieszenia, śruby, na poboczu stały rozkraczone ciężarówki, odpięte przyczepy, rozwalone opony czy całe mosty. Jeśli były jakieś braki techniczne – to wychodziły właśnie tutaj. Załącznik 2100 Załącznik 2101 W prawdziwie żółwim tempie pod górę poruszały się zapakowane ciężarówki, dymiąc na czarno, i wzbijając niewiarygodne chmury kurzu. Cała droga zasypana była na głębokość kilku centymetrów białym pyłem o konsystencji mąki. Oczywiście pył ten skutecznie maskował wszelkie nierówności i kamienie utrudniając motocyklowi jazdę. Obyło się na szczęście bez niespodzianek, choć naginałem bez obciążenia psychicznego, jako że Irma postanowiła sprawdzić jak się jeździ Nissanem Patrolem. Załącznik 2074 Po drugiej stronie przełęczy łagodny i niedługi zjazd w dolinę doprowadził mnie w okolice celu dzisiejszego dnia. Zanim jednak dojechałem do Sary-Tash oczom moim ukazała się rozległa i płaska dolina, zamknięta olbrzymim masywem ośnieżonych Pamirów. Ogromnym, surowym i zniewalająco groźnym. Zaczęły się prawdziwe góry. Załącznik 2093 Załącznik 2094 Załącznik 2098 Sary-Tash okazało się być ciągle dziurą zabitą dechami, kilka sklepików z podstawowym asortymentem. Benzyna 80-tka, oczywiście w plastikowych butelkach po napojach. W sklepie wódka, tuszonka i radzieckie skumbrje w tomacie. Ale było piwo no i nasz ulubiono koniak Calvados, produkcji kirgiskiej. Zakup chleba okazał być się nie lada wyzywaniem. Bo obsługująca młoda kirgiska po rosyjsku niezbyt mówiła. W dodatku chleby miała jako dodatki do obiadów, które serwowali w swojej restauracji. Jednak jej widok nieco odstraszał. Załącznik 2097 Zdecydowaliśmy się zamówić jajecznicę na obiad w naszym sklepie obok, który przynajmniej wyglądał w miarę czysto i przyzwoicie. Wykupiliśmy jajka w całej wsi jednakże okazało się, że z powodu przerwy w dostawie prądu z jajecznicy nici. Nie poddaliśmy się jednak i wyciągnęliśmy naszą kuchenkę. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce, i już za chwilę sklep wypełnił zapach smażonej cebuli a my wcinaliśmy pyszną jajeczniczkę. Załącznik 2075 Po uzupełnieniu zapasów wody, benzyny, piwa i kilku wydartych prawie siłą lepioszek, ruszyliśmy w kierunku Chin… Załącznik 2099 Skrajem płaskiej jak stół doliny, szerokiej na dwadzieścia kilometrów, prowadził szutrowy dukt, dziurawy jak cholera, bez jednego zakrętu. Z prawej, na południu przeogromny zasypany śniegiem Pamir. Dziko pięknie! Załącznik 2091 Załącznik 2092 Po pięciu km walki na dziurach, miałem już przedsmak tego, co czeka nas jutro. Siedemdziesiąt kilometrów tej drogi do Irkeshtam, jak nic, wytrzepie nam wszystkie plomby z zębów! Zaczynam się rozglądać za biwakiem, ale wszędzie niebotycznie płasko i w dodatku mocno wieje. Dlatego widząc dochodzący z lewej potok, płynący w naturalnym, nie głębszym niż dwa metry jarze, bez namysłu skręcam i jadę wzdłuż niego, czując, że za chwilę coś tu znajdziemy. Załącznik 2085 I rzeczywiście po chwili w łagodnym obniżonym meandrze potoczku otwarła się płaska trawiasta półeczka, w sam raz wszystkie nasze namioty i samochody. Idealna. Osłonięta od wiatru i schowana przed światem. Niewidoczna z żadnej strony. Zakładamy bazę. A że słońce przypieka, a nam się nigdzie nie śpieszy, wylegujemy się w cieniu patentu z dżipa. Załącznik 2095 Załącznik 2096 Na nic nie robieniu z chodzi nam cały dzień. Wprawdzie jesteśmy umówieni na szóstą w „centrum” Sary-Tash, ale na wszelki wypadek wystawiam motocykl „na górę” żeby była szansa dojrzeć go z drogi. Załącznik 2087 Dojrzeli go jednak kirgiscy pasterze i podjechali do nas koniem. Scena zresztą była prześmieszna, bo koń za nic nie chciał podejść do zaparkowanej Afryki. Rżał i boczył się, szerokim łukiem obchodził motocykl wkoło. Trwało to dobre kilka minut, zanim zbliżył się na tyle, żeby w spokoju obwąchać to niecodzienne zjawisko. Kirgizi równie zainteresowani proponują przejażdżkę na swoim wierzchowcu. Załącznik 2073 Nigdy w życiu nie siedziałem na koniu, nie wiem, co mnie podkusiło, ale wsiadłem na chabetę… Usłyszałem jeszcze od Kajmana, że aby ruszyć trzeba konia trącić piętami. Załącznik 2088 Dla pewności trąciłem go dwa razy, Kirgiz gwizdnął, coś krzyknął, klepną konia w zad, dwa towarzyszące im psy, szczekając, rzuciły się za galopującym koniem. - Kurwa, koniku pięknie Cię proszę, zwolnij! – ryknąłem – ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Dwa psy pędziły po jego dwóch stronach ujadając, a koń rozpędzał się cwałując w nieznane! Wyglądało, że i koń i psy mają frajdę, a ja zaś modlę się jak przeżyć. Załącznik 2089 Nieśmiało spróbowałem zagaić. - Prrrr, koniku – wydałem dźwięk paszczą - a koń nic. - Prrryyyy, pierdolona chabeto – powtórzyłem - a koń nic. Nie rozumie bydle po polsku- konstatuję. Rzuca mnie niemiłosiernie w górę i w dół na twardym drewnianym siodle. Kurczowo trzymająć się łęku przedniego i zerkam na dół. Choć Pamiry coraz bliżej, postanawiam jednak nie zsiadać w locie. Na oko ze 3 razy wyżej niż na Afryce. Nagle zauważam, że w ręku trzymam jeszcze uzdę. Hej! – olśniło mnie - Tym się przecież chyba steruje! Ciągnę trochę jedną ręką – koń lekko skręca. - Ha!- myślę - Mam cię, dziadu! Przynajmniej nie grozi mi już nielegalne przekroczenie granicy tadżyckiej. I wtedy przypomniałem sobie wszystkie westerny, które oglądałem jako dziecko. Szarpnąłem cugle dwiema rękoma i pociągnąłem mocno do siebie. Jak John Wayne! Koń zarył się kopytami w trawie. Pamir przestał się przybliżać. Żyję! Załącznik 2090 Skoro umiem już skręcać i zatrzymywać się, nabrałem pewności siebie i postanowiłem wrócić do swoich w siodle. Tym razem raz trąciłem konia pietami i powolutku stępa, wróciliśmy do obozu. Ale przygoda! Wszyscy mają niezły ubaw. Kajman nie pozostawił mi złudzeń, że potrafię już jeździć, Wsiadł na konia i … zresztą popatrzcie sami… Załącznik 2076 Załącznik 2077 Załącznik 2078 Załącznik 2079 W rewanżu, wożę Kirgizów na Afryce po otaczającej nas równinie, Widzę, że mają duża ochotę na przejażdżkę w roli kierowcy, ale nie godzę się na to. Trudno. Oni są u siebie, a jak daleko od domu. Nie możemy sobie pozwolić na żadne straty. Na dowidzenia, Gizmo przehandlował jeszcze z nimi siodło dla swojej żony. Siodło było gdzieś w ich gospodarskich zabudowaniach za niedalekim pagórkiem, więc jeden z miejscowych wsiadł do Patrola z Kajmanem i pojechali na zakupy. I tu nastąpił mały zgrzyt, którego nie jestem niestety w stanie zrozumieć. Jadąc po siodło, Kirgiz ukradł z auta telefon Gośki, schowany w podłokietniku. My kupujemy siodło za 100 dolców, co dla obu stron jest świetnym interesem, integrujemy się, jeździmy sobie na swoich sprzętach, częstujemy papierosami, jest super, a na koniec tak nam odpłacają! O co chodzi? Dobrze, że nie dałem im się przejechać, bo mógłbym Afryki już nie zobaczyć… Późnym popołudniem zaczynają się zjeżdżać po kolei uczestnicy w rozciągniętym peletonie. Oczywiście mojej Afryki nie widać z drogi, więc stoję na straży i świecę światłami, tak żeby każdy dobrze skręcił. Zeszło długo, bo część była na zakupach, tankowaniu, szukaniu ropy do samochodów itd. Ostatni zjeżdżają koło 18tej. Sambor mówi, że jego babcia Afryka coś niedomaga, że ledwo podjechał pod Taldyk Pass i że podejrzewa zapchany filtr powietrza. Tak było w istocie, chłopaki z Dzipów maja kompresory wiec po przedmuchaniu filtra Afryka ożywa a Samborowi wraca humor. Obalamy po parę łyków koniaku rozchodniaczka i zaszywamy się w ciepełku namiotów. Na zewnątrz wiucha zimny pamirski wiatr a my śnimy już o Chinach … Załącznik 2070 |
Cytat:
:haha2::haha2::haha2: |
piekne foty ! ! ! ! !
u nas deszcz:) pozdrawiamy !! |
"""wtulałem szyję w ramiona i słuchałem dudnienia trupów o plastik. Brrr. """"
:haha2::haha2::haha2::haha2::haha2::haha2: |
Podos może wymień swoje nudno grzeczne "pozdrawiam Podos" na żywe i świeże
Prr, Pierdolona Chabeto, Podos. W końcu indianie tez przybierali imiona od ważnych i ciekawych wydarzeń ;) |
Cytat:
Zes sie Podos postaral, wyszla chyba najdluzsza czesc jak do tej pory.. :):brawo: |
NO PIKNIE PANIE PODOS !!
cholerka aż mnie nosi żeby gdzieś wysłać daleko 4 litery w nadchodzącym sezonie |
Qrna, Podos jaką ty masz pamieć do tych wszystkich szczegołów.
Ale nic o żadnych dupeczkach. Z żona byłeś czy co? |
Hej Podos znowu piękny reportaż. Jesteś klasykifikowany pomiędzy Cejrowskim -kulinaria, a Beatą Pawlikowską (podróże z blondynką) przygoda z koniem cyt:- Kurwa, koniku pięknie Cię proszę, zwolnij!
Ach, żeby jeszcze kasa z tego była. Podróże są piękne. ps.Kiedyś zajrzałem na sam dół naszej strony głównej i co widzę: 12 zalogowanych i 37 gości (czytaczy). Forum Afri ma branie, to dobrze, czasami ktoś ubarwi, czasami ktoś przejaskrawi czyt. ost. najepka. Barwnie i kolorowo, tolerancja i kompromis:oldman: |
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Dzieki za miłe słowa, bo juz mialem kryzys wczoraj. Aha policzyłem, do świąt nie zdążę. :vis: |
Cytat:
Masz na myśli miejscowe "piękności" :confused: Chociaż z drugiej strony jak to przemek stwierdził w ostatnim tygodniu pobytu jak trochę wypiliśmy - "Adam, chyba za długo tu jesteśmy, a ja bez kobiety, bo mi się zaczynają nawet miejscowe podobać" - faktycznie oznaczało to straszne wyposzczenie i desperacje |
Kurwa, koniku pięknie Cię proszę, zwolnij!..
A jednak tydzien sie pieknie skonczyl.. :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up::kumbaya: |
podos to jak bedziesz miał świeta pod murem chińskim ? :)
to pewnie narodzi sie jakas nowa świecka tradycja :):) pozdrowienia dla wszystkich ! |
czy dziś nie jest przypadkiem wtorek?
|
Napiszcie mu, ze tak, ze wtorek i ze czekacie... Bo facet chyba napisal wczesniej i nogami przebiera...
|
13 Załącznik(ów)
Kirgizja c.d.
15 sierpnia Tym razem pobudka znacznie wcześniej niż zwykle, bo o piątej! Na granicy mamy byc o 9 rano, a potem jeszcze 250 km do Kaszgaru. Załącznik 2199 Ciemno zupełnie, zimno jak jasny gwint. Zwijanie obozu zawsze zajmuje nam dużo czasu i tym razem nie było inaczej. Godzina i 45 minut, niczym nie wyjęte, z gotowaniem, zwijką namiotów materacy, śpiworów, a potem przytroczeniem wszystkiego do motocykla. Startujemy przed siódmą. Mroźno, wiec ubrani jesteśmy we wszystko co mamy. Odkręcam do 70km/na godzinę i w pierwszej dziurze mało nie zostawiam zawieszenia. Im dalej tym gorzej. Droga, to szeroka szutrówka, prowadzona dnem doliny, miejscami bardzo widokowo. Olbrzymi Pamir po prawej milcząco tkwi w porannej mgle. Czujemy jego ogrom, choć nie mamy sekundy by na niego spojrzeć. 2 pary oczu, wpatrzone w nawierzchnie przed nami, wypatruje nierówności, aby zareagować natychmiastowym uniesieniem czterech liter w górę. Nieuwaga, lub próba kontemplacji otoczenia równa się z natychmiastową i bolesną karą wymierzona dobijającym zawieszeniem w kręgosłup. Po kilku takich strzałach zwalniamy do 30km na godzinę. Jest jeszcze gorzej. Przyspieszamy i znów ratujemy się gwałtownym hamowaniem przed jakąś jamą. Niewiarygodne, co ciężarówki mogą zrobić ze zwykłą drogą. One same poruszają się w zastraszająco wolnym tempie – góra 10km/h. Inaczej wszystko by pourywały. Nie chce mi się myśleć, ile dni musi im zajmować 250-cio kilometrowa podróż z Irkeshtam do Osh. Załącznik 2198 Próbujemy jechać samym skrajem, ale droga wiedzie po nasypie i czyhają na nas wypłukane lub zarwane leje. Wjechanie w taki kończyłoby wycieczkę. Szukamy więc drogi środkiem i znowu dupa. Irma ma łzy w oczach, a mnie aż serce boli. Taka droga to najgorszy sen, znikają uroki wędrówki, chce się do domu. Masakra. Nadwątlony kufer Sambora obrywa mocujące go paski i cała zawartość rozpieprza się na 100 m drogi… Załącznik 2197 Na szczęście słońce wschodzi wyżej i robi się cieplej. Droga prowadzi rozległymi łąkami i pojawiają się tak bardzo charakterystyczne w Azji drogi równoległe oraz skróty. Podążamy takimi i choć jazda terenowa jest bardziej wymagająca to jest jednak nieco równiej. Leciutko mija napięcie poranka. Nie na długo niestety teren robi się trudniejszy i „lewe” drogi wracają a główną. Tą już znamy, więc mamy drgawki. Załącznik 2200 Na nierównej walce z dziurami schodzi nam 2,5 godziny i 70km. To zdecydowanie najgorsza droga, jaka przyszło mi jechać. Nie chce jej pamiętać ani myśleć o tym, że trzeba nią będzie wrócić. Wreszcie dojeżdżamy do kirgiskiego przedgranicznego postu. Za szlabanem widzimy piękny, równiuteńki, czarny asfalcik. Szybka kontrola paszportowa, unosi się szlaban i już rozkoszujemy się droga bez dziur. Mijamy ostatnią przed granicą chińską kirgiską wioskę Nura, którą miesiąc później zmiecie z powierzchni ziemi potężne trzęsienie ziemi, a życie straci 60 osób. W nieświadomości czającej się grozy mijamy ją bez emocji i wszyscy zajeżdżamy z przełęczy na oficjalne przejście graniczne. To obrzydliwa baza samochodowa, zardzewiałe baraki, kurz i mini biznesy przeznaczone dla kierowców kirgiskich i chińskich. Załącznik 2196 Formalności celne załatwiamy w drewnianym baraku, na tyle sprawnie, iż nie warto o nich się rozwodzić. Wszystko idzie tak gładko, że przez chwilę mamy nadzieję, że po prostu wjedziemy do Chin na motocyklach. Kilkadziesiąt minut później jedziemy dalej, jeszcze jeden kirgiski posterunek paszportowy, sprawdza czy ci poprzedni wbili pieczątki wyjazdowe i po 4 km jazdy naszym oczom ukazuje się posterunek graniczny Państwa Środka. To taki stalowy barak przy drodze. Nieco dalej w głębi, widnieje betonowy klocek otynkowany na biało, z chińskimi literami na czerwono. Ani chybi Chiny! Wraz z żołnierzami w białych rękawiczkach podchodzi do nas nasz „chiński łącznik” – agent wywiadu zapewne, sprawca wszelkich kłopotów – nazwijmy go roboczo TW Ujgur. Wygląda po europejsku mówi nieźle po angielsku i przynosi złe wieści. Za 4km znajduje się główne cywilizowane przejście graniczne i skład celny, na którym będziemy zmuszeni zostawić nasze sprzęty. Czeka na nas też busik, którym odbędziemy dalszą drogę. Potwierdził się zatem czarny scenariusz, z którym niektórzy byli już podświadomie pogodzeni, a w innych tliła się jeszcze naiwna iskierka nadziei. Nie potarasimy pustyni Taklamakan naszymi maszynami, nie zdechniemy z upału w depresji turfanskiej, nie polecimy na kołach po Karakorum Highway pod wielgachnymi siedmiotysięcznikami. Nie tym razem. Na razie musimy poddać się drobiazgowej kontroli celnej, łącznie z wybebeszaniem zawartości kufrów worków i sakw. Co ciekawe, pytają nas o mapy i przewodniki i każą je sobie pokazać. Bardzo drobiazgowo analizują okolice Tajwanu. Do Chin nie wjedzie niepoprawna politycznie mapa. Duże kłopoty miałoby tez Lonely Planet „China” gdzie Tajwan jest zaznaczony innym kolorem. Ale wiedzieliśmy o tym i nie wzięliśmy całej cegły tylko parę kser interesujących nas miejsc. Emocje wzbudza mapa Bieszczad znaleziona w patrolu pod siedzeniem. Na tę okoliczność zawezwano nawet wyższego rangą oficera. Skoro nic nie znaleźli wojskowi postanowili przynajmniej uczcić okazję i sfotografować się z naszymi motocyklami. Humor stracili natychmiast, kiedy my chcieliśmy sfotografować się z nimi. Załącznik 2189 Jedziemy! Jesteśmy w Chinach. Jedziemy po chińskiej ziemi. Koła naszych Afryk toczą się po chińskim asfalcie. Całe cztery kaemy. Trochę się cieszymy, że chociaż tyle, bo równie dobrze mogli nas nie wypuścić z Kirgizji. Po kilku minutach docieramy do właściwego przejścia. Biały murowany budynek. Bramki, szklane gabloty, umundurowani celnicy. Niestety na obiedzie. 2h przerwy. To nam nawet pasuje, gdyż potrzebujemy kompletnie się przepakować. Wszystkie luźne bądź nieprzytwierdzone na stałe bety pakujemy do aut. Do reki bierzemy po torbie z kufra z podstawowymi rzeczami na 4 dni. Tyle właśnie będzie trwała nasza chińska przygoda autobusowa. Załącznik 2193 Wizyta w kiblu przywraca nas do rzeczywistości – to, co z zewnątrz wygląda na trwałe i piękne od wewnątrz rozpada się i gnije. Warto pamiętać o tym będąc w tym dziwnym kraju. W końcu odprawa. Nie pamiętam przez ile rąk przeszliśmy. Pierwszy pan sprawdził czy mamy paszporty, drugi czy mamy wizy, trzeci podbił pieczątkę potwierdzającą, że sprawdził, to co poprzedni już sprawdzili, kolejny sprawdził poprzednie sprawdzenie, aby dla odmiany sprawdzić nas w komputerze. Kolejny wbił pieczątkę, a jeszcze jeden lub dwóch sprawdziło czy na pewno tą pieczątkę wbił. Wszystko odbywało się w idealnym szyku, staliśmy poustawiani w linii prostej, bez klasycznego polskiego zamętu i kolejkowego chaosu. A jak już to wszystko się odbyło i byliśmy po drugiej stronie bramek, TW Ujgur poprosił kierowców o wzięcie kluczyków, i po prostu przeszliśmy bokiem z powrotem, kompletnie przez nikogo nie zatrzymywani. Ale cyrk! Motocyklami przejechaliśmy wzdłuż budynków na centralny plac przed budynkiem granicznym. Od strony Chin wyglądał zdecydowanie bardziej reprezentacyjnie. Załącznik 2190 Zatem jesteśmy w Chinach! Wystarczyło skręcić w lewo i wmieszać się w tłum chińskich kierowców, kramów, biznesików i po prostu jechać przed siebie. My skręciliśmy w prawo i wjechaliśmy do wielkiej hali magazynowej, gdzie przyszło na dobre pożegnać się ze sprzętami. Hala była otwarta, tylko zadaszona, wkoło kręciło się pełno robotników noszących różne towary. Tak wyglądało miejsce gdzie nasz sprzęt miał samotnie spędzić najbliższe dni. Załącznik 2192 Pożegnaliśmy się z nim czule, jak byśmy mieli go więcej nie oglądać. Wróciliśmy obchodząc budek od drugiej strony. Dalej nikogo to nie obchodziło. Auta utknęły w niewiarygodnym korku tirów, który zablokował dojazd do hali i zeszło im z dwie godziny zanim do nas dołączyli. Załącznik 2187 Ostatni żołnierze wypuszczali z placu przed budynkiem. Oczywiście w obowiązkowym szyku staliśmy gęsiego. Ostatni raz pokazaliśmy paszporty, tradycyjnie pierwszy sprawdził czy mamy pieczątki wjazdowe, a drugi sprawdził, czy pierwszy sprawdził. W końcu Chiny nie cierpią na braki w ludności chętnej do pracy. Welcome to China! Chiny 15 sierpnia c.d. Załącznik 2195 Zapakowaliśmy się do 20 osobowego busika marki bliżej nam nieznanej, jak większości zresztą marek widzianych na ulicy. Ale sam autobus cywilizowany, wygodne rozkładane fotele, klima itp. Jeszcze tylko Jojna sprawdził czy potrafi odpalić autobus i byliśmy gotowi, jeśli nie na własnych kołach, to przynajmniej z własnym kierowcą na uprowadzenie. Jojna autobus potrafił odpalić, ale nie potrafił już zgasić. Plan wziął w łeb. Załącznik 2191 Koło szesnastej udało się wyjechać. Przed nami 250km jazdy do Kashgaru. Kluczowego miasta niegdysiejszego Jedwabnego Szlaku. Ten średniowieczny trakt niczym nie przypomina tego po stronie kirgiskiej. To równiutki porządny asfalt. Szybko okazało się, że do mamy czwórkę do brydża a że widoków gór mamy po dziurki w nosie, organizujemy prowizoryczny stolik i rozgrywamy parę roberków. Załącznik 2194 Co gorsza zaczynam się źle czuć, boli mnie głowa i czuję, że mam gorączkę, oddaje więc karty i szybko zasypiam, zmęczony chorobą, wczesnym wstawaniem i emocjami dnia. Więcej nie pamiętam, dość, że wylądowaliśmy w jakimś dużym hotelu w Kashgarze, w którym walnąłem się do łóżka aplikując sobie odpowiednią dawkę paracetamolów. Chiny c.d. 16 sierpnia Tego dnia miałem przesrane i… …nie będę tego opisywał. |
Cytat:
Cytat:
BTW: I znow tydzien czekania.. buu.. |
Cytat:
czekamy na cd..... |
To zdjęcia z drogi z tzw ziemi niczyjej - miedzy Kirgistanem a Chinami - zdjęcia robione z samochodu, a tam z przodu leży przewrócona ciężarówka która wykopyrtnęła się na serpentynach
http://home.isk.net.pl/kajman/2092.jpg http://home.isk.net.pl/kajman/2093.jpg a tu w jakich warunkach Sambor sprawdza filtr powietrza http://home.isk.net.pl/kajman/2032.jpg |
Uo Matko! Siedzialem do pierwswzej w nocy i czytalem. Doskonale. Boskie. A jak pomyslec o tym, czego NIE napisal, choc delikatnie zasugerowal :eek: I te zdjecia, te zdjecia :D
Mam przed nosem to od Kajmana z Mr Samborem. Co to za planeta w ogole? Kosmiczne! samul |
Co do zapylenia - powiem tak - były takie dni że mimo zamknietych szyb i nawiewu na tzw wewnętzrny obieg, wieczorem czyste było w kokpicie tylko miejsce tam gdzie człowiek trzymał rękę na kierownicy i gałka od zmiany biegów. Reszte pokrywała gruba warstwa pyłu konsystencji mąki. To my mieliśmy w samochodach - a co dopiero goście na motocyklach :mur:.
|
czy serial nadawany jest cyklicznie we wtorki?:D
|
Cytat:
No tak jakby - aaa - dzisiaj wtorek :drif: |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:56. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.