![]() |
Jak to ostatni? :(
Toż do wiosny daleko... Nie wiem czy znajde coś równie wciągającego. |
Heniu, to jeszcze ten sam coolpix, który był z nami w Gruzji?
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Dobra, dobra - już piątek, masz waćpan dwa dni obsuwy. A że piątek to weekendu początek, zacznijmyż ten weekend od ciekawej i pouczającej lektury... Henryku, do tablicy! :umowa:
|
Kurde to czekanie jest gorsze niż stosunek przerywany ;)
|
No ile mozna czekac!?! :):):):):):):)
|
Znowu dopadło Cię przekleństwo? ;)
Napisz ten ostatni odcinek! |
Cytat:
|
Dzień 24 Niedziela 21.08.2016
Wstaję wcześnie, bo o szóstej. Max śpi jeszcze smacznie, ja tymczasem biorę kąpiel i idę do samochodu, przygotować nasze bagaże i motory do zapakowania. Max wstaje trochę później, ale jego nadgarstek nie wygląda najlepiej, jest czerwony, nabrzmiały i twardy. Do domu zostało nam 1300 km, samochodem machniemy to szybko na jeden raz i jutro ręka znajdzie się u lekarza. Do jutra Max i jego ręka wytrzyma jakoś. Pakujemy motory na priczepku, manele do Audi i udajemy się na śniadanie. https://lh3.googleusercontent.com/OC...m=w868-h651-no Na śniadanie zamawiamy jajecznicę, ale, ponieważ wszędzie gdzie zamawialiśmy jajecznicę, podawano nam jajka sadzone, idę do kuchni powiedzieć paniom, co to jest jajecznica i jak się ją robi. Pani mówi, że rozumie, wie o co chodzi i tak zrobi. Przez drzwi słyszymy, że rzeczywiście, rozbija jajka które potem roztrzepuje. Będzie dobrze, chyba wie o co chodziło. Kiedy przynosi nam do stolika … no tak, jednak nie rozumie i nie wie co to jest polska jajecznica. Zjadamy jednak tego niby omleta, nie będziemy grymasić. https://lh3.googleusercontent.com/UF...n=w868-h651-no https://lh3.googleusercontent.com/lp...a=w868-h651-no Startujemy o 9.00. https://lh3.googleusercontent.com/9m...P=w868-h651-no Dalej, to już tylko droga … droga … Kijów … droga … i obiad gdzieś w drodze. Ważne, że mam apetyt, że chce mi się jeść i nabieram sił. Po obiadku, nagle ... zachciało mi się do kibelka … Szok … szkoda tylko, że nie zrobiłem fotki … po trzech dobach … wreszcie normalna kupa … wołam Maxa, ale jakoś nie chciał popatrzeć, to spuściłem wodę. No … wreszcie wszystko wraca do normy. https://lh3.googleusercontent.com/te...0=w868-h651-no https://lh3.googleusercontent.com/dH...G=w868-h651-no Lecimy dalej … wszystko idzie dobrze, gdzieś koło północy pewnie będziemy w domu. Jednak samochód to jest to: komfort, luz, swoboda. https://lh3.googleusercontent.com/fA...e=w868-h651-no Lecimy … do granicy dojeżdżamy o godzinie 20.00. Przelecimy granicę, prześpimy się w jakimś hotelu i jutro, spokojnie dojedziemy do domu. Takie były założenia. Stajemy na końcu kolejki do odprawy, dosyć długiej kolejki, ale przy wjeżdzie z tamtej strony też była długa kolejka, a udało się zjechać w cztery godziny. Stoimy … dwa metry do przodu … stoimy … stoimy … trzy metry do przodu … stoimy … jedna godzina … kilka metrów do przodu … stoimy … dwie godziny … Max pojeżdża do przodu, a ja idę do baru coś zjeść. Teraz zmiana, ja pojeżdżam a Max idzie pokuszać. Dwudziesta trzecia … spać się chce … ktoś puka w szybę, pajechali … trochę do przodu … stoimy … przy drodze po prawej, lasek. Panowie chodzą tam pojedynczo, a panie grupkami. Lepiej chyba nie myśleć, jak wygląda runo w tym lasku. Jeden z nas drzemie, drugi pojeżdża … potem zmiana … Pierwsza po północy … bez zmian … końca nie widać … znowu ktoś puka w szybę … pięć metrów do przodu … czwarta nad ranem … robi się widno … to noc w hotelu mamy z głowy … jesteśmy padnięci … ale ile zaoszczędzimy ? trochę do przodu … czy akumulator to wytrzyma ? … trochę do przodu … https://lh3.googleusercontent.com/OS...k=w868-h651-no Ta pani sprząta … pety wyrzuca się po prostu przez okno. https://lh3.googleusercontent.com/nn...M=w868-h651-no 6.30 JUŻ jesteśmy pierwsi przed szlabanem. Takiego burdelu jak na przejściu ukraińskim nie widziałem na żadnej granicy. Pomiędzy przejściem ukraińskim i polskim, również kolejka, ale tutaj już funkcjonuje UE pas, który jest pusty. Nie wiemy czemu, bo w kolejce widzimy przecież polskie tablice. Walimy na UE pas omijając całą kolejką i wjeżdżamy prosto pod budkę celników. Polski celnik w czasie odprawy pyta gdzie byli i czy warto było. Wtedy odpowiedziałem z przekonaniem, że nie warto. Z granicy zjeżdżamy o 9.00, czyli po 13 godzinach. Nie tego się spodziewaliśmy, nie tak to miało wyglądać, plany były całkiem inne. https://lh3.googleusercontent.com/4u...p=w868-h651-no Los chyba nie oszczędził nam niczego na tej wyprawie, nie mieliśmy ani czasu, ani możliwości poczuć nudę, ale czy to nie za dużo na jeden wyjazd ? Przecież tymi „przygodami” spokojnie można by obdzielić kilka wypraw. Czym sobie na to zasłużyliśmy ? I czy możemy traktować to jak łaskę, przywilej, czy raczej przekleństwo ? A może jedno i drugie ? No cóż, wszystko już za nami, pozostało tylko dojechać do domu i zamknąć ten rozdział. Po NASZEJ stronie granicy świat wygląda całkiem inaczej: weselej jakoś, radośniej, piękniej. Wszystko jest ładniejsze: i drogi i domy i pola i drzewa i nawet chmury są ładniejsze. Ładniejsze, bo Nasze, bo jesteśmy u siebie, jesteśmy w domu. Polska, to piękny kraj jest, ale czy my o tym wiemy ? Czy zdajemy sobie sprawę w jakim pięknym kraju żyjemy ? Lublin, Puławy, Radom … INOWŁÓDZ, ja już jestem w domu, Max musi dojechać jeszcze do siebie, czyli do Łodzi, ale to już tylko maleńki kroczek. Tymczasem, żegnamy się serdecznie, dziękując sobie za wszystko. Szczególnie oczywiście ja mam za co dziękować i jeszcze raz dziękuję, bo takiego towarzysza podróży jak Max, życzę każdemu. https://lh3.googleusercontent.com/6W...-=w489-h651-no https://lh3.googleusercontent.com/Ll...J=w868-h651-no https://lh3.googleusercontent.com/fN...1=w868-h651-no I to by było kur.. na tyle. Tak wtedy pomyślałem i napisałem. A miało to znaczyć ni mniej ni więcej, tylko tyle … to jest koniec, mam dość wypraw motocyklowych. Dosyć twardej dupy, srania po krzakach, spania w namiotach, nie mycia się przez tydzień, jedzenia byle czego, niebezpiecznych przygód, nieprzewidywalnych granic, jazdy przez tysiące kilometrów w morderczym upale żeby zobaczyć jakiś głupi kamień, a potem jeszcze wracać przez te tysiące kilometrów. Tak wtedy myślałem i myślę, że miałem do tego prawo, ale … człowiek nie świnia ( bez urazy) i zdanie może zmienić, więc niczego nie wykluczam. Dystans 1300 km Temperatura 20 – 24 * Podsumowując: 25 dni z czego 24 dni w drodze. 12210 - przejechane km. 6000 PLN – koszty z czego: 2600 – 650 $ 1500 – wizy 1520 – płatności kartą (paliwo) 210 – ubezpieczenie 170 – SPOT |
No i pięknie.
Dość wypraw??? Może do wiosny. :) |
Henry :brawo::brawo::brawo: -świetna relacja! :Thumbs_Up:
Z wielką przyjemnością się czytało i oglądało :drif: Duży respect dla Was za postawę, wytrwałość i kondycję.. :bow: -Pozdrowionka, i niech MOC zawsze będzie z Wami! :):at::D |
ehhh... szkoda że już koniec opowiadania,
a może będą jakieś 'odcinki specjalne' ? :) |
To gdzie w tym roku Henry?? :D
|
Henry oddałeś WIELKĄ przysługę tą relacją z podróży. Podparta porządnymi zdjęciami, dla wielu ułatwi decyzję.
Dzięki! |
Dzięki za super relację i...natchnienie...mam nadzieję:)
|
Dziękuję za relację.
|
Cytat:
|
Świetna wyprawa, świetna relacja. Szacunek! Dzięki Henry ;-)
|
Henry,Max, gratuluje wytrwałości i uporu Maniaków ;). :bow:
bardzo fajnie się czytało. Może jednak jakieś special odcinki,mogą być same foty z krótkim opisem. Dzięki z relacje. |
Świetna wyprawa i relacja :bow:
Czekam na filmy, o których była mowa :) |
:Thumbs_Up:
|
Chm, a gdzie przekleństwo itp.? Czekałem do końca, że urwało rękę nogę, że zgwałcili itp.... Fajna wyprawa z fajnymi przeżyciami takimi do wspomnień ale przekleństwo? :)
|
Przekleństwo, proszę: kur....a, ja pier....ole, ale jazda była :) Super sprawa. Byliśmy w tych samych miejscach widzę, jednak odczucia nie raz zgoła odmienne mieliśmy. Napiszę o tym niebawem.
|
No! Brakowało mi takich relacji. !!! Gratulacje panowie.
K..a. Jadę na Maramuresz. |
Szkoda, że już koniec, poranna kawa zawsze lepiej smakowała jak się czytało wasze perypetie dnia codziennego :D
Najważniejsze, że cało wróciliście i jest o czym opowiadać. Pozdrawiam i gratuluje! :bow::at: |
A co z ręką Maxa? Nie było większych problemów?
|
Jedna z najlepszych relacji, czekałem na każdy odcinek.
Super, wielkie dzięki. |
Panowie, chyle czola :bow:
Czytalo sie z wypiekami na twarzy. |
Cytat:
Panowie, dzięki wszystkim za miłe słowa :Thumbs_Up: Cieszę się niezmiernie, że Wam się podobało i że mogłem umilić Wam czas w te długie, zimowe wieczory. Jednak, moja zasługa jest tu raczej niewielka, bo to nie ja byłem reżyserem tej historii, to los, albo jak kto woli przeznaczenie rozdawało karty, a my byliśmy tylko uczestnikami. Gdyby to wszystko się nie wydarzyło, nie było by co opisywać, po prostu. |
Panowie, świetna przygoda i jeszcze lepsza relacja! Gratuluję!
Wczoraj byłem na spotkaniu, na którym grupa podróżników opowiadała o miesięcznym trekkingu po Nepalu. Materiału mieli na całą noc opowieści a streścili po łebkach wszystko w 40 minut. W zasadzie niczego się tam nie dowiedziałem.. Panowie, czytałem tą opowieść z wypiekami na twarzy i niecierpliwie czekałem na każdą kolejną część. Dzięki wielkie! Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk |
Epilog
I to miał być koniec ... ale nie. Po 17 dniach od powrotu do domu, 8 września, wieczorem po kolacji, czuję się jakoś niewyrażnie, a nocą przekleństwo wraca ze wzmożoną siłą. Nic mnie nie boli, ale regularnie co godzinę muszę biegać do kibelka i znowu wszystko ze mnie leci. Wirus działa nadal. Rano jestem zmęczony i niewyspany, ale to nic w porównaniu z kazachskim stepem. Można by rzec, że to w pewnym sensie przyjemność. Jestem przecież w domku, nic nie musze, robie co chce, a wszystko co zrobie będzie dobrze. Dlatego rano, ide se z wizytą do mojego doktora, pokazuje mu wszystko, tzn. leki i wypis ze szpitala w Aktobe. Doktór przeczytał, obejrzał kazachskie leki i stwierdził, że … jest dobrze, tzn. jest dobrze, bo to taki chwilowy nawrót zatrucia pokarmowego. Zastosuje nowe, lepsze, nasze leki i sraczka szybko przejdzie. Wierzę mojemu doktorowi, bo czemu miałbym nie wierzyć, przecież to tylko sraczka jest, a ja jestem w domu, u siebie i żadna sraczka mi nie straszna. Będzie dobrze. Po zastosowaniu nowych leków, sraczka rzeczywiście ustąpiła … po dwóch dobach wprawdzie, ale specjalnie mi to nie przeszkadzało. Można się przyzwyczaić. Od tej pory już nic mi nie dolega, jestem zdrowy, przekleństwo najwyrażniej minęło, a dziś pozostały nam tylko wspomnienia. I to już naprawdę będzie KONIEC opowieści. Dziękujemy za uwagę – Max i Henry https://lh3.googleusercontent.com/Gk...K=w868-h651-no |
Świetnie się czytało i oglądało! Brawo Wy!!!!!!!!!!
|
nawet złapałem się na tym, że zapomniałem gdzie to Wy pojechaliście :) świetna relacja
|
Kozacy jesteście Panowie. Zazdroszczę odwagi, przygody jednocześnie współczuję sraczki i męczarni.
|
Ten opis wyprawy jest dla mnie naprawdę wartościowy.
Po pierwsze pokazuje że czasem nawet wydawać by się mogło drobne zdarzenia powodują spore komplikacje czy też zmianę nastroju/ nastawienia do wyprawy ( problemy gastryczne czy traumatyczny widok potrąconego zwierzęcia). Po drugie - fajnie się czyta że nie zawsze wszystko jest różowo - różne niemiłe przeżycia zdarzają się tez innym -to przeciwności dopiero ukazują charakter człowieka. Pozdr i dziękuję. |
hahaha Horrrtel âAralskâ !!!!!!!!!!
Swietna nazwa mialem tam z zona kaca stulecia( zreszta prawie codziennie tak bylo) po wodce w knajpie naprzeciwko, spalismy w Prezydenckim Apartamencie w z widokiem na palace sie smieci, bylo wspaniale!!!!!!!!!!!!! Wiedzmy tzz byly!!!!! |
Bomba relacja, właśnie skończyłem. Jeszcze dodam moje 3 grosze w kwestii tytułowego "przekleństwa". Myśmy łykali probiotyki codziennie podczas wycieczki (miesiąc). To jest takie coś co się bierze przy antybiotyku. Codziennie do wyczerpania zapasów łykaliśmy te piguły i odpukać "przekleństwo" nas nie dopadło.
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.