![]() |
A skąd wiesz że nie malaria??? tak właśnie malaria się prezentuje...przechodzi sama.... by powrócić znów ( sorry-nie straszę Cię ale lepiej tego nie lekceważyć)
|
No to mnie nastraszyłaś...
Teoretycznie na Jukatanie (a tylko tam byłam) zagrożenia malarią nie ma. Teoretycznie. Cóż. Nie zostaje mi chyba nic innego, jak czekanie, czy gorączka wróci. Teoretycznie przy malarii wraca po 48 h. No to wieczorem się dowiem, czy miałam to wątpliwe szczęście zarazić się malarią w regionie wolnym od malarii... |
Jeszcze raz-nie chcę Cię straszć, nie wiem gdzie przebywałaś, faktycznie na Jukatanie nie ma malarii...ale z doświadzczenia ( na szczęście nie swojego), wiem że pewnych objawów lepiej nie lekceważyć...baw się dobrze i mam nadzieje że gorączka nie powróci :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
|
1 Załącznik(ów)
To ja czekając na powrót gorączki dokończę zaczęty dzień.
Zasiadamy w knajpie jak najbliżej sceny, licząc na "live music". Wszyscy z obsługi pytają się, czy w końcu udało nam się znaleźć wczoraj nocleg. Ponieważ kłamać nie lubimy, zaraz wszyscy wiedzą , że spałyśmy w aucie. Efekt: kelner przynosi drinki i stwierdza: ponieważ miałyście tak nieprzyjemny początek pobytu w Page, nasza firma stawia... I już lubimy Page ciut bardziej... Po godzinie i kolejnych trzech drinkach (biedna Gosia-kierowca pije soczki...) w końcu przychodzi zespół. Dokładnie spełnia nasze oczekiwania: Załącznik 23707 Muzyka też idealna w tym miejscu: country + trochę klasycznego rocka. W knajpie pół na pół miejscowych białych i miejscowych Indian (podobno Page to jedno z najbardziej "indianskich" miast). No i do tego my. Ciut się wyróżniamy :D no i oczywiście już na drugiej przerwie zespół siedzi przy naszym stoliku :D Zamawiam "Sweet Home Alabama" (jakoś nic bardziej kowbojskiego nie przychodzi mi do głowy) i chyba popełniam małe faux pas. Tutaj uchodzi to za odpowiednik naszych "Majteczek w kropeczki" czy coś. Ale i tak nam to zagrają ;) Przed sceną duży parkiet, więc pytamy się kelnera, dlaczego nikt nie tańczy. Odpowiedź brzmi: bo ktoś musi zacząć. Nooo, dwa razy to nam tego mówić nie trzeba :D Jeszcze 2 drinki i lądujemy na scenie w kowbojskich kapeluszach i z tamburynami w ręku. A kapela gra "Pretty woman" :D Gośka (jedyna trzeźwa) twierdzi, że rytm udało nam się trzymać :dizzy: Zdjęć niestety brak... A wracając do stolika stwierdzamy na nim kolejne nie zamówione przez nas drinki... coraz milsze to Page... Następnego dnia rano przy (późnym rzecz jasna ;)) śniadaniu w obrzydliwie eleganckim i drogim hotelu (do spania w którym nigdy się nie przyznamy jak już wspominałam) przyglądają nam się podejrzanie ze stolika obok. Gośka: Kurde, oni chyba byli wczoraj w tej knajpie... Dana: To może mają nasze zdjęcia na scenie? Off topic: na następny dzień 2/3 naszej ekipy pozostające w stanie wolnym (oraz na lekkim kacu) zadaje sobie sakramentalne pytanie: gdzie ci (prawdziwi) mężczyźni? Skoro nawet w kowbojskiej knajpie to kobiety muszą pierwsze ruszyć do tańca... |
Cytat:
|
Cytat:
No, no, Nawet chłopców od krów potrafiłyście onieśmielić. Czekam na dalszy ciąg tej opowieści :lukacz: |
Gorączka jak na razie nie wróciła, więc chyba zagrożenie malarią znikło. A co to za choróbsko było, pozostanie słodką tajemnicą ;) I dzięki za troskę ;)
A ja z czystym sumieniem i względnie na chodzie mogę pojechać na rodzinne spotkanie 15 beemek :D Kolejne odcinki po łykendzie... |
Dzień 8
Lekko skacowane budzimy się hotelu (do którego nigdy się nie przyznamy). W sumie kac jest łatwiejszy do zniesienia w hotelu ***** niż w hostelu. I mamy dostęp do sieci! Ostatni dzionek w USA przed nami. Plan "beznapinkowy": przemieścić się z Page do Las Vegas, skąd o 5 rano następnego dnia odlatuje nasz samolot. Noclegu nie przewidujemy, bo i tak musiałybyśmy o 3 rano wstać. A po drodze Crème de la crème, czyli Wielki Kanion Kolorado. Na początek wspominamy wczorajszy wieczór: https://lh6.googleusercontent.com/-c...0/IMGP2802.JPG Na pamiątkę od zespołu dostałyśmy CD z autografem. Na płycie są 4 utwory, każdy nagrany po 3 razy. No cóż, przynajmniej puste miejsce się nie marnowało ;) Nam te 3 razy wystarczyły w zupełności... Panowie zdecydowanie lepiej sprawdzali się w coverach... Choć niektórym z nas spodobał się tekst jeden z piosenek: "She's the boss, she wears the pants" :D Tuż za Page podziwiamy zabytkowy most (czyli ma ze 100 lat...) nad Colorado. https://lh6.googleusercontent.com/-1...0/IMGP2813.JPG Koło Page jest jedyne miejsce w Arizonie, gdzie można zjechać do rzeki Colorado, były tam nawet kiedyś promy. No to zjeżdżamy (uprzejmie donoszę, że nie wrzuciłyśmy 9 $ do puszki za przejazd :D): https://lh3.googleusercontent.com/-9...0/IMGP2829.JPG Cały czas jest ponad 40 stopni, więc jak tu nóg nie zamoczyć w Colorado River? Łoj... Na tym zdjęciu uśmiech jest zdecydowanie wymuszony. Temperatura wody oscylowała chyba koło 5 stopni! https://lh5.googleusercontent.com/-l...0/IMGP2826.JPG Jedziemy drogą 89, widoki zapierają dech w piersi. Na tyle, że nie mam żadnego zdjęcia. Jakiś smętny filmik tylko. Po jakimś czasie zaczyna się las (chyba nasz pierwszy las w USA) i krajobraz jakiś taki beskidzko - tatrzański się zrobił. Przerwa na tankowanie, siusiu oraz przymierzanie kowbojskich kapeluszy: https://lh4.googleusercontent.com/-N...2/IMGP2831.JPG Przy okazji dowiaduję się co to skakało wszędzie dookoła przez ostatni tydzień: https://lh6.googleusercontent.com/-t...2/IMGP2833.JPG W Jacobs Lake odbijamy z 89 na Wielki Kanion. Droga cały czas wiedzie malowniczymi zakrętami przez las. W pewnym momencie jesteśmy ponad 3000 m n.p.m. i to czuć. Już nie ma 40 stopni, tylko przyjemne 30. Niestety wszędzie widzimy znaki "uwaga pożar i dym" a pod spodem "proszę nie raportować". Dojeżdżam do North Rim, czyli północnej krawędzi kanionu. Jest tu osada drewnianych domków letniskowych. Ciekawe ile lat naprzód trzeba robić rezerwację ... Mamy cholernego pecha, bo dym z pożarów zaczyna powoli wypełniać kanion. I zdjęcia ostre nie są. Ale nawet gdyby dymu nie było, to zdjęcia nie oddałyby ogromu tej struktury. To zdjęcie publicznie dostępne: http://upload.wikimedia.org/wikipedi...NDVIEWREVB.jpg Grand Canyon w tym miejscu miał ok. 16 km szerokości, ponad 1,5 głębokości. Rzeki na dnie absolutnie nie było widać. Żeby dostać się na drugi brzeg trzeba przejechać prawie 400 km. I takie sobie moje zdjęcia z North Rim: https://lh5.googleusercontent.com/-F...0/IMGP2836.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-T...0/IMGP2839.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-T...0/IMGP2846.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-O...0/IMGP2854.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-x...0/IMGP2867.JPG dojdzie ten dym czy nie dojdzie? https://lh5.googleusercontent.com/-m...2/DSCN1640.JPG a jednak doszedł... https://lh3.googleusercontent.com/-t...0/IMGP2870.JPG Przerwa na indianską cepelię: https://lh6.googleusercontent.com/-q...0/IMGP2871.JPG Podobał mi się tekst tego gościa przy mikrofonie: "wszyscy oczekują, że będę nazywał się co najmniej "Szemrzący strumyk" a ja jestem po prostu John Smith i mieszkam w Page" Pytamy się rangersów, czy na innych punktach widokowych też jest dym. Podobno nie. No to jedziemy na kolejny , dymu nie ma , ale za to powoli zmrok zapada. https://lh3.googleusercontent.com/-P...0/IMGP2879.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-R...0/IMGP2880.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-4...0/IMGP2881.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-R...0/IMGP2882.JPG Jest 20ta i nie zostaje nic innego jak jechać dalej. Wklepujemy w GPSa jako punkt docelowy wypożyczalnię aut w LV i wsiadamy do auta. Gośka chce mnie zamordować, kiedy słyszy, że do celu jest 450 km. Rano coś tam mówiłam o dwustu. No co, każdy się może pomylić... Ale na razie musimy wyjechać z parku. 30 mil lasem. Pierwszy jeleń, drugi jeleń, trzeci jeleń... Przy 20 przestajemy liczyć. Cholera, jak tu jechać, jak dookoła stada jeleni? I co rusz jakiś przechodzi przez drogę? I jest ciemno? I tak się wleczemy do Jacobs Lake z powrotem... Na 22 zjeżdżamy na kolację do miasteczka Fredonia (od Free Donna, co bardzo nam się podoba), Dana prosi o "very, very well done steak" i w końcu dostaje stek, z którego nie płynie krew. Jak zwykle zapominamy, żeby zamówić porcję na dwie i znów zostawiamy ponad połowę. Jeszcze jakieś 100 km drogami stanowymi i wbijamy się na highway 15. Las Vegas widać z bardzo daleka: https://lh4.googleusercontent.com/-N...0/IMGP2890.JPG Jeszcze tylko przepakowanie wszystkiego z auta do bagażu (a przybyło tego trochę) i można ruszać na lotnisko. Ze dwie godziny snu i lecimy do Denver, tam przesiadka. O 15tej wysiadamy w Meksyku... Ale o tym później... |
Cytat:
Nie raportować, czyli że ma się palić, to taka atrakcja?? ;) Swoją drogą Las Vegas wygląda na bardzo gorące :) |
Cytat:
Bardzo podobały mi się roboty drogowe. Ostrzeżenia prawie 50 km wcześniej, na światłach stoi ekipa ze znakiem "stop" w ręku i czekamy. na pickupa, który będzie nas holował prze ten niebezpieczny odcinek zwężenia drogi. Na pickupie migają wszystkie możliwe światła. Po drodze co 200 m jakiś pan/pani ze znakiem "slow" . No i w końcu dojeżdżamy do robót drogowych, które polegają na czyszczeniu/wymianie odblasków na podwójnej ciągłej w asfalcie. U nas nawet świateł na tę okoliczność by nie było! Podsumowując: jeden gość naprawia odblaski, a około 20stu lata wokoło niego. Rewelka! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:34. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.