![]() |
Super!!!
|
Cytat:
Nie moge patrzać jak cierpisz z gorąca, ale sie przełamuję. :) Nie mogłyście jakiegoś Wrongla wypożyczyć? Jazda nim przypominała by bardziej jazdę konną po szutrach plus ten wiatr we włosach. P.S. Aguś, czy mógłbym zamówić takiego prawdziwego kapelusza kowbojskiego? |
Pisz dziewczynko,pisz i nie zapomnij o prezentach(jak to na bogatą ciotkę z hameryki przystało) dla weekendowiczów z koniem w tle.
P.S. Sie czyta,czyta |
Elwood - sombrero co najwyżej, bo już w Meksyku jestem.
Korpuch - portfel już świeci pustkami, a jeszcze do soboty trzeba przeżyć... dobrze , że noclegi i lot już zapłacone ;) |
No kurde... Sombrero też dobre, jak nie lepsze!
Pewnie i taniej wyjdzie i idealnie pasowałoby do mojej tekturowej walizki w nowym cyklu podróży. Oczywista zapłacę! |
Cd pleaseeeeeeeeeeeeeeee!!!
|
3 Załącznik(ów)
Dzień 5 Opuszczamy sielskie Panguitch i ruszamy na północny wschód, na drugi kraniec Utah. Mamy przed sobą prawie 500 km krętymi drogami, więc będzie to dzień głównie „samochodowy”. Nocleg mamy teoretycznie zarezerwowany w hostelu w Moab, ale czy faktycznie, nie dane nam było sprawdzić, bo Internet znowu nie działał. :mur:<O:p</O:p Mała dygresja: stwierdzamy, że po powrocie piszemy zbiorczą reklamację do Orange oraz Ery (ups, T-Mobile). Oprócz największych miast mamy totalny brak zasięgu, pojawia się on jedynie czasem po drodze i wtedy wysyłają się automatycznie wszystkie smsy (uprzejmie proszę o wybaczenie tych, których moje wiadomości obudziły o 4 nad ranem). A dookoła wszyscy rozmawiają przez telefon! Nie wiem, czym to było spowodowane, chyba brakiem umowy z lokalną siecią? Do tego Gocha kupiła pakiet minut w roamingu, który miał działać w USA, a działał wyłącznie w UE… I jeszcze prawie brak internetu – jesteśmy odcięte od świata. A może i dobrze, wakacje w końcu…;)<O:p</O:p Przed odjazdem kilka zdjęć kowbojskiego miasteczka Panguitch:<O:p</O:p <O:pZałącznik 23393 Załącznik 23394 Dana z Johnem Waynem<O:p></O:p> Załącznik 23395</O:p> |
4 Załącznik(ów)
Droga do Moab jest fantastyczna.
Jabar, miałeś rację:bow: Mijamy raz jeszcze skały Red Canyon i pędzimy dalej stanową 12. Nie wiadomo, w którą stronę bardziej patrzeć czy fotografować…:dizzy:<O:p</O:p Za Escalante droga ta nosi nazwę „The Million-Dollar Road” bo jej budowa była tak droga. Przewodnik mówi, że jak ma się lęk wysokości tudzież przestrzeni, to powinno się jechać z zamkniętymi oczami. To amerykański przewodnik, więc przesadza, ale wrażenie jest. Serpentyny, przepaście… Ja tu wrócę kiedyś na dwóch kółkach…:mur: Motocykli zresztą mijamy sporo, oczywiście prawie wyłącznie Harleye i Goldwingi. I od czasu do czasu coś bardziej terenowego: duże GSy lub małe 125tki enduro. Najczęstszy zestaw to para Goldwingów z przyczepką. Grille chyba ze sobą wożą, czy co… <O:p</O:p Załącznik 23396 Załącznik 23397 Załącznik 23398 Załącznik 23399 |
6 Załącznik(ów)
Zatrzymujemy się na moment w mieścinie Boulder (miasta trafiają się średnio co 50-70 km i mają coś koło 1000 mieszkańców w porywach), gdzie znajduje się muzeum Anasazi State Park. Anasazi to przodkowie współczesnych Indian Navaho, którzy żyli w południowym Utah koło XI w. i pozostawili po sobie kamienne wioski (Puebla). Ale zwiedzanie akurat tych w Boulder można sobie darować…:Sarcastic:
<O:p</O:p Na szczęście kolejna rzecz po drodze jest warta obejrzenia: Capitol Reef National Park. tu nieco offowo:<O:p</O:p Załącznik 23400 https://lh3.googleusercontent.com/-0...0/IMG_0215.JPG Załącznik 23401 Oprócz tradycyjnych już skałek oferuje ciut historii USA. Południowe Utah było praktycznie niezaludnione przez białych aż do połowy XIX w. Góry wznoszące się za rzeką Colorado były granicą, której zdobywcy Dzikiego Zachodu nie przekroczyli. Dopiero po 1880 zaczęli tam osiedlać się Mormoni, prześladowani z powodu wielożeństwa w innych stanach. Ale życie w takiej izolacji i warunkach klimatycznych było ekstremalnie trudne, więc wszyscy w końcu opuścili Capitol Reef. Podobno przed 2. wojną było to najtrudniej dostępne miejsce w USA… <O:p</O:p Po Mormonach zostało kilka budynków. Największe wrażenie robi kamienna chatynka o wymiarach może 2x3 m, przy której stoi napisane, że mieszkała w niej rodzina z jedenaściorgiem dzieci… Dzieci spały ponoć na zewnątrz… <O:p</O:p Capitol Reef to znowu wyłącznie piaskowce wydmowe. Ale tak wielkich wydm (oczywiście skamieniałych) jeszcze nie widziałam. Na zdjęciu Dana jako skala, a w tyle widoczne warstwowanie przekątne charakterystyczne dla wydm (trochę wiedzy nikomu jeszcze nie zaszkodziło ;) ) Załącznik 23402 i dalej piękna droga: <O:p</O:p Załącznik 23403 Załącznik 23404 Załącznik 23405 Pod wieczór zajeżdżamy do Moab, podobno najbardziej „backpackersowego” miasta Utah. Klimat podobny jak w Las Vegas, czyli pod 40 stopni. Zajeżdżamy pod hostel „Lazy Lizard”, Gośka widząc rozpadające się budynki mruczy coś o natychmiastowym zawracaniu, a Danie i mnie świecą się oczka. Hostel wygląda jak żywcem przeniesiony z wczesnych lat 70tych, bez remontu w międzyczasie. Już wiemy, czemu pokój kosztuje 35$ a nie 70;) <O:p</O:p Gośka coś tam nadal mruczy niezbyt cenzuralnie, ale odbieramy klucze. Klimy oczywiście brak, do sufitu można sięgnąć ręką, pościel chyba wyprana, łazienka…no, łazienka po prostu jest. I tapeta w klimatyczne kwiatki w łazience też jest. Nasz pokój jest jednym z kilku i do tego jest hol i kuchnia. Jesteśmy z Daną zachwycone. Gośka na wszelki wypadek przynosi z samochodu wyłącznie piżamę. :D<O:p</O:p Ruszamy do miasta po wino, bo Gosia na trzeźwo tego hostelu chyba nie przerobi ;) Jesteśmy ciągle w mormońskim Utah, więc nie ma mowy o winie i wódce w spożywczaku. Pytamy się o Liquor Shop i wybieramy dwa kalifornijskie. Robimy rundkę po mieście, dookoła mnóstwo „cepelii” z indiańskimi pamiątkami. Udaje nam się nic nie kupić. Wchodzimy jedynie do muzycznego, bo radio w aucie prawie nie działa. Wybór pada na indiańskie klimaty w wersji współczesnej, całkiem fajnie będzie się tego słuchać. A miasto chyba faktycznie jest backpackersowe, bo w powietrzu unosi się zapach nie tylko papierosów… <O:p</O:p W hostelu, jak tylko wyciągamy nasze zapasy (wino+ser+czekolada) pojawia się towarzystwo. Spotykamy Słoweńca podróżującego samochodem przez Stany (i żalącego się, że nikt tu nie zna jego kraju) oraz Amerykankę podróżującą na „podczepnego” z kim się da. <O:p</O:p A Gośka znieczulona winem przestaje w końcu marudzić ;)<O:p</O:p |
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że żarcie na pewno nie smakuje jak w McDonalds i piwo bezalkoholowe :Sarcastic: We wszystkich bazach amerykańskich obowiązuje surowy zakaz spożywania alkoholu. Bazy, w których nie rządzą Amerykanie to co innego, piwko można kupić. Ale wiadomo, że Polak zawsze sobie poradzi, nawet u forestów :D
Sorki Jagna za off topic, żeby Cię ułagodzić dodam, że czytam na bieżąco i podobuje mnie się :) |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:02. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.