![]() |
Następnego dnia rano po kolejnych 100 kilometrach wjeżdżamy na Torugart, przełęcz ma ponad 3900 metrów, ale wjeżdżamy bez najmniejszych problemów. O 10. jesteśmy umówieni z naszymi chińskimi opiekunami. Pewnie srodze by się obrazili za określenie "chińskimi". To Ujgurzy, mniejszość narodowa, która jeszcze do niedawna w Xinjiangu była większością.
Jak to na wschodnich granicach stoi tu długi sznur ciężarówek. Dłuższy niż zwykle bo jest poniedziałek. Omijamy ten korek i bez większych kłopotów przechodzimy przez kirgiską odprawę i podjeżdżamy pod bramę do Chin. Granica jest zamykana na kłódkę. Na noc i na weekend. Kilku żołnierzy, jeden z kluczami. Wjeżdżamy. Od razu czuje się bardziej napiętą atmosferę, to nie są żarty - tu są goście co wpuszczają do państwa. Nie wszystkich jednak i od razu się to czuje. Dobrze znam Torugart, to już mój czwarty raz tutaj. Wiem, że tu tylko sprawdzą nas pobieżnie - zasadnicza kontrola jest 120 kilometrów dalej, gdzie wybudowano olbrzymie przejście, które obsługuje ruch zarówno z Torugartu jak i z Irkesztamu, na południu Kirgistanu. Formalności na górze jednak trochę trwają, oprócz paszportów i wiz musimy również dać do skanowania nasze motocykle. W międzyczasie, a jakże, zdarza się przerwa obiadowa. W efekcie na "dolnym" przejściu granicznym jesteśmy dość późno, około 16. Tu sprawdzają już nas dokładniej i w paszportach pojawiają się chińskie pieczątki, to już połowa sukcesu. Druga połowa będzie jutro, bo motocykli nie odprawią dzisiaj. Muszą tu zostać do rana. Nie ma oczywiście mowy o żadnych sprzeciwach. Nie ma dyskusji, a poza tym i tak nikt nie mówi po angielsku z wyjątkiem naszego chińskiego współpracownika. Chińczycy elegancko podstawiają autobus, którym jedziemy do centrum Kaszgaru. Żeby wjechać do Chin swoim pojazdem trzeba trochę popracować kilka miesięcy wcześniej. Poszukać miejscowej agencji, która Ci w tym pomoże. Sam jesteś bez szans. Motocykl musi mieć ubezpieczenie, żeby mieć ubezpieczenie musi mieć chińskie papiery, żeby przejechać przez posterunki na trasie musisz mieć chińskie permity itd. Itd. Nie ma sensu tu pisać o kosztach, bo są one uzależnione od trasy i liczby oraz rodzaju pojazdów, które przejeżdżają przez Chiny. Zależy również przez jakie prowincje jadą. Myśmy wybrali najkrótszy wariant, do Pakistanu. Kasuję ludzi za tę usługę 1200 USD, w cenie jest papierologia i hotele oraz przewodnik. Nie wszyscy bowiem jadą ze mną na cały trip. Jurek z żoną dołączyli tylko na chiński odcinek, cały Pakistan i Indie robią według swojego pomysłu. Hotel w Kaszgarze więcej iż przyzwoity, zatrzymamy się tu na dwie noce, formalności muszą tu trochę potrwać, a te na granicach nie są jedynymi, które trzeba przejść. Pozwolenia od wojska, pozwolenia od policji, pozwolenia od służb celnych - ma nudy. Kolejnego ranka odbieramy nasze motocykle, jakieś służby oglądają jeszcze posiadane przez nas mapy i książki. Tajwan musi być w takim samym kolorze co reszta Chin - inaczej konfiskata. W tym czasie reszta uczestników ma czas wolny, a Kaszgar ma sporo do zaoferowania. Ruszam i ja w miasto i od razu rzucają mi się w oczy nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Policja, wojsko jest nieomal wszędzie, ulice są pełne kamer, każde skrzyżowanie ma ich przynajmniej 8. Bramki z wykrywaczami metalu są w hotelach, domach handlowych, a nawet przejściach podziemnych. Posterunki policji i urzędy publiczne to prawdziwe fortece. Nawet wjazd na stację benzynową jest teraz niemożliwy bez dowodu tożsamości, chińskiego oczywiście â tankujemy tylko dzięki przewodnikowi. Same stacje są otoczone wysokim murem. Benzyna to niebezpieczna rzecz, podobnie jak noże z wyrobu których słynął Kaszgar. W ciągu kilku lat kompletnie zniknęły z ulicznych kramów. Mam tu kilku znajomych, którzy pracowali dla mnie. Mussa? Gdzie jest Mussa, pogodny chłopak, który ostatnio przywitał mnie na granicy polskim: Sambor, kurwa, ja pierdole! Słyszę, że Mussa jest na uniwersytecie, podobnie jak Abdullah i pewnie jeszcze milion Ujgurów. Nikt tu nie mówi wprost. Uniwersytet to obóz reedukacyjny do którego trafiają obywatele, którzy podpadli władzy. Bez wyroku sądu i nie wiadomo na jak długo. Jak państwo uzna, że się dostatecznie naprostowałeś. Kolejnego dnia ruszamy rano. Upał staje się nieznośny. Ruch jeszcze parę lat temu chaotyczny, jak to w Azji centralnej, stał się cudownie uporządkowany. Każdy trzyma się swojego pasa, wszyscy jadą przepisowe 40 km/h i zatrzymują się gdy zmieniają się światła. Każde skrzyżowanie błyska regularnie fleszami bardziej chyba strasząc niż dokumentując. Checkpoint za checkpointem â takie konkretne - z wysiadaniem, skanowaniem paszportu przez maszynę, która porównuje dokument z delikwentem stojącym przed nią. Przynajmniej droga pięknieje - pojawiają się góry. I to jakie! Dojeżdżamy do Karakol, przed kilkoma laty miałem tu najładniejszy widok z namiotu w moim życiu. Rano rozchyliłem poły namiotu i w błękitnej tafli jak w lustrze odbijała się gigantyczna Muztagh Ata. 7546 metrów, nie da się bliżej podjechać do tak wysokiej góry. Było ognisko, wygłupy, trochę alkoholu i skakanie deerką. Teraz jezioro otoczone jest drutem kolczastym i nie można nawet do niego podejść. Nocujemy w Taszkurgan, wszystko idzie jak z płatka i czuję, że mam najlepszą robotę na świecie. Wprawdzie internet jest słaby, facebook, whatsupp, gogle a nawet gmail nie działają, ale działają telefony. Dzwoni telefon i już wiem że jest jakiś duży problem. Wojtek jest w Tadżykistanie w grupie razem ze Stevenem. Okazuje się, że Steven miał poważny wypadek, transportują go do Khorogu, jest w ciężkim stanie. Znamy się ponad 10 lat, jestem w linii prostej zaledwie 100 kilometrów od niego, ale nic nie mogę zrobić. Jutro musimy wyjechać z Chin do Pakistanu, nie mogę też z głupia frant pojawić się na granicy chińsko-tadżyckiej. Nikt mnie tam nie wypuści, ba nie przejadę przez najbliższy posterunek. |
Sambor, fajnie piszesz. Jednakże ta Twoja opowieść tak pesymizmem nieco podszyta jest. Człowiek czyta i gdzieś tam z tyłu potylicy wytwarza mu się taki nastrój zdołowania. Nie potrafię nawet określić powodu dlaczego tak się dzieje - opisujesz daleką i ciekawą egzotykę, którą nie każdy miał okazję dotknąć i posmakować. Jednak w opisie chyba brak jest jakiejś takiej dziewiczej fascynacji.
|
Wiesz, dla mnie to dość trudny okres teraz i pewnie to gdzieś się odbija. Poza tym nie jest to dla mnie nowe. Taki Kirgistan odwiedzam od 27 lat i faktycznie bardziej mnie osobiście rajcowałby wyjazd na moto do Bułgarii. Jak są ze mną ludzie, dla których to pierwszy raz to widzę ich entuzjazm. Ja nie dostrzegam już wielu rzeczy, które dla nich są nowe. Mnie nie ekscytuje złapana guma czy jakaś awaria sprzętu. Ja w życiu widziałem już pewnie ze 200 złapanych gum i nie widzę powodu, by o tym pisać. Podobnie jak o poszukiwaniu paliwa czy problemach z aku.
Jak byłem w Chinach pierwszy raz to mogłem o Kaszgarze napisać 4 strony. A teraz? Wydaje mi się to dużo mniej ciekawe. Co będę pisał? O targu zwierząt znowu? O pomniku wodza Mao? Już kiedyś o tym pisałem, pewnie nawet na tym forum. W tym wyjeździe osobiście rajcował mnie jeden kawałek - Pakistan. Resztę już znałem. W Chinach byłem dwadzieścia parę razy, nie podnieca mnie już to, trochę pewnie podobnie jak Ciebie widok Ślęzy. A ja jak przejeżdżam, to zawsze się na nią gapię i mówię, że kiedyś tam pójdę ;) Pamiętaj też, że dla mnie to praca, którą wykonuję od 12 lat. Lubię ją i wcale nie zabiła mi przyjemności z jazdy. Trochę jednak spowszedniała. |
Twój opis Chin trochę mnie przeraża a trochę nie jestem zaskoczony.
|
Cytat:
Nie chodziło mi o fascynujący opis łatania dziurawej dętki. Dla mnie takie drobne awarie na trasie też nie są niczym ekscytującym, a tylko "przeszkadzaczem" w całej wyprawie. Bardziej chodziło mi o to, że z Twych słów jakiś taki nieokreślony pesymizm przebija. Z akcentem na "nieokreślony". Może to przez częste odwołania do historii w stylu "kiedyś tu spałem, teraz jest płot", "kiedyś pomagał mi ktoś tam, a teraz jest w obozie resocjalizacyjnym", "na granicy jak zawsze kolejka"... Ale pisz dalej w Swoim stylu. Dobrze się to czyta. |
Bo taka jest prawda, coraz więcej płotów w naszym życiu i coraz mniej wolności. Jechałem w tym roku przez Amerykę południową. Konkretnie przez Chile. Obiecałem sobie że się odleję jak nie będzie płotu, po dwóch godzinach wymiękłem. Wszystko jest czyjeś. Możesz się bez płotu odlać w Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, w Boliwii. I chyba za to lubię te kraje.
Mamy płoty przy drogach i coraz więcej płotów w głowie. Tego nie można, to nie wypada. Grilla nie możesz rozpalić, w swoim ogródku ogniska zrobić, a do kominka trzeba gaz podciągnąć. Dieslem nie wjedziesz, 20 letnie volvo najlepiej oddać na złom. Dziennikarze produkują katastroficzne niusy, bo takie się klikają najlepiej. Pesymizm przebija z naszej popieprzonej cywilizacji. Widzę to chyba wyraźniej niż kiedyś. Poza tym świat przyspieszył, tyle że w zła stronę IMHO. |
Opis na tyle dobry, że wiem, że tam nie chcę jechać :-) (do Chin). pozdr adam
|
Cytat:
Moim zdaniem, praprzyczyną takiego stanu są. kurczące się zasoby wszystkiego. Za dużo ludzi na Ziemi a ci co są, chcą konsumować coraz więcej i więcej. Chapeau bas, za historię, za styl. Czekamy! Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka |
wrruuummmm
przeczytałem i poczytam jeszcze... DZIĘKUJEMY! i czekamy na dalszy ciąg |
Czyta się przyjemnie, gdy tekst jest ciekawie napisany to i obrazków nie trzeba.
|
Mam podobne przemyślenia z tym grodzeniem się. Zachodnia europa jest w tym MISTRZEM. :( Dlatego jak mam wybór jechać gdzieś to gdzieś jak najdalej od tej części świata. Ostatni raz byłem na moto 10 lat temu w Austrii. To był gwóźdź do trumny.
Na szczęście jeszcze zostało trochę miejsc, gdzie można się poczuć jak jedyny człowiek na planecie. :) |
Trochę fotek z kirgiskiego startu
https://lh3.googleusercontent.com/7y...=w1200-h800-no Kolacja w ulubionej knajpie w Biszkeku https://lh3.googleusercontent.com/Yg...=w1200-h800-no Adalina, która wciąż wierzy, że mam 65 lat. https://lh3.googleusercontent.com/UK...=w1200-h800-no Przedostatnie przygotowania https://lh3.googleusercontent.com/-X...=w1200-h800-no Obowiązkowe rybki w Sary Bulak https://lh3.googleusercontent.com/4F...=w1200-h800-no Kirgiska normalność https://lh3.googleusercontent.com/A8...=w1200-h800-no Nasze jurty w Tasz Rabat https://lh3.googleusercontent.com/e4...=w1200-h800-no Skromnie, ale czysto... Co to się pod tasz Rabatem podziało przez te lata. https://lh3.googleusercontent.com/2S...=w1200-h800-no Wskazówki od zegarmistrza |
Cytat:
|
https://lh3.googleusercontent.com/Nm...=w1200-h800-no
Piękności niekoniecznie lokalne https://lh3.googleusercontent.com/XO...=w1200-h800-no Małochińskie Ujgurki https://lh3.googleusercontent.com/Ym...=w800-h1200-no Kaszgar to również sporo chińskich turystów https://lh3.googleusercontent.com/7h...=w800-h1200-no Współczesna Ujgurka https://lh3.googleusercontent.com/HQ...=w800-h1200-no Mao i nasi |
Cytat:
|
Obrazki z Karakorum Highway
https://lh3.googleusercontent.com/KX...=w1200-h800-no[/IMG] https://lh3.googleusercontent.com/sz...=w1200-h800-no Nasza Litwinka https://lh3.googleusercontent.com/dY...=w1200-h800-no Brama Karakorum, wierzcie albo nie, ale to sztuczne... https://lh3.googleusercontent.com/Yn...=w1200-h800-no A to już prawdziwe https://lh3.googleusercontent.com/XZ...=w1152-h768-no Po to jechaliśmy https://lh3.googleusercontent.com/Sx...=w1200-h800-no Karakorum Higway jak się patrzy https://lh3.googleusercontent.com/_k...=w1200-h800-no Idealna droga dla 1200, dobry wybór na ten odcinek drogi... https://lh3.googleusercontent.com/-x...=w1200-h800-no Muztagh Ata tym razem kapryśna https://lh3.googleusercontent.com/vb...=w1200-h800-no płoty wszędzie... https://lh3.googleusercontent.com/NP...=w1200-h800-no Chiny to w dużej mierze test cierpliwości. https://lh3.googleusercontent.com/wn...=w1200-h800-no Chińska ekipa pościgowa 1 https://lh3.googleusercontent.com/RM...=w1200-h800-no Chińska ekipa pościgowa 2 |
Idylla pryska ostatecznie następnego dnia rano. Wieści z Tadżykistanu są słabe, wiozą Stevena do Duszanbe. Autem po 300 kilometrach wertepów. Znamy się 10 lat i wiem, że wytrzyma. Tymczasem mamy swoje problemy - przejście graniczne jest w Taszkurganie, miejscowości gdzie śpimy. Wszystko idzie ospale, czekamy aż bęcwały zeskanują nam motocykle, trwa to i trwa - tak jakby nie mogli wrzucić wszystkich i przejechać tą maszyną. Koło południa jesteśmy po odprawie celnej, została formalność paszportowa. No, nie całkiem taka formalność.
Okazuje się, że nasza litewska para nie ma wiz do Pakistanu! No nie wierzę, ale to jednak prawda... Zanas wyciąga zaproszenie, które mu wysłałem w maju gdy trzeba było się starać o wizę. Myślał, że to wystarczy. Pakistańska wiza to jeszcze do niedawna była bardzo trudna sprawa i trzeba było mieć zgodę naszego MSZ żeby tam pojechać. A ten nie ma wizy! Znów nie doczytał maila. Od jutra granica jest zamknięta przez tydzień - jakiś festiwal. Motocykle już formalnie wyjechały z Chin. Zanas nie może się cofnąć do Kirgistanu i nie może pojechać dalej. Chińczycy przekonują nas żebyśmy wzięli jego moto, a oni dolecą, są samoloty z Urumchi do Islamabadu. Tylko że to 1000 kilometrów stąd. I jak przekonać pakistańskiego celnika, że wjeżdżamy motocyklem kolegi, który doleci za kilka dni do stolicy, a to jest ten teges, kopia jego karnetu, który czeka w polskiej ambasadzie. Dzielimy grupę, jedna część ma czekać w pakistańskim Sost, a druga uzbrojona w laptopy wraca pieszo do hotelu. Tam przynajmniej jest internet. Pomysły są przeróżne - od najprostszych czyli "zrobieniaâ" wiz w pdf po interwencje konsularne. Grupa IT zestawia VPN i można się łączyć z Chin z wszystkim, to wprawdzie nielegalne, ale... Kolejne 6 godzin utwierdza mnie w przekonaniu, że nie biorę pieniędzy za darmo. W przeszłości już robiłem z jednokrotnej wizy dwukrotną, przekonywałem celnika, że oberlejtnant Kloss tozhe Poljak, załatwiałem wjazd na nieważną już wizę, a nawet w sztucznym tłoku wpuściłem jednego gościa do Tadżykistanu całkiem na lewo. O 18 mamy wizę i meldujemy się na przejściu granicznym, Chiński pogranicznik nie wierzy i wysyła skan whatsuppem do pakistańskiego kumpla. Prawdziwa, możemy jechać... Droga jest ściśle monitorowana. Do granicy jest prawie 100 kilometrów - kamera jest co 500 metrów, po prawej i lewej stronie jest drut kolczasty, przy każdej drodze dochodzącej w bok lub bramie w płocie stoi strażnik. Spoglądam na prawo w kierunku Afganistanu, stąd to zaledwie 30 kilometrów. Tędy uciekali Ujurzy z Chin do Afganistanu, zaciągali się do Talibów mając nadzieję, że święta wojna obróci się również przeciwko Chinom. M. in. dlatego tak łatwo udało się Chińczykom przylepić im łatkę terrorystów. Asfalt jak na tę wysokość wręcz idealny, a ruch żaden. Mijam strażnika za strażnikiem pilnujących bym pozostał na swoim szlaku. Na granicy idzie błyskawicznie, tylko sprawdzają czy mam pieczątkę wyjazdową z Taszkurganiu i... droga wolna. Jest już po 19, gdy chiński żołnierz otwiera bramę i wjeżdżam do Pakistanu., brama, kłódka i chyc na lewą stronę. W głowie kołacze mi myśl czy wszyscy o tym pamiętali. Nie czekam na Litwinów, na razie mam ich dość. Na przełęczy Khunjerab zapada już zmrok. Jest wysoko, prawie 4700 metrów , niemal czuję jak spada temperatura. Do Sost mam prawie 80 bardzo pokręconych kilometrów. Zależało mi na tej części Karakorum Highway, to marzenie wielu motocyklistów, wygląda jednak na to, że zobaczę je w ledowych światłach beemki. |
Czy tylko ja nie widzę fotek z dwóch pierwszych dzisiejszych postów? W trzecim wszystko ok
|
Nie tylko...
|
Czyta się! Fotek nie widać.
|
U mnie też zakaz wjazdu zamiast zdjęć i to we wszystkich postach. Ale ja to w tej paskudnej i zepsutej zachodniej gejropie mieszkam, więc to może za karę :D
|
Chyba nie wiem co zrobić z tymi fotkami, to zdjecia udostepnione z googla, u mnie widac ;)
|
Cytat:
https://www.ski.com.au/xf/threads/ho...-photos.77233/ Link który będzie działał w prawie każdej sytuacji musi na końcu mieć nazwę pliku wraz z końcówką określającą ze to obrazek na przykład .jpg lub .jpeg. |
Cytat:
|
Emek widział ale już nie widzi. Dziwne. Jak wrzuciłeś to były widoczne a za parę minut część poznikała. Obecnie nie widzę żadnego.
|
Brak zdjęć, potwierdzam :) Emek ty to masz fart. :)
|
Fajnie sie czyta. Fajnie tez powspominać wyjazd w tamte rejony w 2014r
|
To naprawdę dziwne bo część się pojawia.
https://i.imgur.com/TmTQWp6.jpg https://i.imgur.com/KqwNxHA.jpg https://i.imgur.com/hnNFT0l.jpg https://i.imgur.com/fotgfnC.jpg |
Do tej pory widziałem większość zdjęć, poza kilkoma z ostatnich postów. Od teraz mam na wszystkich 'zakaz wjazdu'. :dizzy:
|
Sprawdź czym sie roznia te z 3go posta (widze je ) od pozostalych ktorych nie widze...nie mam nawet "zakazu wjazdu" tam.
|
ja musiałem 3x wstawiać zdjęcia do relacji, bo znikały.
najlepsza metoda to wgrywanie na serwer FAT (zaawansowana edycja, zarządzaj załącznikami, wgranie pracowicie plików, wstawienie w post przez guzik ze spinaczem). |
Cytat:
http://africatwin.com.pl/showpost.ph...2&postcount=67 |
W mojej relacji też googlowskie foty zniknęły, a też wstawiam dokładnie tak jak w opisie Neo.
Kochane Google :( |
Za bramą do Pakistanu, a może raczej bramą z Chin skręcam na lewo. Pieprzeni Brytole â left is right, right is wrong. Co roku ktoś nieprzytomny się myli na wyjeździe i jedzie po naszemu. Z chatki wychodzi dwóch uśmiechniętych wąsaczy w mundurach, zagląda w paszport i pozwala jechać. Na przełęczy jest jeszcze kilkudziesięciu miejscowych turystów, dla których jestem atrakcją godną selfiaczka.
To wielki kraj, szósty pod względem ludności na świecie. Klasy średniej zainteresowanej turystyką to tutaj pewnie z jeden procent, ale to aż 2 miliony ludzi. Do Indii nie mogą, bo ie dostają wizy (i vice versa). Do szyickiego Iranu sunnitom jakoś nie bardzo, do Afganistanu takoż, a Chiny, wiadomo - odpadająâŚ Zostają im góry. Byłem przez kilka następnych dni zdziwiony popularnością wewnątrzpakistańskiej turystyki. Całkiem przygotowana do tego jest baza hotelowa. Robi się ciemno już, za mną zamajaczyły mi światła Zanasa, znaczy dojechał do granicy. Czas na mnie. Na dole, w Sost czeka reszta ekipy, a przede wszystkim celnicy, którym muszę wytłumaczyć zawiłości Zanasowego karnetu. Przy całym tym zamieszaniu z wizami przekonanie pakistańskich celników o tym, że powinni przepuścić gościa na kopii karnetu powinno być już bułką z masłem. Prawdę mówiąc nie widziałem tej drogi, bardziej ją sobie wyobrażałem niż widziałem. Coś tam majaczyło w światłach beemkI. Garmin pokazywał malejącą wciąż wysokość, a motocykl informował o rosnącej temperaturze otoczenia. Na górze było +7, na dole +33 stopnie. Ciepło jak na dziesiątą w nocy. Po drodze jakieś dwa posterunki, szybko, przyjemnie i z uśmiechem, cóż za różnica w porównaniu z tym co byo po drugiej stronie granicy. I w dodatku wszyscy mówią po angielsku. Tu granica jest wyraźna bardzo, inne jest wszystko, a najbardziej ludzie. Pakistańczycy różnią się od Chińczyków bardziej niż ruch lewostronny od prawostronnego. Oczywiście każdy ma stereotypy - ja też. Te moje związane z Pakistanem były niepokojące - w pamięci wciąż była egzekucja polskiego inżyniera i zamordowanie wspinaczy na Nanga Parbat. Poza tym Al Kaida, talibowie i zagrożenie. Urząd celny wygląda jakby Brytyjczycy wyjechali stąd wczoraj. No, ale są też jakieś komputery, urzędnicy schodzą się z domów, by mnie odprawić, idzie sprawnie z uśmiechem i Welcome to Pakistan! Moje wyjaśnienia dotyczące karnetu Zanasa przyjmują z pełną wiarą i stemplują kopię karnetu i jesteśmy w Pakistanie. W ekipie radość jest duża, bo nikt nie wierzył, że uda się załatwić wizę i że wszyscy razem się spotkamy. Jest też dwóch Paków, których wynająłem żeby nam pomogli ogarnąć grupę. Biorę od ludzi pieniądze za to, że jadą ze mną i obiecałem sobie, że nie wezmę nigdy klientów na trasę, której nie jechałem. Żeby dostać wizę do Paku potrzebny jest Letter of Invitation, poprosiłem firmę, która to wystawiała o dwóch gości co nas przeciągną przez Pakistan jako przewodnicy. Nie obawiam się drogi, raczej tego, że przejadę tuż obok czegoś co jest wartościowe czy niepomijalne. Naczytałem się dość o naszej trasie, ale wiem, że są niuanse⌠Śpimy w jakimś motelu, kolacja była zdecydowanie znajoma. Taka oczywiście hinduska, a nie chińska. Sha, który będzie nam towarzyszył w podróży przez Pakistan okazuje się bardzo pomocny. Tylko jego motocykl wygląda trochę dziwnie przy tych beemkach. A może zresztą tylko ta nasza kawalkada przerośniętych motocykli wyglądają dziwnie przy tych wszystkich pakistańskich motkach? Kiedy w 2009 roku pojechaliśmy z Izim i Miro do Afganistanu spotkałem Muhabbata i jego brata Shafraza. Pomogli nam w Wakhanie bardzo, również w kolejnych latach. Pracowali w międzynarodowych fundacjach, ale obaj pochodzili z Pakistanu. Z nieodległej wprawdzie doliny, ale do której legalnie podróżuje się w bardzo skomplikowany sposób. My byliśmy zachwyceni Wakhanem, a oni się z tego śmiali i mówili, że najładniej jest za górami, właśnie w ich dolinie Chapursan. Zapraszali, a my oczywiście zapewnialiśmy, że przyjedziemy. Izi zinął rok później, a i Shafraz, który obiecywał pokazać mi tę dolinę również nie żyje. Już nie musimy się spieszyć, mamy za sobą Chiny, które wymagają precyzyjnego określenia wjazdu i wyjazdu. Teraz trzyma nas tylko termin wylotu z Indii. Mamy czas na Chapursan. Nie znam drogi, ani nie zna jej Sha. Jest w końcu szuter i mogę przypatrzyć się jak goście sobie radzą w terenie. Droga nie jest bardzo trudna, ale jest trochę rzeczek i naprawdę imponujące półki skalne. Dolina jest bardzo obiecująca, ale nie na te nasze mastodonty. Po kilkudziesięciu kilometrach napatrzyłem się dość. Wiem, co kto potrafi i wiem, że chcę tu wrócić na lżejszym motocyklu. |
Proszę kolego,wyjdź już z tego garażu i coś tu skrobnij:)
|
1 Załącznik(ów)
Załącznik 96482
Cytat:
[ATTACH] http://africatwin.com.pl/attachment....1&d=1588920791[/ATTACH] A to takie buty są. Dzięki za naukę |
Tak więc jesteśmy w dawnym Kandżucie, kraju do którego dotarł w 1888 Bronisław Grąbczewski, wtedy podróżowało się bez wiz, na koniach i dodatku w rosyjskim mundurze z kilkoma kozakami. Kandżut był niczyj i właśnie rozpoczynała się walka o niego pomiędzy Anglią i Rosją. I chanowi Kandżutu wydawało się, że bardziej po drodze będzie mu z carem niźli z angielskim królem. Sprawy jednak potoczyły się zgoła inaczej. Grąbczewski dostał opierdol w Petersburgu, bo nieco przekroczył swe plenipotencje. Do Kandżutu przyszli Brytole i pogonili władcę do Chin. Na tronie zainstalowali jego braciszka, którego potomkowie wciąż tu w okolicy mieszkają. W 1947 roku były znów małe wątpliwości czyje to jest. Bo bardziej to kulturowo pasowało do Kaszmiru, ale wyszło inaczej. W każdym razie i Indie i oczywiście Pakistan mają o to do siebie pretensje. W efekcie była wojna za wojną i jeszcze spro wodyw Indusie upłynie zanim będzie tu spokój. Ludzie są tacy sami. Różni ich "tylko" religia.
Stoimy na tarasie fortu Baltit i spoglądamy na drogę, którą przybył Grąbczewski. Innej nie ma, musiał dotrzeć właśnie tędy. To jedno z najładniejszych miejsc w których byłem. Fort ulokowano genialnie, w każdą stronę widok po prostu poraża. Największe wrażenie robi jednak ten w stronę karakorumskiej trasy w kierunku północnym - przewyższenie wynosi kilkaset metrów, w dole płynie Hunza,której nawet tu nie słychać. W kierunku południowo wschodnim wznosi się masyw Rakaposhi. Pojawia się tylko na chwilę. Wow, co za góra! No, ale w końcu najwyższa na świecie. Oczywiście mówimy o wysokości względnej. Od szczytu do wody w rzece jest niemal 6000 metrów. Nigdy w żadnym mieście nie czułem się bardziej w górach niż tutaj. Są naprawdę dookoła i absolutnie imponująco wielkie. Wokół fortu jest kilka gór sześciotysięcznych, do doliny wiodła tylko droga z południa i nieco mniej przyjazna z północy. Kilka dni bawimy w Hunzie, śpimy w motelach i hotelikach. Sporo tego i ceny bardzo przyjazne, nie tak jednak przyjazne jak miejscowi. Dla nich jesteśmy wielką atrakcją - są niesłychanie życzliwi, ciekawi i pomocni. Również pakistańscy turyści są bardzo przyjaźni. Wręczają wizytówki - jak będziesz w Islamabad, Lahore koniecznie zadzwoń. Pogoda nie rozpieszcza, cos tam kapie z nieba co jakiś czas i chmury mogłyby się podnieść trochę wyżej. Jeździmy po okolicy zwiedzając forty i łażąc po wiszących mostach, panorama sześciotysięcznych gotyckich katedr wystających z doliny przy Passu na długo zostanie nam w pamięci. Kupujemy jakieś nikomu niepotrzebne pamiątki i próbujemy lokalnego żarcia - jest tak inne od tego z Kaszgaru i tak podobne do tego w Indiach. Ta Hunza prawie się od Kaszmiru hinduskiego nie różni. Bliżej jej nawet do Tybetu niż do tego co nam się kojarzy z islamem. W ogóle ten islam w tej części Pakistanu wydaje być bardzo niezauważalny, jakby mniej ważny. Ludzie są pogodni, ciekawi świata. Również tego im najbliższego i zarazem najbardziej odległego, bo indyjskiego. Do Kargil ze Skardu jest pewnie ze sto kilometrów i od zawsze jest droga, tyle, ze od ponad pół wieku nie da się tędy dojechać. Trochę tych wojen już między sobą oba kraje miały, a teraz właśnie sytuacja się zaczyna mocno komplikować. Za kilka dni jest święto niepodległości. Tego samego dnia obchodzą je Indie i Pakistan, bo Brytyjczycy zafundowali im niepodległość dzieląc Brytyjskie Indie według kryteriów religijnych. I akurat teraz, gdy jesteśmy w Pakistanie Indie właśnie znoszą artykuł 370 swojej konstytucji odbierając Kaszmirowi całą autonomię. Wyrzucają z Kaszmiru wszystkich turystów, zrywają łączność, nie wydają permitów, odcinają internet. Obyśmy żyli w ciekawych czasach, musimy zmienić trasę. Jeszcze nie wiem jak bardzo... Kolejne dni przynoszą kolejne wiadomości, przestają kursować autobusy między krajami i Pakistan zawiesza działąnie przejścia kolejowego. Pozostaje jedno jedyne otwarte przejście drogowe. Wszysyc mamy wykupione powrotne bilety lotnicze z Delhi, a ja już się zastanawiam jak to logistycznie ma wyglądać - jeśli nie wjedziemy motorkami do Indii, to będę musiał nadać kontener z Pakistanu, lotów bezpośrednich miedzy Indiami a Pakiem nie ma. Trzeba latać przez któryś z krajów arabskich. Co za paranoja. Nie będę Wam pisał o jeżdżeniu, nie ma w nim nic trudnego, a może mnie już zmanierowały przejechane przez lata azjatyckie lewostronne kilometry? W każdym razie ani ruch, ani zachowanie kierowców nie ma co pisać, jest akceptowalne przez przybysza z Polski. Wyróżniają się za to pakistańskie ciężarówki. Tu widać inność. Nigdzie na świecie nie ma ładniejszych. Każda inna, skastomizowana przez swojego właściciela. Pisząc, że jest łatwo mam na myśli główną drogę KKH. Jakikolwiek zjazd w bok do dolinki jest już wyzwaniem, nie tyle ze względu na nawierzchnię, ale na naprawdę duże ekspozycje. Jeździłem po skalnych półkach i jestem oswojony z wysokością, ale Karakorum jest bardziej strome niż to co znałem. A może to jednak efekt przyciężkiego GSA? Jesteśmy w Karakorum, ale za chwilę, za rzeką będą Himalaje. Cały czas mamy tu jakąś rzekę obok, jechaliśmy wzdłuż Hunzy, która za Gilgitem wpada do Indusu. Zjeżdżamy z KKH i uciekamy w bok, drogą w kierunku Ladakhu. Naszym celem jest Skardu, miasto, które jest bazą wypadową wszystkich ekspedycji wyruszających na K2, Gaszerbrumy. To podobno trudna droga, na cały dzień, w dodatku w przebudowie. Zobaczymy. Początek nie jest specjalnie trudny. Ekipa rusza szybko, ja po kilku kilometrach zatrzymuję się, by pstryknąć fotę wielkiej górze po prawej stronie. Trochę wiem o górach, trochę się o tych wspinaczkach naczytałem. Nanga Parbat to dla mnie góra Tomka Mackiewicza i Marka Klonowskiego. Dwóch świrów, poznali się w Irlandii i zaczęli swoją górską historię, bez alpinistycznego backgroundu. W 2008 wleźli na Mount Logan, dostali za to Kolosa i chyba to uzależniło Mackiewicza od gór. Zaglądam go gmaila i czytam maila sprzed 10 laty od Klona. Razem z bratem wybierali się motocyklami do Kirgistanu, wieźliśmy im wtedy z Izim olej do ich katów. Mackiewicz leży gdzieś na tej białej górze, a Marek jechał tą drogą kilka miesięcy temu do Skardu na zimowy trek pod K2. 6 lat temu talibowie zastrzelili w bazie pod tą górą 11 wspinaczy. Nie chcieli tu turystów i tego co za nim nieuchronnie podążą. Tej westernizacji świata. No, ale jesteśmy tu, w ciuchach BMW, w Klimach, Araiach, na 1200 GS, krzycząc kolorami, że jesteśmy. Nie boimy się. Nie ma powodu do strachu, od lat nic złego się tu nie stało. Ale coś w głowie jednak pozostaje. |
Myster foto, foto !:)
|
8 Załącznik(ów)
Trochę fotek z kiriskiego etapu...
|
9 Załącznik(ów)
I troche z chińskiego, generalnie Kaszgar i okolice...
|
10 Załącznik(ów)
Chiny cd. wyjazd z Kaszgaru w stronę Pakistanu.
|
5 Załącznik(ów)
I ciąg dalszy dla homo gapiens:
|
To zielone na ostatnim zdjęciu z #92 to jakiś płot?
|
Cytat:
|
Masz dar opisywania. Dalej proszę :)
|
Sambor, jeszcze nie odmrozili. Możesz pisać dalej
|
Odkładałem czytanie tej relacji, czasami tak mam, że jak wiem, że coś będzie dobre to odkładam.
Dzisiaj całą machnąłem, i zaczynam od początku. To jest takie inne. Dzięki Sambor. |
20 Załącznik(ów)
Wracam do relacji. Dziś trochę zdjęć z Karimabadu, Gilgitu i drogi do Skardu.
|
10 Załącznik(ów)
i ciąg dalszy
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:07. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.