![]() |
Cytat:
nie gadamy!!!.... piszemy!!! ;) |
Szlak Cho Chi Minh czyli wielkie nic...
Po rytualnej porannej zupie i szybkim serwisie pakujemy graty w hotelu i ruszamy na podbój trasy AH17 czyli jednego z elementów szlaku Cho Chi Minh. Oczami wyobraźni widzę zamaszyste zakręty, piękną dżunglę no i ogólnie czuje dreszcz emocji niczym nastolatka przed pierwszą randką. Pierwsze kilometry to asfalt i niekończące się pasmo chałup. Zero dżungli i dzikiej przyrody. Za to przed wieloma domostwami suszą się jakieś kulki, trochę to wygląda jak pieprz ale ma inny smak. https://lh3.googleusercontent.com/kt...9=w970-h644-no Tniemy głównie dwupasmowym asfaltem, nuda jak diabli a widoków ani grama. Znużeni pakujemy się do hamakowni na kawę odreagować frustracje. Jeśli cały szlak ma tak wyglądać to jesteśmy w czarnej ... - no wiadomo w czym :mur: https://lh3.googleusercontent.com/qv...J=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/RH...W=w970-h644-no I tak zapieprzamy cały dzień na północ po tej AH17 klnąc pod nosem na własną głupotę. Po jaką cholerę my się tu pchaliśmy do dziś nie wiem. Kłania się niedokładne czytanie przewodnika, przerost wyobraźni nad faktami, itd. Po drodze mijamy dwa większe miasta - Pleiku i Kon Tum. Zero widoków, non stop jedna wielka wioska po obu stronach drogi i jakieś pola. No, wtopa na maksa. Docieramy do miasteczka Dak Ha, ruch na ulicach niezbyt upiorny, widzę za sobą Voytasa ale Przemka brak. Stajemy w cieniu - no, nie ma go, chwilę czekamy. Dostajemy SMS: awaria, stoję. https://lh3.googleusercontent.com/gc...n=w970-h644-no Zawracamy i powoli rozglądamy się gdzie nasza zguba. Przemas maszeruje - pierwsza poważna awaria. Znajdujemy serwis, stawiamy grata na centralce i po chwili wszystko jasne. Wałek zdawczy poszedł w pi...u. No to mamy nagrodę za nasze piaskowe harce :haha2: Mechanik chce wymieniać wałek za 1,2 mln VND czyli mniej więcej 1/3 wartości tego trupa i mówi że zajmie mu to 2 dni. Zgroza. Tłumaczymy mu mniej więcej tak: mowy nie ma - bierz pan spawarkę i dziergaj pan te szlaczki na wałku. Za ok dwie stówy Przemas ma "nowe rowki" - nawet zębatkę da się na to jakoś sensownie nabić. https://lh3.googleusercontent.com/dC...C=w970-h644-no Nie wiedziałem, że afrykańska furia dopadnie nas nawet tu - ale przynajmniej foty wychodzą widowiskowe :) https://lh3.googleusercontent.com/m5...D=w970-h644-no Pora jest lekko popołudniowa, dzieciaki wyszły ze szkoły i mają z nas atrakcję - mechanik nigdy nie miał tylu widzów. Prewencyjnie wymieniamy zębatki zdawcze we wszystkich szrotach. https://lh3.googleusercontent.com/Rk...2=w970-h644-no Na wschód od miasteczka jest jakieś spore jezioro ale nie mamy ochoty na dalszą jazdę. Jesteśmy po całym dniu ujechani i zmęczeni - łapiemy jakiś hotel. Pokój - wiadomo - na ostatnim piętrze a piętra od cholery wysokie a winda nie działa :) Wnętrza utrzymane w stylu więzienno-agrarnym bo za oknem mamy wybieg dla kaczek i innego ptactwa :) Temat budzika mamy załatwiony - pierzasta hołota obudzi nas i tak o świcie :Sarcastic: https://lh3.googleusercontent.com/s1...R=w428-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/-T...b=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/6n...T=w970-h644-no Wyłazimy na wieczorne żerowanie, nie jest specjalnie późno ale nie chce nam się daleko chodzić. Znajdujemy coś 200 metrów od hotelu i już. Przy okazji odwiedzam lokalnego dilera skuterów. Za ok 850 USD można mieć nową Yamaha Sirius (klon Hondy) a za ok 1050 USD wypasioną Honde Wave RSX czyli wersję na wtrysku i z tarczowymi hamulcami - pełny wypas. Z rejestracją nie ma problemu - zarejestrują na siebie i już. Przy kolejnej wizycie w Wietnamie tak zrobię - kupię nową i nie będę tracił czasu na mechaników :at: https://lh3.googleusercontent.com/Fb...X=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/zB...X=w628-h539-no Najechane: 208 km |
Mam nadzieję, że to nie konic szlaku Cho Chi Minha. Najlepszy i jednocześnie taki jak oczekiwałeś jest mniej więcej na północ od Hue :)
|
popijając kawkę w hamakowni zaskoczeni zauważyliśmy sznurek (chyba z osiem sztuk) gieesów prowadzonych przez gieesa na świetlnych sygnałach policyjnych, wszyscy ubrani jak z pewexu plus koalicyjki odblaskowe, pędzili tak koło stówy, zaskok był na maksa,
wcześniej widzieliśmy podobne zjawiska ino skuterowe, za rok może dwa wszędzie będzie pełno białasów psujących naturalność Wietnamczyków PS mam nadzieję że dobrze skojarzyłem miejsce i czas, Mikelos wie lepiej gdyż jest bardziej poukładany |
Cytat:
|
:lukacz:
Pomysł z zakupem na miejscu "motorynek" bardzo fajny. Koszule baardzo twarzowe :D no i ten "trójkącik" w nazwie ;) |
Zwiewamy nad morze...
Wieczorem robimy naradę wojenną, wizja zapylania nudnym asfaltem nikogo nie rajcuje. Ten fragment szlaku Cho Chi Minh można spokojnie pominąć planując kolejny trip. Wyznaczamy trasę w stronę wody, a jakże - byle bocznymi drogami, rankiem pakujemy graty i w drogę. Moje ulubione zdjęcie z tego wyjazdu. Jak ktoś pyta gdzie byłem na wakacjach, mówię że siedziałem w więzieniu, pokazuję tą fotę i dalsze pytania mam z głowy :) https://lh3.googleusercontent.com/pd...o=w970-h644-no Po kilkunastu kilometrach za miastem odbijamy z AH17 w boczną drogę, potem w jeszcze mniejszą i zaczyna się robić miło - znika cywilizacja i pojawiają się jakieś górki, może nie bardzo spektakularne - ale są. https://lh3.googleusercontent.com/aD...w=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/qi...D=w970-h644-no Miejscami asfalt znika albo dopiero go układają. Tempo jazdy nie jest zawrotne, praktycznie z każdym zakrętem nabieramy wysokości. Mój pierdzipęd jest wyraźnie najsłabszy, tam gdzie muszę dusić go na 2 biegu, Voytas z Przemkiem lecą na 3 z bananem na gębie. Żeby jeszcze mało pił ale gdzie tam. Chla 2,7 l na setę i co 100 km robimy prewencyjne tankowanie. https://lh3.googleusercontent.com/hE...q=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/jv...y=w970-h644-no Pola uprawne stopniowo zastępują kępy lasu. Przerwa na siku, zaglądam w krzaczory i widzę spojrzenie pełne zdziwienia. Moja mina pewnie jest równie zdziwiona. Wizja, że będę spieprzał przed tym zwierzakiem z fujarą w ręku jest mało zabawna - robię zdjęcie i grzecznie wracam na drogę. https://lh3.googleusercontent.com/_Y...N=w970-h644-no Ale zdarzają się całkiem przyjemnie spotkania z wieprzowiną, która pasie się w rowie. Niestety małe nie chciały dać się złapać - zrobić sobie selfie z czarną świnką - byłby lans na fejsie że ho,ho. https://lh3.googleusercontent.com/Wg...p=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/kg...e=w970-h644-no Kolejny postój robimy nad rzeczką, niby trochę chłodniej. Woda jest do kostek, odpuszczamy kąpiel :( https://lh3.googleusercontent.com/by...n=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/9O...B=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/p3...r=w970-h644-no Jeśli mijamy wioski, to małe i zbudowane z drewna. Czasem wiosek nie widać i tylko dzieciaki spotkane na drodze są dowodem życia toczącego się gdzieś wokół nas. https://lh3.googleusercontent.com/1g...9=w970-h644-no Nie znajdując hamakowni, lądujemy na kawę w przydrożnym sklepiku. Sklep jest zbudowany w najprostszy sposób - drewniana kratownica obita blachą falistą. Ale za to można kupić żarcie, paliwo i podstawowe produkty przydatne w domu. https://lh3.googleusercontent.com/Yv...v=w970-h644-no W roli dostawczaka robi chińska ciężarówka z napędem 4x4 o egzotycznie dla nas brzmiącej nazwie DongFeng. Voytas ogląda i stwierdza że rama i mosty to Merc, silnik pewnie też. https://lh3.googleusercontent.com/IZ...I=w970-h644-no Wspinamy się znowu pod górę, pola uprawne prawie znikły, kłębki chmur walają się nam nad kaskami. https://lh3.googleusercontent.com/wC...h=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Fr...n=w970-h644-no Opcja sikania po krzakach chwilowo odpada. Co kilka metrów na drzewach widać tabliczki. Napisu nie rozumiem, ale sens tłumaczę sobie tak: "jak wejdziesz, mina urwie ci nogi" https://lh3.googleusercontent.com/9_...B=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Gk...C=w970-h644-no Wdrapujemy się na ponad 1600 m npm. W tym klimacie to już wyraźnie powyżej punktu rosy. Woda skrapla się na wszystkim, kapie mi z nosa, mam mokre spodnie i każdy element na sobie. Mokre okulary redukują widoczność na odległość szczania. https://lh3.googleusercontent.com/6Z...B=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/cN...X=w970-h644-no Zakładamy nasze zajebiste pelerynko-plandeki. Widoczność spada do kilkunastu metrów, Voytas znikł gdzieś przed nami a my toczymy cię wypatrując zakrętów. Wokoło cisza - nie ma ludzi, motocykli, dźwięków cywilizacji. To chyba tak wygląda prawdziwa dżungla. Wokoło strome zbocza, skałki i intensywna zieleń pokrywająca każdy centymetr. https://lh3.googleusercontent.com/MC...w=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/pQ...g=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/wf...Y=w970-h644-no Powoli wytracamy wysokość, wilgotność spada, za kolejnym zakrętem dostrzegamy kawałek żółtego pierdzipęda Voytasa. Uff. Niby droga jest prosta, ale wystarczy wykonać ślizg do głębokiego rowu i może być niewesoło. Będziemy szukać ciała tydzień :( https://lh3.googleusercontent.com/0v...O=w970-h644-no Miejscami droga jest zdemolowana przez błotne osuwiska. O ile chłopaki mają w miarę nowe gumy, moje hardcorowe miejskie slicki tańczą jak pijana emerytka w Ciechocinku - zarzuca nerwowo tyłkiem w poszukiwaniu lepszej przyczepności ;) https://lh3.googleusercontent.com/8W...S=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/15...3=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/T-...N=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/9-...y=w970-h644-no Im bardziej w dół tym lepsza widoczność, ciągniemy wzdłuż jakiejś doliny, prawie nie ma lokalnego ruchu, nieliczne wioski są pochowane gdzieś wysoko w górach. Nadal chmurzyska wiszą nad głowami, to pierwszy raz gdy słońce nie napieprza nas po głowach. https://lh3.googleusercontent.com/PY...K=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/hf...m=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/J7...G=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/70...h=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/hx...9=w970-h644-no Po południu docieramy do większej wioski (Tra Mai) w której pojawia się szansa na szamanie. Tym razem lokalny serwis omijamy z daleka - nic nam dziś nie odpadło - sami jesteśmy lekko tym zdziwieni. https://lh3.googleusercontent.com/2e...L=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/su...7=w970-h644-no Odbijamy w kolejną szosę (DT616), łapiemy kierunek wzdłuż rzeki, która z każdym kilometrem robi się szersza. Razem z szerokością, rozlewa się leniwie by na końcu przelecieć przez turbiny hydroelektrowni. Z chmur siąpi na nas lekki deszczyk. Pelerynka uszyta na rozmiar lokalesów wymusza jazdę w pozycji garbatego pawiana: kark zgięty, łeb pochylony a łapy na boki. Wszystko dlatego, że na lusterka są wycięte otwory, bez tego kawał plastiku szybko zamienia się w gigantyczny śliniak który trzepocze i przykleja się do mordy. https://lh3.googleusercontent.com/84...p=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/yq...I=w970-h644-no Im bliżej wybrzeża, tym większy ruch na wąskiej drodze. Między palmami migają nam kolejne domostwa, droga wije się między kępami palm i poletek ryżu. Przed nami cisną małe ciężarówki ze żwirem - ani ich wyprzedzić ani jechać za nimi - smutek 9 KM. Zmierzch, pył, jedziemy ostatkiem sił, byle dojechać do miasteczka Kam Ty, stolicy prowincji Quánng Nam. Liczymy, że będzie jakiś hotel choć googiel coś słabo podpowiada. Do miasteczka docieramy po ciemku, lokalizujemy hotel, wygląda na wypasiony ale cenę ma w normie. Wieczorem pełźniemy na żarcie i piwo. Należy się nam jak cholera. Obiecujemy sobie: nigdy więcej jazdy po ciemku ! https://lh3.googleusercontent.com/BL...G=w904-h600-no https://lh3.googleusercontent.com/U6...M=w709-h584-no Najechane 216 km. cdn. |
Hehehehhe fota Voytasa na zółtej strzale w błocie z fajkiem z buzi - oddaje klimat, super :D
|
Mikelos ACHA!!! JEDNAK BYŁEŚ W CIECHOCINKU. Relacja super.
|
odjeżdżając od chłopaków z góry-chmury powiedziałem że sobie popyrkam w dół , po jakimś czasie (powolnej jazdy) zatrzymałem się i czekam czekam , jedna fajka , druga, cisza , klimaty jak z filmu Rambo , miałem wrażenie że zaraz skoczy mi na plecy jakiś partyzant z pepeszą i jak ja wytłumaczę że wojna skończyła się ponad 40 lat temu,
mgła tak tłumi dźwięki że nie słyszałem jak nadjeżdżają , a fajka w gębie? cóż panowie nie palący więc nie chciałem wstrzymywać wycieczki przerwą na jaranie , na wzór lokalesów paliłem podczas jazdy |
Poznalem na ciezkim offie Voytasa i smiem sadzic ze to sciema i tyle. Voytas palil fajke i saczyl browara czekajac na wlokacych sie chlopakow. Nudzilo mu sie. Chlopaki nadjechali w momencie kiedy szesciopak skladal sie z 5ciu puszek i jednej puszki z piwem. Mikelos poszedl sie odlac w krzaki i zobaczyl droge po zboczu ktora kiedys ciezarowka zrobil Rambo. Voytas podszedl oblookac a Mikelos powiedzial cos w tym stylu:
- szkoda ze nie mamy kateemow, bysmy se ta droga Rambo zjechali - potrzymaj mi piwo I tak powstala ta fotka Voytasa na drodze rambo... |
a propos piwa to mają fajny patent w knajpach ( w Sajgonie tego nie zauważyliśmy), jeśli w parę osób zamawia się piwo to przynoszą całą skrzynkę i przy regulowaniu liczą ile wypito, przynajmniej nie trzeba się dopraszać o następne
|
Podstępnie i wygodnie :D
|
No dobra dobra, wszystko fajnie z tym piwem. A co jesli grupa spragniona i chce zostac na dluzej i np bedzie trzeba liczyc skrzynki? A co jesli barmann wyjdzie z kolejna skrzynka i na podworku ukaze mu sie taki widok z zatknieta polska flaga?
http://img.over-blog-kiwi.com/0/74/8...15441612-n.jpg |
nie ma ograniczeń dowiozą z pobliskiego sklepu
|
hm...trochę jakby "posucha" w temacie panie rezyseze:)
|
Pisać pisać ;)
|
dokladnie
|
Przepraszam, pojechałem w weekend popedałować po Podlasiu i internet raz był a raz nie. Dziś sypnę ciąg dalszy...
|
:confused: popedałować? no tego nie spodziewałem się po takim twardzielu (wietnamskim);)
|
Półmetek...
Umówiliśmy się z chłopakami, że po 7 dniach jazdy patrzymy gdzie jesteśmy i podejmujemy decyzję - jazda na północ czy powrót na południe do Saigonu. Jesteśmy kilka godzin drogi przed Hoi An a to jest mniej więcej 1/3 wysokości wybrzeża. W tym tempie dojazd do Sapa i powrót przez Hanoi wymagałby wykupienia dodatkowego lotu i jazdy na maksa non stop bez rezerwy na jakieś większe awarie. Brak awarii ? Nierealne. Powrót pociągiem albo busem w kilkadziesiąt godzin do Saigonu - na to nie mieliśmy ani ochoty ani czasu. Męska decyzja - zawracamy na południe. Odcinek który robiliśmy w górach pojedziemy wybrzeżem, tam gdzie jechaliśmy wybrzeżem - odbijemy w góry. Słowem - namalujemy wielgachną choć krzywą "8" po południowym Wietnamie. Północ zrobimy kolejnym razem - baby muszą nas puścić - no bo jak to tak - nie dokończyć zwiedzania :) Poranek rytualnie zaczynamy w serwisie. Dziś mamy krótką trasę, więc bez napinki czekamy aż skończą. U mnie przednie łożysko poleciało sobie w kulki, trzeba też dobić grubszej blachy w piastę. Tym razem patent wytrzyma do końca. Wymieniamy również filtr paliwa - mój truposz zdychał na podjazdach łykając jakiś syf z baku. Mechanik poprawia drążek trzymający zabierak tylnego hamulca - co któryś raz blokował mi koło i leciałem w poślizgu. Widowiskowe i mało bezpieczne. Chłopaki też coś tam wymieniają - serwisujemy się prawie jak na rajdzie Paryż/Dakar ;) Do Hoi An wybieramy dojazd boczną drogą, półwyspem wzdłuż wybrzeża. Mijamy małe wioski, mostki i kładki zawieszone na zielonymi polami. Spokój i cisza, tylko grafitowe chmury sugerują opcję bezpłatnego deszczu. https://lh3.googleusercontent.com/ig...E=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/pL...N=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/s5...=w1145-h644-no Na półwyspie odbijamy na północ i lecimy między wydmami porośniętymi lichymi krzakami. Słaba gleba uniemożliwia uprawę czegokolwiek, więc praktyczni Wietnamczycy zamienili cały półwysep w wielki cmentarz. Kolejne kilkadziesiąt km galopujemy między nagrobkami. Fajne miejsce na nocleg - wiadomo, sąsiedzi spokojni. https://lh3.googleusercontent.com/wu...v=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Pk..._=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Mn...5=w970-h644-no Docieramy nad rozlewiska rzeki Song Thu Bon, musimy cofnąć się na zachód kilka km by wjechać na most łączący oba brzegi. Przemas testuje balię zwaną łódką - nadal nie wiemy jak oni tym sterują. https://lh3.googleusercontent.com/5j...N=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Go...8=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/ls...4=w970-h644-no Podziwiamy też wersję transportu zbiorowego dla małych skrzydlatych: https://lh3.googleusercontent.com/hA...X=w859-h644-no Docieramy bez problemu do Hoi An, w pierwszym hotelu ceny nas lekko mrożą: 30 dolców za pokój ? No way. Szukamy i znajdujemy 1,5 km od centrum piękną starą kolonialną willę w cenie normalnej, czyli 450 tys VND. Czekamy chwilę na przygotowanie pokoju, chcemy zostawić graty zanim ruszymy na "podbój" miasta :) https://lh3.googleusercontent.com/EI...d=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/xF...=w1145-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/2V...-=w970-h644-no Wracamy do zabytkowego centrum miasta, czyli w okolice głównego kanału i japońskiego mostu. Turystów jak stonki. Po kilku dniach obcowania tylko z urodą Wietnamek na widok mleczno-pszennej europejki reagujemy grymasem i nie jest to grymas rozkoszy. https://lh3.googleusercontent.com/M9...s=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/s4...W=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/FF...k=w970-h644-no Wzdłuż kanału stoją ściśnięte postkolonialne kamieniczki - w każdej knajpa albo handel pod turystów. Całość jest bardzo malownicza ale wszędzie jest mega cepelia, ścisk i tłok. https://lh3.googleusercontent.com/d3...9=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/PB...C=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Lo...Y=w970-h644-no Tam gdzie można - a nie wszędzie jest to możliwe - jeździmy na pierdzipędach. Czasem uliczni porządkowi nas zawracają, wtedy bywa zabawnie. https://lh3.googleusercontent.com/D3...=w1145-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/DY...n=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/mP...t=w970-h644-no Po Hoi An można włóczyć się godzinami, na każdej ulicy panuje jakaś specjalizacja. Bardzo znana i rekomendowana jest dzielnica krawców. Gdybym musiał chodzić w garniaku - tu bym coś fajnego zamówił. Jeśli pojedziecie tam z kobitką - radzę trzymać się za portfel - liczba kiecek, sukienek i innych błyskotek poraża. https://lh3.googleusercontent.com/kq...b=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/PZ...D=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/_y...D=w970-h644-no Chłopaki łapią fazę na paliwo płynne, wiadomo - upał to trzeba pić. Piwo + kokos - jaki widać można walić takie drinki ;) https://lh3.googleusercontent.com/w-...i=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/sQ...e=w970-h644-no Wieczorem idziemy z Przemasem na wieczorną dogrywkę. Miasto nocą wygląda zupełnie inaczej, część instalacji wzdłuż nabrzeża jest oświetlona, w knajpach świecą się lampiony. Po dwóch piwach nawet europejki nabierają urody - ciekawe zjawisko :drif: https://lh3.googleusercontent.com/1N...m=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/QF..._=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Tj...w=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/ZM...m=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Y0...B=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/0p...E=w519-h565-no Przelot dnia: 55 km cdn. |
Cytat:
|
Pędem na południe...
Powroty są do dupy, wiadomo. W pierwszy dzień po półmetku uświadamiam to sobie cholernie mocno. Teraz naszym jednym celem jest zapieprzanie na południe, tak by na weekend dojechać do Saigonu. Jeśli nic nam nie odpadnie z pierdzipędów to damy radę. Na koniec pobytu w Hoi An podrywam niezłą laskę, bardzo zgrabna - wyrwałem ją spomiędzy kwiatów w doniczce. Chłopaki mówią że nie jest w moim typie - zazdrośnicy. Tuż przed odjazdem rzucam ją, choć potem śni mi się po nocach ;) https://lh3.googleusercontent.com/mq...=w1145-h644-no Na dziś plan jest prosty - lecimy na południe główną drogą wzdłuż wybrzeża. Wieje nudą - na przemian tankujemy, pijemy kawę i nudzimy się cholernie. Przelotowa prędkość 55-60 km usypia, nie ma na czym zawiesić wzroku. Pierdzikółka jadą dziś bez awarii ale prewencyjnie zaglądamy do naszego mechanika w Tam Ky - coś komuś odpadało - dziś już nie pamiętam co :( https://lh3.googleusercontent.com/pI...h=w970-h644-no Dopiero za miasteczkiem Tam Ky (tam gdzie przedwczoraj nocowaliśmy) odbijamy na boczną drogę i mkniemy przez wioski - tak jest wolniej ale przynajmniej coś się dzieje. Widoki nie powalają ale lepsze to niż trąbienie autobusów i nudna dwupasmówka. https://lh3.googleusercontent.com/2C...6=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/i6...g=w970-h644-no Przemasa ciągnie oczywiście w jakiś off, więc po paru kilometrach wbijamy się na plażę. Wiatr napieprza, spore fale i zero ludzi, nie licząc jakichś basenów z hodowlą czegoś - może krewetki ?. Jedynie Voytas jako osobnik wodno-lądowy decyduje się moczyć giry w wodzie. My idziemy podziwiać patenty konstrukcyjne łodzi. https://lh3.googleusercontent.com/YO...n=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/a8...M=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/yl...0=w970-h644-no Nie wiem co to za silnik ale chyba koło zamachowe nie jest dwumasowe ;) https://lh3.googleusercontent.com/-L...j=w859-h644-no Czasem trafiały się odcinki szutrowe - krótka była nasza radość ale zawsze to coś miłego poczuć zgrzytanie piachu między zębami. https://lh3.googleusercontent.com/XN...f=w970-h644-no Dzięki zwiedzaniu wiosek, trafialiśmy na wspaniałe okazje do wyżerki. Ta szalenia miła pani smażyła nam placki ryżowe z krewetkami tak długo, dopóki znikały w naszych paszczach. Placek z krewetką zawinięty z jakimś ziołem w papier ryżowy i zamoczony w sosie - pycha ! https://lh3.googleusercontent.com/0h...W=w970-h644-no Na nocleg dociągamy do jakiegoś mało atrakcyjnego miasteczka. Znajdujemy tani hotel i wieczorem jedziemy na miasto na nocną wyżerkę. Przy okazji zaglądam do lokalnego dilera pierdzipędów. O mały włos nie kupiłem nowego :) Sprzedawca bardzo przepraszał, że dziś nie może podstawić moto pod hotel, ale mogą zrobić rejestrację rano. Cudzoziemcy nie mogą rejestrować moto, dlatego formalnie rejestrują moto na jakiegoś słupa, ale dają bluecard (dokumenty) i umowę sprzedaży wypisaną inblanco na kolejnego kupca. https://lh3.googleusercontent.com/K_...9=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/hp...=w1145-h644-no Ten mi się podobał - bardzo hipsterski, ale niestety nie mieli pod ręką wersji 110 ccm. https://lh3.googleusercontent.com/6-...=w1145-h644-no Nie bylibyśmy sobą, gdyby na koniec dnia nie dopchnąć brzucha dobrą zupką. Zajrzeliśmy do jednego czy dwóch barów ale poza ciepłym piwem nie było nic ciekawego. Ostatecznie kupiliśmy zimne piwo na wynos i wieczór zakończyliśmy siedząc na krawężniku przed hotelem, stając się atrakcją dla lokalesów. https://lh3.googleusercontent.com/8d...=w1145-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/kI...J=w514-h625-no Przelot dnia: 198 km i boląca dupa. cdn. |
nie wchodziłem głębiej do wody gdyż był odpływ i bez uwięzi nie chciałem , a takowego długiego sznurka nie mieliśmy
|
Cytat:
|
Rozumiem że przerwa na Ukrainę się już skończyła i można coś tam znowu powrzucać żeby kolegą troszkę ślinki pociekło tym bardziej ze nierodzony ale odnaleziony na Ukrainie brat bliźniak z Opola prosi !!!!
|
Pędząc na morskiej bryzie..
Przed nami dalszy ciąg napierania wzdłuż wybrzeża na południe Wietnamu. Naszym napędem od rana do wieczora są zupki Pho. Staliśmy się specjalistami od wybierania najlepszych lokali w każdym mieście. Rzut oka na witrynę przenośnego baru pozwala ocenić, czy warto zsiadać z moto czy toczyć się dalej. Przemas unika zielonego, zazwyczaj przejmuję jego porcję zieleniny. Niby tylko trawa, ale diabelnie smaczna. Nadal unikamy głównej drogi wzdłuż wybrzeża (AH1) i penetrujemy wąskie asfaltowe dukty między wioskami. Nadal zaskakuje nas to, w jaki sposób lokalizowane są nagrobki. Porozrzucane bez ładu i składu, często w grupkach po kilka w środku uprawnego pola. Hmm, zielenina o smaku śp. babci ? W sumie, to bez znaczenia - na poziomie atomowym wszyscy jesteśmy tacy sami :) https://lh3.googleusercontent.com/zI...F=w970-h644-no Czasami oddaję prowadzenie Przemasowi, wtedy wiem że będzie zabawnie bo Przemas na arcytalent do wyszukiwania najbardziej podłych ścieżek w środku niczego. Jest to pierwszy znany mi przypadek tak jawnej, wręcz klinicznej asfaltofobii. https://lh3.googleusercontent.com/4e...b=w428-h644-no Chorobliwa asfltofobia czasem doprowadza nas na skraj niczego i dosłownie lądujemy w wodzie :) Na szczęście nasze pierdzipędy ważą tyle co komar w ciąży, można nimi jeździć po polu między grządkami truskawek i żadnej nie uszkodzić. Można zawracać w miejscu w kopnym piachu i bawić się fontannami piachu. I to wszystko w cenie kompletu używanych kufrów do GieEsa ;) https://lh3.googleusercontent.com/hr...A=w970-h644-no Całe szczęście że Voytas jest cierpliwy i bez protestów toleruje nasze durne zabawy w środku niczego. W sumie, nie mamy nic lepszego do roboty niż powolne toczenie się przez piękny Wietnam. https://lh3.googleusercontent.com/RX...y=w970-h644-no Czasem nawet mapy Googla nie pomagają, wtedy jedziemy na absolutnego czuja - byle trzymać się mniej więcej linii brzegowej. https://lh3.googleusercontent.com/3i...o=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/pH...K=w970-h644-no A tak wygląda zadowolony Przemas jak pojeździ trochę po piasku :) https://lh3.googleusercontent.com/kx...U=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/g3...m=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/lW...i=w970-h644-no Nawet w tych najmniejszych wioskach można znaleźć hamakownię, kawę i troszkę cienia. O dziwo, wszędzie mamy zasięg 4 G więc internet zapierdziela lepiej niż w centrum Warszawy. https://lh3.googleusercontent.com/TL...J=w970-h644-no Gdy już znudzi nam się piasek, wracamy na jakiś czas na asfalt. Czasem jest to jedyna opcja by objechać jakąś zatokę albo rozlewisko rzeki. Podziwiamy zwinność kierowców, pakowność motocykli i pomysłowość logistyczną - następny szef DHL będzie Wietnamczykiem - ja to czuję...;) https://lh3.googleusercontent.com/9V...j=w970-h644-no O mały włos a wziąłbym udział w sesji pissingu - operowanie lustrzanką jedną łapą w czasie jazdy to jest głupi pomysł i tyle. https://lh3.googleusercontent.com/Jb...N=w970-h645-no A propo ryżu, nie wiem czy już pisałem: zbiory są trzy razy do roku. Dlatego poletka ryżu są albo błotnymi sadzawkami, albo mają kolor jasno żółty lub ciemno zielony. https://lh3.googleusercontent.com/0K...V=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/KZ...x=w970-h644-no Na chwilę zatrzymaliśmy się na cmentarzu wojennym, z tego co wyczytaliśmy w okolicy były jakieś duże walki. Smutny to obraz, zwłaszcza że była to w pewnym sensie jednak wojna domowa. To że zazwyczaj patrzymy i myślimy o tej wojnie z perspektywy kilkudziesięciu tysięcy zabitych Amerykanów a nie milionów Wietnamczyków to efekt filmów/Hollywood. https://lh3.googleusercontent.com/0D...9=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/iS...6=w970-h644-no Tutaj kolejny ciekawy przykład pragmatyczności Wietnamczyków. Przydrożne słupki są wyskalowane, w porze deszczowej nie tylko wiesz gdzie jest droga ale także jaka jest głębokość brodzenia. Szapoba. https://lh3.googleusercontent.com/Rh...9=w970-h644-no Czasem musimy solidnie zwolnić, tym razem na drodze stoi młóckarnia do ryżu i pracuje w najlepsze. Przestało nas to dziwić, przecież droga jest idealnym miejscem - jest równo i sucho. A to że trochę przeszkadza ? Spoko, wszyscy się zmieszczą. https://lh3.googleusercontent.com/_C...L=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/ms...l=w937-h622-no https://lh3.googleusercontent.com/E8...a=w937-h622-no https://lh3.googleusercontent.com/gb...S=w970-h644-no Przemasa znowu pociągnęło w bok, myszkujemy między krzaczorami w poszukiwaniu ścieżki nad morze. Nagrobki pojawią się najbardziej zaskakujących miejscach. https://lh3.googleusercontent.com/Xr...a=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/O3...a=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Id...1=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/0t...=w1145-h644-no Niestety śmieci są wszędzie, nawet najbardziej urokliwe miejsce bywa zawalone tonami odpadków. Przed Wietnamczykami długa droga by dołączyć do cywilizacji w tym zakresie. https://lh3.googleusercontent.com/SS...=w1145-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/-G...2=w970-h644-no Czasem natrafiamy także na wyspy cywilizacji - tym razem na elegancką knajpkę z widokiem na morze. To co nas jednak bardziej zachwyciło, to widok motocykli o "normalnych" pojemnościach na wietnamskich blachach. https://lh3.googleusercontent.com/RY...e=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/Ll...v=w970-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/47...o=w970-h644-no Ostatnie kilkanaście kilometrów przed celem dzisiejszej podróży pędzimy równą i pustą dwupasmówką. To chyba jedyny moment gdy czuję że przydałoby się więcej koni i lepsze zawieszenie w naszych parchach. https://lh3.googleusercontent.com/Y5...2=w970-h644-no Późnym popołudniem docieramy do sporego miasteczka Qui Nhon, jest wietrznie i pochmurno, mam wrażenie że za moment czeka nas niezły prysznic ale nic takiego się nie dzieje. Ruch na ulicach większy niż na prowincji, trzymamy się razem by się nie zgubić na ostatnich metrach. W dzielnicy nad zatoką wyszukujemy hotel, z pierwszego jest niezły widok ale pokój jest ciasny a cena powyżej średniej. Za rogiem znajdujemy wielgachny pokój, garaż na moto i cena jest normalna. https://lh3.googleusercontent.com/PV...u=w970-h644-no Przy ostatnim tankowaniu odpadł mi klakson, po prostu blaszka na której się trzymał pękła i całość radośnie dyndała mi na kablach przy błotniku. Robię prowizoryczny montaż przed hotelem, klakson stracił siłę głosu, beczy smutno i cichutko jak gwałcona owieczka. Wieczorem jedziemy coś zszamać na kolację, gubimy się oczywiście jak pijane dzieci we mgle i wracamy do hotelu osobno. https://lh3.googleusercontent.com/eO...=w1145-h644-no https://lh3.googleusercontent.com/y3...7=w690-h503-no Przelot dnia: 181 km |
Hmmm, skad wiesz jak beczy gwalcona owieczka? :D
|
Cytat:
Nie wiem co bardziej w Twojej relacji mikelos przemawia do mnie: zdjęcia czy opis... Wyśmienite! |
Cytat:
No i cały czas czekam na informację, taką 100% szczerą, czy kupno sprzętów było lepszym rozwiązaniem od wynajmu. No chyba, że jeszcze przed odlotem dojdzie mały wypad do Kambodży to nie było pytania :) Pzdr |
Cytat:
|
Majkel, nie obijaj sie, pisz :)
|
Nie obija się. Liże właśnie nowo-nabytego KTMa po plastikach, czy innych brzydkich miejscach, aby ładnie się pod kościołem prezentował :o. No i czeka na przesyłki -> siedzi w okienku i patrzy, czy aby listonosz o nim nie zapomniał :haha2:
J. |
Cytat:
Ps. Jac - co z tym smarowaniem ? Linki mam na myśli....zboku :) |
Nie wiem jaki macie osobisty stosunek do Fazy, ale skoro temat Wietnamu to może warto zobaczyć :)
https://www.youtube.com/watch?v=lb86NWD22tE Ciekawe ile taki wyjazd + koszty skutera kosztuje ;) |
Niestety w lipcu nie pociągnę wątku do końca, lewy obojczyk barkowy nie wytrzymał lotu z nowego kata i 4 tygodnie mam łapę w ortezie. Pisanie jednym palcem - masakra :(
|
Zdrowia!
wytapatalkowano |
Ech, a ja akurat dzisiaj zacząłem czytać wątek od samego początku, licząc na zakończenie z puentą. A tu taka puenta...
Mikelos, zrastaj się szybko i prosto, zdrowia! |
eh, mowilem ze drz byla lepsza, z drz nie spadales :)
|
No to pięknie,KTM zbiera swoje żniwo!Zrastaj się!
|
20:37
moja rejestracja na forum 21:43 doszedłem do końca tego opisu ech |
No żal :) Ja może nie tak szybko, ale też czuję niedosyt :D
Chyba pojadę w lutym. |
Ziewając z nudów...
Idąc spać, byliśmy niemal pewni, że w nocy przyjdzie burza. Nic z tego, rano nie ma śladu po wieczornym ołowianym niebie. Czeka nas kolejny upalny dzień. Pakujemy się w garażu korzystając z cienia, odpalamy nasze pierdziwrotki i ruszamy w drogę. Wyjazd z miasta jest nieco nerwowy, poranny ruch wymusza skupienie i chirurgiczną precyzję w manewrach. Klakson beczy niczym astmatyczny komar - muszę cholerstwo zmienić przy najbliższej okazji. Po Wietnamie można jeździć bez świateł, kierunków i innych błyskotek - generalnie bez elektryki - ale klakson musi być. Parę razy drę ryja na lokalesów gdy zajeżdżają mi drogę ale to tylko wzbudza ich radość i ciekawość. Szkoda gardła. https://lh3.googleusercontent.com/1I...A=w962-h639-no Toczymy się wzdłuż wybrzeża - co jakiś czas łapiąc całkiem przyjemne widoczki na wodę. Szosa jest dobra, miejscami dwupasmowa i równa. Trochę żal, że te nasze toczydełka nie mają więcej siły. Z drugiej strony - może to i lepiej. Mało mocy = wolniej i bezpieczniej. W kilku miejscach wjeżdzamy na małe przełęcze - smród sprzęgieł z mijanych ciężarówek i palonych hamulców - oddech cywilizacji :) https://lh3.googleusercontent.com/D7...Q=w962-h639-no Na jednej z przełęczy trafiamy na zatoczki parkingowe, w których za parę groszy można skorzystać ze szlaucha z wodą. Patent jest używany głównie przez kierowców ciężarówek do chłodzenia hamulców po forsownym zjeździe. Zachciało się nam czystości - nie wiem co nam odbiło. https://lh3.googleusercontent.com/xs...Q=w962-h639-no Moja strzała po kąpieli oczywiście robi focha i traci iskrę. Nie lubi wilgoci i już. Cisnę rozrusznik, macham kopniakiem - ani drgnie. W końcu wykręcam zaślepkę w karterze od strony magneta i stawiam w pełnym słońcu. Nie chciałaś ruszyć - to teraz się smaż w słońcu. Przy okazji poznajemy "szefową" przydrożnej myjni. Wrzucam foty na fejsa wzbudzając ciekawość żony. Potem zrobi mii jesień średniowiecza - wiem :) Ale teraz mam wakacje i mam to w nosie :) https://lh3.googleusercontent.com/Gx...=w1136-h639-no Wczesnym przedpołudniem docieramy do małego miasteczka (Ninh Hoa) przy głównej trasie. Jesteśmy kosmicznie wynudzeni trasą, na dziś mamy dosyć tego turlania. Pierwszy z brzegu hotel okazuje się całkiem przyjemny. Ćwiczę swoją umiejętności aktorsko-negocjacyjne - dostajemy pokój za 330 tys VND. https://lh3.googleusercontent.com/Um...g=w962-h639-no Parkujemy nasze rydwany w hotelowym lobby. Kontrast między kremową, idealnie czystą podłogą a brudnymi kołami jest lekko szokujący. Szybki prysznic i idziemy na piechotę coś zszamać na kolację. https://lh3.googleusercontent.com/vF...g=w962-h639-no Chłopaki mają ochotę na coś mięsnego, kupują dwa wiadra ślimaków i zabierają się za ich wpierniczanie. Nie mogę na to patrzeć :dizzy: Idę na drugą stronę ulicy i wciągam coś co nie przypomina konsystencją gluta. https://lh3.googleusercontent.com/eP...=w1136-h639-no Ujechane 188 km |
Ziewając z nudów - kolejny dzień...
Kolejny dzień zapowiadał się równie nudno. Woda, drzewa, plaże - i tak non stop. Pierwsze kilometry toczymy się na południe wzdłuż wybrzeża w stronę miasta Nha Trang, ale musimy być czujni jak ważki, by odbić we właściwą drogę w stronę gór. Nie mamy ochoty wracać do Sajgonu tą samą trasą. https://lh3.googleusercontent.com/R4...A=w962-h639-no Jedyna radocha to przerwy na kawę i złapanie kwadransa w cieniu. Podpieramy się w nawigowaniu mapami googla. Lokalna karta z dostępem do internetu to był jednak świetny pomysł. https://lh3.googleusercontent.com/uj...=w1136-h639-no Jak wiadomo, zbyt duża dawka asfaltu szkodzi - uszkadza mózg i serce. Dlatego każdy kto chce pozostać "normalny" musi raz na jakiś czas spie...ić w teren. Przemek wynajduje małą rzeczkę i dopiero po kilkukrotnym jej przejechaniu jest gotowy wrócić na asfalt. Wmawiamy sobie, że taka jazda służy hartowani napawanej zębatki :) https://lh3.googleusercontent.com/Yt...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/fi...Q=w962-h639-no Oddalamy się od wybrzeża, krajobraz powolutku wznosi się i przestaje wiać nudą. Mijamy plantacje kawy, herbaty i innych różności, których nawet nie umiemy nazwać. Odcinki drogi które miały być gruntowe, okazują się bardzo dobrej jakości asfaltami. https://lh3.googleusercontent.com/HC...A=w962-h639-no Aha, dawno nic się psuło ? No to się zepsuło. Rozebraliśmy trochę instalacji paliwowej by na końcu dojść do wniosku, że paliwo się skończyło - radośni idioci w akcji :) Nie wiem czemu, moja strzała paliła najwięcej a była najwolniejsza - uznałem to za złośliwy przytyk do mojej masy i strzeliłem focha. Przeszło mi po 5 minutach. https://lh3.googleusercontent.com/_Z...=w1136-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Rs...w=w962-h639-no Trochę nie widać tu skali, ale te kamyczki w dole to głazy w rzece. Powietrze jest tak rozgrzane, że aż trudno zrobić ostre zdjęcie na odległość. https://lh3.googleusercontent.com/0n...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/JU...g=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Ca...Q=w962-h639-no Przydrożne kapliczki, tyle że zamiast jezuska mają buddę albo innego bożka. https://lh3.googleusercontent.com/gV...g=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/qD...w=w962-h639-no Miejscami formacje skalne są naprawdę monumentalne, zdjęcia zupełnie nie oddają skali - szkoda. To trzeba zobaczyć na własne oczy - serio. https://lh3.googleusercontent.com/7k...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/lF...w=w962-h639-no Ta cienka strużka wody, to wodospad który z bliska już nie wygląda tak niewinnie. Droga wije się wzdłuż zboczy, cały czas nabieramy wysokości. W ten sposób wjechaliśmy w pasmo gór Annamskich. Powoli lasy ustępują miejsca kolejnym plantacjom. https://lh3.googleusercontent.com/C1...g=w962-h639-no No i kawa, obowiązkowa, pyszna i tania jak barszcz. Za kawę z mlekiem sojowym i lodem płacimy przeciętnie równowartość 2 zł. Nigdy więcej nie kupię kawy w Starbucks. https://lh3.googleusercontent.com/6y...g=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/WE...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/CH...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/f7...A=w962-h639-no Dojeżdżamy na przedmieścia miasta Dalat. Każdy fragment doliny został wykorzystany na postawienie szklarni. Powoli zachodzi słońce, szklarnie robią przedziwne wrażenie. Z jednej strony - szkoda zniszczonej przyrody. Z drugiej strony - dają miejsca pracy i zarobek przedsiębiorczym Wietnamczykom. Mam mocno mieszane uczucia. https://lh3.googleusercontent.com/G1...A=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/dC...A=w962-h639-no Oto Vojtas... https://lh3.googleusercontent.com/WA...g=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Ko...A=w962-h639-no Dalat został założony w 1920 r przez Francuzów jako kurort i uzdrowisko, to dlatego że dolina jest położona na wysokości 1200 m npm. Dzięki temu klimat nie jest tu tak ostry, w szklarniach hoduje się kwiaty które na nizinach nie wytrzymałyby temperatur. Zjeżdżamy do centrum miasta, mijamy zabytkowe kolonialne wille i pensjonaty. Przez środek miasta płynie rzeka, rozlewająca się w zagospodarowane jezioro. Wszędzie eleganckie alejki, lampy i ławeczki. https://lh3.googleusercontent.com/vs...w=w962-h639-no Po małych poszukiwaniach, udaj się nam znaleźć fajny hotelik w starej willi. https://lh3.googleusercontent.com/8D...g=w962-h639-no Z tarasu mamy widok - tak, dokładnie - na szklarnie aż po horyzont :) https://lh3.googleusercontent.com/UB...g=w962-h639-no Wieczorem jedziemy na kolacyjne żerowisko, opychamy się jak zwykle pysznościami. Na dobranoc bierzemy po zimnym piwie i leżąc na brzegu jeziora sycimy się atmosferą przyjemnego wieczoru. To był dobry dzień. Nic nam nie odpadło, nie struliśmy się, nic nas nie pogryzło ani mieliśmy chwili zwątpienia. Oby tylko takie dni wypełniały nasze życie :) Ujechane: 175 km |
Nareszcie :) :Thumbs_Up::bow:
|
lubię takie odgrzewanie kotleta :D Kiedy już zapomniało się o czytaniu jakiejś relacji i nagle pojawia się nowy odcinek, dawaj dalej ;)
|
wspomniane plantacje herbaty to były nieskończone sady jaśminowe, aż nie chciało się stamtąd wyjeżdżać
|
Kierunek - Sajgon
Wieczorem nie miałem pod ręką aparatu a miasto kusiło by pstryknąć kilka zdjęć. Rano umawiam się z chłopakami, że poturlam się po mieście samemu - zjem śniadanie, pstryknę foty i wrócę do hotelu by spakować się w dalszą podróż. Tam gdzie wieczorem miasto tętniło życiem i handlem ciuchami, przed południem trwa handel kwiatami, warzywami i owocami. Kolejny dowód na pracowitość i przedsiębiorczość Wietnamczyków. https://lh3.googleusercontent.com/RI...8=w595-h395-no https://lh3.googleusercontent.com/Ax...c=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/_P...4=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/rO...M=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Cp...M=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/ue...w=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/9q...0=w962-h639-no Miejscami widać europejski styl knajp, trochę architektury i resztki europejskiego planu urbanistycznego w ulicach - szerokie arterie, ronda, fontanny. Po wielu dniach jazdy po typowo wietnamskich miasteczkach, ten powiew europy przypomina nam, że powroty są do dupy i nieuchronnie zbliża się czas powrotu do codziennych realiów - fuck :mur: https://lh3.googleusercontent.com/fB...M=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/0u...8=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/t8...o=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Ew...M=w962-h639-no Najfajniejszą rzeczą w Dalat jest jednak centralne jezioro. Dzięki alejkom i znośnej temperaturze, jest to pierwsze miejsce w którym widzę biegaczy - wszędzie indziej zostaliby rozjechani przez motocykle :) https://lh3.googleusercontent.com/yz...w=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/5G...Y=w962-h639-no Pakujemy graty, tankujemy, robimy szybki serwis (klakson, taśmy do troczenia) i ruszamy - robi się południe i słońce napieprza już całkiem solidnie. Z każdym kilometrem pędzimy w dół, zakręt za zakrętem wśród lasów piniowych. Wietnamczycy mają słabą technikę jazdy w zakrętach, jeżdżą na kwadratowo zupełnie nie składając się na łukach. Wyprzedamy wszystko co turla się przed nami, jedynie słabe hamulce ograniczają naszą fantazję :) https://lh3.googleusercontent.com/iA...M=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/gY...U=w962-h639-no Po wyjechaniu ze strefy lasów, jedziemy przez tereny rolnicze klucząc po różnych lokalnych drogach - trochę chcąc uniknąć jazdy głównym szlakiem, trochę przez przypadek. Wmawiam sobie, że tak jest fajnie i bardziej w stylu adwenczer ale zawieszenie wybiera tylko nierówności grubości monety, resztę amortyzuję tłustą dupą :D https://lh3.googleusercontent.com/tW...k=w962-h639-no Staramy się objechać duży sztuczny zalew, meandrujemy wąskimi drogami mniej więcej we właściwą stronę. Dróg na nawigacji już dawno nie widać, z każdym kilometrem jesteśmy jednak coraz bardziej w czarnej dupie. Na jakimś stromym odcinku, mój dupowóz bezczelnie wywraca się na postoju. Klnę, nawet nie mogę się odlać spokojnie. https://lh3.googleusercontent.com/_V...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/0k...0=w962-h639-no Zwykła parkingówka, ale nóżko-stopka wybrała wolność. Oglądam mocowanie, widać że niejeden spawacz zostawił tu swój autograf. Wrzucam żelastwo do koszyka, zgrzytam ze złości zębami i w dalszą drogę ruszam niczym sparaliżowany bocian - dyndając lewą nogą w powietrzu. Bardzo zabawne...:haha2: https://lh3.googleusercontent.com/Fr...M=w962-h639-no Nawet już nie udajemy że nawigujemy, po prostu jedziemy na pałę licząc że droga nas jednak gdzieś doprowadzi... https://lh3.googleusercontent.com/gQ...c=w962-h639-no ....doprowadziła nas na brzeg jeziora w krzaczory :) Rechocząc zawracamy w miejscu - na tych sprzętach można to zrobić na tylnym kole, w miejscu, paląc fajkę i stojąc w klapkach. https://lh3.googleusercontent.com/aM...8=w962-h639-no Jazda pod górę, na łysych kapciach, po kamyczkach i suchych gałęziach, z jedną nogą w górze - bardzo to było relaksujące. W najbliższej wsi za 10 tys VND kolejny spawacz zostawia swój autograf. Ten przynajmniej jest artystą - spawa stopkę krzywo - macham ręką. Mam już dość walki z tym żelastwem. https://lh3.googleusercontent.com/Lb...s=w962-h639-no Udaje się nam trafić na całkiem niezłą szosę, co zabawne - nie ma jej na mapie. Kolejne kilometry pędzimy jak wściekłe psy po nowiutkim asfalcie. Mijamy plantacje kawy, rzeczki i mosty - raczej nuda. Takie są uroki wyżyny centralnej. https://lh3.googleusercontent.com/ZK...w=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Qq...o=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/fH...w=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/uO...s=w962-h639-no Docieramy do miasteczka Bao Loc, w którym - oprócz naszej trójki - nie ma niczego interesującego. O dziwo, znajdujemy fajny hotelik - właścicielka mówi nawet nieco po angielsku. Udaje się nam dogadać na tyle, że dostajemy pokój od tyłu - będzie ciszej niż od ulicy. W okolicy nie ma nic ciekawego - typowe rolnicze mydło i powidło - sklepy, warsztaty. Wieczorem idę do salonu masażu - miła pani robi mi miłe rzeczy - było zajebiście :Thumbs_Up: https://lh3.googleusercontent.com/Jq...E=w425-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/rR...Y=w962-h639-no Ujechane: 155 km |
Coraz bliżej Sajgonu....
Powroty są do dupy a do tego wracamy zbyt szybko :mur: Jest piątek 18 marca, jesteśmy jakieś 200 km od Sajgonu a wylot mamy dopiero we wtorek 22 marca rano. Musimy trochę pokręcić się wokół miasta, bo siedzieć 3 dni w hotelu nie mamy ochoty. Zamiast walić na południe, jedziemy bardziej na zachód, w stronę granicy. Wczorajsze kamieniste drogi zbierają żniwo. Sprzęt Vojtasa ma problem z tylną piastą. Zajeżdżamy po trasie do serwisu, wyrok jest smutny - piasta ma już taki luz, że żadne blaszki albo inne dynksy wokół łożyska nie pomogą. Werdykt: nowa piasta i łożyska, zostawiamy obręcz i szprychy. https://lh3.googleusercontent.com/aV...o=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/yR...c=w962-h639-no Przemek zagląda do przedniej osi - tutaj wystarczy wymiana łożysk. No to mamy godzinę przerwy. Siadamy w cieniu, kawa z lodem, pełny luz - nigdzie nam się nie śpieszy. https://lh3.googleusercontent.com/k3...I=w962-h639-no Mechanik ma pomocnika, tego po prawej, który nie ma prawej dłoni. Szacun - facet ogarnia tak sprawnie robotę narzędziami, że nigdy więcej nie będę marudził przy serwisowaniu mot dwoma łapami. https://lh3.googleusercontent.com/VG...A=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/gu...U=w962-h639-no A na zapleczu, walają się zwłoki Hondy Cub - aż żal patrzeć. Pewnie są tak zajechane, że nawet tutaj nie ma sensu ich remont :( https://lh3.googleusercontent.com/cV...A=w962-h639-no Ruszamy raźno w trasę, nawigując oczywiście po drogach "pierwszej klasy, wybierając odcinki o idealnej nawierzchni". Czyli tłumacząc na nasze: znowu jesteśmy w czarnej dupie, nawigacja dawno temu powiedziała nam "walcie się na ryje" ale my uparcie przemy do przodu ;) https://lh3.googleusercontent.com/di...c=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/na...Q=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/D-...A=w962-h639-no Po drugiej stronie doliny jest tak samo - wszystko jest w czerwonym pyle. Mamy czerwone ryje, buty, spodnie - wszystko - masakra jakaś. Czasem mijamy ciężarówki - wtedy dostajemy ekstra dawkę pylicy. https://lh3.googleusercontent.com/gu...w=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/6k...I=w962-h639-no Z góry nasza dolina wygląda uroczo. Pocieszamy się, że po drugiej stronie rzeki droga jest w takim samym pyle jak u nas. Szkoda tylko, że wczoraj robiliśmy małe pranko - szlag trafił nasze wysiłki - nie będzie lansu na mieście wieczorem :( https://lh3.googleusercontent.com/nh...U=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/LO...c=w962-h639-no Za to później droga się poprawia, zamiast pomarańczowego pyłu mamy żółty w konsystencji talku. Vojtas uśmiecha się spod googli, my z Przemkiem tylko zgrzytami zębami. https://lh3.googleusercontent.com/gg...=w1136-h639-no Przed zmrokiem docieramy do małego miasteczka. Googiel nic nie mówi o hotelu. Zaczepiamy jakąś kobitkę na skuterze, macha łapką i karze jechać za sobą. Docieramy do fajnego Khans Sanu - czyli czegoś w rodzaju hotelu robotniczego. Prysznic jest, klima działa - nic więcej nie jest nam potrzebne. https://lh3.googleusercontent.com/gy...s=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/24...k=w962-h639-no Jesteśmy mega zakurzeni i zjechani ale szczęśliwi jak norki. Odszorowani, jedziemy wieczorem na żarcie do centrum. Znowu opychamy się do granic wyporności. W drodze powrotnej do hoteliku kupujemy zimne piwo - wieczorem, gdy temperatura już opada smakuje bosko. https://lh3.googleusercontent.com/Nz...o=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Wb...k=w962-h639-no Ujechane 170 km |
Powrót do jądra chaosu....
Budzimy się późnym porankiem, hotelik jest na uboczu więc nie dociera do nas jazgot ulicy. Na śniadanie jedziemy do centrum miasteczka, w okolicach bazaru zawsze można coś zjeść. Muszę kupić nowy kask, mój stary ktoś buchnął z koszyka, mimo że moto było na terenie hotelu. Finansowo strata żadna, ale drobne ukłucie goryczy poczułem. Przymierzam na bazarze kilka wzorów, makówka europejska jest niestety nad wymiarowa. Pasuje tylko jeden, w kolorze kawy z mlekiem czyli lekkiej sraki. Ma jakiś magiczny certyfikat. Tak na oko - nie wiem czy wytrzyma upadek na asfalt. Mamy przed sobą niecałe 200 km, jest sobota - zostaną nam 2 dni na wędrowanie po Sajgonie. https://lh3.googleusercontent.com/n5...=w1136-h639-no Jednym z ciekawych zwyczajów jest organizowanie wesel na ulicy. Namioty zawsze mają intensywne kolory, z głośników napiernicza głośna muzyka, a to wszystko na chodniku lub ulicy przed lokalem. Towarzystwo jest ubrane zazwyczaj bardzo elegancko i po europejsku - następnym razem musimy się wprosić na taką imprezę by wczuć się w atmosferę ;) https://lh3.googleusercontent.com/9v...=w1136-h639-no Aha, zwyczajowo zaglądamy do serwisu, tym razem to ja złapałem gumę - zresztą to nasza pierwsza guma. Nawet nie chce mi się walczyć z naprawianiem, na flaku turlam się do wulkanizatora. W ramach usługi panowie wymieniają dętkę a my zabawiamy ich dziewczyny - dzięki fotom z nami łapią +100 punktów do lansu na fejsie - my pewnie też ;) https://lh3.googleusercontent.com/ij...=w1136-h639-no Jedziemy do Sajgonu częściowo po wczorajszym śladzie, potem wciskamy się na coraz większe i bardziej tłoczne arterie. Tereny sadów i upraw zajmują przedmieścia. Na 50 km przed miastem jedziemy praktycznie non stop wzdłuż sklepów, przeróżnych warsztacików i fabryczek. Ruch na ulicach narasta, oczki latają nam wokoło głowy. https://lh3.googleusercontent.com/xg...w=w962-h639-no Akumulator od ciężarówki ? Spoko, zmieści się między kolanami... https://lh3.googleusercontent.com/ss...Q=w962-h639-no Przy jednym ze skrzyżowań, dostrzegamy stację benzynową z myjnią do motocykli. Wow, takie SPA dla pierdzipędów. Parkujemy, zrzucamy bagaże i siadamy w poczekalni. Nasze osiołki wyglądają na naprawdę sterane - takie wiejskie kundle przy eleganckich miejskich skuterach. https://lh3.googleusercontent.com/UC...A=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/uv...M=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/N-...0=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/LO...Q=w962-h639-no Motocykle są tak dokładnie wymyte, że żal nam na nie wsiadać. Wciskam łaziebnemu srogi napiwek - mruga ze zdziwieniem oczkami. Cały cyrk z myciem jest oczywiście po to, by łatwiej było sprzedać żelastwo - nie wiemy czy kupi je jakiś turysta, lokales czy handlarz. https://lh3.googleusercontent.com/VR...E=w962-h639-no Jedziemy do centrum Sajgonu, poszukać w okolicach ulicy BuiVien jakiegoś hoteliku na dwie noce. Jest środek weekendu, wszystko pozajmowane. Dopiero 8 czy 10 hotel do którego zaglądam ma wolny pokój. Trochę się targuje, ale nie za bardzo bo wiem że alternatywy mogę nie znaleźć. Płacimy 22 USD za noc, bez śniadania. Pokój jest na 3 piętrze, ciasny ale czysty. Wnosimy bagaże, podziwiamy widok z okna i wracamy na dół. Na uliczce nie wolno parkować, musimy przestawić moto na publiczny parking. https://lh3.googleusercontent.com/5J...0=w962-h639-no https://lh3.googleusercontent.com/Gv...g=w903-h599-no https://lh3.googleusercontent.com/_z...Q=w962-h639-no Trochę bujamy się ze znalezieniem miejsca na parkingu, większość okolicznych jest zajęta albo najzwyczajniej obsługa nie chce dla nas znaleźć miejsca. No nic, kij im w oko. Odstawiamy graty na publiczny miejski parking, jest trochę dalej ale też strzeżony - jak wszystkie. Sobotni wieczór spędzamy "tradycyjnie" na Bui Vien - żarcie, zimne piwo i patrzenie na przelewający się tłum. Po 3 tygodniach w Wietnamie, uroda europejek zaczyna być egzotyczna - zapomnieliśmy jakie są "kluskowate i wielgachne" tu disklajmer: oczywiście nie wszystkie ;) Ceny papu i hoteli w Sajgonie - w porównaniu z resztą kraju - wyraźnie wyższe ale to normalne. Ujechane 181 km. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:09. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.