![]() |
Zdecydowanie dłużej... ;)
|
nie zle kilka razy poplakalem sie ze smiechu..
:Thumbs_Up::Thumbs_Up: |
[QUOTE=Maurosso;468833]============
Do Ankary trafiam późnym popołudniem. W piątek. Tak więc konsulat Turkmenistanu, w którym muszę załatwić wizę, zamknięty do poniedziałku. no a gdybyś uważniej poczytał forum to miałbyś luksusowe warunki! |
Konsekwencja to ważna rzecz. Jak się coś zacznie to warto skończyć. Ponad rok mija od wyjazdu, a opisana trzecia część. Głupio mi.
--------------------------------------- Na Armenię nie miałem większego planu, jednak wiza do Iranu startowała dopiero za ponad tydzień, więc można było pokręcić co nieco. Pierwszy przystanek to wulkan Aragats. Ideą było wjechanie praktycznie na sam szczyt. Droga kończy się przy jeziorku u podnóża "cztero-szczytu", jest tam restauracja. Chciałem zaopatrzyć się w wodę, bo jak zwykle jakoś brakło mi jej. Tam też pierwszy raz spotkałem się z niezrozumiałym dla mnie chamstwem. W restauracji pani kelner w ogóle nie chciała ze mną gadać. Udawała, że mnie nie rozumie i zajęła się jakimś stolikiem z Rosjanami. Poszedłem w kierunku kuchni, gdzie w zasięgu wzroku kilka lodówek z wodami, coca-kolami i innymi fantami. Proszę kucharza o butelkę. Ten chce mnie wygonić, mówi że nie ma czasu. Naciskam. W odpowiedzi słyszę 20 dolarów za butelkę 0.5l wody. Robi się nieprzyjemnie...Wodę w końcu ogarniam z pobliskiego źródełka. Ale niesmak pozostaje na długo. Dzida w górę, w połowie drogi pomiędzy jeziorkiem a szczytem, afra traci power. Ewidentnie brakuje jej tlenu. Zostaje na miejscu. Te ostatnie 300metrów z bucika na szczyt. Mnie też pierwszy raz na tym wyjeździe zaczyna brakować tchu. Fajne uczucie :) Widok na jeziorko i restauracje z wodą po 20$ https://lh3.googleusercontent.com/-Q...28370%2529.jpg Śnieg w lipcu! https://lh3.googleusercontent.com/-y...28372%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-R...28378%2529.jpg Wyżej nie ujechała :) https://lh3.googleusercontent.com/-r...28381%2529.jpg Z wulkanu kolejne kilometry kręcone były w kierunku regionu Górskiego Karabachu. Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/-P...28382%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-t...28384%2529.jpg Sam wjazd do Karabachu to piękna, prawie dwustu kilometrowa szutrówa. https://lh3.googleusercontent.com/-H...28386%2529.jpg Kierunek na stolicę regionu, Stepanakert. Miasto robi bardzo pozytywne wrażenie. Kafejki w stylu zachodnim. Wyremontowane budynki i drogi. Mocno na plus. Tam też załatwiam wizę, obowiązkową dla przebywania w tym regionie i ponoć sprawdzaną przy wyjeździe (mi nie sprawdzał jej nikt). Koszt ok. 15$. Dostaje się ją w postaci naklejki, którą można wlepić do paszportu. Urzędnicy nie robią tego, bo z taką wlepką mogą nas nie wpuścić Turcy, Azerowie i kilka innych krajów w regionie. [img][/img] Puszczam się także w lekkie offy po okolicy. Jakieś pola, bezdroża, polanki. Generalnie szlajanie się po okolicy. Jedna z dróg prowadzi przez czynny kamieniołom. Ominięcie go to nadkładanie ponad 70km. Żar się leje z nieba, nieopodal wzgórze, które powinno dać mocny skrót. Ten skrót zakończył się jedną z bardziej niebezpiecznych akcji wyjazdu. https://lh3.googleusercontent.com/-o...28390%2529.jpg Wszystko zaczęło się od kurwi stromego podjazdu na wzgórze. Po podjeździe ścieżka zmieniła się w na tyle wąską, że zawrotka stała się niemożliwa. Można było drzeć dalej pod górę i naprzód. https://lh3.googleusercontent.com/-n...28391%2529.jpg Ścieżka stała się jeszcze węższa. Po prawej zbocze w dół, po lewej pod górę. Nie skarpa...ale zbyt stromo by zawrócić moim krówskiem z pełnym bagażem na oponach 50/50. Rozwidlenie. Zsiadam z moto i na piechtę idę obadać możliwości. Żar się leje z nieba niemiłosierny. Wzgórze zalesione. Duszno. W lewo po lekkim podjeździe coś w stylu wycinki lasu. Raczej udałoby się zawrócić. Prawa odnoga też prowadzi do wycinki i ścieżka się urywa. Jednak przez drzewa widać praktycznie już łąkę, więc jakby się uprzeć to niezbyt stromym zboczem, przez las, dało by się wbić ja polankę a z niej na drogę. W miarę zadowolony z tego planu, łamię sobie gałęzie, coby oznaczyć przejazd między drzewami i nie zahaczyć się sakwami. Planuję cały przejazd, sprawdzam wszystko z dwa trzy razy. Gitez, wszystko przygotowane to zjazdu. Można wracać po parcha. Tylko, w którą stronę on był? Łażę w górę i w dół...i zgubiłem tą ścieżynkę. Zgubiłem moto. Komra przy afrze, więc nie mam jak po śladzie wrócić. Chyba z 30 minut kręcę w górę i w dół, zanim w końcu znalazłem moto. Temperatura robi swoje, jestem już mocno zmordowany. Wsiadam i na mocnym wyczerpaniu kieruje się w kierunku przygotowanego zjazdu. W pewnym momencie coś poszło nie tak. Klamka hamulca naciśnięta zbyt mocno, lekki uślizg przodu na liściach i paciak w dół zbocza. O tyle nie fortunny, że tylnie koło wpada pod drzewo rosnące pod kątem. Sakwy lekko zakleszczają sprzęta. Ani w dół, ani w górę. Morduje na wszelkie sposoby , ni ciula nie chce wyleźć spod tego konara. Nie ma opcji, muszę zedrzeć wszystkie bagaże, może wtedy się uda. Cała góra toreb spoczywa obok, a ja już z zwiotczałymi kolanami dalej szarpie się z parchem. Nie urobi. Trzeba pozbyć się drzewa...na szczęście mam małą piłkę ręczną. Dopieram się do drzewa. Idzie to potwornie powoli. Co kilka pociągnięć potrzebuję minutę by złapać tchu. Łapy drżą. Siadam koło moto i zaczynam kminić: "Spoko, ogarnij się, niedaleko są jacyś ludzie, słychać ich...możliwe że odwadniasz się, uczyłeś się o tym. Objawy: gonitwa myśli, brak logicznego myślenia. Niedaleko jest ten kamieniołom. Może się przejść po kogoś? Zaraz, przecież miałem piłować drzewo. O czym to ja myślałem?" Drzewo w końcu ustępuje pod tępym uporem. Podniesienie moto i wypchnięcie go na ścieżkę wysysa ostatnie fizyczne soki. Gdy patrzę, na wszystkie bagaże które trza wrzucić na moto, to mi się rzygać chce. Mroczki przed oczami. Na wyłączonym silniku, hamulcu i pół sprzęgle docieram do wycinki z której mam uderzyć w zjazd w las. Oczywiście pięknie przygotowanej ścieżki nie odnajduje. Zawieszam się sakwami pomiędzy dwoma drzewkami...nawet nie zsiadając z moto, wyciągam piłem i ścinam je w otępieniu. Metr po metrze, wysuwam się z lasu na łąkę z widokiem na drogę, a wyglądem tak: https://lh3.googleusercontent.com/-j...28392%2529.jpg Do wioski jakieś 10km po mocno kamienistym szutrze. Glebie chyba z 5 razy na głupie sposoby, bo nie jestem w stanie kiery utrzymać. Przy sklepie, wlewam w siebie 2 litry wody, litr coli, litr soku pomidorowego. Dalej chce mi się kurewsko pić, ale jestem zalany pod korek. Kupuje jeszcze trzy litry płynów i znajduje mega miejsce na odpoczynek przy jeziorku, z cieniem od wielkiego drzewa. Glebie w cieniu. Od razu wyłączam się. Budzi mnie zachód i susza w pysku. Kolejne trzy litry wody i od razu kima do rana. Rano sprawdzam na tracku, ile zajęła cała akcja. Ile, od w miarę pełnego ogaru, wysokiej sprawności biofizycznej, zajęło do momentu, w którym mózg głupieje. Od podjazdu pod wzgórze, do wyjazdu z lasu minęło 76min. Wystarczyło trochę ponad godzinę, a wydawało się że trwa to ponad pięć. Po tej przygodzie, wstrzymywałem się od nieplanowanych offów bez wody. ------- Generalnie Górski Karabach jest mocno odcięty. Czuć dużą niepewność i dystans wśród lokalnych do obcych. Zniszczone wojną wioski są mocnym świadectwem konfliktu, który niedawno znów odżył. https://lh3.googleusercontent.com/-W...28395%2529.jpg Sama Armenia natomiast, nie pozostawiła mi zbyt pozytywnych wspomnień, jeżeli chodzi o aspekt ludzki. Piękne góry i drogi, zostały przyćmione przez np. akcje z restauracją, czy granicę wyjazdową, o czym nawet nie chce mi się opowiadać, bo działy się tam dantejskie sceny. Może źle trafiłem, może nie potrafiłem złapać wspólnego języka. Ale prawie każdy mój kontakt z Armeńczykiem, kończył się sporą dawką dystansu, chłodu i takim błyskiem w oku w stylu: "Po co ty tu jesteś? Nie widzisz że nasz kraj jest w niezwykle ciężkiej sytuacji? Czemu nie pojechałeś sobie do jakiejś Hiszpanii czy Włoch skoro stać cię na taki motor? Nic tutaj ciekawego nie zobaczysz." Typowa armeńska kolacja https://lh3.googleusercontent.com/-L...28396%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-n...28400%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-i...28402%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-X...28403%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-d...28406%2529.jpg |
Dzięki! Dawaj dalej :-D
wytapatalkowano |
Byłem w Armenii w maju na powrocie z Iranu jako tranzyt i choć super krajobrazy to jakoś mnie tam nie ciągnie (pierwsza wizyta także nie była najlepsza). Granica także dała nam popalić. Myślałem, ze na Irańskiej będzie gorzej, tyle się nasłuchałem a tu niemiła niespodzianka po drugiej stronie. Zresztą, portret Putina na wjeździe nie wróżył dobrze.
Z ludźmi nie wiele mieliśmy do czynienia ale po granicy jakoś nie pałaliśmy do kontaktów. Za wjazd trzeba także sporo gotówki zostawić i za wyjazd także :-( |
Fajną ma kolega pałatkę :)
|
Dzięki kolego za wstawkę, zwłaszcza za rozdział o Armenii/Górnym Karabachu.
|
Pałatka to już od wielu, wielu lat (nawet przed motorowych) jedna z pierwszych rzeczy które pakuje. Jej uniwersalność i fajność jest niezrównana. :)
07-A-gent...następnym razem ;) ------------------------ Niektórzy z was kojarzą pewnie tego Pana: https://lh3.googleusercontent.com/-k...28411%2529.jpg Nikt inny jak Hossein. Słynny 'biznesmen' graniczny, który sprawia, że wjazd do jego kraju idzie jak po maśle. Cena za tą przyjemność wygórowana, ale usługa wypełniona w 100%. Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/-7...28414%2529.jpg Pierwsze kilometry i ląduje w Tebriz. Wielce starym, historycznym mieście handlowym. Jednym z ważniejszych punktów na szlaku jedwabnym. No i już od pierwszych spacerów, Irańczycy są w pytę i basta. Każdy uśmiechnięty, chce pomóc. Na bazarach zachęcają do kupna, ale nie są jeszcze nachalni jak Turcy. Każde miasto to pięęękny bazar. Taki...jeszcze naturalny. Nie turystyczny. Fajne jest to, że bazar historycznie był zawsze centrum miasta i to nie tylko handlowym. Właściciele bazarów zawsze dzierżyli dużą władzę polityczną i byli nie jako zarządcami miasta z uwagi na posiadany majątek. Mieć swoje stanowisko na bazarze, to jak zasiadać w radzie miejskiej. Ten trend oczywiście po zmianach rewulucyjnych zaczął się odwracać, jednak wciąż stanowisko na bazarze to ogromny prestiż. Szczególnie że są to lokale własnościowe, więc inaczej jak w naszych galeriach, czynsze są minimalne. Ten w Tebriz jest o tyle wyjątkowy, że jest schowany od słońca w ogromnych nawach i tunelach. Można się zgubić w tych tunelach łączących różne sektory z łatwością...Sektor biżuterii, dywanów, zabawek dla dzieci, przypraw, mięs, przyborów szkolnych. Każdy ogromny i żywy. https://lh3.googleusercontent.com/-L...28416%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-l...28417%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-y...28418%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-I...28419%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-I...28421%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-u...28423%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-7...28426%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-S...28427%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-I...28429%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-M...28431%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-o...28433%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-l...28435%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-p...28436%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-H...28440%2529.jpg Z Tebriz obieram kierunek na morze Kaspijskie przedzierając się przez pasmo wzgórz. Sposób w jaki zmienia się klimat jest niesamowity. Na odcinku ok. 20km z suchego i pustynnego klimatu, wjeżdża się w klimat iście tropikalny. Ponad 30st i wilgotność pod 100%. Palmy, bujna roślinność. https://lh3.googleusercontent.com/-R...28443%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-r...28444%2529.jpg Jadąc wzdłuż górskich wiosek, trafiam na świadectwo reżimu propagandowego. Proszę kilka osób z rzędu o prośbę przetłumaczenia, co jest na plakacie napisane. Dwa lub trzy razy słyszę: "To jest propaganda...nikt w to z nas nie wierzy. Proszę Cię, wykasuj to zdjęcie. My tak nie myślimy." Któryś z kolei napotkany Irańczyk mówi mi "Słuchaj, powiem Ci co tu jest napisane, ale pamiętaj żeby nie pokazywać temu nikomu bez wytłumaczenia, że to jest ściema w którą żaden normalny Irańczyk nie wierzy. To rząd..." Parafrazując, plakat rzecze: -- OBWIESZCZENIE Pamiętajcie, ile krwi, cierpienia i poświęcenia zajęło nam pozbycie się wrogiego żołnierza z naszych ziem. Wiedz jednak że wrogi żołnierz wchodzi do twojego domu przez telewizję satelitarną!! -- https://lh3.googleusercontent.com/-v...28447%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-a...28449%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-q...28451%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-x...28453%2529.jpg Z krótkiego przelotu wzdłuż wybrzeża, wcinam się piękną górską drogą w region Doliny Króli. Z przewodnika Lonley Planet kupionego w Tebriz, wywiaduje się, że jest to jeden z bardziej tajemniczych rejonów Iranu. Pozostałość po Hashashinach. Dolina jest chroniona przez wysokie, niedostępne wzgórza i góry, z łatwym do kontrolowania przesmykiem. Dzięki temu, rodzi się tutaj pewnego rodzaju autonomia, zarządzana z zamku Alamut. Władca regionu i jego podwładni słynie z najemnictwa. A dokładniej z zabójstw wysoko postawionych osób w biały dzień. Hashashyni szybko stają się słynną siłą najemnych zabójców, wielce skutecznych. Stąd też pochodzi angielskie słowo Assasin (zabójca). Gra Assasin's Creed czerpie z legend i faktów regionu garściami. Sami Hashashini są mocno owiani tajemnicą. Przez setki lat mocno się izolowali, a gdy hordy w końcu złamały ich opór, wszystkie księgi i zapiski poszły z dymem. Tak więc urodziło się wiele legend i mitów na temat ich działalności. Jednym z ciekawszych, które ja słyszałem, opowiada następującą historię: Władca regionu, potrzebując oddanych sprawie na 100%, musiał działać specyficznie. Zapraszał specjalnie wybranych rekrutów, do swojego zamku. Tam na uroczystej uczcie, poił ich, karmił na następnie dawkował spore ilości narkotyków. W tym w szczególności haszyszu. W stanie totalnego otępienia, oprowadzał ich po tajemnych komnatach z haremami, wiecznie zielonymi ogrodami. Odurzeni haszyszem, widzieli w nim coś w stylu półboga, stając się jego Hashashynami, gotowymi na wszystko. https://lh3.googleusercontent.com/-T...28458%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-k...28459%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-N...28463%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-v...28465%2529.jpg |
Jest klimat, jest piknie :Thumbs_Up:.
I przekaz że hoho :brawo: Inspiracja dla następnych bez piątej klepki :). |
Oczywiście relacja i sposób opowiadania jest rewelacyjny, wielkie dzięki za poświęcenie.
Poza tym, że czyta się Twoje opowieści z uśmiechem i wielkim zainteresowaniem, to też same zdjęcia budzą we mnie ciekawość. No z pewnością nie było to GoPro, czyli co? Czy brałeś lustrzankę ze sobą? |
Maurosso - czytam i oglądam.... świetne.
|
tomajkAT - jup, lustrzanka była na pokładzie :)
----- Na wyjeździe z Doliny Zabójców, robiąc zdjęcie na poboczu, zatrzymuje się koło mnie biały sedan. Wypada poukładany gość z resztą rodziny w aucie i płynną angielszczyzną zagaduje: -Witaj. Moje córki uczą się angielskiego i bardzo chciałyby z tobą porozmawiać. Strasznie chcielibyśmy też cię zaprosić do nas na obiad. -Em, ok. Typ okazuje się inżynierem pracującym w biurze projektowym turbin do silników lotniczych. Żona zajmuje się domem, a córy (niestety trochę młode) zajawione chemią i fizyką. Ambitnie planują studia inżynierskie w Teheranie. Wyedukowana klasa średnia Iranu. Ponoć niezwykle rzadka. Dom pięknie umeblowany, ciepły, rodzinny. Obiad oczywiście pychota. https://lh3.googleusercontent.com/-9...28467%2529.jpg Podczas obiadu, z rozmowy głowy rodziny z szefową rodziny, dochodzi mego ucha słowo: kefir. -Kefir!? -You know what chefir is? Want some homemade chefir? Oto i on. Mój gral. Jeden licznych, niezwykle ważnych powodów wyjazdu. Od wielu lat dla mnie i moich znajomków, była to wielka nierozwikłana zagadka. Kefir można znaleźć praktycznie w każdym kraju na południowy wschód od Polski. Słowacja, Rumunia, Bałkany, nawet Węgry...WĘGRY!!! Gdzie Policja to Rendőrség, Stop to Megállít, hotel to szálloda; gdzie kupując masło, najprawdopodobniej kupimy drożdże...kefir, to kefir. Jedyne takie słowo w całym węgierskim słowniku, które znaczy to samo co u nas. Trend taki sam w Turcji, Gruzji, Armenii. W Grecji też był kefir, pisany po grecku, ale wymawiany fonetycznie: kefir. Strasznie chciałem zobaczyć, gdzie są źródła tego napitku. Ale nigdy nie myślałem, że uda mi się spróbować kefiru robionego metodą domową. Maślanka to jedna sprawa...ale kefir? Zawsze wydawał mi się takim mocno mitycznym tworem, nie do osiągnięcia już domowymi sposobami. A tu proszę, kilka mącznych 'kamyków kefirowych', moczonych w mleku w ciemnym miejscu i voilĂ.. I to w Iranie...mózg rozjebany. Pychota ;) https://lh3.googleusercontent.com/-M...28469%2529.jpg Kolejny przystanek do miasto Qom. Drugie najświętsze miasto w Iranie. Moje szczęście, że wpakowałem się w centrum kiedy akurat odbywały się uroczystości. Wszelkie hostele i gesthausy pełne po brzegi. Nie ma opcji. Podchodzi jakiś typek do mnie: -Problem mister? -Nie wiem gdzie mógłbym rozbić czador sobie na noc -A czemu nie tutaj? -Tutaj? W parku w centrum miasta? -No...a w czym problem? https://lh3.googleusercontent.com/-K...28470%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/--...28471%2529.jpg Jak mówi że git, to ok. Rozwalam się praktycznie w centrum miasta na jakimś osiedlu pod drzewem i basta. Klimat błogi. Nikt nie zaczepia. Spokój całą noc. Rano koło 9tej wywlekam się z namiotu, a tam jakiś typek w okolicy 15stu lat, siedzi na murku z talerzem owoców. Dobrym angielskim zagaduje: -Cześć. Widziałem z okna jak przyjechałeś wczoraj. Siedzę tutaj od siódmej, bo bałem się, że wyjedziesz, a strasznie chciałbym pokazać ci moje miasto i pogadać z tobą. Masz tutaj owoce. -[poranny nieogar]Em, ok.[/poranny nieogar] Tak poznaje Soheila, który zaprasza mnie coby poznać jego rodzinę. Jedynak, ojciec biznesmen. Matka pracuje, ale nie pomnę czym się zajmowała. Ojciec też dobrze mówi po angielsku. Prowadzi firmę, która zajmuję się sprawdzaniem i handlem zabawkami z chin. A dokładniej samochodzikami, samolotami, ciufami i innymi atrakcjami jakie można znaleźć w galeriach handlowych. Ponoć zaopatruje cały Iran. Kolejna rodzina klasy średniej. Czy tylko mi się wydawało, że to ewenement? Nigdzie mi nieśpieszno, zostaje z nimi dwa dni. Soheil jest mega zajawiony, bo może pogadać po angielsku i po oprowadzać po mieście. https://lh3.googleusercontent.com/-3...28472%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-p...28477%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-U...28480%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-9...28481%2529.jpg Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/-q...28483%2529.jpg Stary koran https://lh3.googleusercontent.com/-D...28484%2529.jpg Wizja sądu ostatecznego w Islamie. Wydała mi się niezwykle ciekawa https://lh3.googleusercontent.com/-N...28485%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-N...28487%2529.jpg https://lh3.googleusercontent.com/-L...28486%2529.jpg Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/-g...28488%2529.jpg |
Dobra robota :beer2:
N D7200? kolory tak coś mi znajome się wydają :) |
@tomajkAT - jestem fanbojem pentaxa :) i to on jest moim towarzyszem od wielu lat :)
--------------------------- Z alkoholem w łapie, mądrze lub nie mądrze opiszę jeden dzień, który zapadnie mi w pamięci do końca życia. https://lh3.googleusercontent.com/aA...=w1442-h955-no Po wspaniałych chwilach spędzonych z rodziną Soheil'a i z uwagi na bliskość pustyni, postanowiłem spełnić kolejne marzenie wyjazdowe, czyli zobaczyć prawdziwe wydmy. Namiary jakie dostałem to Caravansarai na brzegu pustyni. Ponoć mega miejsce. No i wyschnięte jezioro solne w okolicy. https://goo.gl/GG3GdZ Na pokładzie z soli, pierwszy raz w życiu odwijam afrze ile wlezie. Na liczniku jakieś chore liczby w stylu 160 lub 170. Zachód słońca po prawej stronie...no kurwa, jest klimat. Wraz z zachodem kieruje się w kierunku tego wspomnianego Caravansarai, które kiedyś było oazą i przystanią dla caravan historycznego szlaku jedwabnego. Docieram na miejsce o zmroku. Ludzi jak kot napłakał. Budynek sprawia wrażenie antycznego. Obok niego, ogrodzone siatką pole na namiotowe, z miejscem na biwak, ognicho itp. Znajduje szefa. Za namiot 15$, ale po miłym uśmiechu i stwierdzeniu, że ja sam i namiot mały, cena spada do 3$. Przy rozpakowaniu, podbija do mnie ekipa czterech Irańczyków w wieku studenckim. Nawiązuje się ciekawa wymiana zdań w dobrym angielskim: -O, cześć! -Hej. -Też przyjechałeś na deszcz meteorytów? -Słucham? -No deszcz perseidów. Dzisiaj jest jego szczyt. Będzie pod 150 spadających gwiazd na godzinę. A to jedno z najciemniejszych miejsc w Iranie. -[mózg rozjebany]Em, tak...jasne, to był mój plan od początku. Fajnie was poznać, jestem Marcin. [/mózg rozjebany] Od słowa do słowa, skumplowałem się ekipą. https://lh3.googleusercontent.com/-H...=w1442-h955-no https://lh3.googleusercontent.com/3E...=w1442-h955-no Zaproszony na wspólny poczęstunek, korzystam. Od słowa do słowa poznaję ekipę. Dwóch informatyków po studiach, dwie dziewczyny na ostatnim roku bankowości. Dwie pary, obie z Teheranu. Wielce pozytywni. Stwierdzamy, że jak tylko mocno się ściemni, idziemy wgłąb pustynie oglądać te całe perseidy. Jednocześnie, gdzieś znów zasłyszałem płynny angielski. Okazuje się, że w tym samym caravansarai, zatrzymało się dwóch studentów z Holandii. Walter i Ian. Na zdjęciu Walter, Ian się nie załapał, ale nie był psem :) https://lh3.googleusercontent.com/z_...=w1442-h955-no Całą siódemką uderzamy w okolicach północy w głąb pustyni. Pałatka, koce, termosy z herbą, shisha. Rozwalamy się z oczami skierowanymi w górę. I tak zaczyna się jedna z najbardziej niesamowitych nocy ever. Okazuje się, że Ian i Walter, są studentami kierunków Daleko Wschodnich, a w Iranie są coby zebrać info do swoich prac magisterskich. Na prośbę Irańczyków, nie podaję ich imion, ani szczegółów...bo to co się wywiązało...to jedna z najbardziej szczerych rozmów jakie mógłbym sobie wyobrazić. Od słowa do słowa, nasi towarzysze zaczynają się otwierać, na temat prawdziwych reali życia w teraźniejszym Iranie. Ian i Walter mają sporo informacji akademickich, które chcą zweryfikować i zbadać u źródeł. Padają więc odważne pytania. O religię, o status życia, o rodzinę, o politykę. Czuję się jak bierny słuchacz, bo nigdy nie wpadłbym na niektóre pytania, które goście zadawali, a widać było, że trafiały w sedno. Zaczyna rysować się obraz Iranu, który jest mega miły dla przyjezdnego, bo wszyscy mili i chętni do pomocy, ale dla żyjących na miejscu, niezwykle trudny. Cała czwórka opisuje jak wygląda system polityczny Iranu, który na kartce jest przecież demokratyczny. Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/5P...=w1442-h955-no Cytat:
Odpowiedź na to pytanie, utwierdza mnie w przekonaniu, że Irańczycy to cholernie inteligentny naród. -Nie ma takiej możliwości. Wiemy co się dzieje na świecie. Rewolucja w Syrii jak się skończyła? A ta w Egipcie? Ukrainie? U nas jest jeszcze gorzej. Władza ma zbyt dużą władzę. Może sto lat temu...ale teraz? Kiedy mają czołgi, karabiny maszynowe? Jakikolwiek ruch oddolny, skończyłby się bezsensownym rozlewem krwi i ogromnymi represjami. Nie ma możliwości, aby zwykli ludzie odebrali im władzę. Każda jednostka władzy (kapituła, prezydent, głowa kościoła) ma swoją własną tajną policję i jednostki specjalne. To jest ponad siły społeczeństwa. Wooow, widziałeś tą gwiazdę?! Dłuuuuuuugo mógłbym jeszcze opowiadać o tym co usłyszałem tej nocy. Z tym że nie jestem też uczonym w tych tematach. Jedno co czułem to sporą dawkę bólu i poczucia niesprawiedliwości, której nie jestem w stanie zaradzić. A może byłem biernym jej powodem? W końcu to Europejskie układy BP o ropę Irańską, plus inne machlojki zachodniego świata, doprowadziły ten zakątek świata do obecnego stany. W końcu nasza gospodarka musiała się rozwijać, benzyna miała być tania...a to że po otwarciu dróg morskich i olaniu szlaku jedwabnego ten region został w tyle technologicznym i światopoglądowym, było trochę głupim powodem żeby zrobić ich wszystkich w HUJA na złoża mineralne...ale cóż. Kto o tym będzie pamiętał. Ważne że terroryści się wysadzają i nam zagrażają. a nie że my i nasza arogancja ich stworzyliśmy... https://lh3.googleusercontent.com/2j...=w1442-h955-no Pobudka następnego dnia, z głową pełną szumu myśli. Cóż...trza by zobaczyć o co chodzi z tymi całymi wydmami. Sakwy w ziemię. Afra rejli mode. Dakar czas zacząc. A tak wyglądała pierwsza przygoda z głębokim piaskiem: https://lh3.googleusercontent.com/hY...=w1442-h955-no Potem było już trochę fajniej :) https://lh3.googleusercontent.com/75...=w1442-h955-no https://lh3.googleusercontent.com/5b...=w1442-h955-no https://lh3.googleusercontent.com/v1...=w1428-h946-no https://lh3.googleusercontent.com/ep...=w1442-h955-no https://lh3.googleusercontent.com/Jr...=w1442-h955-no |
Pięknie:Thumbs_Up:
|
Pentax daje radę jak widać.
Na nic szklarni kupa jak fotograf dupa powiadają, ale w tym przypadku widać fotograf ogarnia temat doskonale. Fotka o zachodzie doświetlona chyba lampą by afrę było widać, hehe no widać wiesz co robisz albo wiesz jak obrobić i robisz to dobrze :) Nic dziwnego, że fotosy się podobają. PS. Albo nie wiesz, ale masz kliszę w du..e i samo wychodzi :D Znam i takich :D |
Marcin bardzo dobrze się czyta Twoje słowa ale jeszcze lepiej się ich słucha :Thumbs_Up:
|
tomakAT, dzięks, choć z tym doskonale to bym polemizował ;]
--- Kolejny większy przystanek to Isfahan. Jedno z miast wielkiego turystycznego trójkąta Iranu: Isfahan, Shiraz, Yazd. Z różnych dziwnych powodów, jest to jedyny wierzchołek tego trójkąta, który odwiedziłem. Udaje się do polecanego przez losowego Irańczyka hostelu, gdzie znów dopisuje mi ciekawe szczęście. Przy rejestracji spotykam Jana i Waltera (ziomków z Holandii poznanych kilka dni wcześniej w caravansaray). Ponieważ oni też dopiero co przyjechali i mają w planach zwiad miasta, postanawiamy połączyć siły. Był to mega strzał w dziesiątkę, bo znów, z uwagi na ich studia, byli mega kopalnią wiedzy. Za free miałem dwóch przewodników z biegłym angielskim, którzy nie szczędzili tłumaczenia i opowiadania wielu aspektów miasta i kultury, o których sam bym się nie dowiedział z byle papierowego przewodnika. Po lewej Walter, po środku sprzedawca dywanów, po prawej Ian https://lh3.googleusercontent.com/3L...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/vS...b=w442-h667-no Sam Isfahan robi niesamowite wrażenie. Owszem, z uwagi na popularność, jest dużo bardziej turystyczny niż dotychczas zwiedzone miejsca. Na ogromnym bazarze otaczającym główny rynek, ilość cepeliady nastawionej na turystę jest duża, w tym sporo chińskiego szmelcu. Nie zmienia to faktu, że ogromny Niebieski Meczet, czy misternie wykafelkowany Królewski Meczet, wgniatają w glebę wielkością, pięknem i ilością symboliki historyczno-religijnej. https://lh3.googleusercontent.com/nk...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/9j...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Ez...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Pn...=w1007-h667-no W Isfahanie można przekonać się o tym, że Irańczycy to prawdziwi mistrzowie piknikowania. Nawet bardziej od Turków. Piknikują wszędzie gdzie jest choć trochę zieleni. W parkach, centrum miasta, w okolicy słynnych mostów. Najczęściej są to spotkania mocno rodzinne, a rzadziej w towarzystwie kumpli/przyjaciółek. Totalnie naturalne jest, że w centrum miasta, 8śmio osobowa rodzinka, rozwala się na dywanie, rozpala sziszę, grilla i stawia namiot coby schować się przed słońcem. Wieczorami, wzgórza wokół miasta zapełniają się grillującymi Irańczykami. Grają sobie w siatkę, nożną, rozmawiają. Ma się wrażenie, że taki sposób spędzania czasu odpowiada im dużo bardziej, niż siedzenie z browarkiem przy telewizorze lub z chipsami przed konsolą. https://lh3.googleusercontent.com/Gz...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/ZW...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/0r...=w1007-h667-no Isfahan to także jedno z bardziej udywanionych miast. Niedaleko znajduje się jedno z zagłębi manufakturowych, w których ten produkt eksportowy jest wytwarzany. Ogromne sekcje głównego bazaru są poświęcone handlu dywanami. Bardzo widoczny jest podział, pomiędzy składami i sklepami przeznaczonymi na ten 'prawdziwy' handel, a tymi przeznaczonymi dla turystów. Nie zmienia to faktu, że fajnie jest wbić się do takiego stoiska i poudawać, że chce się coś kupić. Sprzedawca zaproponuje herbatę i opowie piękne bajki o niesamowitości swoich produktów, przeplatane negocjacjami o cenę, historią swojej rodziny, kolejnymi negocjacjami o cenę, potem trochę więcej historii miasta, potem kolejna herbata... Tak dobrze z jednym z nich piło mi się herbatkę i gadało, że nawet kupiłem dywan...czy może obrus bardziej...w ciul mi się spodobał, plus transakcja trochę w podzięce za rozmowę i zainteresowanie sprzedawcy. Goście wiedzą co robią ;] https://lh3.googleusercontent.com/FC...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/1A...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/zN...=w1007-h667-no Zwiedzając niebieski meczet, w pewnym momencie zagadał nas strażnik szeptem: -Ej...chcecie wejść na minaret? -Em...no kurwa jasne, że chcemy!! -Ok, to dajcie po 10 dolców i idziemy Otworzył jakieś totalne ciemne drzwiczki, i stromymi schodkami, wąskimi tak że musiałem iść bokiem, wyspinaliśmy się na balkon widokowy. Wrażenie nie z tej ziemi, szczególnie że jest to chyba najwyższa budowla w mieście. https://lh3.googleusercontent.com/Hy...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/1F...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/0Y...=w1007-h667-no Największy rynek świata, który kiedyś służył za boisko do gry w polo, którą zostało zresztą opracowane przez Irańczyków. Sport przez nich w większości zapomniany. Po dwa białe słupki na końcach rynku, służyły jako bramki https://lh3.googleusercontent.com/5F...=w1007-h667-no Misternie kafelkowany meczet królewski https://lh3.googleusercontent.com/Mn...J=w442-h667-no Wchodząc do meczetu królewskiego, stając na odpowiednio odbarwionej kafelce i patrząc w górę, można zobaczyć piękny snop światła, padający przez idealnie zaprojektowany otwór za naszymi plecami. Snop ten mieni się setkami kolorów i służy za ogon dla pawia w centrum kopuły. https://lh3.googleusercontent.com/9W...q=w442-h667-no Wieczorem korzystamy z zaproszenia losowo poznanego typa, coby wbić się na ściankę wspinaczkową. Mega pozytywne doświadczenie, zobaczyć że w sumie ludzie i kultura zupełnie inna, ale ścianka jakby żywcem wyjęta z europejskiego miasta. Może trochę mniej doinwestowana, ale cel ten sam. Po wspinać się i pobawić w sport. Okazuje się, że typ co nas zaprosił, jest byłym trenerem kadry irańskiej w wspinaczce sportowej. https://lh3.googleusercontent.com/oX...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/f0...=w1007-h667-no Pogralimy nawet z dzieciakami w piłę trochę https://lh3.googleusercontent.com/7z...=w1007-h667-no Ostatni Isfahański punkt programu to słynne mosty. Piękne konstrukcje, które służą także za niezwykłe miejsce spotkań. W nawach pod głównym deptakiem, wieczorami zbiera się masa ludzi, rozmawiających, bawiących się i co najważniejsze: śpiewających. Nawy te mają niesamowitą akustykę. Do tego Irańczycy są bardzo umuzykalnieni i większość z nich potrafi świetnie śpiewać. Wystarczy dodać do tego ich dziwny orientalny język i inną od naszej rytmikę...a ciary na plecach nie z tej ziemi murowane. https://lh3.googleusercontent.com/hp...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Ep...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/ji...=w1007-h667-no Warto jednak zwrócić uwagę...że kobiet w tym towarzystwie niewiele. Co więcej, w pewnym momencie, gdy dziadek na powyższym zdjęciu robił swym głosem show jakiego w życiu nie widziałem, wpadła policja. Kulturalnie zaczęła rozganiać zebranych ludzi. Zagadaliśmy losową osobę o co chodzi. W odpowiedzi dostaliśmy odpowiedź, że często dochodzi tutaj do sprzedaży narkotyków i policja rozgania w obawie przed handlem marihuaniną...ale jakoś mu nie uwierzyłem. Po oczach i niesamowitej ciszy, która panowała wśród obecnych, czuć było, że dziadek śpiewa jakąś mocno patriotyczną pieśń, która nie po drodze władzy...sposób w jaki policja towarzystwo rozgoniła, bardziej na to by wskazywała, niż na jakiś nalot narkotykowy. |
kurwa, stary, to jest materiał na książkę....
|
masz dar i nie tylko do opisów, każde zdjęcie ma swoją treść a szczególnie zdjęcia ludzi... niesamowite.
|
sluza, mdxmd - przesadzacie...ale dziękuję :)
-------- Z Isfahanu odbijam w kierunku północnym, coby znów wbić się rejony pustynne, powoli rozpoczynając odwrót w kierunku granicy Turkmeńskiej. Miasteczka po środku pustyni pobudzają wyobraźnie, że gdzieś tu mógłby wychowywać się Anakin lub Luke Gwiazdochód. https://lh3.googleusercontent.com/Gt...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Zu...=w1007-h667-no Zahaczam też o oazę, polecaną wielce w Lonley Planet. Ciekawy hostel, choć czuć że trzy gwiazdki LP robią swoje, więc ceny i podejście bardziej turystyczne niż zwykle. Natomiast udało się poznać dwie ciekawe osoby...a było to tak: Po przyjeździe i meldunku, popijając sobie herbę i planując dalszą trasę, wpada do hostelu zagubiona dziewoszka. Urocza, choć widać że coś jest nie tak. Okazuje się, że dziewoszka ma na imię Charlotte i jest z Paryża. Podróżuje sobie samotnie, bo praca w banku wypompowała z niej wszelkie soki życiowe i potrzebowała ucieczki. Jedzie do Australii; stopem, ciufą, busem, byle taniej, byle dalej. Pod hostelem wyrzucił ją jakiś kierowca, którego złapała na stopa, a teraz chce od niej 50dolców za taką przyjemność. Nie był taksiażem, a tego co mówiła, starała mu się jasno wytłumaczyć, że z kasiorą u niej słabo. Na miejscu pasażera żona typka, z tyłu dwójka dzieci. Ale raban jest. Razem z szefem hostelu, idziemy łagodzić sytuacje. W sumie nieskromnie powiem, że mi chyba bardziej na tym zależało, bo szefu stwierdził coś w stylu: "Autostop nie jest darmowy w Iranie, więc powinna zapłacić". No ale na moją prośbę, przetłumaczył kierowcy że dziewoszka przestraszona, że chora, że nie wiedziała, że przeprasza...i na 5 dolcach się skończyło. Charlotte miała zresztą jakiś tydzień wcześniej przykre przygody z pluskwami w jakimś podłym hostelu i cała jest pogryziona na rękach, nogach, twarzy...ponoć boli i swędzi, a kremy które dostała w aptece, ledwo co urabiają. Ale nawet nie myśli by rezygnować czy jechać do szpitala. Odpocznie dzień i jedzie dalej. https://lh3.googleusercontent.com/4H...=w1007-h667-no Jakieś 30 minut później, słyszę warkotanie boxera. Na podwórko wbija się pięknie odjebany duży GS, w opcji SuperTuratechUberAluADV. Opony TKC. Kierownik w zbroi enduro. Pierwsza myśl: "ŁOOOŁ! Ale zajebiście! Będę miał z kim pojeździć po wydmach! Samemu trochę się cykałem...ale z takim prosem, to będzie czysta przyjemność!" Jakoś do tego momentu...motórzystów spotkałem zero. Ot czasem jakaś załadowana Tenera lub GS na poboczu, ale kierowników zero. Więc radochę miałem wielką. Silvio okazuje się Włochem. Mówi, że trasę zaczął tydzień temu. Słysząc to mam lekki zawrót głowy, bo to przecie ponad 5000km... Cóż, tak czy inaczej, proponuję mu jakąś wycieczkę w kierunku "o, gdzieś tam". Trochę kręci głosem, że nie wie, że zmęczony...Ale koniec końców przekonuję go, coby nie odpierdalał i żebyśmy gdzieś wybyli. Co więcej, proponuje Charlotte coby pojechała na pokładzie GS'ki. Niedaleko na mapie zaznaczone jezioro solne, które mi akurat po drodze. Dziewoszka podjarała się pomysłem. Demokracja zadziałała, Silvio się skusił. GS'a ma więcej miejsca, więc Charlotte pakuje się na Bemę, użyczam jej kasku na dojazdówkę i dzida w kierunku zachodzącego słońca. Po jakiś 20km asfaltem, jest zjazd na to jezioro. Po szutrówce z soli. Twardy, ubity grunt. Bez myślenia zbijam w nią, ale po jakiś 500m patrzę, a w lusterku Bemy brak...zawracam. Silvio przy zjeździe z asfaltu patrzy na zmieszanego. Pytam się: -"O co chodzi?" -"Nie lubię jeździć po piasku..." -"Jakim piasku!? To sól jest!" Skaczę nawet po gruncie, coby mu pokazać że gleba twardsza od asfaltu. -"Nie...boje się trochę o motor...sorry". Jeszcze po kilku namowach, nie udaje mi się go przekonać, w związku z czym, kradnę mu dziewoszkę i dzida w kierunku wydm. https://lh3.googleusercontent.com/N2...=w1007-h667-no Rozbijamy z na górce z całkiem zajebistym widokiem na zachód...Po jakiś 20minutach coś pyrka. Odwracam się i nigdy nie zapomnę widoku dużego GS'a, jadącego 15km/h, ubitą drogą, z kierownikiem na podnóżkach, który był nieludzko wręcz pospinany. Sztywny cały, wzrok pod koło, przerażenie w oczach... Trochę śmiesznie, trochę dziwnie to wyglądało :P Ale w sumie stwierdzam, że zuch typ. Musiał przejechać 5000km, coby pierwyj raz zakosztować offu godnego GS'a...i dla niego było to wyzwanie. Uzupełnię tą anegdotę jeszcze fotami, bo pisząc to zapomniałem że mam je na innym dysku... Koniec końców, po pogaduchach, ja uderzam w dalszą drogę, a Silvio i Charlotte wracają do hostelu. Kasku na drogę powrotną jej nie użyczył. Chciałbym, aby przykład Silvia został zapamiętany, bo będę do niego się odnosił za kilka odcinków ;] https://lh3.googleusercontent.com/xd...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/r1...=w1007-h667-no |
Ostatni przystanek w Iranie to Meszhed. Najświętsze miasto tego kraju. Miejsce pielgrzymek ponad 20mln muzułmanów rocznie. Ogromny kompleks kaplic i meczetów otacza święty grób Imama Rezy. Meszhed z uwagi na swoją swój status, przyciąga nie tylko Irańczyków. Widać tutaj ogromny napływ pielgrzymów z krajów arabskich, a tym samym ogromny kontrast pomiędzy Arabami i Persami. Irańczycy nie lubią Arabów. Zauważalne jest to gołym okiem.
Trochę na krzywy ryj, pomimo bycia nie tej wiary, udaje mi się wbić do sanktuarium, a nawet dotknąć słynnego grobu. Bardzo ciekawe doświadczenie... Sarkofag znajduje się w podziemiach meczetu w centrum całego kompleksu, a im go bliżej, bym wiernych więcej. Odpowiednio wcześniej korytarz rozdzielany jest na kobiety i mężczyzn. Po drodze mija się sale żalu, w których dziesiątki typów, klęczy i płacze z koranem w ręku. Niesamowicie to wygląda. Natomiast sama sala z Imamem Rezą, to istna dzicz. Dotknięcie grobu, ma przynieść szczęście, majątek i tak dalej...więc dzieją się tam dantejskie sceny. Typy ryją się na chama ile wlezie. Na fali z rąk, podawane są małe dzieci w wieku 5-8lat, które też muszą grobu dotknąć. Żadne pogo na Woodstocku tego nie oddaje. Wszystko miało swój niezwykły, mistyczny urok...do momentu kiedy faktycznie zbliżyłem się na wyciągnięcie ręki do sarkofagu, który otoczony był czymś w stylu mozaikowej siatki/murku. Murek ten, oddzielał wiernych od grobu i mężczyzn od kobiet. Będą już pod nim, okazuje się, że większość ludzi ładuje garście pieniędzy w szczeliny tej mozaiki. Mając okazję zerknąć do środka, widziałem sarkofag, który wręcz pływa w pieniądzach. Pomieszczenie około 4x5metrów, wypełnione banknotami do wysokości pasa... Zawsze irytowała mnie idea łączenia pieniędzy i religii, a tutaj zostało co przeniesione na zupełnie inny poziom... -- Następnego dnia, sprawnie załatwiam wizę do Turkmenistanu i kręcę się jeszcze dzień po mieście. Wieczorem postanawiam zaryzykować coś, o czym wyczytałem w Lonley Planet: Największym zastrzykiem adrenaliny jaki możemy sobie zaserwować w Iranie, to w będąc w Teheranie, w godzinach szczytu, zatrzymać mototaksówkę. Powiedzieć gościowi, że śpieszymy się na lotnisko, bo za 15min odlatuje nam samolot i że typ ma się śpieszyć. A potem już tylko się trzymamy...Ponoć najlepszy rollercoaster na świcie, a koszt to jakieś 3 dolce :P Cóż, nie w Teheranie ani nie w godzinach szczytu...skusiłem się na mototakisi...zajebista rzecz w ciul :P umiejętności miejskie kierowników są nie z tej ziemi... https://lh3.googleusercontent.com/Bx...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Wa...=w1007-h667-no |
W ramach podsumowania tego fascynującego kraju, krótki film :)
|
Ujęcia z "kija" robią miazgę :D
Rewelka :) |
O Turkmenistanie wiedziałem przed wjazdem tyle...że ciężko zdobyć wizę.
Niedaleko za granicą, otwiera się piękna trzy pasmowa autostrada. Na uboczu zaczynają pojawiać się piękne, marmurowe gmachy. Po paru kilometrach, wjeżdża się do Aszchabadu, stolicy. Wrażenie wgniata w glebę. Ogromne białe budowle ciągną się kilometrami. Monumentalne, przytłaczające, piękne. Ma się wrażenie, że wjechaliśmy do miasta utopijnego. Czystego, pięknie zaprojektowanego. Apogeum tego wrażenia jest w centrum. Dopiero po chwili dochodzi do mnie, że jak na stolicę to jakoś tak pusto. Na głównym skrzyżowaniu miasta, na czerwonym świetle może z cztery auta. Na chodniku ani jednej osoby. Ktoś tam zamiata idealnie czysty chodnik. Ktoś inny przycina idealnie przycięty żywopłot. Niesamowicie wysokie krawężniki nie pozwalają się nigdzie zatrzymać. Ale przystaję koło rozległego placu, wyciągam aparat coby cyknąć conieco...i znikąd wyskakuje dwóch policjantów. -Szto ty tu działasz? -Zdjęcia. Turystą jestem. Krasive miasto! -Tu nie można się zatrzymywać ani robić zdjęć. Jedź dalej. -A gdzie jakiś parking? Chciałbym pozwiedzać. -Nie zatrzymuj się. Nie ma parkingu. Nie wolno robić zdjęć. Co do...? Ale ok...przejeżdżam jeszcze z 500 metrów znikając im z oczu i zatrzymuje się schowany za jakimś budynkiem (który okazał się później komendą policji). Aparat za pazuchę i jazda. https://lh3.googleusercontent.com/_m...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/v5...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Q1...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/yn...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/p6...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/uu...=w1007-h667-no Przyuważył mnie jakiś wojskowy. Coś krzyczy. Udaję, że go nie słyszałem i wolnym krokiem wchodzę za żywopłot, coby przerwać linię wzroku. Natychmiast wyciągam baterię i kartę z aparatu i chowając do kieszeni. Po chwilce stoi koło mnie wojskowy i policjant. -Co ty tutaj? -A nic. Zwiedzam sobie. -Dawaj aparat. -Proszę. Ale zepsuł się. Bateria padła. -Robiłeś jakieś zdjęcia? (próbuje włączyć) -Nie. Nie mam zapasowej baterii. Żadnego zdjęcia. -(Patrzy nieufnie) Idź stąd. Pamiętaj, że robienie zdjęć jest zakazane. -Czemu? -Paszli! https://lh3.googleusercontent.com/PW...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/e4...=w1007-h667-no Dopiero po wyjeździe z centrum, pojawiają się jakieś osiedle, gdzie widać losowych cywili. Wciąż, znaleźć sklep czy stację benzynową graniczy z cudem. Wymarłe miasto, które widnieje w Księdze Guinessa jako teren o największej koncentracji budynków z białego marmuru na świecie. Mieli rozmach skurwiesyny... Po za stolicą, jest jeszcze jedna lokacja w Turkmenistanie godna odwiedzin. Słynne wrota piekieł. Legend i historii o jej powstaniu sporo, tą którą ja zasłyszałem idzie mniej więcej tak: W latach 70tych, Rosjanie intensywnie poszukiwali ropy na terenie Turkmenistanu. Jedna z wież wiertniczych, trafia na jamę z gazem ziemnym. Całość zapada się pod ziemie i zaczyna ulatniać się znaczna ilość gazu. Rosyjscy inżynierowie, coby uniknąć problemów, stwierdzają że lepiej będzie gaz podpalić. Dzięki temu, za jakiś tydzień czy dwa, wypali się wszystko i dalej będzie można wiercić. Podpalili...no i 40 lat później dalej się jara ;] https://lh3.googleusercontent.com/em...=w1007-h667-no Znaleźć to miejsce jest odziwo niezwykle trudno. Niby jest na mapie, ale zjazd słabo zaznaczony. Nikt z lokalny nie wie o co kaman. Pytałem wielu, o jamę, wrota piekła, dom szatana, płonącą dziurę z ogniem i na wszelkie inne sposoby...i ni ciula nikt nie wiedział o co mi chodzi. Jak to jest...że każdy z poza Turkmenistanu jadćc tam...kojarzy Wrota piekła, ale ludzie w jej bezpośredniej okolicy nie mają o niej pojęcia?! Po ponad 200km(!!) błądzenia w końcu udaje mi się. Faktycznie środek pustyni...i jarająca się dziura. Ogromna. Żar, huk nie do opisania. Żadnych bramek, ogrodzenia, knajpy z sztańską cepeliadą. Nic...ot jarająca się dziura. Jakieś 500metrów dalej pojedyncza jurta, ale pusta w środku. Przez cały wieczór i noc nikt się nie pojawił. Klimat mocno na plus, szczególnie nocą :) https://lh3.googleusercontent.com/cx...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/NL...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/bg...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Sd...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/hq...=w1007-h667-no Wrzucam też jeszcze jeden dziwny kolaż robiony w trasie z części Iranu i Turkmenistanu :) |
Zajebiszczo nie zwalniaj tępa :D
|
W Turcji też jest takie płonące miejsce, tyle że nie dziura a góra - nazywa się Chimera, warta zobaczenia!
|
Niestety zanosi się na to, że w Turcji takich "płonących" miejsc będzie coraz więcej :(
|
No ta miejscówa w Turcji ponoć znacna. Tyle, że jako naturalny ewenement, trza się chyba dobrze z terminem wstrzelić, bo raz więcej gazu się wydobywa, a raz mniej. Wiki mówi, że zima optymalna...całkiem fajny pomysł na ferie zimowe ;]
------------------------ Ponieważ wiza Turkmeńska chciała pozbyć się mnie ze swojego kraju w terminie ekspresowym, po kolacji u Lucyfera wjechałem do Uzbekistanu. Pierwszy przystanek to Chiwa. Pięknie odrestaurowane miasto z mocno orientalnym klimatem. Przynajmniej jeżeli mowa o ścisłym centrum, bo obrzeża to typowa mieszanina upadłego komunizmu i Azji centralnej. https://lh3.googleusercontent.com/Ze...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/IB...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Qt...=w1007-h667-no Ktoś by spytał...czym się różni klimat perski od klimatów "-stanów"? Chyba najbardziej obrazują to bazary, na których na przykład na stoisku z biżuterią, możemy kupić jajka na śniadanie. https://lh3.googleusercontent.com/JM...=w1007-h667-no Poza zacnym klimatem, pojawiają się problemy z paliwem. Odcinki po 400km bez stacji to norma w Uzbekistanie. Znaczy się, stacji jest w opór ale wszystkie zamknięte lub sprzedające LPG. https://lh3.googleusercontent.com/bk...=w1007-h667-no Dwie wioski zjeździłem i chyba z 10 koszy przegrzebałem żeby tyle petów uzbierać... https://lh3.googleusercontent.com/Ao...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Qb...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/t_...=w1007-h667-no Nastawiłem się na dotarcie do Buchary, a ponieważ coś poszło nie tak, do miasta wjechałem późną nocą. Hostele drogawe, większość sklepów pozamykanych, już mam czynić odwrót za miasto by znaleźć jakąś zieloną łatę, gdy jakiś typ mówi, że tu zaraz jest fajny tani hostel. Zaufałem, podbijam i oczom nie wierzę. https://lh3.googleusercontent.com/S0...=w1007-h667-no Trzy afryki i Tenera. Co więcej...trzy afryki na polskich blachach! Kierownicy poszli gdzieś na miasto. Po krótkich oczekiwaniach wracają. Tak poznaję Piotra, Kubę i Szymona z Africa Twin World Tour oraz Ed'a Gill. Ed to Brytyjczyk. Janusz podróży. Sam pocina sobie z Anglii do Australii na swojej Tenerce. Będzie jeszcze o nim później, gdyż z samego rana wybywa w kierunku Osh w poszukiwaniu ratunku dla łożysk w kołach i elektryki. Ja natomiast pytam ekipę na Afrykach, czy mógłbym się pod nich podpiąć choć chwile. W końcu trasa zakładana nam się pokrywa. Przeciwwskazań brak, więc dalej pocinamy w Afryki cztery. https://lh3.googleusercontent.com/lO...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/hQ...4=w442-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/iT...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Fp...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/_S...=w1007-h667-no Typowa kolejka na stację benzynową https://lh3.googleusercontent.com/ro...=w1007-h667-no Dostaję też wlepkę wyjazdową! Woohoo! https://lh3.googleusercontent.com/4E...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Vr...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Hv...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/dn...=w1007-h667-no Warto tu opisać, jak zajebiaszczy pomysł mają Typy na to objechanie świata. Cała przygoda zaczęła się rok wcześniej, kiedy Kuba i Szymon wystartowali z Polski i po miesiącu dotarli do Gruzji. Co ciekawe, widziałem ich wlepkę na granicy nawet :) Zostawili parchy, wrócili do Polski, znów odkładając urlopy i monety na kolejny miesiąc kolejnego roku. Tym razem dołącza do nich Piotr. Takimi skokami po miesiąc, co roku, planują objechać świat dookoła. Tego roku chcą skończyć gdzieś za pamirską autostradą. https://lh3.googleusercontent.com/br...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/GE...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/Sj...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/wy...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/L6...=w1007-h667-no https://lh3.googleusercontent.com/5B...=w1007-h667-no |
Niby sam, ale jednak nie zawsze, przyjemnie tak.
|
Gdzie kontynuacja?!
przeczytalem calosc jednym tchem. Inspirujesz chlopie! Chyle czola. :bow: |
hehe, tez mialem napinke, zeby poznac Husajna, w pewien sposob ciekawil mnie ten gosc.
No i, trzeba przyznac, zaskoczyl mnie, ale in plus. Ten jego guesthouse to przeciez jego rodzinny dom, gosc udostepnia do spania swoj pokoj, pomaga mu w tym cala rodzina, i poza tym, ze typ ma motocykl (wbrew powszechnej opinii motocykle powyzej 250 nie sa zabronione w Iranie, zabroniona jest nimi jazda poza piątkiem - czyli taka ich niedzielą i są ponoć baaardzo drogie) to nie powiedziałbym, żeby jego rodzina żyła na jakimś wysokim poziomie. Myślę, że bardziej my (ci, którzy skorzystali) mogą się czuć sponsorami edukacji jego młodszego brata ;) myślę, że nie ma co psuć mu biznesu, trik jest legalny, wymaga kontaktów na granicy i dobrej znajomości angielskiego. sam papier jest moim zdaniem całkowicie darmowy, poza działką.Husajna swoje zbierają.pośrednicy czyli załatwiacze (tu odsyłam do swojej relacji z Iranu). A kto będzie chciał to znajdzie sposób. ;) |
No ja pamiętam że to się jeszcze nie skończyło
|
'"Warto tu opisać, jak zajebiaszczy pomysł mają Typy na to objechanie świata. Cała przygoda zaczęła się rok wcześniej, kiedy Kuba i Szymon wystartowali z Polski i po miesiącu dotarli do Gruzji. Co ciekawe, widziałem ich wlepkę na granicy nawet
Zostawili parchy, wrócili do Polski, znów odkładając urlopy i monety na kolejny miesiąc kolejnego roku. Tym razem dołącza do nich Piotr. Takimi skokami po miesiąc, co roku, planują objechać świat dookoła. Tego roku chcą skończyć gdzieś za pamirską autostradą."" kilka lat temu spotkalem w Kirgizji dwoch motocyklistow z Itali, gdzie jeden jechal na Rd03 albo 4 a drugi na gs100 jechali w taki sam sposob... no moze podobny. Starszy Manuel na At byl wlascicielem jakiejs firmy produkujacej cos z tytanu i mial business partnerow na calym swiecie. Co rok dojezdzali do wyznaczengo punku gdzie motocykle zimowly/czekaly i po jakims czasie jechali dalej. Ciekawa para, jeden starszy szalony bez limitow i drugi jak szwajcarski zegarek.... |
Będzie kontynuacja ?
|
3 godziny czytania a tu się w połowie urywa? Gorzej niż dobry serial;/
Ale relacja MISTRZOWSKA i przeżycia też! |
Dziękuje Molek :)
Postanowiłem już mocno dawno temu, że dokończę co zacząłem. Choć nie będzie to łatwe. Postaram się podziałać w tym temacie w Grudniu. Dla tych co nie widzieli i w ramach postawienia cegiełki sobie coby znowu tematu nie odpuścić, zajawka z całego wyjazdu: |
Fantastico :bow:.
|
Niedokończone opowieści są bez sensu. To tak jakby wilk nie zjadł babci. Albo Koziłek Matołek nie dotarł do Pacanowa.
Nie czekaj do grudnia. Pisz juz teraz. Kończ ta opowieść. |
Nie urobię na teraz Chemiku :) Przez najbliższy miesiąc mnie nie będzie.
|
Cytat:
|
Film uroczy, relację czytałem na bieżąco i czekam na resztę.
Masz Ty talent Chłopie. |
Nigdy nie mówiłem, że ma was to obchodzić. Po prostu musicie z tym żyć ;]
|
Cytat:
|
lekturka aqrat na piątkowy wieczór....
1,40 filmiku wyśmienity Rejli style kombi na skwar lejący się z nieba... :) |
Cytat:
|
Grejt! !!
|
No to Je-Dzie-My...Ale najpierw wstęp.
Będzie dziwnie, bo półtora roku od przerwania tej historii. Może być nie składnie, bo wino kieruje pisanymi słowami. Jak pewien mądry pisarz powiedział: Pisz po pijaku, edytuj na trzeźwo. Spodziewajcie się więc dużo editów jutro. Nie skłamię zbyt bardzo jeżeli powiem, że przez ostatnie półtora roku praktycznie codziennie gryzło mnie zawieszenie pisania relacji. Owszem, były slajdowiska, na których opowiedziana była cała historia. Jedne lepsze, drugie gorsze. Jednak jest wiele historii, którymi chciałbym się podzielić (lub wyrzucić z siebie...), a nie było na nich czasu, ani forma slajdowiska nie była dla nich odpowiednia. W pewnym sensie też egoistycznie, mam potrzebę zakończyć tą opowieść. Gdzieś tam sobie ubzdurałem, że przeżyć taką przygodę to jedno, ale jej doświadczanie nie kończy się z przyjazdem do domu. Bagaż emocji rozpakowuje się powoli i niektóre rzeczy wychodzą dopiero po pewnym czasie. Wielu z śledzących pewnie wie co zadecydowało o pauzie relacji akurat w tym miejscu. Pozostałych, którym chce się czytać me wypociny, muszę ostrzec, że są to tematy, z którymi chyba nigdy w 100% się nie pogodzę, ani nigdy nie będę w stanie opisać/opowiedzieć w pełni zadowalający sposób. Za te braki w umiejętnościach posługiwania się ojczystym językiem pisanym, podczas mówienia o tematach poważnych i własnych emocjach, przepraszam. Choć jak zawsze, w każdej dziedzinie chciałbym stawać się lepszy, tak więc wszelkie słowa krytyki są mile widziane i osobiście brane raczej nie będą. ============================================== Ostatni odcinek zakończony był poznaniem ekipy z Africa Twin World Tour. Wspólnie z Piotrem, Kubą i Szymonem zadecydowane zostało, że podboju Pamirskich autostrad dokonamy w cztery afryki. Tak nagła i spontaniczna zmiana trybu podróży, była dla mnie ciekawym doświadczeniem. Chłopaki mieli swój styl i prędkość jazdy; pakowania się, zwiedzania, planowania trasy, robienia zakupów czy pożywiania się. Od początku czułem, że to ja tu jestem na doczepkę i jeżeli chcę jechać z nimi, to trzeba się podporządkować. Ciekawe doświadczenie. Coś o co bym siebie nie podejrzewał, ale szybko pojawiły się momenty, w których pewne rzeczy zaczęły mnie mocno irytować. Jakie? Wydawałoby się prozaiczne. Na przykład, do tego czasu, wyrobiłem sobie nawyk jechania z pewną średnią prędkością(mówimy zezwalających na to warunkach) oscylującą w okolicy 100-110km/h. Ekipa była wcześniej zgadana na 90km/h. No i kurwia mać, jak czasami żyłka mi drgała, gdy jechaliśmy długą prostą te 90km/h, a nie 100...niby różnica 10km/h, ale frustracja była. Jak widać, chodziło o drobne pierdoły, które irytowały. Jednak zagryzałem zęby, bo po długim czasie, miałem opcje doświadczyć dalekiej podróży wśród trzech mega kompanów i to na najlepszych motorach na świecie. Granicę chcieliśmy przekroczyć na północy, bo mieliśmy zajawkę (przynajmniej ja ;>) na tunel Anzob. Czyli granica ta koło Samarkandy. W drodze na Samarkadnę, zatrzymaliśmy się w jednej z typowych przydrożnych knajp na jakąś szybką zupę. To co dostaliśmy, ekipie raczej nie spasowało. Zarzucali, że smakuje jak zupa z dziąseł i w zamian posili się jakimś ryżem czy cuś...Ja oczywiście wciąłem zupę z dziąseł do końca. No i dziąsła się wieczorem zemściły. Bardzo. Było to już w Samarkandzie w hostelu. Kolejne półtora dna zostało mi wyjęte z życia. Wymioty, gorączka, bóle mięśni, sraka, drgawki...pełen pakiet. Chłopaki gdzieś tam zabalowali w nocy na jakimś weselu, gdzie dobrze popili, więc chociaż w nudnościach mi towarzyszyli. Z uwagi na osłabienie organizmu spowodowane zupą z dziąseł, zdjęć z tego czasu nie wiele. Jak się okazało, granica północna z Tadżykistanem, od wielu lat jest dla turystów zamknięta (przynajmniej tak nam powiedziano; uwierzyliśmy). W związku z tym, ruszyliśmy na południe. Niedaleko granicy, zrobiło nam się ciemno. Idea była spania na dziko, jednak podczas kupowania zapasów browara, podbił do nas jakiś szemrany typ. Coś tam po rusku zapraszał do siebie, że nas przenocuje, że będzie fajnie, że ma jakąś ekipę turystów z Rosjii u siebie. Mi się gościu wydał w ciul szemrany, więc Kubie, który z nim gawarił, zaznaczyłem, że typ jest dziwny. Wygląda jak złodziej/przemytnik. Jakieś gówno nad tym zaproszeniem wisi. Mimo to, padła decyzja, że jedziemy obadać zaproszenie. Jak będzie chujowo to się zwiniemy. Było epicko. Nie pomne czym się typek zajmował, bo wciąż dochodziłem do siebie po akcji z dziąsłami, jednak ucztę zaoferował nam przewspaniałą w wielce zacnym domostwie. Ekipą z Rosji, o której wspominał gospodarz, okazała się parka autostopowiczów (imion nie pomnę). Tj. śliczna dziewoja i jej chłopak, który zapił z gospodarzem dzień wcześniej i tego wieczoru pojawił się tylko na 5min. Zażer był epicki...szkoda że mój żołądek stwierdził tego wieczoru: "Jeszcze nie..." Bo ekipie uszy się trzęsły od wpierdzielania. Krojenie mięska na szaszłyki https://lh3.googleusercontent.com/bg...=w1430-h947-no https://lh3.googleusercontent.com/YL...=w1430-h947-no https://lh3.googleusercontent.com/on...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/ry...=w1430-h947-no Kolejne parę dni, to sprawna przeprawa przez granicę Tadżykistanu i nocleg w Duszanbe w bardzo zacnym backpakerskim hostelu. Poznaliśmy też ekipę z klubu motocyklowego Duszanbe, gdzie okazało się, że moje padające łożysko główki ramy musi poczekać przynajmniej do Osh w Kirgistanie, gdzie urzęduje słynny Patrick z MuzToo. Po krótkiej regeneracji w Duszanbe przyszło to na co czekaliśmy wszyscy. Wbitka na południe w celu ataku na pamirskie szlaki. Chłopaki zmienili opony na jakieś TURBO kostki, co trochę wydało mi się przerostem formy nad treścią, bo przez te zmiany wyjechaliśmy ze stolicy dość późno. Do tego patrząc na ich zapakowane do porzygu motory, jakoś nie wierzyłem, by kostki wiele pomogły w razie offów. Ujechaliśmy może z 80km, kiedy zaczęło się robić ciemno. Ponieważ w toku trasy wyszło, że to ja nas nawiguje, na mapie wypatrzyłem ciekawe miejsce do biwakowania. Oczywiście bez obietnic, że będzie spoko, bo co na mapie w komórce, a co w realu to dwie różne sprawy. Ale mieliśmy zajawkę na biwak na dziwko, więc zaufano mi w znalezieniu spoko miejsca do namiotowania, bo zarzekałem się, że OSMAnd jest w tym wybitny. Trasa zbaczała z drogi na Kulab, mniej więcej na wysokości Khodzharki i na mapie prowadziła dużego jeziora/rozlewiska/zalewu. Więc wizja obozu nad wodą na plaży, bardzo na tak. Zjazd do jeziora nie był trudny. Tyle, że było już ciemno i byliśmy dość zmęczeni. Okazało się też, że chłopaki nie mieli tyle doświadczenia w terenie na ile mogły by wskazywać okostkowane opony. Zmęczenie i obładowane w aluminium motocykle dały o sobie znać. Tam gdzie mi się udało zjechać bez problemu, reszta ekipy walczyła. Dojechałem na sam dół, a tam kiszka. Droga dosłownie wjeżdża do jeziora (rozlewiska). Krzaki, syf, brak miejsca na namioty. Generalnie chujnia. No i wyrzuty sumienia, bo wiedziałem, że jak reszta dojedzie i to zobaczy, to nie będzie szczęśliwa, biorąc pod uwagę godzinę. Zawróciłem więc, bo wiedziałem, że jakieś 500 metrów wcześniej było małe skrzyżowanie. Przed tym odbiciem spotkałem resztę. Powiedziałem jak wygląda sytuacja. Że na dole lipa, nie ma się jak rozbić, ale podjadę wyżej i sprawdzę tą prawą odnogę skrzyżowania. Ponieważ tam gdzie się spotkaliśmy, nie było opcji łatwej nawrotki, powiedziałem ekipie, żeby zjechała na dół, tam sobie spokojnie zawróciła i poczekała na mnie przy tym skrzyżowaniu. Wymienione zostały słowa potwierdzenia. Więc do działa. Niedaleko od skrzyżowana, faktycznie udało się znaleźć epickie miejsce do noclegu. Widok na zalew. Jakieś betonowe grille. Teren pod namioty, no dokładnie o to chodziło. Mega podjarany tym odkryciem zawróciłem na umówione miejsce spotkania, bo byłem przekonany, że wszyscy już tam na mnie czekają. Ale na skrzyżowaniu pusto. Zgasiłem moto i w ogóle była przenikliwa cisza. Trochu dziwne, bo ten zjazd do jeziora był naprawdę nie daleko, a nie słychać by było silników motorów. Dopiero po kilku minutach zawarczały V'ki i z na to małe skrzyżowanie wjechał Kuba z Szymonem. Widać było w ich oczach irytacje. Off choć może nie jakiś mega trudny, ale to nie na ich poziom zmęczenia/obładowania motocykli. Zapewniłem, że dosłownie 300 metrów stąd jest mega miejscówka, po płaskim, żadnych zjazdów, ani kamieni. Trochę się uspokoili, ale nagle doszło do nas że Piotrek jeszcze nie dotarł. Założyliśmy, że może paciaka wyrżnął, więc może wrócimy po niego szybko by nie czekać. Szymon został, ja z Kubą ruszyliśmy w dół. Po jakiś 150-200metrach, zobaczyliśmy opartą o krzaki Afrę Piotrka z włączonymi światłami, ale nie pracującą. No i jego jakoś w te krzaki rzuconego. Zatrzymaliśmy się na luzie, bo widziało się milion paciaków i ten na pierwszy rzut oka nie był jakiś dziwny. Ot chłopowi przygniotło 300kg stali udo czy kostkę, więc nie ma jak się dźwignąć. Pierwszy podbiegł do Piotrka Kuba, ja miałem problemy by ustawić Afrę, bo grzązła w piachu. Przeczuwając, że coś jednak jest nie do końca OK, rzuciłem ją w końcu na prawo w kosodrzewiny i podbiegłem do leżącego z Piotrem moto. Kilka prostych zawołań w stylu: "Piotrek, wszystko ok?" I nagle narastające ciary na plecach mówią same za siebie: "Nie, nie jest". Wyciągamy Piotrka bezwładnego spod motoru. Krzyczymy coraz głośniej, dotykamy, poruszamy. Bez reakcji. Decydujemy się ściągnąć kask, bo nic nie wskazywało, jakby mogło dojść do jakikolwiek uszkodzeń szyi. Może zasłabł? Przykładam swoją głowę do niego i wtedy padają słowa (Nie wiem czy to ja je powiedziałem czy Kuba). "Kurwa, on nie oddycha". Automatycznie rozpoczynamy to, czego osłuchaliśmy się na kursach, oczytaliśmy na internecie...Ustawić w pozycji poziomej, odchylić głowę, zatkać nos, dwa wdechy, 25 uciśnięć (a może 30?). "Co jest kurwa? To się nie dzieje. Piotrek!". Po krótkim czasie, krzyczymy w echo za Szymonem. Po paru chwilach jest z nami. Wśród bagaży gdzieś są u chłopaków zastrzyki z adrenaliną (na uczulenia? nawet nie wiem...nigdy nie pytałem). Szymon je znajduje, przynosi. Zastrzyk nie daje absolutnie żadnego efektu. Po kilku (kilkunastu?) minutach, pada hasło: "Potrzebujemy pomocy. Marcin, jedź, najlepiej sobie radzisz w tym terenie." Niedaleko zjazdu z asfaltu było jakieś domostwo, na pewno będą mieć telefon. Szymon zmienia mnie przy resuscytacji, ja pakuję się na swój motor, chcąc jak najszybciej jechać po pomoc. Wyrywam w bok by zrobić ciasny zawrót, ale wybija mnie na druga stronę drogi, w krzaki. Robię co potrafię, ale każda kolejna koleina i skurwiała dziura lub krzew coraz bardziej utrudnia mi powrót do drogi. Zakopałem się. "Pierdol to! Bierz mój!" Otumaniony zeskakuje z motoru i biegnę do drugiego, dużo lepiej usytuowanego do nawrotu. Niby Afryka, niby na kostkach...ale ciężar kufrów, troszkę inne zawieszenie, rocznik, adrenalina, zmęczenie, stres. Walczyłem i jechałem tak szybko jak potrafiłem i na ile byłem odważny, ale była to walka. Światło w domostwie się pali. Wparowałem na dziedziniec i łamanym rosyjskim tłumaczę co się dzieje. Że pomoc potrzebna jest "teraz". Lokalni odprawiali wieczorne picie. Nie jakąś imprezę...ot zakończenie dnia przy wódce. Ich reakcja daleka była od rychłej. Łapię jednego, drugiego krzyczę, że potrzeba nam lekarza. Kolega stracił przytomność. Gdzieś tam mimochodem pada stwierdzenie, że pewnie popił, albo się zatruł i robię wielkie halo...na hasło "serce", w końcu zaczynają mnie brać na poważnie. Karetka nie przyjedzie, szpital za daleko i nie zjedzie na dół. Jeden z Tadżyków stwierdza, że weźmie auto, zjedzie na dół, wezmą Piotra i pojadą do miasta, gdzie jest lekarz na dyżurze. Całość trwa wieczność. Absolutną, niekończącą się kurwa, wieczność. Poganiam kierowce, ale auto choć wysokie, średnio terenowe. Miałem nadzieje, wierzyłem, że po przyjeździe Piotrek będzie blady siedział po turecku, chłopaki przy nim będą podawać mu wodę. Tak nie było. Auto oświetliło dokładnie tą samą scenę, którą opuściłem. Powaga sytuacji nagle uderzyła Tadżyka. Piotrka wnosimy do samochodu na tylną kanapę. Piotrek i Szymon jadą razem z nim, ani na chwilę nie przerywając tego czego nauczyliśmy się na kursach i czego oczytaliśmy się w internetach. Auto sprawnie zawróciło (na pewno sprawniej niż ja na swoim motorze) i pojechało do góry. I ta przeraźliwa cisza. I ten myśli szum: "Czy dało się sprawniej? Czy dało się szybciej?". Papieros za papierosem. Chodzenie w kółko. Mniej więcej po godzinie, połączenie telefoniczne od Kuby. Piotr zmarł. Prawdopodobnie, rozległy zawał serca. Kolejne godziny mają małe znaczenie. Wytargałem swój motor do góry, do tego domostwa z którego był kierowca. Reszta mieszkańców już wiedziała jaka sytuacja nastąpiła. Wracam na piechotę po kolejny motor. Po przyjeździe na górę trzecią afryką, czeka na mnie dwóch policjantów. Łamanym rosyjskim dowiaduję się że chodzi o procedury. Musimy razem zejść na dół. Ja myślę nie wiele. Oni są na służbie. Ot pytania co tu robiliśmy, skąd jesteśmy, czy daleko jeszcze... Po dotarciu na miejsce, policjanci zauważają rzeczy dziwne. "Szto eta?" Pokazują strzykawkę rzuconą gdzieś po środku drogi. Staram się wyjaśnić, że to leki, którymi próbowaliśmy ocucić Piotrka. "A eta? Szto?" Na krzaku jakaś czerwona maź. Co do kurwy? Podchodzę bliżej...ja jebie, mój sok pomidorowy. Karton strzelił podczas mojego rzucenia motoru w krzaki i wylał się z sakwy...Kilka pytań od których niedobrze mi się robiło. Czy to na pewno był wypadek? Jakieś strzykawki, jakieś czerwone płyny...jest ciemna noc. Teraz trochę ich rozumiem, ale wtedy myślałem, że zwymiotuję, a potem ich pozabijam za wszelkie takie insynuacje... Wracam ostatnim motorem do domostwa. Policja wraca na piechotę. Tam czekam na nich i na Szymona z Kubą, który docierają bardzo późną nocą. Nie do końca dociera do mnie co się wydarzyło. To otępienie, pustka była straszna. Był alkohol, były łzy. Poranny widok na zalew, nad którym mieliśmy nocować w czwórkę https://lh3.googleusercontent.com/IJ...Q=w944-h626-no Przespaliśmy parę godzin na podłodze w jakiejś komnacie, dzięki uprzejmości właścicieli domostwa. Chłopaki wracają do Duszanbe. Stamtąd będą koordynować transport ciała Piotra do Polski i załatwiać wszelkie potrzebne formalności. Ja wracam z nimi na motorze Piotrka, swój zostawiam pod opieką szefa domu. Wracamy do tego samego hostelu w którym byliśmy wcześniej. Spędzam z nimi kolejny dzień. Telefony z Polski, z lokalnego szpitala, z konsulatu...absolutna abstrakcja, o której nie chcę opowiadać. Szymon z Kubą wracają do Polski samolotem, ja decyduję się kontynuować dalszą trasę. Jestem daleko od domu. Tak bardzo daleko. Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/m_...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Ue...g=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/U-...=w1430-h947-no https://lh3.googleusercontent.com/Hh...g=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/eX...Q=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/zb...=w1430-h947-no https://lh3.googleusercontent.com/6w...=w1430-h947-no https://lh3.googleusercontent.com/aL...w=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/xe...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/MS...w=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/HV...Q=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/3C...g=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/I7...g=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/xt...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Ny...w=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/gc...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/rW...g=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/es...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/fo...A=w944-h626-no Kolejne dni jechałem jak we śnie. Samotność podczas długich przelotów z niczym poza własnymi myślami była dziwna. Trudna. Ciągły zalew setkami pytań. Głupich, mądrych, trudnych: Czy jakbym lepiej zawrócił afryką, byłoby kilka procent więcej na ratunek dla Piotra? Czy ta cała przygoda była warta takiego "doświadczenia"? Czy jeżeli ja czuje się tak rozjebany po utracie kumpla, którego znam kilka dni, to czy gdy ja się rozjebię na motorze, to czy moi przyjaciele też będą musieli tak walczyć z myślami w swojej głowie? Czy jakbym tak nie chorjaczył z moimi zajebistymi umiejętnościami szukania noclegu w dziczy w nocy, jechalibyśmy dalej w czwórkę? Z tego bagna umysłowego wydarła mnie usterka techniczna. Na wertepach pamirskich, zrywa mi się stelaż czachy. Wrażenia, gdy cała czacha z zegarami i światłami nurkuje przy 80km/h pod przednie koło...niezapomniane, trzeźwiące. Jestem w absolutnej dupie. Nikogo jak okiem sięgnąć. Zerkam na mapę. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli miałbym stąd wracać do Polski, to jestem dokładnie w połowie trasy. https://lh3.googleusercontent.com/sF...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Zp...w=w944-h626-no Biorę się w garść. Daleka droga przede mną. https://lh3.googleusercontent.com/mV...w=w944-h626-no W końcu tego właśnie chciałem(?). https://lh3.googleusercontent.com/yN...w=w944-h626-no Podczas imprezy pożegnalnej (pierwszy post) była taka akcja, że mieliśmy się przebierać. Podczas polowania w lumpeksie znalazłem zajebiaszczy strój misia chyba za 25ziko. Biały, niczym arabska toga...śmieszny. Gdzieś pod wpływem wódki pada nawet hasło: "Kurwia...ja to Pamir przejadę w tym ciuchu!". A ponieważ jestem pojebany, to Miś został spakowany na dno sakwy. I czekał tam. Na ten moment, by jakoś moralnie mnie dźwignąć. Miałem mieszane uczucia co do całej akcji, ale zakład został spełniony. https://lh3.googleusercontent.com/xg...Q=w944-h626-no Cytat:
https://lh3.googleusercontent.com/Bj...g=w944-h626-no Wieczór w Hostelu w Chorog, gdzie backpakersi i rowerzyści pamirscy wsiąkli w ekrany telefonów, podtrzymywane przez generator dieslowski zaraz za ścianą. Wcześniej zostałem w drzwiach przywitany jako Bielyj Niedwied z Polszy https://lh3.googleusercontent.com/kT...Q=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/9H...w=w944-h626-no W trasie z Chorog do granicy z Kirgistanem spotykam osobliwą postać. Christiana. Francuza na BWM. Nie był to taki typowy kierowca motocykla marki BeeMWe. Odziany w jakąś skórzaną kurtkę ze szmateksu i dżinsy jakieś takie poszarpane. Na nogach trampki. Coś wiało od niego dziwnością. Zamieniliśmy parę słów podczas postoju. Kto, skąd i dokąd jedzie...Osh? Dobra, razem jedziemy do Osh. Potem się zobaczy. Docieramy do najwyższego punktu mojej wycieczki. Przełęcz Akbajtał. Ponoć 4655m n.p.m. https://lh3.googleusercontent.com/_n...A=w944-h626-no Christian schodzi z motoru zrobić zdjęcie lub dwa. Kuleje. -Are you ok?- -Yeah. I broke my leg in Iran. It's fine -Oh...cool. Tak się okazało, że Christian dwa tygodnie przeleżał w Irańskim szpitalu po złamaniu nogi i na własne życzenie został wypisany, by kontynuować dalej trasę. Tak, że tego... https://lh3.googleusercontent.com/BX...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/tU...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Z4...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Fj...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/4S...A=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Fy...w=w944-h626-no Trasa nie była jakoś mega trudna...ale mając złamaną nogę, dobrze 60 lat (Christian jest dziadkiem) i chujowe opony, to szacun dla takiego BMW kierownika. I tak, jechał na kołach z Francji. Na pewno nie był to ziomek z Włoch, którego spotkałem w Iranie...raczej tego zaprzeczenie. https://lh3.googleusercontent.com/qe...Q=w944-h626-no https://lh3.googleusercontent.com/Mk...w=w944-h626-no Na zakończenie tego...trudnego dla mnie...odcinka, chciałbym zwrócić waszą uwagę na pewien szczegół, który mógł wam umknąć. Prawy kufer Christiana. Polecam powiększyć zdjęcie...nie, to nie moja twórczość. |
Trudno coś napisać w takiej sytuacji... wyprawa super, zdjęcia i opis to wszystko niesamowite - ale ten wypadek zmienia, że to wszystko jest bez znaczenia.
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:06. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.