Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Kirgistan 2012 GSC (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=16233)

betu 09.02.2013 17:58

nie chce sie powtarzac,ale.....otwiera sie picasa i tyle.Filmiku niet.Strony nie znaleziono-tylko tyle moge sie doczytac :-(

Z ta benzyna to bylby wielki problem-w na takiem wielkim terenie cokolwiek kupic.

motoMAUROxrv 09.02.2013 18:30

Kurczę, -żeby oddać moje wrażenia z lektury Waszej relacji, posłużę się emotikonkami :Thumbs_Up::haha2::eek::lol19::drif::bow:... bo brak mi słów, -w przeciwieństwie do Ciebie. Twój niesamowity opis, przeplatany soczyście humorem po prostu powala (również ze śmiechu). Chyba nie ma takiego, komu nie poprawiłby nastroju i nie pobudził wyobraźni i marzeń.:at::bow::drif::D

Cynciu 09.02.2013 20:06

MAURO, zarumieniłem się:o. Miło mi, że moje wypociny się czyta.

Nad filmikiem pracuję, nie wiem co nie bangla.

PS.

Po powrocie usłyszałem:

- To ja Was do księdza Krzysztofa wysłałem, a wyście w burdelu wylądowali? :D

mygosia 09.02.2013 22:24

Rotfl!
:D

Cynciu 09.02.2013 22:33

Filmik już działa :)

Cynciu 09.02.2013 22:41

Dziś dzień asfaltowy. Wyjeżdżamy z Jalala Badu i kierujemy się na Sary-Tash. To ma być nasza baza wypadowa pod Pik Lenina. Góry, serpentyny, droga leci szybko. Tylko ta pieprzona czarna chmura która nas osacza. Raz jest z lewej, raz z prawej, raz przed nami. Wreszcie idzie na czołówkę. Przed samym uderzeniem chowamy się na przystanku. Chyba jedynym, jaki widziałem po drodze. Chwilę później leje jak z cebra w kraju, w którym niby nie pada w lecie.

https://lh5.googleusercontent.com/-k...0/DSC09819.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-Q...0/DSC09820.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-k...0/DSC09829.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-W...0/DSC09831.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-7...0/DSC09832.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-e...0/DSC09835.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-q...0/DSC09842.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-0...0/DSC09845.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-I...0/DSC09847.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-T...0/DSC09852.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-G...0/DSC09856.JPG

Burza trwała 15-20minut a po chwili wesoło zamrugało słoneczko ale zrobiło się znacznie chłodniej. Widoki powalające. Co chwilę zatrzymujemy się na fotki. Wg Bajrasza ten idealny asfalt, jeszcze dwa lata temu był zajebistą szutrówką. Co tam. Teraz też jest gitarra

https://lh5.googleusercontent.com/-6...0/DSC09857.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-1...0/DSC09860.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-j...0/DSC09861.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-m...0/DSC09865.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-f...0/DSC09866.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-3...0/DSC09869.JPG

Aby poprowadzić Was dalej muszę cofnąć się kilka dni, do historyjki którą w pośpiechu pominąłem.
Grzejemy więc offikiem, krowimi ścieżkami. Ja dyndam sobie na końcu. W pewnym momencie przed nami wyrasta strome wzniesienie. Szparag dał ognia i już go nie było. Grzela poszedł drugi. Teraz kolej na mnie. Jedyna i oooooogień. W połowie wzniesienia tracę moc i moto gaśnie. Co jest! Kopie gada (bo starter mam w kopniaku). Jedynka gaz ooogieńń a X-tuś Beee, e, e e, zgasł. Przesuwam się pół metra pod górę. Kopniak, jedynka, gaz i ............... . to samo. Jestem w połowie wzniesienia. Kopię, jedynka ....... i tak pięć czy sześć razy. Jestem spocony i zasapany od tego kopania, ruszania i to wszystko na sporej pochyłości. Widzę jak z góry stacza stacza się do mnie Szparag, Widać zaniepokoił go brak Cyncia. Podjeżdża i patrzy z politowaniem.
- To to nie chce wjechać pod górę. Nia ma mocy.
Aby udowodnić odpalam, jedyna gaz do dechy, dzidaaaa, a a, zdechł. A ona dalej patrzy z politowaniem.
- Kurtka, w łańcuch ci się wkręciła.
Spoglądam na koło i łzy napływają mi do oczu. Nie wiem czy ze złości na siebie czy z żalu po kurtce. Wykręcam kurtkę nawiniętą na zębatkę i wpycham pod ekspandery, gdzie jej miejsce. Na górę oczywiście wyjeżdżam bez problemu. Po kilkunastu kilometrach orientuję się, że już nie mam kurtki. Teraz pewnie jeździ w niej jakiś Kirgiz na koniu. W kurtce Modeka z membraną i wzmacnianymi szwami.
Mało tego zgubiłem też polarową koszulę, gdzieś, nie wiem gdzie.
Czemu o tym piszę?
Bo jak wspomniałem, po deszczu ochłodziło się. Gdy zbliżaliśmy się do najwyższych szczytów zaczęło się ściemniać i zrobiło się naprawdę zimno. Z ust leciała para i nie wiedzieliśmy czy to pod kołami, to mokry asfalt czy lód. Zatrzymaliśmy się. Fajka na rozgrzwkę i trzeba cos włożyć. Szparag zakładał ciepłe skarpety na lekkie krosowe rękawiczki. Mnie owiną ręcznikami na które wcisnąłem koszulki. Tak opatuleni dotarliśmy do Sary-Tash, naszego celu.
- Zmarzłem jak czort.
Powiadamiam Szparaga.
- To czemu nie włączyłeś grzanych manetek?
W tym dniu, nie miałem siły już Go zabić.

https://lh6.googleusercontent.com/-V...0/DSC09871.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-Z...0/DSC09872.JPG

dawid8210 09.02.2013 22:42

Ha,ha,ha :D
Burdel wymiata:D
Nawet moja siostra czytała relację i to nim na fb zajrzała ;)
A fb to dla niej żelazny i pierwyj temat:D

Cynciu 12.02.2013 21:38

Na naszej kwaterze spotykamy grupe rumuńskich motocyklistów. Ich jutrzejszy plan dotarcia do base camp,pod Pikiem Lenina jest zbieżny z naszym. Rozważamy dalszą wspólną jazdę, łącząc rozważania z integracją do późnych godzin.

Rankiem tankowanie, tym razem jednak z dystrybutora. Małe zakupy i w drogę. Pierwsza część trasy przebiega szybkim asfaltem i ta część drogi weryfikuje możliwości i przyjemności wspólnej jazdy tak różnymi motocyklami. Rumuni jadą bowiem Tenerkami i GS 800. Mój Xtuś nie osiąga takich prędkości przelotowych i po krótkiej chwili zostaję sam. Pędzę ile fabryka dala Xtusiowi ale to niestety za mało. Droga jest prosta jak strzała a po kilkudziesięciu kilometrach odbija w lewo i przecinając rzekę przechodzi w offa. Tam za zjazdem czekali na mnie Szparag z Grzelą. Prawo Murphiego jednak zadziałało i nie zauważając kompanów pomknąłem dalej asfaltem. W pogoń rzucił się Szparag. Ja jednak goniłem (jak mi się wydawało) Szparaga, więc i mnie dogonić Szparagowi nie było łatwo.
Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy już wszyscy razem i kierujemy się pięknym offikiem w stronę base campu. Ścieżka jest fantastyczna i radość z jazdy psuje jedynie kapeć którego łapię po kilkunastu kilometrach. Wyobraźcie sobie. Jedziemy suchym korytem rzeki, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, wokół pustka. I właśnie w tych okolicznościach łapię w tylne koło......................................wkręta do karton gipsu. Mamy jednak łatki, łyżki i Samborowy kompresorek który okazał się znów bardzo przydatny.
Grzebiemy sobie spokojnie przy kółeczku a z dala dochodzi do nas znany i przyjemny klekot. Chwilę później, zatrzymuje się przy nas DR-ka z której schodzi przesympatyczny starszy, Amerykanin. Przyleciał samolotem i przemierza Kirgistan samotnie na pożyczonym motocyklu. DR-kę pożyczył od naszego kolegi Sambora. Ależ ten świat jest mały.
Dotarliśmy pod base camp, a nawet dalej. Spod base camp-u pojechałem w stronę Piku Lenina najdalej, jak tylko można nożna było to zrobić na kołach.
W tym miejscu mogę już jedynie pokazać fotki:

Sary-Tash rankiem
https://lh6.googleusercontent.com/-G...0/100_0239.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-b...0/100_0241.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-6...0/100_0237.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-o...0/100_0233.JPG

W oddali szczyty Pamiru
https://lh4.googleusercontent.com/-i...0/DSC09881.JPG

Tu miałem zjechać z asfaltu
https://lh4.googleusercontent.com/-6...0/DSC09884.JPG

Tu czekali na mnie koledzy
https://lh6.googleusercontent.com/-p...0/DSC09894.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-5...0/DSC09895.JPG

Wkręt, sprawca zamieszania.
https://lh5.googleusercontent.com/-O...0/DSC09896.JPG

Kapeć i sympatyczny Amerykanin
https://lh5.googleusercontent.com/-0...0/DSC09899.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-6...0/DSC09900.JPG

Ta ścieżka prowadzi do base campu
https://lh4.googleusercontent.com/-8...0/DSC09901.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-r...0/DSC09902.JPG

W oddali base camp
https://lh3.googleusercontent.com/-3...0/DSC09903.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-v...0/DSC09904.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-Y...0/DSC09906.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-h...0/DSC09915.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-S...0/DSC09917.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-r...0/DSC09919.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-Z...0/DSC09920.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-i...0/DSC09924.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-l...0/DSC09925.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-4...0/DSC09926.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-C...0/DSC09930.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-l...0/DSC09931.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-K...0/DSC09932.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-N...0/DSC09933.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-V...0/DSC09935.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-e...0/DSC09941.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-C...0/DSC09942.JPG

przemekdab 13.02.2013 21:11

zajebista relacja
pozdro
Przemek
f650gs.pl

Cynciu 16.02.2013 19:12

Konkurs noworoczny dla planujących wypad w tamte strony.
Nagrodą jest satysfakcja.

Co to za kopczyki przed zabudowaniami?

https://lh6.googleusercontent.com/-o...0/DSC09944.JPG

Lupus 16.02.2013 19:15

Skrzętnie gromadzony opał na zimę :)

matjas 16.02.2013 19:19

czuję chyba podstęp w tem pytaniu. I Lupi ma rację ale to raczej nie taki opał jak w mojej drewutni :D czy się mylę?

ocoloko 16.02.2013 19:29

"Czysta" ekologia:D
Cynciu dzięki za kolejny rozdział:Thumbs_Up:

betu 16.02.2013 19:58

Hmmmm-tutaj grzebia turystow?

A szczegolnie takich na motocyklach :hehehe:

szparag 16.02.2013 22:14

Cytat:

Napisał betu (Post 292933)
Hmmmm-tutaj grzebia turystow?

Gówno, prawda. :):)

Cynciu 16.02.2013 23:16

Lupus, Ja wiem, że ty wiesz ;)

W nagrodę możesz każdemu polać:D


Tak, tak. To opał.
A gdzie kopalnia?
Pokażę wam. Najpierw należy wyprodukować. Tak wyglądają producenci:

https://lh4.googleusercontent.com/-C...s601/konie.JPG

Później do akcji wchodzą wykwalifikowani zbieracze

https://lh4.googleusercontent.com/-w...0/DSC09582.JPG

Następnie, to co zebrane, zostaje uformowane i wstępnie przesuszone

https://lh4.googleusercontent.com/-s...0/DSC09946.JPG

Dalszy proces polega na właściwym suszeniu.

https://lh6.googleusercontent.com/-j...0/DSC09945.JPG

Wysuszony opał należy zmagazynować

https://lh5.googleusercontent.com/-v...0/DSC09948.JPG

Spaliśmy w pobliżu takiego magazynu. Jedliśmy posiłki przyrządzane na kuchni opalanej niniejszym opałem i zapewniam, że jest niemal bezwonny a jednocześnie bardzo kaloryczny.

Jak widzieliście na fotkach, drzew tam jak na lekarstwo a pogoda w górach kapryśna. Trzeba się przy czymś ogrzać i strawę przyrządzić.

matjas 16.02.2013 23:42

Przypomniał mi się przy tej okazji jak zobaczyłem 'małych zbieraczy' rysunek satyryczny w jakimś periodyku kiedy po zimie wszędzie pełno psiego g..wna a chłopiec z reklamówką pochylony zbiera niektóre z kupek. Pani przechodząca pyta:
'-co robisz chłopczyku?',
Chłopiec: '-jak to co... zbieram psie kupy!',
Pani: 'O, o! - tutaj jedną zostawiłeś!',
Chłopiec: 'Eeeeeee... taką już mam.' :D

Sorry za offtop. Ładna wycieczka bardzo.
Niestety, jak czytam te wszystkie piękne i wesołe relacje na FAT, to zaczynam coraz bardziej się czuć jak ten krasnal co wyszedł przed chatę za 7mioma górami i morzami i zaklął w końcu szpetnie: 'jak ja mam wszędzie daleko' :D

jedyny Bies podtrzymuje mnie na duchu.

matjas

Cynciu 17.02.2013 00:43

Spod base campu wracamy do Sary –Tash na znany nam już nocleg. Tu spotykamy parę młodych Niemców z nieco innym sposobem podróżowania. Przylecieli samolotem do Biszkeku, wynajęli busa z kierowcą i przewodnikiem. Tym sposobem zwiedzają kirgistan.
Jest też młoda japonka pokonująca samotnie Azję na rowerze. Szczęki nam opadły rankiem gdy ujrzeliśmy jak objuczyła swój rowerek. Bagażu miała zdecydowanie więcej niż my w trójkę razem wzięci. Objuczony rowerek był chyba cięższy od mojego XT-ka. A ona wsiadła i normalnie pojechała.

Dla nas od tej chwili zaczynał się niestety już odwrót. Obieramy kierunek północny i przebijamy się przez góry w kierunku Osh. Na miejsce docieramy po południu. Bierzemy hotel, tym razem prawdziwy. Z łazienką, ciepłą wodą, prysznicem i całym tym wypasem. Motki parkujemy na zapleczu i idziemy w miasto. Zjadamy normalne żarcie i walimy na targ w poszukiwaniu prezentów. Targowisko do najmniejszych raczej nie należy. Z kilometr idziemy wzdłuż mięsiw różnego typu i gatunku. Dalej ogóry, pomidory i takie tam. Nie tego szukamy. Idziemy wzdłuż dywanów, kapci, trampek, skarpetek i zaczynamy się lekko irytować. Od momentu opuszczenia straganów z żarciem, wszystko naokoło jest chińskie! Mija druga godzina spaceru pomiędzy straganami: Adidasy, koszulki, telefony, elektronika, tysiące pierdół i wszystko chińskie. Gdy nogi miały już dość, poddaliśmy się, nie znajdując nic tradycyjnego i godnego uwagi. Niestety nie obeszliśmy całości, a szkoda. Teraz wiem, że ominęliśmy to, czego tak naprawdę było nam trzeba. Wracam do hotelu. Wreszcie gorąca kąpiel i pranie. W mieście było gorąco jak w piekarniku więc wszystko schnie w oczach. Wieczorkiem wychodne na piwko i inne rozluźniacze.

Tym busem podróżowali Niemieccy podróżnicy.

https://lh5.googleusercontent.com/-T...0/DSC09951.JPG

Owcopies – owieczka która bawiła się i zachowywała jak piesek

https://lh5.googleusercontent.com/-D...0/DSC09954.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-f...0/DSC09955.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-7...0/100_0252.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-3...2/DSC09957.JPG

Pani zrobiła Pawłowi lodzika
https://lh4.googleusercontent.com/-y...0/100_0253.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-j...0/100_0257.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-D...0/100_0262.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-I...0/100_0263.JPG



Rankiem znów na północ, tego dnia chcemy dojechać do jeziora Toktogul.
Droga jak droga. Tym razem jednak jechaliśmy przez góry J
Po drodze jedzonko. Można na siedząco, można na leżąco. Jak kto sobie życzy.

https://lh6.googleusercontent.com/-V...0/DSC09961.JPG

Gonimy asfaltami i kilometry szybko uciekają. Jest tak ciepło, że nie bardzo chce nam się zatrzymywać. Tylko w czasie jazdy pęd powietrza pozwala na utrzymanie optymalnej temperatury ciała. Przejeżdżając przez kolejną wioskę, mijamy winkiel i widzę zatrzymującą się mini ciężarówkę, wypakowaną arbuzami. Z drugiej strony drogi patrzy na mnie lufa radaru ichniejszej drogówki. Lizak w górę i już stoimy za arbuzowozem. Kierowca arbuzowozu jak tylko się zatrzymał, bez komendy wskakuje na pakę, zdejmuje okazałego arbuza i wrzuca na tylne siedzenie radiowozu. Po tym manewrze staje na baczność i czeka na wyrok. Tymczasem oficery podchodzą do nas zaczynając standardową wymianę uprzejmości. Jak imię? A skąd? A dokąd? A jak wam się podoba u nas? Itd. W tym czasie pan od arbuzów stoi cały czas na baczność. Podchodzimy do Radiowozu i pada dziwne pytanie:
- Macie nóż?
Tu mała konsternacja. Szparag ma kosę przy sobie ale za takie kosy od razu wsadzają do Paki. Wyczuwamy (jak zwykle) przyjazne wibrację więc pokazujemy nóż. Oficyjer bierze kosę, chwilę się przygląda po czym odwraca się do gościa od arbuzów.
- Ty. Pokroisz Polakom arbuza i możesz jechać.
Tym sposobem, pojedli my arbuza z policjantami, odzyskali nóż, i z życzeniami „szerokiej drogi” pojechali dalej.
No była jeszcze okazjonalna fotka.

W przydrożnym rowie arbuz się chłodzi.
https://lh5.googleusercontent.com/-z...0/DSC09962.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-K...0/DSC09964.JPG

Nad południowy brzeg Toktogul dojeżdżamy gdy już się zmierzcha. Nocleg znajdujemy już po ciemku i ruszamy w poszukiwaniu żarcia i piwka. W pobliżu znajdujemy sklep i knajpkę. W knajpce błyskają światełka i dudni muza. Chwila zastanowienia i walimy na kirgiską dyskotekę. Żarcie jest, piwo jest, jest ok. Gdy tylko pojawiamy się w lokalu, dostajemy z mety stolik przy DJ-u. Zamawiamy po piwku i już za moment mamy przy stoliku przyjaciela. To Naczialnik w delegacji. Naczialnik ma pomagiera który w lot dostaje polecenie przyniesienia kolejki dla Naczialnika i jego gości (czyli nas). Zamawiamy żarcie i gadając z naczialnikiem błądzimy wzrokiem po sali. Sala ma około 8 na 15metrów więc nie jest to potęga. DJ przy którym siedzimy jest kobietą około 60-cio letnią i puszcza z komputera muzę typu Modern Talking. Na sali jest 25-30 osób w wieku od 20 do 65lat. Siedzimy więc i szukamy wzrokiem obiektu na którym można by z przyjemnością zawiesić oko na dłużej.
Jest. Jedna jedyna sztuka. Naprawdę ciekawa. Wszystkim nam wpada w oko. Lat jakieś 20, 22. Kręci się po parkiecie aż miło. Życie nam jeszcze miłe więc początkowo dyskretnie zerkamy i oceniamy. Tymczasem do naszego stolika podchodzi co chwilę ktoś inny. Ten chce zagadać, ten się z nami napić a inny nam poprzyglądać. Naczialnik też jakaś szycha i działa magnetycznie. Nim się zorientowaliśmy, przy naszym stoliku już nie było miejsc siedzących a sam stolik uginał się od żarcia i trunków, Na stole znalazło się nawet wiadro kumysu.
Przyjaciół przybywało. Zwłaszcza jeden zdał się nad wyraz sympatyczny. Gadał i pił z nami aż w końcu przyniósł kumys. Gość był znacznie od nas starszy. Tak na oko dobrze po pięćdziesiątce. Po którymś toaście gość wstał i mówi:
- Ja Wam muszę jeszcze moją żonę przedstawić.
Rusza na drugi koniec sali, łapie babę za rękę i przyprowadza do naszego stolika.
Szczęki nam opadły na blat stołu aż zadzwoniło. Przyprowadził właśnie tą laskę która nam wszystkim wpadła w oko. Teraz poszliśmy w tany i można było oficjalnie powywijać przy żonie naszego nowego kolegi. Było zajefajnie. Niestety zrobiło się tak późno, że obsługa poprosiła wszystkich żeby poszli grzecznie spać. Tak też i my uczyniliśmy. Rano znów trzeba ruszać.

https://lh3.googleusercontent.com/--...0/100_0270.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-L...0/100_0272.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-7...0/100_0278.JPG

Zapomniał bym o najważniejszym.
Po tańcach zrobiło się na tyle przyjacielsko, że odważyliśmy się zapytać.
- Stary, jak ty to zrobiłeś, że masz taką młodą, fajną żonę.
Gość wypiął pierś i pełnym dumy głosem odparł.
- Ja mam 100 łoszadów.

I wszystko jasne.

mygosia 17.02.2013 09:55

100 koni...
Mi tez by sie podobało :)

motoMAUROxrv 17.02.2013 10:40

Cytat:

Napisał Cynciu (Post 292995)
- Stary, jak ty to zrobiłeś, że masz taką młodą, fajną żonę.
Gość wypiął pierś i pełnym dumy głosem odparł.
- Ja mam 100 łoszadów.

No i tu jest ten cały myk, skuteczny od zarania dziejów -nic nowego, eeech...
Gdyby choć moja Afri miała ze 100 łoszadów, to może nie szwendałbym się na niej tak samotnie...:(:Sarcastic::lol8:

Sławekk 17.02.2013 10:51

Cynciu chyba najlepiej opisałeś proces gromadzenia opału :Thumbs_Up:

Gdyby na tej fotce, na wzgórzach po lewej, za zabudowaniami rosły drzewa sprawa wyglądała by zupełnie inaczej.


Cytat:

Napisał Cynciu (Post 292914)


kris2k 17.02.2013 14:23

100 koni...czyli potentat w branży energetycznej. Czyli tak jakby u nas miał kopalnię, lub co najmniej elektrownię. I wszystko jasne.

Pisz Waść dalej, świetna relacja:Thumbs_Up:

Cynciu 17.02.2013 23:16

Kolejny ranek i kolejna traska, dziś mamy dotrzeć do Biszkeku. Ustalamy trasę i ruszamy. W górach rozjeżdżamy się aby każdy mógł jechać własnym tempem. Znów przebijamy się przez wysokie przełęcze. Jedziemy asfaltem więc dość szybko pokonujemy kolejne wzniesienia a przewyższenia są spore. Na jednym ze zjazdów ze sporej wysokości czuję, że coś ze mną nie ten teges. Ciśnie mnie w klacie, czuję osłabienie i jakbym tracił nieco koordynacją. Troszkę się wydygałem i zjeżdżam koło uroczego strumyka na pauzę. Po kilkunastu minutach wszystko wraca do normy i mogę jechać dalej.


https://lh4.googleusercontent.com/-E...0/DSC09967.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-J...0/DSC09970.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-0...0/DSC09975.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-a...0/DSC09979.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-t...0/DSC09981.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-R...0/DSC09983.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-V...0/DSC09986.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-p...0/DSC09989.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-N...0/100_0283.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-b...0/100_0284.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-t...0/100_0285.JPG



W Kara Balta dochodzę kolegów. Siedzą na krawężniku, na skrzyżowaniu w wciągają słonecznik. Parkuję i przyłączam się do radosnego plucia łupinami na ulicę. Jesteśmy zjechani po całym dniu jazdy. Siedzimy tak z 15 minut rozkoszując się chwilą odpoczynku gdy hamuje przy nas Łada . Wyskakuje z niej chłopina tak po pięćdziesiątce. Ogląda motorki poczy podchodzi do nas.
- Paliaki?
- Polacy
- A skąd, a dokąd? To Wy przecież goście w moim kraju. Ja Wam muszę dać jakiś prezent.
- Ale nic nam nie trzeba.
- Wy moi goście. Muszę dać Wam prezent. Może kupię Wam olej do motocykli.
- Nie trzeba, mamy, dziękujemy.
- To może takie do łańcucha smarowidło.
- Ale ja muszę, Wy goście. Może chociaż colę.
Widzimy, że nie popuści i zgadzamy się na cole.
- Miszka! Dawaj tu synu. Trzeba do sklepu. Polakom idź cole kupić.
Z samochodu wychodzi synek, tak pod trzydziestkę i wali do sklepu po colę. Po chwili wraca z dużą colą i zestawem plastikowych kubeczków. Polano i zaczęły się opowieści. Oczywiście z samochodu została zawołana żona do przedstawienia. Zresztą już trzecia i znacznie od niego młodsza. Po wysłuchaniu skróconej historii życia naszego „gospodarza” zaczynamy się zbierać do dalszej drogi. Tu gość wstaje
- Ale wy goście, co tam cola ja muszę dać Wam prezent. Zaczekajcie. Wybiega do samochodu i zabiera dziecku gumową, kolorową piłeczkę. Podchodzi do mnie
- Weź. Jak przyjedziesz do Polski i zobaczysz tą piłeczkę, to nas wspomnisz.
Opór był bezcelowy. Biorę, dziękuję, żegnamy się i ruszamy w stronę Biszkeku.

wilczyca 18.02.2013 00:08

a gdzie fota piłeczki, ja się pytam!

mishieck 18.02.2013 08:32

Zgubił... ;)

mygosia 18.02.2013 08:51

Ewentualnie zepsuł ;)

Cynciu 18.02.2013 09:02

Nie zgubiłem i nie zepsułem.
To nie kulka z łożyska żeby dało się zepsuć.
Piłeczka przyjechała ze mną i ma się dobrze :)

mishieck 18.02.2013 11:43

Zuch!

betu 18.02.2013 17:58

Cytat:

Napisał Cynciu (Post 293148)
Na jednym ze zjazdów ze sporej wysokości czuję, że coś ze mną nie ten teges. Ciśnie mnie w klacie, czuję osłabienie i jakbym tracił nieco koordynacją. Troszkę się wydygałem i zjeżdżam koło uroczego strumyka na pauzę. Po kilkunastu minutach wszystko wraca do normy i mogę jechać dalej.

To bylo przez wysokosc,czy poprostu odbilo ci sie polska jeszcze kielbasa?;)

sebol 18.02.2013 18:18

Na foto widziałem plecaczki na ramionach. Nie bolą plecy i ramiona po całym dniu ? Trochę to przecież na dziurach dynda i masa jest większa....i wydaje się być na długą trasę mało komfortowe .

Fizolof 18.02.2013 19:02

Cytat:

Napisał sebol (Post 293328)
Na foto widziałem plecaczki na ramionach. Nie bolą plecy i ramiona po całym dniu ? Trochę to przecież na dziurach dynda i masa jest większa....i wydaje się być na długą trasę mało komfortowe .

Miałem napisać, że nieuważnie czytasz, ale po przejrzeniu wątku, przypomniał mi się, że debata na temat jazdy z plecakiem odbywała się na stronie ADV:haha2:
Tak to jest jak się czyta te same relacje na różnych forach:haha2:

matjas 18.02.2013 19:18

Cytat:

Napisał sebol (Post 293328)
Na foto widziałem plecaczki na ramionach. Nie bolą plecy i ramiona po całym dniu ? Trochę to przecież na dziurach dynda i masa jest większa....i wydaje się być na długą trasę mało komfortowe .


się da i to bez wielkiego problemu. na odcinki gdzie siedzisz obsuwasz temat na siedzenie a jak się zaczyna prawdziwe ęduro to stajesz i jazda.
oczywiście - w pewnym sensie dźwigasz to na ramionach ale kontrola nad motocyklem nieporównywalna z maszyną objuczoną kuframi = mniej gleb i jednak znacznie większa przyjemność z jazdy.

w temacie prowadzenia motocykla w zasadzie EOT.

matjas

Cynciu 18.02.2013 20:09

Cytat:

Napisał betu (Post 293321)
To bylo przez wysokosc,czy poprostu odbilo ci sie polska jeszcze kielbasa?;)

To kwestia szybkich zmian wysokości. W offie nie miałem żadnych problemów ze względu na mniejsze prędkości i częstsze postoje. Organizm ma czas aby się przystosować. Tu jechaliśmy dość szybko asfaltem non stop. Góra, dół, góra dół. U kumpli nie było żadnych odchyleń ale każdy organizm reaguje na swój sposób.
Nie będę się wymądrzał dalej bo nie jestem lekarzem.

Cytat:

Napisał sebol (Post 293328)
Na foto widziałem plecaczki na ramionach. Nie bolą plecy i ramiona po całym dniu ? Trochę to przecież na dziurach dynda i masa jest większa....i wydaje się być na długą trasę mało komfortowe .

Plecak był pomysłem Szparaga i tak naprawdę w offie plecak to najlepszy sposób na cały bagaż. Warunkiem jest oczywiście umiarkowana waga, a więc minimalizacja bagażu. Ponadto mieć picie zawsze pod ręką, nawet w czasie jazdy jest zajebiste. Odnośnie prowadzenia motocykla to im cięższy kierownik a lżejszy motocykl, tym łatwiej manewrować - balansować.

Grzela na początku miał plecak przytroczony do fotela. Za radą Szparaga spróbował wrzucić go na plecy i już tak jeździł do końca.
A plecak miał znacznie cięższy od Szparagowego. Sam stwierdził, że z plecakiem ma lepszą kontrolę nad motocyklem.

Początkowo tak.
https://lh6.googleusercontent.com/-Y...0/DSC09506.JPG

Później tak
https://lh6.googleusercontent.com/-Z...0/DSC09765.JPG

Dobrze jak plecak ma wentylację pleców i można go dobrze wyregulować, i spiąć szelki na piersi.

sebol 23.02.2013 14:11

tak się składa , że dzisiaj sobota i jest czas na czytanie .....

Cynciu 23.02.2013 22:10

Do Biszkeku dobijamy wieczorem gdzie znajdujemy miejsce na namioty w bazie turystycznej.
Dwa dni przeznaczamy na serwis i odświeżenie naszego busika, który będzie naszym domem przez kolejny tydzień. Na kolejny wieczór jesteśmy zaproszeni przez miejscowych bikerów, do knajpy w której Oni się spotykają. Biorąc pod uwagę, że motocykle są w Kirgistanie zjawiskiem nader rzadkim, oczywiście z radością przyjmujemy zaproszenie. Jako środek transportu wybieramy taryfę. Telefon na taxi i czekamy. Po chwili pojawia się wehikuł . Był to o ile dobrze pamiętam golf jedynka. Samochód który lata świetności zostawił już dawno za sobą, pewnie gdzieś na niemieckich autobanach. Ja siadam z przodu. Ot tak wypadło. Pan wbił adres w nawigację która była jednocześnie taxometrem. Siedzimy, gość wbija jedynkę i dzida. Jesteśmy w stolicy. Jest późny wieczór i ruch spory a gość prezentuje nam jak się jeździ w Azji. Ograniczenie prędkości jego nie dotyczy. Wyprzedza lewą i prawą jednocześnie omijając czarne dziury, czyli studzienki kanalizacyjne z których klapa się komuś przydała. Tii Tid i wyprzedza z prawej, ti tit i z lewej. Oczywiście bez kierunkowskazów. Tak jeździ większość ti did oznacza patrz w lusterko jadę. Dojeżdżamy na miejsce z emocjami ale żyjemy. Chłopaki już na nas czekają. Są szaszłyki, jest piwko, jest fajnie.
Po kilku piwkach jeden z bajkerów oświadcza, że wujek, dziadka, ze stony teścia ma przodków w Polsce. Robi się rodzinnie więc pytamy ich o korzenie. Tu moje zdziwko. Wśród kilkunastu osób przy stole, nie ma żadnego Kirgiza. Wszyscy są potomkami zesłańców z różnych ston imperium. W całym Biszkeku większość stanowią innostrańce. Kirgizi żyją raczej poza wielkimi miastami. Rozmawiamy o wszystkim do późnych godzin.
Dla Tych którzy wybierają się do Kirgistanu, istotną może być informacja, że nie obowiązuje tam ubezpieczenie od pojazdów OC. Po drogach Kirgistanu poruszają się dwa typy pojazdów. Stare trupy, (jak nasza taksówka) i super wypasione krążowniki. Auta, które jeszcze nie zdążyły otrzeć się o polski rynek. Wyobraźcie sobie teraz, ze w korku przeciągniecie kufrem bo boku takiego Mybacha albo innej S klassy. Oj bolało by. Przyjeżdża policja, wskazuje winnego i trzeba płacić na miejscu. Nie ma innej opcji. Wartość motka razem z kuframi może nie wystarczyć.
Kirgizi między sobą załatwiają takie tematy na dwa sposoby. Albo zawijają rękawy i napierdzielają się, albo przyjeżdża policja orzeka winę i uboższy Kirgiz może taka stłuczkę spłacać latami. Dla obcokrajowca nie ma takich możliwości i warto o tym wiedzieć odwiedzając gościnny Kirgistan.

Właściwie na tym mógłbym spokojnie zakończyć tę opowieść. Motki już na lawecie, śmierdzące ciuchy motocyklowe spakowane w czeluściach busika.
Pozostała tylko droga do domu.
Tylko..... Hmmm. Nic to.

Nie jestem pewien czy męczyć Was nudną trasą na czterech kołach.
Jak jednak chcecie to dajcie znać J


To jeszcze orientacyjna traska
https://lh4.googleusercontent.com/-i.../Kirgistan.JPG

mygosia 23.02.2013 22:48

Męczyć prosimy.

magrafb 24.02.2013 10:09

pisz pisz dalej. moze jeszcze podsumowanie, ile km zrobiliście, jakie spalanie, koszt i dostępność paliwa, ceny i czas wiz, czyli wszystko co potrzebne dla planującego podobny wyjazd

sebol 24.02.2013 10:18

dołączę się do prośby magrafb

Cynciu 24.02.2013 17:56

Na podsumowanie przyjdzie czas, teraz ...

Karawana rusza. Spoglądam na mapę i widzę nieco krótszą ścieżkę. Jedziemy Droga wiedzie przez inne przejście graniczne i to jest początek problemów, oops, chciałem powiedzieć przygody. Kirgistan opuszczamy sprawnie i stajemy w kolejce oczekując na wjazd do Kazachstanu. Przy szlabanie stoi młody wojak co jakiś czas wpuszczając na przejście jeden pojazd. W przerwach pomiędzy podnoszeniem szlabanu siada na murku i na legalu wali browara. Gdy podjeżdżamy pod szlaban spostrzegamy, że wojak ma już nieźle w czubie a na jego ramieniu dynda kałach. Źle mu z oczu patrzy. Gdy przychodzi na nas kolej i mijamy pijanego, uzbrojonego wajaka, czuję ulgę. Na samym przejściu ta sama piosenka co poprzednio – jeden kierowca jeden pojazd. Jest problem z waszymi motocyklami. Oczywiście gdybyśmy mieli wolną kasę to by bardzo pomogło. W końcu po długich tłumaczeniach (bez kasy) wyciągają jakiś druk i dają do wypisania. Jest to zupełnie inny wriemiennyj wwoz niż wypełniane w tamtą stronę. Tłumaczenie – druki się zmieniły. Wypisać i jechać.
Ok., wypisujemy i wjeżdżamy do Kazachstanu.
Moja krótsza droga okazuje się masakrycznym czołgowiskiem częściowo w remoncie. Pokonanie 300km skrótu zajmuje nam prawie dobę.


Przeskakuje akapit gdyż długo zastanawiam się czy ten fragment nadaje się opisania.

Jesteśmy gdzieś w centrum Kazachstanu, na jednopasmowej wąskiej krajówce. Gnamy naszą strzałą około setki, będąc co jakiś wyprzedzani przez szalone autokary. Te, to tam gnają na złamanie karku. Ruch jest spory ale cały czas jedziemy. W pewnym momencie wyprzedza mnie Bochanka na kogutach i minutę później dojeżdżamy do koreczka. Przyczyna jest jakieś 100 m przed nami bo widzimy koguty policyjne. Stajemy grzecznie a Szparag idzie na zwiady. W tym czasie ja siedzę w aucie obserwując azjatycką gorączkę i przemożną chęć jazdy się do przodu. Stoję za wielką ciężarówą zgodnie z azjatyckimi zwyczajami 50cm od jego zderzaka. Gdyby było ciut więcej ktoś by mi się na bank wpierdzielił przed maskę. Stoję więc i obserwuję. Z przeciwka nic nie jedzie, droga zablokowana całkowicie. Korek za mną się wyciąga i wyciąga. Komuś jednak szybko nudzi się stanie w tym korku, wjeżdża na pobocze i prze do przodu. Jak tylko zrobił kilka metrów z naszego rzędu wyłamuje się następny i wali poboczem. Tym sposobem posuwam się nieco do przodu a na jednopasmowej drodze mamy dwa rzędy pojazdów. Lewym pasem nic nie jedzie więc ktoś musi to wykorzystać. Wyprzedza mnie jeden, drugi, trzecia i po chwili mamy już trzy rzędy pojazdów w tym samym kierunku. Wydawało by się, że droga jest już całkowicie zablokowana ale nie, jest jeszcze lewe pobocze na którym właśnie tworzy się czwarty rząd pojazdów. Puszka przy puszce, blacha przy blasze. Ktokolwiek się ruszy o kilkanaście centymetrów, zaraz następny wisi mu na zderzaku. Totalny paraliż. Ale nie, to wszystko żyje i cały czas usiłuje przesunąć się choć o centymetr do przodu. Na poboczu z prawej znów poruszenie. Wszechobecna w tych stronach Łada Niva stwierdza, że nie dla niej czekanie. Zjeżdża z pobocza, pokonując rów, łąkę i wbija się w lasek i przedziera się wzdłuż drogi. Wszyscy obserwują desperata a gdy jego światła się nieco oddalają rozpoczyna się szturm. Najpierw wszystko co jest terenowo podobne, a każdy szuka swojej najlepszej drogi. Znów przesuwam się parę metrów do przodu. Terenówki poszły a wszystkie luki zostały szczelnie wypełnione. Teraz próbę pokonania fosy chce podjąć jakieś kombi. Nieśmiało wysuwa nosek poza krawędź rowu i ... cholera może być ciężko. Na nic jednak jego cholera. Na zderzaku ma już kolejne auto. Nie ma odwrotu. Teraz może tylko jechać przez rów. No i jedzie. To jest off road. To jest jakaś rzeźnia. ryje brzuchem krawędź rowu, nosem wybiera trawę na dole ale jedzie. Znów działa metoda domina. Puszczają się za nim co odważniejsze osobówki. Jedni przejeżdżają inni zostają w rowie lub się przepychają. Nikt nikomu nie pomaga. Każdy sobie rzepkę skrobie. My znów parę metrów do przodu. Znów blacha przy blasze, że przejść ciężko.
Idę za szparagiem zobaczyć co zaszło.

MASAKRA. Autokar wyładowany Chińczykami wali na czołówkę w Kamaza. Siła jest tak wielka, że wyrzuca go w powietrze i spada na osobówkę której marki już nie da się rozpoznać. Ciała leżą rozrzucone bezładnie na ulicy i poboczu częściowo przykryte czymkolwiek. Porwaną podsófitką, fotelem,... masakra. Do obsługi tego bałaganu jest tylko dwóch policjantów. Cała ulica jest zasłana szkłem i fragmentami pojazdów. Po tym wsztstkim usiłują przejechać kierowcy zmierzając w swoim kierunku. Inni chodzą między tym wszystkim, robią zdjęcia, komentują. Patrząc z zewnątrz, totalna znieczulica albo gorzej, ATRAKCJA. Całość usiłuje opanować jakoś tych dwóch policjantów.
Chcemy wracać do wozu, patrzę na to całe kłębowisko samochodów i przez myśl mi przeszło, że zostaniemy tu już na wieki. Tego korka chyba już nie da się rozładować.
W tym momencie wkracza pan władza i wykrzykuje:
(tłumaczenie bardzo luźne, wyczytane z mowy ciała)
- Wypierdalać! Droga będzie zamknięta! Nikt tędy nie przejedzie!

Tu otwieram oczy ze zdziwienia. Znów nie doceniłem azjatyckich kierowców. Ta zbita masa stali w mgnieniu oka zaczęła się rozluźniać. Wszystko w tym ścisku zawraca i odjeżdża. Obrazki nie do opowiedzenia.
Wielka wywrotka zaczyna zawracać na wąskiej drodze. Kręci w lewo nad samą krawędź rowu, wbija wsteczny i dupa. Już ktoś wjechał za jego tylny zderzak. Wymiana zdań między kierowcami i osobówka by nawet się wycofała ale za nią już stoją kolejne samochody. Tak, w Azji można jechać tylko do przodu.
To co dla mnie jest totalnym chaosem, tam jakoś działa. Nie wiem jak, ale działa. To wielkie kłębowisko samochodów na wąskiej ścieżce rozjeżdża się w kilka minut. Na drodze zostaje kilka tirów i my. Po kilku kolejnych minutach jeden pas drogi zostaje oczyszczony i jedziemy dalej. Kilkaset metrów wzdłuż drogi widzimy światła długich rzędów pojazdów które zdecydowały się na wariant off road. One się gdzieś tam powoli telepią a my jedziemy do przodu.

Później dowiedzieliśmy się, że z całej kraksy ocalały trzy osoby. Masakra.

Jedziemy pokonując bezkresne przestrzenie Kazachskich stepów. Naokoło płasko, pustynnie i potwornie nudno. Droga prosta jak strzała sięga horyzontu. Z nieba leje się żar. Wydawało by się bardzo bezpiecznie. Prosto, ruch minimalny, żadnych drzew i tylko częste przydrożne nagrobki przypominają aby mieć się na baczności. Nuda aż prosi kierowcę o małą drzemkę. Droga jest na nasypie który chroni ją przed zasypywaniem i zalewaniem, ale jest śmiertelną pułapką przy zjechaniu z drogi. Jedziemy takim highway’em, nawijamy czas, kilometry uciekają. Jakieś 500 m przede mną widzę busa jadącego w moją stronę. Powili ale stanowczo bus zaczyna zjeżdżać na mój pas więc zdejmuje nogę z gazu i źrenice mi się rozszerzają. Dwieście metrów przede mną kierowiec orientuje się w sytuacji i gwałtownie odbija na swój pas. Zaczepia jednak o pobocze po swojej stronie i wali kozły już poza drogą. Przy pierwszym fiflaku przez okno boczne wylatuje młoda pasażerka. Zatrzymujemy się. Młody chłopak jechał z dwoma dziewczynami i chyba zasypia. Dziewczyny są trochę poobdzierane ale nikomu nic więcej się nie stało. Nie chcemy już więcej takich przygód, ale droga ma swoje prawa.

Docieramy do granicy Kazachskiej przed wieczorem. Dzień dobry, dzień dobry, papiery.
-Co to jest?
- Wriemiennyj wwoz.
- to nie jest właściwy dokument.
- Taki nam dali Wasi celnicy i powiedzieli, że jest ok.
- Nie jest ok., Musicie wrócić na tamtą granicę i poprosic o inny druk.
- 2 000 km. Nie mamy na paliwo, nie pojedziemy, to wasi celnicy źle.......
Przepychanki trwają z godzinę po czym celnik wychodzi do nas i informuje, że nie przejedziemy, a jak nie opuścimy granicy za chwilę to on dzwoni po policję. Chcemy naczelika. Będzie rano. To zaczekamy. Ok. ale poza przejściem. Zawracać i odjazd bo on dzwoni po policję. Kurwa, totalny pat. Robi się bardzo nieprzyjemnie. Opuszczamy przejście i mamy zamiar czekać do rana na naczelnika. Po jakimś czasie decydujemy, ze jedziemy na kolejne, główniejsze przejście. Jest koło północy. Ruszamy.
Jeszcze przed świtem dojeżdżamy w okolice przejścia. Ciemno jak u przysłowiowego murzyna. Jestem zmęczony i na wpółśnięty. Przede mną post policyjny. Nie pali się żadna lampa ale zwalniam. Nagle wyłania się facet w moro, kamizelce odblaskowej i macha.
W mordę jeszcze to!
Zatrzymuję się, otwieram okno i nie rozumiem co on tam bełkocze do mnie. Robię nieprzytomne oczy a on swoje powtarza. Z za moich pleców wychyla się Szparag.
- Spierdalaj! Nie chcemy żadnego ubezpieczenia!
Do mnie
- Jedź.

Gość robi biznes na nieczynnym poście. Zatrzymuje auta udając policjanta i naciąga na ubezpieczenia. Skubaniec, podniósł mi ciśnienie. Po wszystkim jednak pozostała tylko kupa śmiechu.
Robi się jasno. Na granicy znów problem ale może coś wskóramy. Musimy czekać do 10 na naczelnika. Celnik twierdzi, że tamci nie mieli prawa nas wyrzucić z granicy i oberwie im się za to. Przed południem wjeżdżamy na teren mateczki Rasiji.
Przeprawę przez Ural, Rosję przelatujemy sprawnie, bez większych przygód. Granica z Ukrainą też jakoś przechodzi. Do domu pozostaje jakieś półtora tysiąca kilometrów. Rogal na twarz i należy zadzwonić do domu z radosną nowiną.
- Halo.
- Strzałka, zbliżam się, wyjechaliśmy z Rosji, jesteśmy na Ukrainie.
- To co Ci zrobić na kolację?
Kobiety mają jakieś inne postrzeganie czasu i przestrzeni. Jest koło południa. Przede mną 1 500 km. A Ona mnie pyta Co chce na kolację? Miłe, tylko trochę nieracjonalne.
Droga równa, ruch mały, kilometry uciekają i jedzie się bardzo dobrze. Właśnie sobie uświadomiłem, że dwa dni temu skończył mi się urlop i powinienem uwijać się w szczurzym labiryncie. Trzeba dać znać szefowi, że nieco się spóźnię. Już miałem sięgać po telefon, gdy silnik zamruczał ochryple a auto raptownie zaczęło wytracać impet.
Sprzęgło! Sprzęgło spawane przez rosyjskich miszczuf, wytrzymało dwa razy Ural, korki Astany, Biszkeku, Almaty. Wytrzymało ponad 8 000 kilometrów korków, dziur, chopek i innych pułapek, by poddać się na gładkiej, równej, ukraińskiej trasie. Jesteśmy kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego miasta na pustej drodze. No tak. Teraz to już trzeba zadzwonić do szefa. Zrzucamy jeden motocykl i Grzela jedzie szukać ratunku. Wraca po dwóch godzinach z informacją, że załatwił kanał i pojazd który nas doholuje. Po jakimś czasie pojawia się........,
Tjaktoj. Zapinamy sprzęt i z zawrotną prędkością 5km/h pokonujemy 20km do kowchozu w którym możemy skorzystać z kanału. Zrzucamy skrzynię, rozbieramy sprzęgło i powtarzamy spawanie, sprawdzone już podczas poprzedniej naprawy. Mamy świadomość, że kondycja tarczy jest z każdą naprawą gorsza, ale do domu już tak blisko.


https://lh3.googleusercontent.com/-L...0/DSC00016.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-M...0/DSC00020.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-9...0/DSC00022.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-0...0/DSC00027.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-y...6/DSC00029.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-j...0/DSC00030.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-C...0/DSC00031.JPG

Późnym wieczorem znów jesteśmy w trasie. Obieramy kierunek na Kraków. Mijamy polską granicę i mkniemy jak strzała z lawetą. Jakieś 60km przed Krakowem sprzęgło pada po raz kolejny. Już nie ma co kleić ale skrzynię i tak trzeba zrzucić. Ruszamy ze Szparagiem na poszukiwania kanału. To już Unia niestety. Tu nic nie ma za darmo. Ale po kolei.
Mamy za sobą dobrze ponad 6 000km jazdy non stop. Jestem zarośnięty, zmęczony i pachnę pewnie też specyficznie. W tym momencie nie zastanawiam się jednak nad takimi bzdetami.
Jest po piątej rano i żywego ducha w tym śpiącym miasteczku. Kogo tu pytać o kanał. Wchodzimy na ryneczek i widzę mężczyznę i kobietę zdążających do samochodu na parkingu. Przyspieszam kroku i ruszam w ich stronę. Cholera, już wsiadają do samochodu i zaraz mi uciekną. Szybciej. Gość już siedzi, ona ma wsiadać i w tym momencie dostrzega mnie. Wskakuje do auta i błyskawicznie blokuje wszystkie drzwi wciskając po kolei guziki w drzwiach.
-Jedź!, jedź!
Niemal krzyczy do swojego kierowcy.
-Chciałem tylko zapytać...
dostrzegam jeszcze wielkie przerażone oczy kobiety i już ich nie ma. W mordę! Poczułem się jak Yeti albo Kuba Rozpruwacz. Że też moja kobieta się mnie tak nie boi.

Znajdujemy kanał, wykonujemy telefon do przyjaciela, ściągamy busa i po dwóch godzinach mamy skrzynię na dole. Około południa przyjeżdża do nas na motocyklu Sambor i przywozi nowiutką, pachnącą i śliczną tarczę sprzęgłową.

W tym miejscu, prawie kończy się opowieść.

Rojek 24.02.2013 22:07

Prawie? To jeszcze jakieś przygody mieliście?

igi 25.02.2013 00:24

Dawaj cynciu nie odpuscimy aż do końca.

szparag 25.02.2013 09:57

Oj Cynciu, ty naprawdę byłeś padnięty. Problemy mieliśmy na granicy rosyjskiej, na przejściu z ukrainą.
A "krasnala strachowkę" zjebał Grzela .
Ale to szczegół.
Pozdr.

Puzatek 25.02.2013 11:08

Cynciu,
niezły z Ciebie kawalarz! :Thumbs_Up:

calgon 03.03.2013 08:08

Fajna lajtowa wycieczka!!!

przygoda to przygoda:-)))):Thumbs_Up:


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:27.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.