Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Solówa z Kazachstanem, Czerwiec 2012 (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=13676)

JARU 06.07.2012 16:56

Tomek chyba tylko Ty czytasz relacje skoro zgadłeś :D Niektórzy emeryci mają jeszcze siłomierze, ale nie wiem jak one działają. Chyba się je rozciąga rękami ;) Zależy czego silę chcesz zmierzyć :D

lena 06.07.2012 20:49

Jarku, zdjęcia jak zwykle mnie powalają, :bow:. Czekam na ciąg dalszy.

JARU 08.07.2012 13:51

Czaryński Kanion - Epilog
 
.
Do stróżówki dochodzimy około 20.30. Strażników już nie ma, a drzwi i wszystkie okiennice baraku są pozamykane.
Każdy z nas okrąża barak po kilka razy, próbujemy odchylić drzwi, okiennice, zaglądamy pod spód w poszukiwaniu chociaż małej butelki wody.

Barak (zdjęcie z internetu):


Z obu stron kanionu na horyzoncie pojawiają się pioruny. Patrzę na ciemne niebo w oddali z utęsknieniem, myślę o zbieraniu wody do moich aluminiowych garnków.

Nasze zainteresowanie przyciąga śmietnik.. Po chwili wygrzebujemy z niego szklaną butelkę po oranżadzie. Na dnie zostało dosłownie parę kropel.
Dzielimy się po równo, jest tak mało, że ledwo co czuję smak..

Narada nad gps-em. Do rzeki zostało nam ok. 6km. Tym razem wiemy, że uda się zejść aż do samej wody.
Chowamy plecaki, zostawiamy wszystko. Ochładza się i zaczyna się ściemniać. Tym razem już z uczuciem ulgi ruszamy w stronę rzeki.

Po drodze znów grzebiemy w śmietnikach. Nic nie ma, ale udaje się nam znaleźć puste butelki, które zabieramy ze sobą.

Mijamy dwa zaparkowane auta i wchodzimy w dolinę zamków (cały czas mylę z doliną królów).

Aparatu nie zabrałem, dlatego umyka mi przed oczami mnóstwo fotografii. Kadruję i chłonę wzrokiem co się da.

Droga wygląda tak (zdjęcia z internetu):


W naszym wypadku robiło się już ciemno, światło, cienie i totalny brak ludzi robiły piorunujące wrażenie.


Idąc zastanawiam się jak często kamienie jak te widoczne na zdjęciu spadają w dół z pionowych ścian:


Naszym oczom ukazuje się rzeka, nie widzimy już nic innego.


Wskakujemy po kolana do zimnego nurtu, pijemy, obmywamy twarze, głowy. Jest cudownie..



Nad brzegiem obserwuje nas grupa ludzi, których minęliśmy rzucając szybkie 'zdrastwujcie'.

W pewnym momencie jeden z nich podchodzi do nas z 5l butelką wody w ręce. Zaczyna mówić po angielsku, że woda z rzeki jest niezdrowa (co kurwa?!) i że możemy wziąć butelkę, którą trzyma w ręce.

Okazuje się, że nasi wybawcy są Węgrami, którzy pracują w firmie eksportującej do Kazachstanu pompy wody.
Dzień spędzili piknikując (:beer2:) nad brzegiem rzeki.

Zbierają się, podchodzę do nich z pytaniem czy nie zabiorą nas samochodem do góry. Mają jeden samochód a razem z nami jest nas dziesiątka. Daniel z wypełnionymi butelkami ląduje w środku, 4 jedzie trzymając się za relingi, a ja siedzę na dachu.

Humory dopisują, wiatr chłodzi spaloną słońcem twarz. Auto pędzi w górę doliny zamków. Trzymam się mocno i zamykam oczy, uśmiech nie znika z twarzy. Jest bosko.

W paru momentach musimy schodzić na ziemię, a auto przeciska się niskimi, wąskimi tunelami.

Węgrzy ocalają nas od (co najmniej) godzinnego marszu w górę. Wysadzają nas pod barakiem, kazaski kierowca tradycyjnie ostrzega nas przed wilkami i niedźwiedziami.. :D Po chwili światła samochodu znikają w ciemności.

Zostajemy znowu sami.
Jest ciemno a w oddali nadal rozbłyskują pioruny.
Opieramy się o ściany baraku i na zmianę kończymy pić 5l butelkę wody podarowaną nam przez Węgrów..

.

RAFWRO 08.07.2012 23:18

Fajne discowery. Tyle, że Berl Gryl, ma ze sobą ciężarówkę "serwisową". Tu było naprawdę w realu. Zazdroszczę przygody i magicznego smaku wody. Po takim pragnieniu musi się coś przestawiać mieszczuchowi we łbie.

JARU 09.07.2012 19:29

Powrót do cywilizacji
 
Oprócz chwili mocnego deszczu noc minęła spokojnie i kije naszykowane do odpierania ataków watahy wilków leżały spokojnie przy namiocie.

Nad ranem zjawiają się strażnicy parku, którym opowiadamy naszą historię.
Jako, że jesteśmy biednymi studentami, udaje się nam uniknąć opłaty za wstęp do parku.

Młody strażnik tłumaczy, że zimą odpowiada za dzikie zwierzęta i zapewnia nas, że wilki o tej porze roku są daleko w górach.

Uzupełniamy zapas wody, w ramach wdzięczności wyciągam pocztówki z Wrocławia, które za każdym razem robią w Kazachstanie furorę.
Opowiadam co widać na zdjęciach i wysłuchuję dobrych słów o moim mieście.

Daniel dorzuca paczkę fajek (obiecał sobie, że po wyjściu z pustyni rzuca palenie ;)).


Wyruszamy około 8.30, liczymy że pozostałe 10km zdążymy przejść do południa i największego upału.


Droga jest ubita, idzie się dobrze, co chwilę zatrzymujemy się na łyka wody ;)


Około 12 dochodzimy do drogi. Dłuższą chwilę zajmuje nam złapanie stopa, ale za to jedziemy z dwoma Kazachami, którzy jako jedyni w czasie całej podróży nie chcą od nas pieniędzy.

Wysiadamy przy targowisku - centrum miasteczka.
Nasze kroki kierujemy prosto do sklepu. Kupujemy po kolei oranżadę (tym razem całą butelkę), lody, wodę i na końcu zapas jedzenia.

Wędrujemy na dworzec w nadziei na tani transport do Almaty. Autobus niestety nie jeździ dlatego znów szukamy "stopa".

Trafiamy na taksówkarza, który zabiera nas i krążąc po mieście dalej szuka chętnych by zapełnić samochód.

Tym sposobem ląduje na najgorszym miejscu - środku tylnej kanapy, a obok siebie mam sporych rozmiarów Kazaszkę.


W połowie drogi zatrzymujemy się żeby kupić truskawki.


Korzystając z chwili postoju młody Kazach jadący z przodu biegnie coś kupić. Po chwili przybiega z butelką kumysu.

Jest mi nie wygodnie, została nam ponad godzina drogi.
Co robi młody Kazach? Pije?

Nie!?

Kumys ma to do siebie, że najlepiej smakuje gdy się go miesza (na stepach pojemnik z kumysem stoi przy wejściu do jurty i w dobrym tonie je st go wstrząsnąć przed wejściem do środka).

Tym sposobem jest mi niewygodnie, gorąco, a Kazach przez resztę drogi napier...ala butelką jakby robił shake`a!

.

Elwood 09.07.2012 21:00

Ubijanie kumysu (kymysu) to bardzo męcząca robota.
Z reguły zajmują się nią starsze panie z rodu, znaczy babcie.
Tradycyjnie w worku z koziej skóry się to dzieje i przypomina trzepanie... ogóra ;) Babcie robią to w każdej wonej chwili i wierzajcie, trzeba miec do tego zelazne ramiona i kondyche nie z tej planety.

Dwudniowy kumys jest już naprawdę ok.
Im dlużej ubijany, zyskuje te ułamki procentów.
Mleko kobyle, podczas tłuczenia cały czas podlega fermentacji.
Zaczynem dla nowej porcji mleka są pozostałości w worku starego.

Sam napój jest niesamowity.
Jego wybitne właściwości zdrowotne mają swój wymiar w zachowaniu zdrowia przy strasznie ubogiej diecie nomadów.

U niektórych budzi od razu sensacje (znaczy sraczkę do kwadratu).
Ja ten napój uwielbiam. Nie tylko ze względu na procenty... :)

Nie kupisz prawdziwego przy drodze.

JARU 09.07.2012 21:36

Dzięki za przybliżenie tematu ;)
Ja napisałem to co pamiętałem z czytanych książek.
Jedno wiem, jak ktoś tak trzepie przy tobie półtorej godziny, można oszaleć. Mało brakowało a bym mu z dyni zasadził. :D

Ocenę tego czy kumys był dobry czy nie pozostawiam młodemu Kazachowi ;)
Ja nie próbowałem, może następnym razem!

Elwood 09.07.2012 21:49

Przepraszam Jarek, za tą kumysową wstawkę.
To takie dopowiedzenie procesu mieszania, bo dokładnie taki tu proces zachodzi.
Ale mieszania, jak w szejkerze, co żeś słusznie zauważył :)

Po prostu jestem pod mega wrażeniem Twojego sposobu odkrywania świata i jego opisania. I bardzo chciałbym w nim uczestniczyć...

JARU 09.07.2012 22:43

Bilety na pociąg.
 
Elwood wstawka bardzo przydatna.
Miło słyszeć dobrą opinie, trzeba coś planować na następny raz ;)

Jedziemy dalej:

Taksówkarz wysadza nas na stacji kolejowej.
Robimy szturm na kasy biletowe. Mnóstwo ludzi czeka pod każdym okienkiem. Daniel próbuje kupić bilet w automacie, a nachalny Kazach stara się mu pomóc, wisząc nad ramieniem. Daniel kilka razy dziękuje po rosyjsku by w końcu grzecznie podziękować po polsku..

Automat na bilety pokonał nas, tak samo jak pokonuje setki Kazachów każdego dnia (odmawiając sprzedania biletu czy też wciągając kartę kredytową..)

Stajemy w kolejce, panuje chaos. Każdy Kazach zajmuje miejsce we wszystkich możliwych kolejkach na dworcu. Stoimy zmęczeni z wielkimi plecakami, a co chwilę ktoś podchodzi pytając nas "kto ostatni?".

..wytłumacz człowiekowi, że za Tobą stoi jedna kobieta i jakiś facet, ale oboje gdzieś sobie poszli?! Jeden z pijanych Kazachów odpowiada, że skoro inni poszli to teraz on jest za nami. Klnę pod nosem, odpowiadam po polsku, że mnie to jebie kto jest gdzie i kiwam głową na tak..

Sytuacja jest nerwowa, stoimy trzeci w kolejce, ale co chwilę podchodzi ktoś, kto wcześniej zajął miejsce przed nami.. Jednym słowem trzeba się przyzwyczaić.

W okienku dowiadujemy się, że biletów na dzień dzisiejszy już nie ma. Cały skład jest wypełniony - uczcie się Polskie Linie Kolejowe! ;)

Kupujemy bilety na następny dzień i zaczynamy się zastanawiać gdzie w wielkim mieście spędzić noc..


Ostatecznie jedziemy na noc nad jezioro Kapchagay.
Dworzec autobusowy jest pod supermarketem, robimy zakupy. Kupujemy upragnione piwko i łapiemy taryfę, która zawozi nas na plażę.

Komary gryzą i brzęczą, piwko zimne, jest super.

Rano podziwiamy takie widoki (białe na niebie to góry;)):


Ruszamy na pociąg do Almaty, czuję się bezpiecznie bo na każdym kroku towarzyszy nam Nursułtan:


.

Mirmil 09.07.2012 23:29

Cytat:

Napisał JARU (Post 248636)
.
Do stróżówki dochodzimy około 20.30. Strażników już nie ma, a drzwi i wszystkie okiennice baraku są pozamykane.
Każdy z nas okrąża barak po kilka razy, próbujemy odchylić drzwi, okiennice, zaglądamy pod spód w poszukiwaniu chociaż małej butelki wody.

Barak (zdjęcie z internetu):



.

Hehe, jak tam bylem w 2006, to tez trafila nam sie burza, nawet5 padalo.
barak byl zamkniety, a jakze
jednak troche sprytu i udalo sie go otworzyc,dobry latherman w odpowiednich rekach potrafi wszytsko.
# razy losowalismy z Romanem, kto bedzie spal na lozku, w koncu trafilo na mnie.
A latryna 200 metrow za barakiem dalej stoi?
Roman ma stamtad mile wspomnienia :)

http://i219.photobucket.com/albums/c...2/DSCN3761.jpg

JARU 09.07.2012 23:41

Latryna stoi. Miałem nie mówić.. zgłosiłem się na ochotnika i w latrynie też szukałem butelki wody. Całe szczęście nie było. Wrażenia nieprzyjemne, Roman nie spuścił wody.

Do baraku dalibyśmy radę wejść, ale jak tu rano wytłumaczyć strażnikom, że to ktoś inny włamał się do baraku? Byliśmy jedynymi ludźmi w promieniu 40km! ;)
Jak wy to rozwiązaliście?

Deszcz faktycznie padał przez chwilę i to solidnie, ale byliśmy w namiocie..

Mirmil 10.07.2012 01:05

Mysmy wstali o swicie, posprztali po sobie, zamkneli ladnie drzwi i bez pospiechu zrobilismy poranna kawe. Pozniej odjechali,straznikow dalej nie bylo.

JARU 10.07.2012 22:09

Pociąg
 
W trakcie mojej podróży trzy razy zdarzyło mi się jechać pociągiem.

Mimo, że na mapie tego nie widać, czasy przejazdów uświadamiają o odległościach z jakimi można się spotkać w tym ogromnym kraju:

Almaty - Astana - 19 godzin
Astana - Pawłodar - 8 godzin
Pawłodar - Almaty - 26 godzin!


Z przedziału robię pamiątkowe zdjęcia dla mojego Taty, który jeździ lokomotywami spalinowymi:


Do kazaskich pociągów nie ma się o co przyczepić.
Dwóch konduktorów na każdy przedział, miejsca leżące o różnych standardach (od 2-osobowych przedziałów po plac-karty)..

Wszyscy Kazachowie natychmiast przebierają się w dresy lub piżamy, wyciągają domowe kapcie i czajniki. Jest naprawdę fajnie.

W każdym wagonie jest zbiornik z wrzątkiem, korzystając z okazji i my zaparzamy herbatę:


Na każdym dłuższym postoju wysiadamy rozprostować nogi i pospacerować po peronie.
Jest to też okazja do skorzystania z lokalnych fast-foodów.
Można tu znaleźć wszystko - od sklepików z art. spożywczymi, przez lody aż do domowych posiłków, które smakują wyśmienicie. Udało mi się wypróbować manty, pierogi z kartoszką, kurczaka - wszystko było ciepłe i bardzo smaczne.


Fast-foody w akcji!


Zapada zmierzch, kładę się na swojej pryczy obserwując otaczające nas krajobrazy:


Wiatr wpada przez okno chłodząc mi twarz.. Znów jest zajebiście.


.

ATomek 10.07.2012 23:04

Cytat:

Napisał JARU;
Wiatr wpada przez okno chłodząc mi twarz.. Znów jest zajebiście.

[CENTER

Skwapliwie czytałem o wszystkim, coś napisał, ale teraz ten wiatr przez okno, to powiew Prawdziwej Podróży i Przygody. :Thumbs_Up:

Elwood 10.07.2012 23:58

Charakterystyczny stukot pulmanów i nieskończony sznur wagonów wspaniale prezentujacy się na długich zakrętach...
W ciepłe wieczory, ten stukot i drgania szyn przypominające wibracyjne trele świerszczy lub cykad wprawiały mnie w upojenie.
Jeździłem kolejami na Podlasie z Gdańska od 6-tego roku życia (znaczy od 1969-tego!).
Pamiętam klasyczną kowbojkę relacji Białystok - Bielsk Podlaski (albo Sokołów ?), która jechała jakąś strasznie okrężna drogą przez Nurzec.
Najpierw z Gdyni do Białegostoku Strzałą Północy (12h), potem tą kowbojką nie wiele krócej... Zżyłem sie z kolejami.
Godzinami wklejony w szybę przy oknie... Jadąc całą noc, nigdy nie zmrużyłem oka!
Kiedyś opiszę te wrażenia...

Po latach w 87-ym Transsibem z Irkucka do Moskwy... Dokładnie w takim trybie, jak opisujesz Jaru.
Smaku Twoim opowieściom (to nie relacja... to opowieść) dodają te odległości. Ale nie pokonane tam... Odległości od domu.

Inspirujesz starego pryka Kolego! Dzięki.

Ola 11.07.2012 16:19

Dzisiaj sobie przeczytałam całość jeszcze raz. Tak za jednym zamachem. W Twojej opowieści nawet Kazachstan wydaje się piękny, interesujący i chciałoby się tam od razu jechać. A jakoś nigdy nie miałam przekonania do tego kraju. Raczej kojarzył mi się z obrazami, o jakich wspomina Czosnek.

Ciekawe, czy miałbyś też takie pozytywne spostrzeżenia, jakbyś jechał AT? Może to jednak kraj do zwiedzania "niemotorkowego"? Bo większość, która zna go z siodełka motocykla, raczej narzeka na płaską monotonię i ewentualnie chciwośc policji. Jakoś coraz bardziej układa mi się w głowie, że jednak są kraje gdzie motocykl może niekoniecznie jest najlepszym sposobem na poznawanie. A do tej pory wydawało mi się, że motocykl jest zawsze najlepszy do podróży. Bez wyjątków.

Zatęskniło mi się za takim "go slow" stylem podróżowania....eh.

Vertus72 11.07.2012 17:45

Jaru pisze naciekawie,ale Ty się Olu nie rozpraszaj pisz co swoje....:D
Jaru Ty też się nie ociagaj....:D

Elwood 11.07.2012 20:57

Cytat:

Napisał Ola (Post 249058)
Bo większość, która zna go z siodełka motocykla, raczej narzeka na płaską monotonię i ewentualnie chciwośc policji. Jakoś coraz bardziej układa mi się w głowie, że jednak są kraje gdzie motocykl może niekoniecznie jest najlepszym sposobem na poznawanie. A do tej pory wydawało mi się, że motocykl jest zawsze najlepszy do podróży. Bez wyjątków.

Zatęskniło mi się za takim "go slow" stylem podróżowania....eh.

Ponieważ kraj ten traktowany jest głównie tranzytowo, a nie jako cel.
Trzeba w jak najkrótszym czasie odwalić te 2500km (omijając Uzbekistan).
Wtedy jazda jest monotnna, dukucza temperatura i policja na glównych postach, bo droga na setkach kilometrów jest prosta jak drut i tylko step...
Kiedy nie ma tego prostego limitu, dostrzegamy przestrzeń w wielu wymiarach.
Temperatura dokucza inaczej, policja okazuje się pomocna, step zaczyna pachnieć ziołami...

JARU 12.07.2012 00:03

Hej Ludzie!

Kraj wybrałem z przekory - ze względu na jego nędzną opinie na naszym forum ;) podczas większości podróży Kazachstan traktowany jest tranzytowo.
Ja spojrzałem na mapę, zobaczyłem ogromny kraj i pomyślałem "K... przecież tam musi być coś ciekawego ;)".
Prawdę mówiąc nie chciałbym wylądować w Kazachstanie z Afryką. Faktycznie brak zakrętów i tysiące km pokonanych po stepie mogą dać się we znaki.
Dodatkowo "na piechotę" można zajrzeć w miejsca, których nigdy nie zobaczy się jadąc motocyklem.

Po tych wakacjach wiem też, że podróż bez własnego środka lokomocji w tak wielkim kraju nie jest łatwa. Kraj jest bardzo chaotyczny i często walczyłem z perspektywą utkwienia w mieście czego zawsze za wszelką cenę unikam.

Wydaje mi się, że najlepszym sposobem na Kazachstan byłby samochód - nie do rozkoszowania się prostą drogą, ale do szybkiego transportu między tymi perełkami, które można odnaleźć po środku stepu.

Jeśli będę znów planować podróż w podobnym klimacie to pewnie wybiorę kraj nieco mniejszy ;)

Za opóźnienia przepraszam, myślę, że jutro napiszę kolejną historię.
Tymczasem, dobrej nocy!

JARU 12.07.2012 22:17

Tytuł mojego wyjazdu to "Solówa z Kazachstanem", dlatego wypada wam wytłumaczyć skąd na mojej drodze pojawiają się inni bohaterowie.

Daniela, który towarzyszył mi w części mojej podróży znalazłem na couchsurfingu. Szukałem osób, u których mogę się zatrzymać lub zadzwonić po poradę w nagłych sytuacjach.
Daniel planował zwiedzanie Kazachstanu dlatego postanowiliśmy połączyć siły.


Czym Polak może się zajmować w Kazachstanie?
Burzliwa historia naszego kraju sprawiła, że w Kazachstan jak i inne byłe republiki sojuzu zamieszkuje spora grupa Polonii, dlatego Polska (jako kraj, któremu losy obywateli na obczyźnie są bardzo bliskie) wysyła do Kazachstanu polskich nauczycieli.
W samym Kazachstanie jest ich 18, dzięki Danielowi (który wyjechał do Kazachstanu na jeden rok szkolny) poznałem trójkę z nich i dowiedziałem się nieco o charakterze ich pracy.


.

JARU 12.07.2012 22:49

Dolph
 
Wracamy z historią do pociągu.

Wysiadamy na stacji w Astanie, nasze drogi się rozchodzą. Daniel jedzie do siebie - do Pawłodaru.
Ja postanawiam skorzystać z zaproszenia Marcina, który uczył w małej miejscowości położonej na północ od Astany.

Mój rosyjski nadal kuleje, dlatego dojazd do Pietrowki jest dla mnie sporym wyzwaniem. Daniel pakuje mnie w autobus, który jedzie na peryferia miasta. Tam po raz kolejny korzystam z nieoficjalnych taksówek. Jadę z czwórką innych pasażerów do Szortandy. Zgodnie z instrukcjami, kierowcy mam powiedzieć, że jadę "na paputki" do Pietrowki.
Kierowca wysadza mnie na drodze do Pietrowki, proponując, że za 4000tenge zawiezie mnie pod sam dom. Nie ze mną te numery Bruner! Przeszedłem trening i wiem, że "na paputki" powinienem zapłacić nie więcej niż 400 tenge, a cwany kierowca chce mnie walnąć na grubą kasę.

Grzecznie podziękowałem i zostaje po środku niczego.
Stoi koło mnie jeszcze jeden, dosyć dziwny gość. Za moment podjeżdża stara, lekko stuningowana łada, z której wysiada wysoki blondyn wyglądem do złudzenia przypominający młodego Dolpha Lundgrena (najwidoczniej potomek Niemców nadwołżańskich, których w tym rejonie nie brakuje).

Uchyla ciemne okulary:
"-dokąd
-Pietrowka
-za 400 tenge nada?
-nada!"



Tym sposobem pędzę z dwoma nieznanymi facetami w niekończący się step..

Po chwili w mojej głowie włącza się cichy alarm: "Kur...a co ja tu robię, przecież oni mnie zatłuką gdzieś w tym pieprzonym stepie! Halo, pomocy!"
Po chwili namysłu stwierdzam, że opcja wyskoczenia z auta i popieprzania po stepie nie rokuje szans na udaną ucieczkę.

Jedziemy w zupełnej ciszy, dlatego Dolph (przyjmijmy takie imię robocze) puszcza muzykę z telefonu, który leży na desce rozdzielczej przykrytej czerwonym ręczniczkiem.

Jedziemy dalej.. Samochód się trzęsie, Dolph omija nawet najmniejsze dziury i hamuje przed nimi jakby prowadził veyrona..
Trzej dziwni ludzie, a w tle flagowa piosenka Rickiego Martina "Livin la vida LOCA". Śmiać się czy płakać?

.

Elwood 12.07.2012 22:56

Jak jeszcze raz tak przerwiesz i se pójdziesz na fajkę, to wpierdol.

JARU 12.07.2012 23:05

Elwoodzie nie martw się, wszystko kończy się dobrze.
Na wpierdol zapraszam do Francji, może mnie ktoś w końcu odwiedzi.

Zaraz wezmę się za dalszą część.


PS To się nazywa Cliffhanger:D

Sławekk 12.07.2012 23:21

pewnie nawiózł tego świństwa w pieruny, a wcześniej nie palił :D

7Greg 13.07.2012 08:48

Dolph jest nieźle wyczesany:)

Popieram Elwooda, też mi się ten klif-coś tam nie spodobał :D

Pisz!

JARU 13.07.2012 21:15

Pietrowka
 
Boję się pisać bo po dobrym zakończeniu ciężko nie popsuć następnego odcinka ;).

W połowie drogi Dolph wysadza pierwszego pasażera na skrzyżowaniu po środku niczego. Ten grzecznie dziękuje, a my jedziemy dalej.
Emocje nieco opadają, do tej pory jako 'innostraniec' siedziałem na honorowym przednim fotelu i cały czas kątem oka nieufnie obserwowałem gościa jadącego z tyłu.

Mogę odsapnąć i w towarzystwie milczącego Dolpha mkniemy dalej.. Czas zaczyna się wydłużać, dobijamy do 40-go kilometra, a na horyzoncie nic się nie zmienia.

"Nagle" pojawia się utęskniony napis.


Zgodnie ze szkoleniem mam teraz powiedzieć, że chcę na ulicę Zambyla, numer 17 :D Wspomnę tylko, że Daniel ciągle mi mówił, że Marcin mieszka na strasznym zadupiu i wyjazd tam może być pozytywnym doświadczeniem :D
Podaję Dolph`owi nazwę ulicy, która nic mu nie mówi. Pyta czy po prawej czy po lewej stronie drogi (po prawej nie ma nic oprócz stepu).
Raz się żyje - W LEWO!
Zatrzymujemy się koło młodych dziewczyn, wychodzę z auta, ale nazwa ulicy nic im nie mówi..
Dolph pyta mnie czego ja tu w ogóle szukam?!
Szukam mojego kolegi, który jest nauczycielem..
Pytamy dziewczyn gdzie mieszka polski uczyciel. Bez namysłu wskazują dom na przeciwko drogi, 20 metrów od nas.

Rozliczamy się, dziękujemy wzajemnie i mój niedoszły oprawca, który okazał się być bardzo pomocny z uśmiechem wsiada do swojej Łady..

Idę pod dom. Jest zarośnięty krzakami z każdej strony, wystaje tylko dach. Zastanawiam się jak wejść na podwórko.
Z krzaków dochodzi wołanie Marcina "tu jeeestem!!"

Rzucam plecak w kąt pokoju, Marcin oprowadza mnie po domu (pokój, kuchnia i sień).

"-Zbieram chrust, zrobimy ognisko, chcesz pomóc?"

Już zapraszając mnie do siebie Marcin z zadziornym uśmiechem oznajmił, że wiele się w jego wiosce nie dzieje.
Dlatego korzystamy z okazji i zabijamy czas zbieraniem chrustu.

.

JARU 13.07.2012 21:42

Zajawka
 
Szukam chrustu czołgając się po pobliskich krzakach, moje uszy zaczyna przyciągać wspaniały warkot silnika.

Na podwórko wpada Sergiej na swoim motocyklu. Wita się z nami po czym pyta czy nie mamy ochoty się przejechać. Długo nie musi nas namawiać, biegnę po aparat, Marcin siada na tylne siedzenie, a ja.. do kosza!


W tej chwili mogę powtórzyć zdanie o wietrze na twarzy.
Nie jest szybko, jest... (no nie będę znów przeklinać bo wyjdzie, że mam mały zasób słów).

Może tak - tych emocji nie da się opisać :)


Z naszych twarzy nie schodzi uśmiech, śmiejemy się na głos jak małe dzieci.


Sergiejowi został motocykl po dziadku. Nie ma prawa jazdy, dlatego jeździ tylko po wiosce.

Robię mnóstwo zdjęć, najlepszymi będę was teraz katować:


Robimy małą sesje:


W życiu Nie można tak jeździć bez celu..
Jaki jest nasz cel?
W Pietrowce każda rodzina ma co najmniej jedną krowę.. Wszystkie krowy rano są prowadzone przez jednego człowieka na pastwiska. Wieczorem wracają i każdy musi swoją odebrać - wystarczająco dobra okazja żeby pojeździć motocyklem!


Znalazła się, ale nie chce iść.. To nic, robimy kółko po wsi!

Bierzemy kolejny zakręt po czym przed motocykl wyskakuje człowiek na wierzgającym koniu.
Zaczynam robić zdjęcia, niestety to jest jedyne:


Chłopak widzi, że go fotografuje, lekko się denerwuje i pyta mnie czemu robię mu zdjęcia.
Nie przychodzi mi nic innego do głowy: "Nie robię Tobie tylko koniowi"

Co robi chłopak?
Schodzi z konia.. "no to dawaj"

Tak o to mamy zdjęcia z koniem:
Sergiej i koń:


Dalej udaje zainteresowanego koniem, pytam czemu tak wierzga.. wymyślam inne głupie pytania..
Ja i koń:


Na koniec koń, jego właściciel i ja (Marcin nie chciał zdjęcia, wolał stać z boku pękając ze śmiechu..)


Chłopak siada na konia i odjeżdża skacząc na nim przez płot..

Tymczasem krowa powoli zbliża się do domu..
Jeszcze tylko kilka zdjęć specjalnie dla mojej motocyklowej braci i Sergiej odwozi nas pod "naszą" chałupę:


.

ATomek 13.07.2012 22:45

Piękna proza życia. Ta chwila beztroskiego śmiechu warta przebytych kilometrów. Ja nie spodziewam się znaleźć w Twojej relacji zachęty do "musicie koniecznie tam pojechać i zobaczyć". Twój kawałek Kazachstanu jest zwyczajny, ale sposób jego odbioru fantastyczny!
Poproszę o więcej :)

JARU 13.07.2012 23:51

Ognisko
 
Nie mam zamiaru zachęcać do wyjazdu do Kazachstanu, jeszcze mnie ktoś udusi po powrocie;) Tak jak mówiłem, w podróży miałem(iśmy) momenty beztroskiej radości jak i desperacji.
W tym wszystkim tkwią kontrasty Kazachstanu.

Często wkoło nas nie działo się nic, ale pod zdjęciami wypada wstawić opisy ;)

Wieczorem robimy ognisko, na którym pojawia się Zamungul, nauczycielka, która razem z Marcinem mieszka w "domu nauczyciela".


Nie pozwoliła zrobić sobie zdjęcia, ale zapewniam was, że była piękna.
W połowie podróży postanowiłem, że nie będę się golić. Kiedy zobaczyłem Zamungul, rankiem kolejnego dnia byłem już ogolony.

Zamungul uczy języka kazaskiego.
Wszyscy Kazachowie mówią po rosyjsku, ale tylko część z nich zna kazaski. Dlatego postępowy Nursułtan zapoczątkował program Kazachstan 2030. Do 2030 roku wszyscy Kazachowie mają znać język rosyjski, kazaski i angielski!


Kartoszki się pieką, Sergiej co jakiś czas przynosi sztachety z leżącego nieopodal płotu..

Zamungul mimo młodego wieku jest matką trzyletniego dziecka. Dziecko zgodnie z tradycją (a może i z wygody?) pozostaje pod opieką dziadków.
Kazachowie oddają pierwsze dziecko na wychowanie dziadkom. Domyślam się, że chodzi o przekazywanie wiedzy o narodzie, tradycji..


W nagłówku mojego posta możecie sprawdzić, że dochodzi godzina 12. Oficjalnie zaczyna się weekend, dlatego ogłaszam przerwę do poniedziałku.

Udanego weekendu!
.

Mucha 14.07.2012 00:21

:zdrufko:

RAVkopytko 14.07.2012 14:28

Cytat:

Napisał JARU (Post 248636)
Zbierają się, podchodzę do nich z pytaniem czy nie zabiorą nas samochodem do góry. Mają jeden samochód a razem z nami jest nas dziesiątka. Daniel z wypełnionymi butelkami ląduje w środku, 4 jedzie trzymając się za relingi, a ja siedzę na dachu.

już Cię widziałem w podobnej sytuacji :D na Tyranie ,to był trening ? ;)



Cytat:

Napisał JARU (Post 249407)
Kiedy zobaczyłem Zamungul, rankiem kolejnego dnia byłem już ogolony.

:D można,można ?

JARU 16.07.2012 12:47

Ravi słowo daje nie pamiętam jazdy na teranie, ale nie zaprzeczam stanowczo :D
Wiem, ze miałem szkolenie u Miszy, za co się trzymać, żeby przeżyć :D

Golenie to kwestia motywacji ;)

JARU 17.07.2012 20:23

ostatnia przejażdżka rowerem
 
Pada deszcz.. Robimy kawę i siedząc przy małym kuchennym stole wyglądamy za okno.

Marcin opowiada mi o życiu w trakcie srogiej zimy (mrozy -30 -40 nie ustępują przez 3-4miesięcy!).
O codziennych obowiązkach takich jak palenie w piecu i noszenie wody.
Mimo trudnych warunków docenia swoje obowiązki, podkreśla jak bardzo
bezczynność potrafi doskwierać w tak małej wiosce.

Po śniadaniu Marcin idzie do Sergieja na internet, ja korzystając z czasu wolnego nosze wodę i robię pranie - czas najwyższy!


Po południu Marcin zabiera mnie na dawno obiecaną wycieczkę rowerową.


Wypadamy poza wioskę i jedziemy przed siebie.
Z opowiadań miejscowych wynika, że na północ od Pietrowki można dojechać do lasu.
Marcin próbował kilka razy - bez sukcesu.

Ganiam za zwierzakami:


Wycieczka daje mi pogląd na bezgraniczne przestrzenie Kazachstanu - za ostatnim płotem wsi na prawdę nic już nie ma!

Widok ponad 180stopni:


Rano padał deszcz dlatego koła zapychają się gliną by w końcu całkowicie się zablokować. Prowadzimy rowery jeszcze chwile
i poddajemy się. Las pozostaje niezdobyty.

Roimy sesje zdjęciową z rowerem..


Krowy wracają z pastwiska (większość mieszkańców nie pracuje, ale każdy ma krowę, kawałek ogródka z ziemniakami i innymi warzywami..):


.

JARU 17.07.2012 20:35

historia pewnego roweru
 
Historia roweru jest niebanalna. Początkowo Marcin miał pracować w innym regionie.
Żeby się łatwiej poruszać pożyczył od miejscowego księdza (Polaka) rower. Gdy okazało się, że musi zmienić swoją lokalizacje, przyjechał do nowej wioski na pożyczonym rowerze.

Jak mi opowiada, rower z przerzutkami wzbudzał w Pietrowce nie lada emocje, niestety chińska produkcja nie pozwoliła długo cieszyć się z bezawaryjnej jazdy.


Szprychy zaczęły pękać i luzować się tak, że obecnie koła zaczęły zataczać ósemki tak duże, że hamulce muszą być poluzowane..

Mimo fatalnego stanu, Marcin czuje się zobowiązany do zwrócenia roweru (8 miesięcy temu pożyczył go tak jakby miał pojechać do sklepu po bułki).


Stan roweru nie pozwala by wrócić na nim do miejscowości, w której został pożyczony (notabene oddalonej od Pietrowki o około 300km!) dlatego popołudnie spędzamy w garażu Sergieja na rozkręcaniu i szykowaniu roweru do dalekiej podróży.

Marcin szacuje, że na podróż w dwie strony wystarczą mu trzy dni. Będzie jechać autem do Szortandy, pociągiem do Kokszetau żeby na koniec wsiąść w autobus jadący do ostatniej wioski..


Odkręcamy wszystko co się da, obwijamy taśmą i szykujemy rączkę na ramię.

Pierwszy etap, samochód:


Nasze drogi się rozchodzą, Marcin rusza oddać rower, a ja znów nie mam się gdzie podziać..

.

RAFWRO 18.07.2012 09:37

Zwykłe rzeczy w tamtym świecie nabierają kolorów wyzwania i przygody. Mam nadzieję JARU, że jeszcze dużo masz do opowiedzenia.

JARU 18.07.2012 13:37

Wycieczka na step i historia roweru nie należą do zapierających dech w piersiach ;).

Mimo to warto o tym powiedzieć. Sporo rzeczy w Kazachstanie szokowało i wywoływało u mnie (u nas) śmiech.
Myślę jednak, ze nie oznacza to, że w takich warunkach nie można żyć szczęśliwie.

Czy musimy ciągle podążać w kierunkach wyznaczanych i służących jedynie wielkim korporacjom? - Myślę, ze coraz więcej z nas chciałoby się wyrwać z tego mechanizmu..

Rychu72 18.07.2012 13:39

Oj to to .... :umowa:

Sławekk 18.07.2012 13:55

Mi się strasznie podoba . Zwyczajne życie ludzi "tam gdzieś" bez pocztówkowych fotek ma osobliwy urok i zawsze mnie interesowało .

JARU 21.07.2012 14:29

Astana
 
Dla ciekawskich - słowo "Astana" znaczy po kazasku stolica. ;)
Tak Nursułtan postanowił nazwać miasto, do którego pod koniec lat 90-tych przeniósł swoją siedzibę.

Trafiłem do Astany z Pietrowki, kupiłem bilety na wieczorny pociąg do Pietropawłowska.

Nie miałem w planach odwiedzania Astany. Skoro się tu znalazłem to postanowiłem obejrzeć miasto, którym szczyci się cały Kazachstan.

Większość ulic jest zabudowana (tak jak w Almacie) starymi, szarymi betonowymi blokami.
Nowoczesne budynki, które można znaleźć w przewodnikach zajmują dwie krzyżujące się ze sobą drogi.

Drogę do nowego centrum przemierzam autobusem, po drodze mijam byłą siedzibę Nursułtana, w której obecnie znajduje się muzeum pierwszego (i póki co ostatniego ;)) prezydenta Kazachstanu..


Zabudowania faktycznie mogą zrobić wrażenie.
Należę do ludzi, którzy lepiej czują się w otoczeniu pachnących lasów niż w miastach. Dlatego bez emocji spaceruję po pustych ulicach miasta (mimo tego, że jest niedziela mało kto spaceruje).

Biurowce stoją jeden obok drugiego, ale w moim odczuciu większość z nich stoi pusta i nieużywana..

Dochodzę do skrzyżowania dwóch ulic, w najważniejszym punkcie znajduje się Bajterek - symbol Kazachstanu. Większość Kazachów uważa, że wieża została zaprojektowana przez Nursułtana Nazarbajewa.
Patrzę na złote jajo i zastanawiam się co może być na samej górze..

Grupa kobiet wchodzi mi prosto w obiektyw, no jak tak można!


Kolejne!


Ministerstwo czarów i magii:


Część budynków zaprojektował Sir Norman Foster, brytyjski architekt.

Kieruję się w stronę pałacu prezydenckiego, który do złudzenia przypomina mi biały dom.


Dużo Kazachów robi wycieczki do Astany (może tylko raz w życiu?) po to żeby zrobić sobie zdjęcia z charakterystyczną architekturą miasta:

Widok w odwrotną stronę:


.

JARU 21.07.2012 14:40

szczyt wieży z jajem
 
Podchodzę bliżej Bajterka, okazuje się, że na wieżę za małe pieniądze można wjechać windą.

Postanawiam skorzystać z okazji do obejrzenia panoramy miasta..

Co jest na szczycie?

Kazachstan zamieszkuje wiele narodowości, Nursułtan zawsze powtarza, że siła Kazachstanu drzemie w różnorodności.

Miła Pani po angielsku opowiada mi, że Nursułtan co roku zaprasza głowy największych religii na konferencje do Astany.
Na pamiątkę postawiono tablicę:


Mimo ciągłego gadania o równości, człowiek nie posiadający rys Kazaskich ma małe szanse na pracę w policji, a nawet na poczcie..
Więc na czym polega ta różnorodność i tolerancja?

Co stanie się po śmierci Nursułtana? Czy nie dojdzie do walk o władzę? Bez obaw - krążą słuchy, że na jego miejsce szykowana jest jedna z jego córek..

Kolejnym elementem znajdującym się w wielkim złotym jaju jest...


Dłoń Nursułtana odciśnięta w szczerym złocie!
Stojąc w kolejce do odcisku dłoni z trudem powstrzymuje się od śmiechu!


I ja przyłożyłem dłoń, i ja poczułem moc:


Nurtują mnie setki pytać - jak jeden człowiek mógł zawrócić w głowach całego narodu?!
Wydaje mi się, że ego Nursułtana (notabene zwykłego metalurga) jest większe od całego Kazachstanu i po rozmowie z nim, sam zacząłbym stawiać mu pomniki..

Zawsze uśmiechnięty, poczciwy dziadek potrafi trzymać ludzi w ryzach. Po ulicach spaceruje policja i jednostki paramilitarne. Czyżby każdy bunt był tłumiony w zarodku?

.

Zet Johny 21.07.2012 18:38

Cytat:

Napisał JARU (Post 250216)
Nurtują mnie setki pytać - jak jeden człowiek mógł zawrócić w głowach całego narodu?!
Wydaje mi się, że ego Nursułtana (notabene zwykłego metalurga) jest większe od całego Kazachstanu i po rozmowie z nim, sam zacząłbym stawiać mu pomniki..
Zawsze uśmiechnięty, poczciwy dziadek potrafi trzymać ludzi w ryzach. Po ulicach spaceruje policja i jednostki paramilitarne. Czyżby każdy bunt był tłumiony w zarodku?
.

Podobna sytuacja była jeszcze pare lat temu w Turkmenistanie. Czyste wariactwo i oddawanie czci prezydentowi i co ciekawe książce którą napisał.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ruhnama
Jak dzisiaj to wygląda?
Podejrzewam że niewiele się zmieniło.

JARU 22.07.2012 02:09

A jakże - Nursułtan też "pisze" książki: autobiografie i liczne książki o historii Kazachstanu..

JARU 22.07.2012 17:13

bryka
 
3dni spędziłem z Danielem w Pietropawłowsku - tym samym pierwszy raz w życiu moja stopa stanęła na Syberii. Nie udało się poczuć smaku z wypraw forumowych kolegów, ale mam nadzieję, że to tylko początek..

Odwiedziłem "dom drużby", pokazową szkołę, w której znajdują się gabinety wielu narodowości - wśród nich polski. Oglądając stroje narodowe odniosłem wrażenie, że Polska tradycja jest bardziej pielęgnowana w Kazachstanie niż w Polsce..


Ostatnie dni w Kazachstanie mam spędzić znów w Almaty, jadąc pociągiem obawiam się czym zajmę swój czas i gdzie będę spać w tym wielkim mieście..

Już w Astanie próbowałem wypożyczyć samochód żeby dojechać nim do Almaty - nie udało się, autami z Kazaskich wypożyczalni można poruszać się tylko w miastach i ich najbliższym otoczeniu.

W międzyczasie znalazłem wypożyczalnie w Almacie i tam kieruje się prosto ze stacji kolejowej.

Na stronie oglądałem małe samochody tak żeby nie płacić zbyt wiele. Niestety na miejscu okazuje się, że wszystko oprócz najdroższego samochodu zostało wypożyczone..
Szybkie przeliczenie kosztów i desperacja pozwalają podjąć decyzję - biorę!
Pani spisuje moje dane i pyta, w którym hotelu w Almaty zamierzam nocować (co?! Nie po to płacę za tego mastodonta żeby płacić za hotel!) - oczywiście miłej Pani odpowiadam grzecznie, że jeszcze nie wiem..

Schodzimy na dół i dostaje kluczyki do mojego nowego domu.
Boję się bo Pani opowiada mi w jakim stanie auto musi do nich wrócić używając słów "sztraf to sztraf tamto..".
Czy nie można mówić dopłata zamiast kara?! Przecież ja jestem na wakacjach a nie we więzieniu..
Z sercem na ramieniu wyjeżdżam z parkingu.

Jak się wydostać z miasta? Ano jadąc przed siebie - w końcu kiedyś musi się skończyć..

Po godzinie wyjechałem na główną drogę prowadzącą do Biszkeku..


Zjechałem z głównej drogi - do mojego celu zostało już tylko 50km po stepie. Po drodze wpadam w stado szarańczy, cały przód pokrywa teraz warstwa ogromnych pasikoników.


Dojeżdżam na miejsce, zatrzymuje auto po środku stepu.

Strażnika już nie ma, zatrzymuje samochód przy stróżówce, zabieram aparat i po znakach kieruję się w stronę petroglifów.


Bardzo możliwe, że gdybym zwiedzał to miejsce z przewodnikiem, zobaczyłbym o wiele ładniejsze rysunki. Mimo to spacerując odnajduje rysunki porozrzucane po licznych skalistych wzgórzach.

Spaceruję patrząc pod nogi - mając w pamięci liczne znaki ostrzegające o wężach.

Ile takich skarbów po środku stepu nadal czeka nad odkrycie?


Głodnieję, czas na kolację dlatego powoli wracam do mojego domu na kołach.
.

RAVkopytko 22.07.2012 20:56

poka tą łade ;)

Sławekk 22.07.2012 21:08

Cytat:

Napisał Raviking (Post 250332)
poka tą łade ;)

nie śmiałem prosić :D

JARU 22.07.2012 22:54

Cytat:

Napisał Sławekk (Post 250336)
nie śmiałem prosić

Panowie wszystko w swoim czasie

Wracam do łady, jest fajnie.
Zawsze najbardziej podobają mi się chwile przed zachodem Słońca. Kolory są piękne, wkoło panuje cisza..
Jestem zupełnie sam i myślami biegnę do mojej rodziny..


W tle moich rozmyślań i podmuchów rozpędzonego na stepie wiatru forumowa kuchenka działa cuda z chińskimi zupkami:


Z nikąd pojawia się Kazach na koniu, podjeżdża do mnie, podaje dłoń nie wymawiając ani słowa i odjeżdża w stronę stada koni - nie jestem sam.


Kazach znika tak szybko jak się pojawił.


Towarzystwa przez chwilę dotrzymuje mi spacerujący po drugiej stronie drogi osioł..


Zgodnie ze wskazówkami doświadczonych globtroterów zawsze należy się rozbijać daleko od drogi, najlepiej w krzakach, ale czy to ma sens w stepie??
Chyba nie, dlatego staje tuż obok drogi.
Jestem człowiekiem bojaźliwym dlatego auto parkuję tak, żebym w razie potrzeby mógł szybko odjechać.

Przed zachodem słońca podjeżdża samochód. Kierowca wysiada i pyta się mnie o której przyjechałem. Szukają trójki ludzi, którym w stepie popsuł się samochód. Nie mogąc naprawić samochodu ludzie ruszyli na piechotę, do domów jeszcze nie doszli..

JARU 23.07.2012 20:43

historia pewnego osła
 
Zapada zmierzch, długo kręcę się na rozłożonym fotelu nie mogąc zasnąć.

Dalej nie mam zdjęć:
Około 23 budzi mnie światło reflektorów starego Mercedesa, który zatrzymał się tuż przed maską mojej łady.

Kierowca wysiada i podchodzi do mojego okna, opuszczam szybę a on pyta się mnie co tu robię..
Zaspokaja swoją ciekawość po czym (ku mojej uldze) wsiada do auta i odjeżdża.
Nie zajechał daleko, zastanawiam się co się dzieje, po chwili otwiera drzwi i świeci latarką w tył samochodu.
Ja w tym czasie już widzę o co chodzi - guma..


Facet wysiada i zaczyna sypać wiązankami "bladź to, bladź tamto.." Nagle z auta wysypuje się czwórka młodych dzieci, w wieku 4-10 lat..

Podchodzi do mnie i gestami pokazuje czy mam lewarek - no mam.

Koleś jest wyraźnie zdenerwowany, odkręca koło, wyciąga lewarek(! o co kaman?! czyżby chodziło o pompke? No to mamy problem..) i zaczyna podnosić auto.
Włos mi się na głowie jeży kiedy widzę, że Mercedes się cały buja i powoli rusza do przodu.
W wyobraźni już widze jak w towarzystwie tej gromadki podnosimy auto z ziemi..
Na szczęście Kazach opanowuje sytuacje, dzieci latają jak poparzone wzdłuż drogi szukając kamieni do podłożenia pod koła.
Podkładają nie z tej strony, w tym czasie Kazach już wachluje lewarkiem.. Podchodzę i pomagam unieruchomić auto.


Powoli tłumaczę mu, że jednak nie mam pompki i pytam czemu nie użyje zapasu. Zapas "bladź" taki sam!
No to nieźle, szybkim rzutem oka oceniam stan opon i przestaję się dziwić dlaczego w Kazachstanie ludzie tak często łapią kapcie. Opony są zdarte wręcz do zbrojenia.

Jedna ma większą (konkretną) dziurę, dlatego Kazach zabiera się za wulkanizację tej, która jest w lepszym stanie.
Grzebie w swoim wiaderku nie mogąc znaleźć jakiegoś narzędzia, wkur.. się i wyrzuca wszystko na asfalt.

Podnosi wzrok i pyta się mnie czy nie mógłbym pojechać do najbliższej wioski po pompkę. (już to widzę, prawie północ a tu staje w progu turysta, który nawet nie potrafi wytłumaczyć o co mu chodzi.. Co byście zrobili?)
Odpowiadam, że u mnie płochy ruski i że sam to nie pojadę.
Nie ma sprawy! Wsadza mi do auta dwójkę swoich synów i tym sposobem jest północ, a ja i dzieci, których nie znam popierdalamy po stepie w poszukiwaniu pompki samochodowej..
Dzieci są podekscytowane jazdą moją ładą, włączam muzyczkę, żeby rozluźnić atmosferę.


Podjeżdżamy pod domy, dzieci wyskakują z auta powtarzając mi kilka razy, że za chwilę wrócą i żeby nie odjeżdżać bez nich.
Po chwili wraca ten sam chłopak, za to ze swoją starszą siostrą, która zabiera się z nami.


W międzyczasie Kazach kończy łatanie koła, pompujemy je na zmianę.

Powoli opada z niego złość, domyślam się że gdyby nie ja czekał by na pompkę jakieś 1.5godziny..


Rozdaje im moje pocztówki z Wrocławia, cieszą się i bardzo dziękują za pomoc.
Kazach - Kamil, przedstawia mi się i opowiada, że za dnia pracuje jako strażnik w parku petroglifów.
Zaprasza mnie na noc do swojego domu, ale odmawiam (do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć przegapionej okazji!)

Odjeżdżając, wyjaśnia mi co robią o tej porze na stepie. Pyta mnie czy czasem nie widziałem spacerującego osła!
Okazuje się, że osioł, którego widziałem 4godziny temu zaginął i cała rodzinka ruszyła na poszukiwania.
Po mojej relacji o spacerującym ośle Kamil rzuca kolejną "bladzią" i kwituje, że zaczną go szukać jutro rano.

Wesoła rodzinka odjeżdża, a ja wracam do swojej maszyny.

.

RAVkopytko 23.07.2012 21:21

:lukacz:

wujaszek_misza 23.07.2012 22:02

Rewelacja
I klasa
JARU, Ty medal powinieneś dostać, za wiele rzeczy, za odwagę, za pomoc rodzienie od osła...

... ale potrafisz trzymać ludzi w napięciu; nawet nie masz pojęcia, ile osób co dzień teraz będzie zaglądać i czytać Twoją relację, że by tą ŁADĘ zobaczyć.
Ja osobiście obstawiam, że to coś innego :D (też czekam na zdjecia, ale i czytam)

JARU 23.07.2012 22:26

Cytat:

Napisał wujaszek_misza (Post 250576)

... ale potrafisz trzymać ludzi w napięciu; nawet nie masz pojęcia, ile osób co dzień teraz będzie zaglądać i czytać Twoją relację, że by tą ŁADĘ zobaczyć.
Ja osobiście obstawiam, że to coś innego :D (też czekam na zdjecia, ale i czytam)

Dzięki!
Relacja powoli zmierza do końca, widzę Misza, że va bank grasz obstawiając, że samochód to nie łada ;)

Plan zakładał kupienie starego gruchota w Kazachstanie, ale mi się to nie udało.. Wypożyczenie to łatwa sprawa dlatego nie ma się czym chwalić.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:19.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.