Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Będzie fajnie....czyli jak skopiemy niedźwidziom dupsko!! [2008] (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=992)

Robert Movistar 05.11.2008 14:22

Dzień 12. Gorące źródła. Przejechane 147km. Małki.
Rano Iziego Africa leży na ziemi, siedzenie rozdarte. Wieczorem stała na podnośniku, ale rano już nie.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7210442.JPG

Jedziemy kupić właściwe Iziego oringi. Jeżdżąc po PKC wpadamy na lokalny bazar, zobaczyć co mają dobrego. Ryb i rybopodobnych stworzeń od cholery.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220443.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7220444.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7220447.JPG

Szybkie zakupy (wybór ogromny, od koloru do wyboru. Izi zastanawiał się w jakim kolorze sobie zakupić), montaż, pakowanie i walimy w interior (http://pl.wikipedia.org/wiki/Interior). Jeżdząc po PKC wpadamy na lokalny bazar, zobaczyć co mają dorego. Ryb i rybopodobnych stworzeń od cholery.
Plan taki, że nocujemy w Małkach, a na drugi dzień walimy do Esso, potem jeszcze dalej na północ. Do Małek dociera z nami Sasza z Krychą na RD07, Locha na Tenerze 600 z kolega na KLE 400 (taki japoński wynalazek), a wieczorem Dima na Tenerze 660 i Max na Vulkanie który wczoraj zakupił od Saszy. W Małkach już nie tradycyjnie Moskiewski Koniak, tylko wódeczka Zielona Marka i japońskie piwo Asahi (http://www.asahibeer.co.jp/english/). Rozbijamy namiot (jak się później okazało pierwszy i ostatni raz na wyjeździe), szykujemy żarełko, zapijamy tym co przywieźliśmy.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220452.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220454.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220453.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220488.JPG

Dima chce nam pokazać ciekawe przeprawy w okolicy. Locha jedzie z nami, ale tylko do sklepu (znając go to po wódkę Zielona Marka). Z godzinę albo dwie kręcimy się po różnych wyspach i szuwarach. Wracając do bazy na NAJEPKE, widzimy że motocykl Lochy jeszcze stoi pod sklepem, a jakiś koleś wychodząc ze sklepu nas zatrzymuje, coś nie tak musi być. Stop, wpadamy do sklepu Locha cały we krwi trochę pobandażowany przez sprzedawcę. Trzyma na czole worek z lodem. Chciał zrobić bączka, ale niestety nie wyszedł. Okazało się że łeb, kolana i łokcie nie wytrzymały kontaktu z ichniejszym szutrem. Wieziemy go do naszej bazy. Sasza dzwoni do jakiegoś kolesia, żeby przyjechał i go zabrał, ale Locha twierdzi, że zostaje z nami. Po paru głębszych idzie do namiotu spać. Wieczorem przyjeżdża koleś, pakuje Lochę do auta i jedzie do PKC żeby medyk go obejrzał.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220496.JPG

A my tradycyjnie, taplamy się w wodzie, podrywamy miejscowe szczerbate piękności. Nie szło za dobrze, więc czołgamy się do namiotu spać. Od czasu do czasu słychać jakiegoś wychodzącego z namiotu kolesia, celem wydalenia zawartości z żołądka.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7220495.JPG

wieczny 05.11.2008 14:44

Co IZI ma za soczewy :)?

Cement 05.11.2008 14:59

Nie chce przerywac przygod, ale po dluzszaj przerwie sobie fajnie poczytalem, nie wspominajac wspaniale zdjecia. Robson na prezydenta :)

monah 06.11.2008 18:18

eh...
ta ciezka rosyjska rzeczywistosc ))))))))
molodcy!

greton 07.11.2008 11:27

kontynuować, kontynuować... bo w ryj

Robert Movistar 07.11.2008 13:41

Dzień 13 Szwajcaria Kamczatki??? Przejechane 430km.
Przy 171 kilometrze pojawił się asfalt, w Miłkowie i zaraz znikł. Padł tripmaster, kierunki, obrotomierz.


Rano start do Esso. Dima nie jedzie, musi jakiś lot helikopterem wykonać i jakiś pocisk balistyczny znaleźć, Max też wraca prowadzi szkołe kjokuszinki czy jak to się nazywa i ma zajęcia. Locha już w nocy został wyekspediowany do PKC, aby go tam poskładali, reszta jedzie. Startujemy. 5km nawet nie przejechaliśmy gdy w KLE urywa się klema od akumulatora. Dalej z nami nie jedzie. Dzwoni po kumpli aby go ściągnęli do PKC. Izi pognał pierwszy, ja z Saszą jedziemy wolniej, jakieś 70 – 80 km/h. Droga raz lepsza, czyli bez dziur, raz gorsza z dziurami, tarką, zgubionymi kawałami drewna, które spadło z ciężarówek (dobrze że w dzień jedziemy, bo w nocy można się nie źle nadziać na leżący klocek). Jedziemy w odległości jeden od drugiego jakieś 800 m. Kurzy się strasznie. Co jakieś 40 km przejeżdża auto, co 20 km jakiś zakręt. Droga cały czas monotonna, ten sam krajobraz, czyli po jednej i po drugiej stronie las. Żadnego pobocza, tylko na krawędzi drogi usypane pryzmy szutru. Przed Miłkowem kontrola milicji, a w samym mieście jest jedyna stacja pomiędzy PKC a Kluczami. Jemy tam obiad. Zawsze Izi zamawiał żarcie, cały czas coś innego. Zawsze do obiadu zamawialiśmy sałatki. Mają ich setki, każda różna i każda tak samo dobra. Jak wyliczyliśmy do Esso zrobiliśmy z 600km z czego 32km asfaltem. Przy zjeździe do Esso zatrzymuje nas koleś jeepem. Gadka, szmatka, częstuje nas kwasem chlebowym. Kupujemy jeepa i podróżujemy jak Obi-Wan-Kenobi. Koleś mówi, że wczoraj w Esso na moście zastrzelili niedźwiedzia.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7230499.JPG

Docieramy do Esso zwanego tu Szwajcarią Kamczatki, pewnie dlatego że nikt z ludzi tu mieszkających w Szwajcarii nigdy nie był. Meldujemy się u znajomego Saszy. Po zalogowaniu idziemy na basen, w którym woda przez cały rok ma min. 35 stopni, to też jest ogrzewane z wulkanów jak całe miasteczko, miejscowe dziewki próbują nas poderwać, ale jakaś dziwna u nich uroda i uzębienie mało kompletne. A, jadąc do Esso, poczyniliśmy małe zakupy żywnościowe. Na miejscu otwierając kufer z ciuchami stwierdzam, że na dziurach otworzył się pasztet, 1kg cukru w kostkach, jakaś wędlina i pomidor. Gulasz wygląd miał ciekawy, ale nikt nie chciał go jeść. Nauczony życiem i polityką logistyki Iziego, trzymałem tam śpiwór, karimatę, bluzę i klapki przeprawowe w technologii rejli. Tak że, chłopaki niezły ubaw mają jak to wszystko wyciągam i klnę pod nosem. Niestety, zjeść się tego nie da:) Pogoda dopisała, więc szybka przepierka i wsio było suche. Naprzeciwko domu w którym mieszkaliśmy jest jakiś dom spokojnej starości, czy coś takiego. Stałym stróżem naszym drynd jest wielki dziadek, który cały czas coś trajkotał pod nosem. Po ostatniej regulacji przedniego zawieszenia, luzuję łożysko w główce ramy, bo kiera ciężko chodziła. Tradycyjna najepka, przeciąga się do wczesnych godzin porannych co było brzemienne w skutkach.

Robert Movistar 13.11.2008 10:58

Dzień 14. Łoszadzie końmi zwane. Przejechane na moto 0km na koniach z 50km.

Rano okazuje się, że w nocy zakupiliśmy konie i umówiliśmy się na wycieczkę na nich nad jezioro Ikar. Co go na żadnej mapie znaleźć nie możemy. No cóż taki lajv. Pogoda super, konie gotowe (jak się jeździ koniem/na koniu?)

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7240513.JPG
Prawdziwy polski Dżon Łejn

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7240505.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7240510.JPG

Zaopatrujemy się w tubylczy spray przeciw komarom, przez nas zwanych sukinsynami. Owy spray jest o dziwo przez chwilę skuteczny oraz zestaw młodego turysty czyli moskiewski koniaczek w ilości wystarczającej. Zabieramy dwa plecaki, w których nie wiemy co się znajduje. I dzida w interior. Po kilku kilometrach, zjedzeniu kilku kilograma jagód, zobaczeniu kilku niedźwiedzich kup, kilku spektakularnych wyjebkek z konia wykonanych przez Iziego, (w końcu to jego pierwsza jazda na koniu), wyjaraniu paru blantów, wypiciu kilku koniaczków docieramy do jeziora.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7240511.JPG

W plecakach był garnek, ryby na uchę, przyprawy, talerze, łyżki i niespodzianka.... wódka:). Niebo robi się ciemne, zaczyna padać, więc zbieramy szybko chrust. Idę po wodę do jeziora. Sasza zabiera się za robienie zupy Uchy.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7240518.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7240519.JPG

Padanie zamienia się w lanie i grzmienie, konie powiązane do drzew zaczynają wierzgać (ciekawe czy będzie środek lokomocji na powrót) a z gara nad ognichem coraz bardziej apetyczny zapach. Pojedli, popili moskiewskiego koniaku oczywiście, rozbiegane i przestraszone konie połapali i zabieramy się do powrotu.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7240533.JPG

Tym razem skrót przez rzeczkę był. W Esso po powrocie odwiedzamy jeszcze muzeum Ewenków oraz tubylczych ludów na wymarciu, dostajemy skórę z odpowiednika naszego jelenia od pana co w tajdze żyje. Koleś je to co da mu tajga i tak samo się ubiera, ale to na osobną opowieść.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7240543.JPG
Tutaj trzymali jedzenie. Wysoko, co by niedźwiedzie się nie dostały

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7240544.JPG

My jeszcze do sklepu, zapas wódki robimy na najepkę i nura do basenu. W nocy na moście gdzie strielali do kodiaka, chłopaki łapią z mostu ryby. Gapią się w szybki nurt, w rękach trzymają długie kije zakończone metalowym ostrzem. Nie wiem jakie i gdzie te ryby były, dyskusja między nimi była zacięta, ale ja żadnej ryby nie widziałem. A, no i mostu, który jako jedyne miejsce w Esso było oświetlone... dwiema lampami.

ENDRIUZET 13.11.2008 13:24

1 Załącznik(ów)
Revelka ... mucha nie siada ...

puszek 16.11.2008 10:02

No no ,że tez Izi nie dogadał sie z koniem.. Trzeba było mu dac troszke koniaczku..od razu by chodził płynniej...:oldman:

Robert Movistar 17.11.2008 09:18

Dzień15. Autonomiczny koriacki okręg. Przejechane 125km.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7250549.JPG
Patriotyzm widać na każdym kroku

Wstajemy rano i stwierdzamy, że Sasza z całą ekipą jeszcze śpi. A że naszła nas ochota na pojedżawkę, to zaczynamy knuć. Odpalamy sprzęty i kierujemy się w stronę Anvagay. Wiktor, kolega Saszy mówił, że jadąc w tamtą stronę jest droga „traktornaja” która prowadzi do Ust-Huryzewo oraz Tigil, ale jest przerwany most i nikt tam latem nie jeździ. Postanawiamy spróbować.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7250554.JPG

Przerwany most jest na początku drogi, jakby co wrócimy. Okazuje się że dla Afryk ten most taki straszny nie jest i pokonujemy prawie bez problemów. Na początku droga jest lekko błotnista i kamienista, pnie się w górę. Potem zaczyna się trochę piasku i ogromne jamy, które nas czasem zakrywają. Widać ślady niedźwiedzi. Gdyby popadał deszcz nie dało by rady jechać, ale na szczęście było sucho. Droga się czasem rozwidla, nie widać żadnych śladów jakichkolwiek pojazdów. Co trochę rozpadliny, wymyta przez deszcze droga. Dojeżdżamy do stacji trafo, przy której stoi mały domek. W ziemi jest zakopany kabel, który zimą jest kontrolowany przez pracowników. Takie domki są co około 20 km. Są w niej łóżka, jakiś stół, piec, trochę książek i starych gazet. Coś co pozwoli zabić nudę.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7250558.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7250561.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7250559.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7250570.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...6/P7250568.JPG
Jak by się komuś chciało sprawdzić gdzie jest ta chałupa, to współrzędne ma powyżej

To w nich śpią pracownicy, przesuwając się codziennie do następnego. Widoki cudne. Cisza, spokój, góry i doliny, kompletna dzicz. Przejeżdżamy tą drogą około 60 km. Można by jeszcze jechać ale zawracamy aby zdążyć przed nocą. Wieczorem w Esso oczywiście basen, integracja z tubylczą ludnością i najepka, która po naszym wyjeździe stała się w Esso tradycją.
Wjeżdżamy do Autonomicznego Koriackiego Okręgu i wracamy. Chłopaki z 4x4 jechali tu tydzień.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:58.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.