![]() |
Lato w pełni, wszyscy jeżdżą, nikt nie czyta, nikt nie komentuje, czas więc kończyć.
A zatem... Odcinek 12, czyli czekaj tatka latka, a kobyłę wilcy zjedzą Poranek rzeczywiście nie był łatwy, w szczególności dla Maćka. Cała ekipa (minus Sambor i Wilczyca, którzy są gdzieś w trasie) zbiera się na śniadaniu, Maciek w samotności dochodzi do siebie. Taki mamy śniadaniowy widok na niespokojny Atlantyk: https://lh3.googleusercontent.com/-U...0/_IGP9365.JPG Pakowania niewiele, bo bagaże jadą od wczoraj autem. Drogi też mamy niewiele, dotrzeć do promu w Tangerze, przeprawić się do Tarify i przejechać do Malagi. Spotkanie z Samborem i Wilczycą ustalone w porcie. Szczególnie dla mnie jest to istotne, bo nie mam biletu na motocykl, w tamtą stronę jechał na busie. Dojazdu do portu opisywać nie ma po co, autostrada. Jagnięca DR wyciąga z górki i z wiatrem 127 km/h ! Oficjalnie zmierzone jako prędkość maksymalna podróży w Garminie ;) Łańcuch jest już tak wyciągnięty, że rysuje powoli wahacz… W porcie czeka nas niemiła niespodzianka. Morze jest niespokojne, promy odwołane. Jak długo – tego nie wie nikt. Każą nam jechać do drugiego portu – Tanger Med, skąd odchodzą większe promy, a więc bardziej odporne na wiatr… Po konsultacjach z Samborem, który ma opóźnienie, postanawiamy przemieścić się 30 km na wschód do Tanger Med. Niestety razem z nami przemieszcza się ulewny deszcz. Dojeżdżamy zmoknięci i zziębnięci. Prom odchodzi o 17, czyli mamy 2 h, bilety kupione powrotne. Mnie nagle oświeca, że w tamtą stronę przeprawiałam się osobno z Wilczycą, inną kompanią i mam bilet na inny statek… Nie bardzo wiem co robić. Nie mam ochoty wydawać 50 E na nowy bilet, mój statek odchodzi planowo o 19, ale ciągle nie ma busa, na który mogłabym się załadować… Kolejny telefon do Sambora, spokojnie dojadą na 19. No to czekam, macham chłopakom na pożegnanie. I przychodzi mi do głowy, że Sambor ma bilet na statek chłopaków, a nie nasz… W dodatku bus jest na niego, więc musi płynąć razem z busem, a bilety są osobno… Eh, zamieszanie… W końcu znajomy biały bus pojawia się na horyzoncie, okazuje się , że prom chłopaków jeszcze nie wypłynął, podwozimy więc Sambora, może zdąży się załapać… Czekamy chwilę na parkingu, czy przypadkiem się nie wróci i obserwujemy marokańskie taksówki… https://lh4.googleusercontent.com/-6...4/DSC06741.JPG A jednak. Nie wypuszczą człowieka bez auta… Sambor musi płynąć z busem i basta. Kupuje więc drugi bilet, na nasz prom. Tymczasem okazuje się, że prom nasz, owszem, jest, ale gdzieś w Hiszpanii jeszcze, i na pewno nie wypłynie o 19. Może o 22, a może nie. Inshallah… Wszystko fajnie, tylko o 5 rano muszę być na lotnisku, które jest po drugiej stronie cieśniny i do którego trzeba jeszcze 2 h jechać. Zaczyna mi się robić ciepło. Dzwonię do chłopaków, też jeszcze nie wypłynęli, mają już 4 h spóźnienia. Robi mi się jeszcze bardziej ciepło… Wjeżdżamy do portu, bajzel jak zwykle, nie wiadomo z jakiego stanowiska co odpływa… Zaczynam kombinować, żeby jednak popłynąć z chłopakami, bez motocykla, ktoś mnie weźmie na pasażera. Sambor twierdzi, że histeryzuję, ale chwilę myśli, patrzy na zegarek, liczy godziny i już nie mówi, że histeryzuję. Podjeżdżamy szybko pod prom chłopaków, prawie już zamykają klapę i zaczynamy we dwójkę z Samborem uśmiechać się do obsługi, żebym mogła wejść na prom jako Krzysztof Samboroski (w sumie i tak się już nazwisko nie zgadza). Na początku absolutnie nie, w życiu i nigdy, jednak po 10 minutach wbiegam na trap. Po czym wykonuję najszybszy sprint życia, biegnąc z powrotem. O mało co nie odpłynęłam z biletami Sambora i Wilczycy! Chłopaki nieco zdziwione moim widokiem, muszę jeszcze pouśmiechać się do braci GS żeby któryś wziął mnie za plecaczek. W końcu, 22 z minutami, odbijamy… Ufff… Jednak to nie koniec na dziś. Koło północy zjeżdżamy z promu (a Sambor z Wilczycą jeszcze nie odpłynęli). Mamy jakieś 150 km do Malagi, gdzie mamy zabukowany hotel. Nie planowaliśmy jazdy nocą, a jedna z DR nie ma świateł, druga nie chce za toodpalić. Waldkową DR odpalamy z przebojami na pych, a Krzychu robi coś z niczego, czyli ersatzlampę: https://lh3.googleusercontent.com/-d...2022.45.25.jpg Ja zasiadam z tyłu jednego z GS1200, ubieram kondom, bo lekko kropi, jest mi sucho, ciepło i śpiąco. I przypominają mi się stare podróże na tylnym siedzeniu GS 1150, po tej samej drodze Gibraltar – Malaga zresztą… Pomruk boxera kołysze mnie do snu i budzę się pod hotelem w Maladze. Jest 2 w nocy, obalamy Jim Beama i idziemy na godzinę spać. Teraz dla odmiany nerwy ma Maciek, czy Sambor zdąży dojechać na lotnisko i dowieźć nam bagaże. Zapomniał wyjąć klucze od auta :mur: O 4 zostawiamy w hotelu motocykle, szpej motocyklowy oraz Maćka i ruszamy na lotnisko. Tam czeka na nas umęczona ekipa Sambor + Wilczyca (oni nie spali nawet godziny), odbieramy bagaże i to już powoli koniec naszej przygody… Dziękuję za uwagę :bow:, oddaję głos do Wilczego Szańca, może Wilczyca opisze swoje ostatnie dni i rajzę przez ¾ Polski z motocyklami na lawecie ;) Do usłyszenia w następnej relacji ;) Jagna PS. Zostało mi jedno niewykorzystane przysłowie: „Z wierzchu owca, wewnątrz wilk”. Może to o mnie? |
Ja czytam :D Naprawdę kawał przygody :Thumbs_Up: Zmota z lampą bardzo pomysłowa ;)
|
Ładnie,Ładnie :bow:
Sprawę koloru pomarańczowego wyjaśniłem osobiście z Wilczycą w Kłodzku :Thumbs_Up: :D |
czytamy, czytamy, właściwie to czytaliśmy...:D
|
Czytamy Jagna -czytamy :D...
Świetna relacja okraszona humorem, mnóstwem fotek i ciekawych szczegółów, -dających KOMPLETNY OBRAZ takiego wyjazdu :drif: :Thumbs_Up: Właśnie przeczytałem całość po raz kolejny, i traktuję jako rzetelny dokument/instruktaż, -nie tylko na ten kierunek... Bardzo fajnie opisane są wszelkie możliwe "niespodzianki" z jakimi można mieć do czynienia, a żaden temat nie został pominięty [:lol8:] Gratulacje i szacunek dla uczestników, oraz Autorek relacji :bow: :brawo: :) |
Rozumiem Jagienko, że napisałaś "nikt nie czyta" właśnie po to, żeby potem z satysfakcją zobaczyć chór zaprzeczeń, a zatem się dołączam: czytałem wszystkie odcinki i się mnie podobało. Szkoda, że to koniec.
|
Cytat:
staram się opisywać i plusy dodatnie, i ujemne, dopiero wtedy mamy jakiś w miarę obiektywny obraz wyjazdu. Choć opowiedziany przez jedną osobę i tak obiektywny nigdy nie będzie. Ale skoro reszta uczestników wyjazdu zgodnie milczy, to chyba tak źle nie jest ;) Niespodzianki są na każdym wyjeździe, ważne, aby umieć z nich "wybrnąć" potem można je miło wnukom opowiadać... Cytat:
|
No, że tak powiem, ja też czytam.
Z zachwytu takie słowa się cinsą w klawiaturę, że bojąc się bana, siedzę cichutko ;) |
.........
|
Cytat:
ps. Akcja promocyjno spamowa rozpoczęta:) |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:39. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.