Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11.12.2008, 09:16   #1
Elwood
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Cytat:
Napisał zetjohny Zobacz post
Znalazłem też coś takiego:

http://www.traveler.com.pl/Sklep.php?q=%3DTPCD8A505

Napiszcie czy warto kupić.
Warto, to ten sam, który proponuje Kajman. Generelanie to Sklep Podróżnika w Wwce na Kaliskiej proponuję znakomity wybór ruskich mapa "od ręki".
Chomikowe wojaże miód, malina..., potem to już chyba tylko wyprawa do ziemi ognistej i dla smaku w łódce na wiosłach opłynąć Horn
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.12.2008, 13:03   #2
ATomek
 
ATomek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Garwolin
Posty: 1,565
Motocykl: RD07A
Galeria: Zdjęcia
ATomek jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 1 tydzień 3 godz 52 min 52 s
Domyślnie

Jak dla mnie wystarczająco dokładny, czytelny i poręczny.Polecam, bo to kawał świata w jednym kawałku. Miękka okładka ma swoje zalety, bo można wypiąć zszywki i do mapnika włożyć to, co potrzeba.Format A4. Zweryfikowałem niestety tylko część, a widzisz co mówi Robert and Robert o np. stanie żółtych dróg.. a naniesione są też ścieżki okresowe z zaznaczonymi odległościami, zaprawki, schroniska..
ATomek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.12.2008, 00:19   #3
kajman
 
kajman's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
kajman jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
Domyślnie

Ja zakupiłem przed wyjazdem coś takiego

http://www.allmaps.ru/avto_km_stolb/russia/

wydanie rosyjskie - kupiłem w hurtowni w Krakowie
kajman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.12.2008, 18:56   #4
Marcin SF
 
Marcin SF's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
Marcin SF jest na dystyngowanej drodze
Online: 12 godz 42 min 27 s
Domyślnie

coś dawno nie było nowego odcinak, czy to już koniec wyprawy ? :] psze mie sie tutaj nie wygłupiać
Marcin SF jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.12.2008, 19:08   #5
Misza
22.10.2006, DTN :)
 
Misza's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kąty Wrocławskie
Posty: 3,778
Motocykl: RD07
Przebieg: IIszlif
Galeria: Zdjęcia
Misza jest na dystyngowanej drodze
Online: 7 miesiące 3 tygodni 2 dni 15 godz 44 min 51 s
Domyślnie

No... a kiedy ta Prawdziwa relacja?
__________________
Real adventure starts where road ends...

-AT RD07 Big Bore 'Troll Bagnisty, ziejący ogniem z regulatora Diabeł Pustynny'


http://www.youtube.com/user/Miszapoland
Misza jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.12.2008, 20:16   #6
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,964
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 5 dni 21 godz 56 min 18 s
Domyślnie

Panie kolego Movistar. Tak nie można, jak pragnę zdrowia! Ja rozumiem suspens i inne zabiegi narracyjne ale taka przerwa to już zbrodnia!!!
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.12.2008, 09:27   #7
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 342
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 3 godz 17 min 22 s
Domyślnie

Sory za zwłokę. Obiecuję że jutro będzie ciąg dalszy. Za dużo roboty mi się zwaliło. Nie wspomnę że jakaś czarna dziura we łbie mi się zrobiła
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.12.2008, 16:23   #8
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 342
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 3 godz 17 min 22 s
Domyślnie

Dzień 27. Przejechane 297km.
Pobudkę robimy o 7 00. Zaprawieni w pakowaniu, szybko zwijamy manele i nasłuchujemy, kiedy przejedzie pociąg. Byliśmy tak zjebani, że nie słyszeliśmy w nocy żadnego przejeżdżającego żelastwa. Piździ strasznie. Do żarcia nic, wody brak, nawet kawy nie ma z czego zrobić. Smarujemy łańcuchy i nasłuchujemy. Coś jedzie…. dryndy ustawiamy już do wyjazdu. Plan ustalony, zjazd znaleziony. Sprawa wydaje się prosta, wjechać, przejechać ponad kilometr nie wyjebując się przy tym z nasypu. Nasyp czasem szeroki i płytki, czasem wąski że koło zaczyna wskakiwać na podkład a skarpa pokaźnej głębokości. Jak zwykle pociąg poszedł pełnym ogniem, wjeżdżamy i DZIDA!!! Jedziemy wypatrując małego kamienia leżącego na podkładzie, którego wczoraj położyliśmy. Wskazuje nam miejsce zjazdu. Obyło się bez problemów. Zjeżdżamy z nasypu, przejeżdżamy jeszcze przez kawałek lasu i widzimy już naszą drogę. Ale żeby nie było za łatwo i to z samego rana, okazało się, że przy wyjeździe z lasu przy samej drodze jest rów głębokości 1 m z błockiem w środku. Zaspani, męczymy się żeby go przejechać. K….a, droga na wyciągnięcie ręki a my się tu produkujemy. Wpychamy moto po śliskiej trawie, gdy nagle zarzuca dryndą, która wpada równolegle do rowu. Zassało ją po ośki. Ani ją ruszyć w jedną ani w drugą. Szukamy jakiejś kłody, co by podłożyć pod osłonę i kombinować dalej. W końcu udało się wygrzebać z rowu. Idąc wzdłuż drogi szukamy lepszej możliwości wjazdu. W końcu ją znajdujemy, rów płytki, tyle żeby tam dotrzeć trzeba wykosić kilka drzewek. Droga okazuje się być zaskakująco dobra! Możemy w końcu rozpędzić się do magicznych 30 – 40 km/h. Kilometry uciekają a my się cieszymy, że możemy sobie od czasu do czasu pozwolić na wrzucenie 3 biegu. Kierujemy się na miejscowość Urgan, gdzie mamy zamiar zatankować. Nagle dostajemy prezent w postaci ASFALTU! Piątka zapięta jedziemy 130 km/h wiatr pod pachami, nogawki trzepocą, wietrzymy mokre ubrania. Droga z licznymi chopkami, koła trzymają się nawierzchni, zawieszenie nie dobija, gdy nagle na jednej z nich wysadza mnie z siedzenia, ale zawiecha dawała radę. Jak się zatrzymaliśmy na stacji, Izi pyta jak na chopach było, bo na BMW GS po przejechaniu drugiej już dobiło. Chłopaki naprawiają dystrybutor. Mamy 30 min wolnego. Dokręcamy śruby, kleimy plastiki. Pogoda super, ciepło i słonecznie. Po wyjeździe z miasteczka, oczywiście asfalt się skończył, a droga zrobiła się piaszczysta, szutru jak na lekarstwo, ale szeroko. Wjeżdżamy do jakieś wioski (nie pamiętam nazwy), gdzie atakujemy sklep i robimy śniadanie. Ludzie patrzą na nas jak na kosmitów. Miejscowe szczyle przyjeżdżają pod sklep swoimi sprzętami. Fantazję do tjuningu to oni mają.





Może mieszkać 5 osób na krzyż, ale dworzec być musi!!



Jemy, pijemy, przebieramy się i ruszamy. Dwóch tubylców na motocyklu jedzie z nami, tak na doczepkę. Gdy droga zrobiła się ch…a, chłopaki odpuszczają. Wiemy dlaczego. Nie wiadomo skąd, przed nami więcej kałuż niż suchej nawierzchni. Jedziemy zygzakiem. Inaczej się nie da. Sprawdziliśmy pierwsze kałuże organoleptycznie, ale okazało się, że są za głębokie żaby je brać na szage.


I tak w lewo, w prawo, w lewo w prawo. We łbie się zaczęło kręcić. Widać cały czas BAM, więc spokojnie do przodu. Od czasu do czasu droga rozwidla się. Jedziemy jakoś do góry w żółwim tempie, obok nas powycinane lasy. Jak na ten podjazd, to jedynka jest za wysokim biegiem. Znów droga wymyta przez padające deszcze. Rozpadliny głębokości 1 metra. Coś chyba nie tak. Zatrzymujemy się odpalamy GPS. Okazało się że podupczyliśmy drogę, BAMu nie widać. Przejechaliśmy nie potrzebnie ok. 8 km. Zawracamy. O dojeździe do właściwej drogi mówią nam kałuże. I znów lewo, prawo, lewo, prawo aż do kolejnej rzeki. Oczywiście mostu drogowego nie ma. Zawalony. Z jego resztek widać że robią ludzie ogniska. Tu i ówdzie widać jego ślady. Nie mamy sił żeby ścigać gacie, sprawdzić możliwość przejazdu. Ładujemy się więc w spodniach i butach. W miarę płytko, rzeka nie za szeroka tym samym nawet nie patrzmy w kierunku mostu. Ostatnio przejazdy przez nie to ostateczność. Najwięcej kłopotu sprawia nam wjazd. Sam przejazd tragiczny nie jest, pod warunkiem że nie pojedzie pociąg, nie ma ubytku w podkładach, nie ma za bardzo wystających śrub, jest miejsce żeby zrzucić moto w razie nadjeżdżającego pociągu, szczeliny pomiędzy deskami są takie że opona się mieści. Na początku woda do kolan, gdy dochodzimy do ¾ jej długości robi się głębiej, nurt przybiera na sile. Kamienie większe. Rozchodzimy się na boki, szukając wypłycenia. Przez takie łażenie, przejście przez rzekę robi się 3 x dłuższe od jej faktycznej szerokości, ale na most ni ch….a, nie wejdziemy! Jesteśmy na drugim brzegu. Wracamy, tą samą drogą. Na pierwszy ogień Iziego moto. Z problemami, ale się udało, później moje, było już łatwiej. Choć kilka razy motocykl znosiło. Poprzeprawowy szlug, Izi kilka cukierków i w drogę. Robi się późno, cywilizacji brak. Wszystko mamy mokre. Chcemy dojechać do byle wiochy i szukać noclegu. Wiemy, że ok. 15 km od nas jest Etyrkien, jeśli nic po drodze nie będzie walimy tam do pierwszego lepszego sklepu i pytamy o nocleg. Chcemy się wysuszyć, więc spanie pod gołym niebem nie wchodzi w rachubę. Znając życie, ktoś nas przygarnie. Dziury, woda, kamienie, piasek, błoto, resztki powalonych drzew, komary i inne robactwo…czego jeszcze można się spodziewać? Co jeszcze może być przed nami? Prędkość spada do 5 km/h. Patrząc na mapę widzimy, że przed Etyrkienem, będzie jeszcze jedna rzeka. I raczej na most drogowy nie ma co liczyć. Słońce chyli się ku zachodowi, zimno, wary sine się robią. Koniak już dawno się skończył. Z przemarznięcia, lejemy co 15 min. Nagle jest rzeka, tyle że przypominała ona raczej Amur. Widać, że to najszersza rzeka z jaką mieliśmy do czynienia. Były różne, a ta biła wszystkie.Nie będzie letko. Wyciągamy wszystko z kieszeni kurtki, tak na wszelki wypadek. Przed załamką trzyma nas świadomość, że za ok. 5, może 10 km jest cywilizacja. Odruchowo, nawet się nie odzywając do siebie, schodzimy z motocykli i włazimy do wody. Kilka metrów od brzegu była mała kamienista wysepka. W najgorszym wypadku będziemy na niej spali. Tylko co jak miś przyjdzie w nocy na ryby? Im dalej tym głębiej, idziemy bokiem na wprost nurtu, czuć że nas chce porwać. Woda po pas, wlewa się w gacie prze guziki. Łapy podnosimy już góry, woda do pępka. Logika mów, że trzeba iść na wprost, ale nie da rady. Kluczymy, idziemy 10 m w lewo lub w prawo, po to żeby znów wrócić do punktu wyjścia. Wszystko wskazuje na to, że musimy się kierować w stronę mostu kolejowego, który jest oddalony od nas o ok. 40 m, wchodząc do rzeki jakieś 8 m od jej brzegu. Tam, już prawie pod mostem, kierować się w stronę przeciwległego brzegu, żeby 3 metry od niego obrać kierunek na prawo i znów przejść 40 m. Gdy wyszliśmy na brzeg i stanęliśmy na drodze, marzyliśmy żeby teleportować motocykle. My przeszliśmy, ale dryndy zostały. Trzeba je przetargać. Więc wracamy po nie tą samą drogą. Przeprawa z jednym motocyklem zajmuje nam 45 min, tyle czasu spędzamy w lodowatej wodzie. Nie mamy siły ani ochoty nawet się odezwać. Robimy wszystko odruchowo. Łączność telepatyczna. Wracamy po moje. K…a ZIMNO!!! Przechodząc z moim motocyklem, mamy wrażenie, że wiem gdzie i jaki będzie kamień po drodze. Nie gadamy do siebie. Wsiadamy i jedziemy.


Po lewej widać drogę z której przyjechaliśmy



Patrzę na prędkościomierz. Kilometry lecą: 5, 10 a Etyrkienu nie ma. Po 15 km od rzeki widać zabudowania. Wpadamy do wioski. Dookoła walące się szopy, jakieś magazyny kolejowe. Szukamy sklepu. Kierujemy się na jakieś blokowisko. Jest sklep. Ledwo z motocykla możemy zejść. Każde stąpnięcie na ziemi, powoduje wylanie się z butów wody. Już mamy wejść, gdy zaczepia nas koleś ubrany w moro i pomarańczową kamizelkę odblaskową. Na początku widać że ma do nas dystans, chce pogadać, ale trochę się boi. Jest ostrożny. Gadka, szmatka, pierdu, pierdu. Wraca z pracy, a pracuje jak większość ludzi na kolei. Żule pod sklepem wołają nas na kielicha. Roma, bo tak ma na imię rozmówca, proponuje nocleg u siebie. Mieszka w bloku, przy którym właśnie staliśmy, a motocykle zawieziemy do jego kolegi, który ma jakąś bazę. Pasuje. Mieszkanie okazuje się być 4 pokojową chawirą mającą ze 120 m2.
Mieszka sam. Pół roku temu, wrócił z wojska. Był snajperem, gdzie swoje umiejętności mógł zademonstrować w Czeczeni. Daje nam pokój i dzwoni po kumpla, żeby przyjechał po nas. Odstawiamy motocykle na plac, po którym biegają psy wielkości niedźwiedzia. Stąd na pewno nam nie zwędzą, ale zeżreć mogą. Kola, bo tak miał na imię koleś Romy, pakuje nas to Hylux-a i wiezie z powrotem. W tym czasie Roma robi kolację. Wyciąga z lodówki rybę, którą trzymał na specjalną okazję. Twierdzi, że właśnie nadeszła. Rozwieszamy mokre rzeczy, robimy pranie. W buty ładujemy gazety, żeby wyciągnąć z nich wodę. Na drzwiach pokoju, wisi wojskowy wyjściowy mundur. Na stole leżą naboje, które Roma robi sam. Za drzwiami stoi strzelba myśliwska. Na ścianach wiszą myśliwskie zdobycze. Siadamy do kolacji. Roma opowiada o sobie. Mieszka tylko z psem, matka jest szychą milicji i mieszka w Komsomolsku, o ojcu nic nie mówi. Gdy miał 20 lat, powołali go to wojska. Dojechał pociągiem do Komsomolska, a stamtąd zapakowali poborowych w śmigłowiec i wywieźli gdzieś w tajgę do jednostki. Rok służył w Czeczeni. Widać, że chłop żyje jeszcze przeszłością. Pokazuje zdjęcia, opowiada. Pytamy jak z niedźwiedziami wygląda sprawa. Okazuje się, że praktycznie przychodzą pod wioskę codziennie. Jest ich tu mnóstwo. Teraz są nie groźne. Człowiek jest dla nich najłatwiejszą zdobyczą. Kiedy są głodne, a są wiosną, mogą zaatakować. Wiosną tego roku, jeden z nich przychodził na miejscowy cmentarz, rozkopywał groby i wyżerał, to co świeższe. W końcu, Roma wlazł na drzewo, i czekał aż przyjdzie. Przyszedł i szybko odszedł dostawszy kulkę w łeb. Pojechaliśmy do Koli na banię, tego nam było trzeba, cały brud, zmęczenie odeszło w niepamięć. Przyszli też jego znajomi. Było nas chyba z 12 osób. Rozmawiamy o wszystkim, jak się żyje u nas a jak u nich. Są zaskoczeni naszą znajomością Rosyjskiego. My pijemy wódkę, a oni sączą wino, nieliczni z nich piwo. Znów padł stereotyp, że Rosjanie chleją. Roma proponuje, że jutro rano zapakuje nas na pociąg i wyślę dalej, gdyż nie mamy szans przejazdu. 5 km od Etyrkienu jest rzeka, której nie da się w żaden sposób przejechać. Nie wierzy, że będziemy próbować. Upiera się. Jeśli faktycznie nie da się przejechać, to na pewno wrócimy do niego z prośbą o pomoc. Ale na razie, niech nas nie namawia. Czas miło upływał, oczy robiły się ciężkie. Idziemy do spania. Rano, zanim wyjedziemy mamy się wybrać na strzelanie. Roma siedział pół nocy i robił naboje.


Ostatnio edytowane przez Robert Movistar : 18.12.2008 o 19:21
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.12.2008, 16:35   #9
JareG
Piast Kołodziej
 
JareG's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
JareG jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Robert Movistar Zobacz post
Dzień 27. Przejechane 297km.
(..)
Nagle jest rzeka, tyle że przypominała ona raczej Amur. Widać, że to najszersza rzeka z jaką mieliśmy do czynienia. Były różne, a ta biła wszystkie.Nie będzie letko. Wyciągamy wszystko z kieszeni kurtki, tak na wszelki wypadek. Przed załamką trzyma nas świadomość, że za ok. 5, może 10 km jest cywilizacja. Odruchowo, nawet się nie odzywając do siebie, schodzimy z motocykli i włazimy do wody. Kilka metrów od brzegu była mała kamienista wysepka. W najgorszym wypadku będziemy na niej spali. Tylko co jak miś przyjdzie w nocy na ryby? Im dalej tym głębiej, idziemy bokiem na wprost nurtu, czuć że nas chce porwać. Woda po pas, wlewa się w gacie prze guziki. Łapy podnosimy już góry, woda do pępka. Logika mów, że trzeba iść na wprost, ale nie da rady. Kluczymy, idziemy 10 m w lewo lub w prawo, po to żeby znów wrócić do punktu wyjścia. Wszystko wskazuje na to, że musimy się kierować w stronę mostu kolejowego, który jest oddalony od nas o ok. 40 m, wchodząc do rzeki jakieś 8 m od jej brzegu. Tam, już prawie pod mostem, kierować się w stronę przeciwległego brzegu, żeby 3 metry od niego obrać kierunek na prawo i znów przejść 40 m. Gdy wyszliśmy na brzeg i stanęliśmy na drodze, marzyliśmy żeby teleportować motocykle. My przeszliśmy, ale dryndy zostały. Trzeba je przetargać. Więc wracamy po nie tą samą drogą.
(..)
5 km od Etyrkienu jest rzeka, której nie da się w żaden sposób przejechać. Nie wierzy, że będziemy próbować. Upiera się. Jeśli faktycznie nie da się przejechać, to na pewno wrócimy do niego z prośbą o pomoc. Ale na razie, niech nas nie namawia. Czas miło upływał, oczy robiły się ciężkie. Idziemy do spania. Rano, zanim wyjedziemy mamy się wybrać na strzelanie. Roma siedział pół nocy i robił naboje.
Coz, chyba wyglada na to, zescie odwalili najwiekszy survival z tegorocznych forumowych wyjazdow
Szacunek
__________________
Pozdrawiam z Torunia i okolic,
Jarek

K1200RS & TRX850 & XTZ850
JareG jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.12.2008, 17:02   #10
puszek
 
puszek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,762
Motocykl: RD07a
puszek jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 4 godz 33 min 49 s
Domyślnie

Ze najwieksza wyrypa to prawda....ale Movistar wyrósł na odkrycie literackie....:Th umbs_Up:
puszek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Jedź nad morze mówili, będzie fajnie mówili xD xVampear Polska 2 30.08.2020 19:00
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 16:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:33.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.