20.07.2023, 12:21 | #11 |
Zawsze miło się czyta o Waszych wakacyjnych wyjazdach!
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
20.07.2023, 12:40 | #12 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
|
To co, może zaczniemy niezbyt oryginalnie od początku?
A więc było tak. Mnie się od kilku lat marzyło Podlasie - nie byłam nigdy, a kojarzy mi się z sielankowymi widokami, ciszą i spokojem (tak, tak, z Duchem Puszczy i Kopnięciem Łosia też, ale z alkoholi to ja piweczko poproszę ) i chciałam zderzyć te wyobrażenia z rzeczywistością. O, tak żem to w głowie widziała, jak na przykład u tego człowieka na zdjęciach: https://www.facebook.com/profile.php?id=100069641093011 Maciek, zwany Princem z kolei mówił, że tam nic nie ma, nudy, płasko, przede wszystkim NIE MA MORZA, a to już dyskwalifikuje każdy rejon jako cel urlopowy. No i przecież przejeżdżaliśmy tamtędy w drodze na Litwę, więc tak jak byśmy byli. No ale cham się uprze i mu daj! Udało mi się przeforsować pomysł na kierunek, do ustalenia zostało jeszcze - czym. Po zeszłorocznym urlopie rowerowym mi było bliżej do dwóch kół bez silnika, ale po konsultacjach przyjęłam do wiadomości, że tam jednak sporo piachu i na rowerze idzie się zaje... zmęczyć. A zatem trzeba będzie odkurzyć motorki. Skleiłam sobie trasę - trochę wykorzystywana już wcześniej trasa wzdłuż Bugu, fragmenty TET plus łączące to wszystko nowe odcinki rysowane palcem po mapie. Wyszło ok. 1070 km do zrobienia. W tym roku z różnych przyczyn zaliczyliśmy tylko 2 czy 3 bardzo krótkie wycieczki wokół komina, więc wjeżdżeni byliśmy idealnie W ramach przygotowań kupiłam sobie nawet książkę o Podlasiu, z opisanymi miejscami gdzie warto zjeść, co warto kupić. Taką o 246797884_6326202367452008_7440519783588314937_n.jpg Trochę też poszperałam w internetach i pozaznaczałam na trasie co gdzie zobaczyć i gdzie chcę spędzić więcej czasu i pozwiedzać. Niestety dużo fajnych miejsc wypadło akurat w środku naszego "kółka", ale może jeszcze będzie okazja. No i tym razem postanowiłam wszystko zaplanować tak, żebyśmy tym razem dla odmiany nie wrócili do domu fizycznie wykończeni Odcinki dzienne były krótkie, a dodatkowo tylko w 2 punktach mieliśmy tylko po jednym noclegu, a tak, to plan zakładał odpoczynek od siodła, relaks i zwiedzanie. Najbardziej ambitny plan mieliśmy na pierwszy dzień, czyli wtorek 4 lipca, bo do zrobienia 265 km, żeby dotrzeć do campingu NARVA w Puchłach, gdzie już byliśmy 2 lata temu wracając z Litwy. Czemu tam? Bo po pierwsze bardzo fajne miejsce z miłymi ludźmi, a po drugie wcześniej nie ma pól namiotowych na naszej trasie. Nie ma i już. Nie mamy pańskiego pola namiotowego i co nam pan zrobisz? I to właśnie dnia pierwszego wpakowaliśmy się w tę kałuże ze zwiastuna. Nie wiem co tam się wydarzyło w tym roku... W sumie to nasza 3 wizyta u niej i zawsze była mniej więcej tej samej wielkości, ale nie generowała problemów. Za to w tym roku na dnie było bagno po kostki, które jak już złapało, to nie chciało puścić. Dlatego zresztą zaliczyłam siad tyłkiem w kałuży - bo chciałam iść, większość ciała poszło, a noga została w miejscu i skończyło się, jak się skończyło Na szczęście powerbank w kieszeni nie ucierpiał. A! Właśnie! Niestety szybko po starcie spod domu zauważyłam, że gniazdo nie ładuje telefonu i że generalnie nie jest to dobrze. No ale człowiek nie jest taki, co by sobie nie poradził - wsadziłam powerbank do kieszeni spodni i tym sposobem zostałam tymczasowym gniazdem zapalniczki O dziwo nawet zazwyczaj pamiętałam przed zsiadaniem z motocykla, żeby odpiąć się od kabla. Teoretycznie plan zakładał, że gdzieś jak będziemy już w miejscu noclegu, to Maciek miał się zająć tematem i posprawdzać kabelki, ale to by się wiązało z koniecznością hałasowania. No a po co to komu? Jak jesteśmy w ładnym cichym miejscu, to się nie chce hałasować. Także patent powerbankowo-kieszeniowy był grany przez całą wycieczkę. Tak to wyglądało nad Bugiem 1.jpg A tu chciałam Państwu przedstawić Zygmunta II. Zygmunt I jeździł ze mną na rowerze, ale ostatnio postanowił zwiedzać świat na własną rękę. Zygmunt II też będzie docelowo rowerzystą, ale wcześniej chciał poczuć jak to jest być motocyklistą. 2.jpg Tu wiadomo. Trzeba trzymać jakiś poziom. 3.jpg I kilka obrazków z obozowiska i okolic. Prince to się nawet ubrał pod kolor cerkwi! 4.jpg 5.jpg 6.jpg 7.jpg A w Narwi na stacji benzynowej mają takie atrakcje 8.jpg Camping NARVA w Puchłach nieustająco polecamy https://goo.gl/maps/QfA9zcMCaBNSp7vK8 |
20.07.2023, 14:19 | #13 |
Start- motorki załadowane na dwa tygodnie. Plan to banalne szuteki. Można by je łyknąć pewnie i skuterem. Poziom trudności żaden, toteż bez zbroi, ochraniaczy itp. Gdyby nie te odległości to robilibyśmy ten rejon na rowerkach, w krótkich spodenkach i trampkach. Motorki tylko wyglądają bojowo- bo oponek stwierdziłem, że nie ma już czasu wymieniać a i tak trzeba je domęczyć i wywalić. WR dostała serwis filtrowo, zaworowo olejowy i wymianę przełożeń na szybkie. A BRP duży bak z którym wygląda jak welonka z wodogłowiem w ciąży- nienawidzę tych wielkich baniek. Na więcej nie starczyło czasu. Stad nie wiedziałem ze gniazdo ładowania USB padło i ze dźwignia zmiany biegów wymaga podkręcania https://lh3.googleusercontent.com/pw...-no?authuser=0
No i klamka sprzęgła zaczyna trzeszczeć |
|
23.07.2023, 16:08 | #14 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
|
To jeszcze kilka obrazków z dnia pierwszego.
1_1_2.jpg 2_1_2.jpg 5_3_1_2.jpg A to są łapki pieska i kotka sprzed ponad stu lat! 4.jpg Pod wieczór jak weszłam do namiotu, to dostałam lekkiego zawału. 6_5_1_2.jpg Na szczęście to tylko kawałek krzaczka Motorki opłukane i gotowe do drogi 7.jpg Na drugi dzień mieliśmy zaplanowane ledwie około 140km do Krynek i głównie wykorzystując TET. Z TET mieliśmy styczność wcześniej tylko raz kilka lat temu na krótkim odcinku i nie było to powalające przeżycie, więc i teraz nastawienie miałam takie sobie - ale w sumie ludzie piszą, że ładna trasa, więc ok. Dajmy jej szansę. No więc trasa być może i jest ładna, ale jest to niemal sam asfalt (znów). W związku z tym częściowo na spontanie, a częściowo rysując w Locusie nową ścieżkę podczas postojów, żeby nie zostawić całych kostek na asfalcie już drugiego dnia Pierwsze zwiedzanie to ruiny kościoła w Jałówce. Kościół budowano w latach 1910-1915, a w 1944 Niemcy postanowili go wysadzić. Cytując wikipedię: "Odbudowa zrujnowanego kościoła została odłożona do lepszych czasów." Czyli raczej prędko to nie nastąpi 8_7_1_2.jpg 9.jpg 10.jpg Oczywiście znaleźliśmy sobie zwierzątko do miziania 11_10_1_2.jpg Druga atrakcja to Kruszyniany i Tatarska Jurta. Na podstawie nazwy spodziewałam się czegoś nieco bardziej speluniarskiego a to ładna restauracja. Faktycznie jedzenie palce lizać. Maciek zakochał się w kompocie z rokitnika. Ja byłam zachwycona wszystkim, co zamówiłam 13.jpg 14.jpg Obok sprzedawali też takie pyszne tatarsko-tureckie słodycze. Sprytnie nigdzie nie napisali ceny, w efekcie za kilka kawałków słodkiego szczęścia zapłaciliśmy 110 zł, czyli właściwie tyle samo co za dwudaniowy obiad dla dwóch osób w Jurcie, ale co tam, raz się żyje i było faktycznie bardzo dobre A potem dojechaliśmy do Krynek. Maciek byłe lekko załamany, że właśnie tam zaplanowałam nam 2 noclegi i zwiedzanie Ale ostatecznie chyba mu się podobało. Ja byłam zachwycona! Niespełna 2,5 tysiąca mieszkańców i cudowny klimacik. Wbiliśmy do pierwszego napotkanego sklepu z przesympatyczną Panią za kasą - gorąco polecam ten właśnie nieduży sklepik przy ul. Granicznej 4. Przy rondzie oczywiście są większe sklepy, ale po co komu większe sklepy? 15.jpg Nie mieliśmy tam namierzonego noclegu, więc zapytaliśmy Panią w sklepie, która skierowała nas do Fazendy przy ul. Grodzieńskiej 111. Bardzo fajne miejsce z dużym ogrodem, ogniskiem z grillem, jest nawet nieduży basen jakby ktoś chciał. 17.jpg 18.jpg No i zwierzątka oczywiście Kotek jest przytulaśny, a piesek niezmordowany w zabawie i obydwa przeuroczy. Są jeszcze 2 inne pieski, jeden to taki staruśki ratlerek do ukochiwania 16.jpg A co warto zobaczyć w Krynkach? Krynki! Ja lubię takie klimaty. Stare domy w różnym stanie, ciche uliczki, kwietne ogródki. Poza tym mają nawet basen miejski i boisko do piłki nożnej. zaulek.jpg plotek.jpg 19.jpg 20.jpg 21.jpg 22.jpg 23.jpg basen.jpg Jest największe w Polsce rondo z 12 zjazdami, a na jego środku park z wypożyczalnią książek. ksiazka.jpg Jest taki piesek - tabliczka nie kłamie! pies.jpg Mają własnego Krakena. kraken.jpg Cmentarz prawosławny. 24.jpg 25.jpg I cmentarz żydowski. 26.jpg W kościele obraz z jakimś panem, który dzieli się z pieskiem kanapką 27.jpg Oraz obraz naszych czasów 28.jpg Jest stacja benzynowa - dość zaniedbana, ale za to benzyna jaka tania! 29.jpg 30.jpg 34_1_2.jpg 31.jpg I ruiny dworku de Virionów. Nie ufajcie lokalizacji wskazanej na mapach googla. Za to Locus pokazuje prawdę. 32.jpg 33.jpg Cóż, to nie Litwa, żeby miało nie być śmieci... 35.jpg A teraz padnie odpowiedź na jedno z pytań zadanych we wstępie. Otóż najlepsza cola na świecie produkowana jest w Krynkach i nazywa się Krynka Cola. Polecanko! A mi jest smutno, bo póki co nie udało mi się znaleźć opcji, żeby to kupić z dostawą do Warszawy 36.jpg 37.jpg Ostatnio edytowane przez Novy : 09.02.2024 o 23:54 Powód: Obróciłem zdjęcia |
23.07.2023, 20:50 | #15 |
Podlasiaki obiecywali ze przywiezo zgrzewkie na Biały Brzeg. Tak było! Nie pamietam kto obiecał ale na pewno słowa dotrzyma
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
24.07.2023, 10:17 | #16 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
|
A widzisz. Ja tu już się zastanawiałam czy by nie zadzwonić do Pani, u której nocowaliśmy, czy by mi tego paczkomatem nie posłała, a najprostsze rozwiązanie nie przyszło mi do głowy
|
24.07.2023, 10:58 | #17 |
Michał
|
Zdjęcia nieoczywiste..ja też lubię takie klimaty. A Podlasie to już w ogóle..w sumie z Siedlec jestem..
|
25.07.2023, 15:36 | #18 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
|
|
26.07.2023, 12:43 | #19 |
Zarejestrowany: Sep 2011
Miasto: Białystok
Posty: 530
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 19 godz 6 min 28 s
|
Byliście tak blisko Karakul tylko Nas nie odwiedza się na jeden dzień
|
29.07.2023, 13:44 | #20 |
Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
|
Rzekłabym, że objechaliśmy Was szerokim łukiem Może następnym razem!
karakule.jpg Skoro zwiedziliśmy już Krynki, wybawiliśmy pieska i wyukochiwaliśmy śmiesznego kotka, to czas ruszać dalej. Punktu docelowego brak - mniej więcej gdzieś w okolicach Sejn wypadałoby coś znaleźć, ale czy bliżej, czy dalej, to nie ma większego znaczenia. Ja niby uważam, że spokojnie można było znaleźć jakieś fajne miejsce nad jeziorem i poczilować przez jeden dzień mocząc nogi w wodzie, ale Maciek stawia opór, że bez sensu tak po prostu delektować się przyrodą. Po drodze do zwiedzenia mamy Lipsk, gdyż mają tam dużo bunkrów z linii Mołotowa. Co ważne mają też Biedronkę Generalnie zgodnie z mapą wokół całego miasta porozrzucane są pojedyncze punkty, wybieram więc takie, gdzie jest największe skupisko - żeby nie trzeba było co chwila odpalać moturów, tylko raz się zatrzymać i zwiedzić 3 bunkry na raz. Miejsce znajdujemy, ale bunkrów nie xD jest za to dziura w ziemi oraz góra gruzu i piachu. Robimy obchód w poszukiwaniu zagubionych atrakcji - jedynie kawałek dalej za polem wypatrujemy bunkier ukryty w krzakach, ale też nie ma jak dojść nie depcząc rolnikowi zboża. 1_2_1_2.jpg W międzyczasie zjawia się człowiek w ciężarówce i pyta czego szukamy. Tłumaczy, że tu bunkrów to akurat nie było (najpierw uznajemy, że co ma innego mówić, jak pewnie je wykopał, ale później doczytuję na mapie googla i faktycznie moja wina - te punkty były oznaczone jako "wykop pod schron dwukondygnacyjny"...). Miły człowiek z ciężarówko pogadał z nami chwilę i powiedział gdzie warto podjechać, żeby faktycznie zobaczyć jakieś bunkry. Ruszamy więc w dalszą drogę - bunkrów nie znaleźliśmy, ale cóż. Bywa i tak. Prawdę mówiąc nie szukaliśmy też jakoś bardzo intensywnie. Cenne info na temat Lipska - stacja benzynowa obok sklepu Krówka działa, wbrew temu, co piszą mapy googla. Ten dzień upływa nam pod znakiem kompletnie niczego. W Gibach robimy postój na jedzenie i decyzję gdzie chcemy nocować. Uznajemy, że skoro ma to być miejsce byle doczekać do rana i ruszyć dalej, to nie ma co kombinować i wybieramy najbliższy camping o wdzięcznej nazwie "Campercamp". Wbijamy na miejsce, a tam dzieci na koloniach. Ale miła Pani z jeszcze milszym pieskiem tłumaczy nam, że dzieci o 22 i tak mają ciszę nocną, a miejsce na namioty jest tam na dole w bezpiecznej odległości od domków. Schodzimy we wskazane miejsce, a tam niewielka plaża, pomost, miejsce na ognisko i drzewa. Wracamy więc do Pani zapytać czy dobrze poszliśmy. Tak, to właśnie tam. Dziwne, ale ok, w sumie to byle dotrwać do rana, a poza nami nikogo z namiotem nie ma. Maciek bierze się za rozbijanie namiotu, a ja wracam do Gib do bankomatu i sklepu. Trochę posiedzieliśmy na mniejszym pomoście, nacieszyliśmy się zaskrońcami, które zaczęły wychodzić na deski, żeby ogrzać się w ostatnich promieniach słońca, potem jeszcze krótki spacer wzdłuż brzegu jeziora i chwilę później okazuje się, że jest to jakaś mekka wędkarzy i zjeżdżają się kolejne ekipy z namiotami. Przed nami lądują panowie z wypasioną terenówką, wypasionym wielkim namiotem (który chyba był świeżym zakupem i stoczyli z nim długą i nierówną walkę, że aż mnie korciło, żeby wyłączyć serial, który sobie spokojnie oglądaliśmy w namiocie, i obserwować ich zmagania; ale jednak uznałam, że mogłoby im być przykro ) oraz wypasionym reflektorem, który ustawiają prosto w nasz namiot. Maciek chciał coś jeszcze z zewnątrz przynieść, wyszedł z namiotu prosto w ten snop światła i mówi do ludzi, że może by jakoś inaczej to ustawili. "A przeszkadza w czymś?" żachnęli się sąsiedzi. Wtedy dostali po oczach światłem trzymanej w maćkowej dłoni latarki i usłyszeli krótkie "tak". Aluzja została zrozumiana Noc nie była fajna. Jeden z wędkarzy na pomoście zostawił urządzenie do robienia PING! (prawdopodobnie jakiś sonar informujący o przepływającej rybie), które schował dopiero po godzinie 23. Panowie z wypasionego namiotu z kolei do późna siedzieli przy ognisku. Generalnie każdy ma prawo spędzać urlop po swojemu, ale problemem była wielkość terenu biwakowego - po prostu wszystko było na wcisk. Rano oczywiście na pomoście pojawiły się dzieci z kolonii, miejsce opuściliśmy więc bez żalu i nie będziemy tęsknić. No, może trochę za pieskiem. Piesek był fajny. Następnym punktem wycieczki miały być mosty w Stańczykach i gdzieś tam w okolicy mieliśmy szukać miejsca na kolejne 2 noce. Za Sejnami wjechaliśmy na TET i znowu, kurde, asfalt. No to na szybko nabazgrałam alternatywną trasę, gdzie niestety po chwili dobiliśmy się od znaku z zakazem wjazdu - a wiedzieć Wam trzeba, drogie dzieci, że jednak starałam się unikać wjeżdżania za takie znaki. W efekcie dojechaliśmy znowu do TET, a tam droga leśna! Oho! - myślę sobie - jaka ładna droga! Aż muszę przeprosić w myślach autora trasy! Kilka kilometrów dalej znaleźliśmy się na asfalcie... Na odcinku przejeżdżającym przez Suwalski Park Krajobrazowy wreszcie zaczyna się coś dziać, w efekcie jak po takiej ilości asfaltu i szutrów nagle natrafiam na strumyk z brzegiem zabezpieczonym betonowymi kręgami, to nawet łapię zawiechę i zebranie się na odwagę, żeby pokonać tę przeszkodę zajmuje mi dobre kilka minut xD Zaraz za strumykiem utykam z kolei w błocie, ale do tego czasu Maciek, który akurat ten odcinek jechał przodem, zdążył zaparkować kawałek dalej na stabilnym podłożu i wrócił z odsieczą. I wiecie co? Ledwie kilkanaście metrów przejechał i już mi linkę sprzęgła zepsuł, urwis jeden! 2.jpg3 Nastraszono mnie, że jak się całkiem urwie, to będzie bardzo źle. Ba! Że już jest bardzo źle! Próbujemy się zorientować jakie mamy opcje, ale zasięgu brak - zresztą przecież i tak nikt nam nie dostarczy tej linki do trzeciej krowy od lewej na drugim wzgórzu licząc od kępy krzaków. Dostaję więc propozycję zamiany motorków, ale zostaję na Zebrze. Mam prikaz, coby zapomnieć o istnieniu klamki sprzęgła. Jest to o tyle przykre, że klamka sprzęgła jest moim emotional support animal i (choć to pewnie kiepski nawyk) cisnę ją kiedy tylko cokolwiek zaczyna się dziać albo trzeba wykonać jakiś manewr. I już całkiem niedługo po starcie, kiedy trafiamy na zakręt ponad 90 stopni, więc przy prędkości maluśkiej, dochodzę do wniosku, że to się nie uda. Motur w zakręcie zaczyna się krztusić - no jak nic za mała prędkość i brak wciśniętego sprzęgła, będzie katastrofa, nie dojedziemy tak nigdzie! A nie. Ok. Tylko zapomniałam odkręcić kranika przed startem z postoju Bez problemów, choć z duszą na ramieniu, docieramy do mostów w Stańczykach. Zasadniczo plan zakładał, że nocleg gdzieś kawałek dalej, żeby z bazy móc na piechotę obejść Stańczyki, Kiepojcie i może coś jeszcze w okolicy (nie ma nic spektakularnego jakby co, ale jest na przykład dużo malutkich starych cmentarzy poukrywanych po krzakach). Sytuacja moturkowa sprawia jednak, że nie chcemy nadwyrężać linki sprzęgła oraz moich nerwów, pytamy więc Panią na straganie z pamiątkami na moście czy jakiś nocleg tu gdzieś jest. Pani kieruje nas do agroturystyki kawałek niżej. NIŻEJ, co oznacza, że doturliwujemy się tam bez odpalania silników, znowu oszczędzając linkę sprzęgła Wcześniej jednak zwiedzamy mosty, w rzeczce na dole natykamy się na bobra Więc nastrój od razu lepszy - pierwszy raz widziałam bobra z zaledwie kilku metrów. A w ogóle to drugi, bo raz już jednego spotkałam, ale był jakieś 100 metrów ode mnie 3.jpg 4.jpg 5_6_1_2.jpg I ten nocleg polecam całym serduszkiem. Gospodyni i jej zięć przesympatyczni ludzie. Główny budynek przejęła jakaś pielgrzymka, więc my zostajemy ulokowani w budynku obok obory i jest tam super. Jest kuchnia, łazienka, bardzo duży pokój. Osobno jeszcze jeden pokój też z własną łazienką. A nad łóżkiem taki piękny wyhaftowany obraz. Naprawdę jestem nim zachwycona. Przecież ileż to czasu i uczucia trzeba było wsadzić, żeby zrobić ten portret. 6.jpg 7.jpg 8.jpg 9.jpg 10.jpg Jest sobotnie popołudnie, więc Maciek ze Świnką pędzą kilka kilometrów do Przerośli do sklepu. Co kupić? Niewiele, bo Gospodyni na hasło "placki z jabłkami" mówi, że mąkę, cukier, olej i jajka to ona ma. No nic, to chociaż coś do picia kupi. W ogóle śmieszna sprawa z tymi Stańczykami, bo tam nie ma zasięgu. Kompletnie. Po zasięg trzeba iść na wieżę widokową (albo na mosty). Następnego dnia okazuje się, że zasadniczo wszędzie wokół, na każdym pastwisku, w każdym lesie i nad każdym jeziorkiem zasięg jest. Nie ma go tylko w samych Stańczykach W ogóle Stańczyki to hotel, 2 gospodarstwa, z czego jedno z agroturystyką, w której nocowaliśmy, i mosty. No i wieża widokowa oczywiście. Niedziela upływa nam na pieszej wycieczce do mostów w Kiepojciach. Próbujemy najkrótszą drogą, czyli po starym nasypie kolejowym. Sprawę utrudniają elektryczne pastuchy ogradzające pastwiska i miejscowo cholernie gęste krzaki. W międzyczasie organizujemy też telekonferencję z moim bratem, który pokazuje nam co leży na biurku u nas w mieszkaniu, żeby Maciek sprawdził czy dobrze pamięta, że tam gdzieś leży linka sprzęgła. Leży! No to trzeba nam wysłać paczkomatem Ustalamy, że nie ma co siedzieć tyle czasu w Stańczykach. Następny w planach jest Goniądz i właśnie tam odbierzemy linkę. To tylko 150km i to do tego TET, który nauczeni doświadczeniem poprzednich dni zakładamy, że jest niewymagający i nudnawy. Dodatkowo modyfikuję lekko trasę i wychodzi około 130km z zakazem naciskania sprzęgła Ale póki co spacery i próby zaprzyjaźniania się z okoliczną fauną. 11.jpg 12_13_1_2.jpg 13.jpg 14.jpg 15.jpg 16.jpg 17.jpg 18.jpg 19.jpg 20.jpg 21.jpg W poniedziałek rano wyruszamy w trasę - chociaż to ja mam nawigację, początkowo prowadzi Maciek, bo trasa prowadzi przez Przerośl, w której przecież w sobotę był w sklepie, więc zna drogę. Kiedy na Locusie trójkącik oznaczający nas zaczyna poruszać się po czerwonej kresce trasy, przejmuję prowadzenie. Ale zaraz. Przecież już dawno powinniśmy być w Przerośli, tymczasem jesteśmy buk wie gdzie. Oddalam więc mapę na telefonie i okazuje się, że jedziemy trasą, którą do Stańczyków przyjechaliśmy, czyli kompletnie nie tam, gdzie powinniśmy jechać. Dobra, nawrót pod sklepik, który przed chwilą mijamy - sklepik jest na podjeździe, więc będzie można ruszyć bez naciskania sprzęgła. Po wyrzuceniu z siebie pretensji, że jakim cudem źle nas poprowadziłeś, idę usiąść i przeanalizować sytuację. Załącznik 126892 Znajduję punkt, w którym Maciek źle skręcił i rzucił nam pod koła pierwszą kłodę, którą ja później nieświadomie uzupełniłam o kolejne. Błąd pierwszy 22_23_1_2.jpg Ok. Wyznaczam najprostszą trasę, którą dojedziemy do TET i ruszamy dalej. Zestresowana linką sprzęgła i poirytowana poranną wtopą prowadzę dzielnie, jedzie się całkiem sprawnie i bezproblemowo. Maciek wymyśla patent na bezsprzęgłowe pokonywanie skrzyżowań i widząc, że zbliżamy się do drogi z pierwszeństwem wyprzedza i jeśli jest wolne, to staje na skrzyżowaniu, żebym wiedziała, że mogę jechać. Więc tak jedziemy sobie spokojnie kiedy nagle dostrzegam znak "Stańczyki mosty 10km". Myślę sobie "co?". A chwilę później wjeżdżamy do Przerośli. Do tej Przerośli, do której rano miał nas prowadzić Maciek, bo był w niej w sklepie. "CO?" Po dwóch godzinach i 70 przejechanych kilometrach jesteśmy 5km od punktu startowego... "Johnny Bravo enters The Zone Where Normal Things Don't Happen Very Often". Tak, to właśnie w okolicach Stańczyków znajduje się polska strefa mroku. Polski trójkąt bermudzki, w który jak wpadniecie, to już nigdy nie uda Wam się wydostać. NIGDY! NIIIIIIIIIIIIGDYYYYYYYYYYYY! A przynajmniej nieprędko Czego się wtedy nauczyłam? Żeby robić porządek w narysowanych trasach. Kiedy moja narysowana dojazdówka dobiła do TET, jakoś kompletnie mi to umknęło i nie zauważyłam, że miałam wtedy do wyboru niebieską kreskę w prawo albo niebieską kreskę w lewo. Zauważyłam tylko tę w prawo. I tak oto kółko się zamknęło... Błąd drugiâ blad2.jpg Podsumowanie dnia? Zamiast 130 zrobiliśmy 192km, podczas których użyłam klamki sprzęgła 9 razy. Na rynku w Goniądzu zjadamy lody, załatwiamy nocleg 500m dalej i oddychamy z ulgą, że po pierwsze udało nam się wyrwać z trójkąta bermudzkiego, a po drugie linka nie zerwała się całkiem. Strasznie długi ten odcinek, więc opowieść o Goniądzu zostawiam na później Ostatnio edytowane przez Novy : 10.02.2024 o 00:12 Powód: Obróciłem zdjęcia |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Trochę dalej ale krótko - czyli Stella Alpina A.D. 2023 | luk2asz | Trochę dalej | 89 | 07.07.2024 06:23 |
Niedźwiedzie, szerszenie i muchy, czyli MOTO POŁUDNIE 2023 | Mech&Ścioła | Trochę dalej | 75 | 04.07.2023 09:56 |
Prostownik czyli Podlasie ładuje baterie | mirkoslawski | Polska | 9 | 15.10.2021 09:38 |
Biesy, Podlasie i Mazury czyli jak (nie)pojechałem na Bałkany. | mirkoslawski | Polska | 10 | 27.06.2020 06:12 |
Dziczyzna wraca na Podlasie czyli z Kielc prawie do Rosji ;) | mirkoslawski | Polska | 7 | 12.11.2019 15:03 |