16.02.2023, 19:21 | #121 | |
Cytat:
Mirmil - odzwonię jak tylko doładowanie zdobedę Ale... ognisko się odbyło, zdrowie Wasze wypite, czyli wszystko zgodnie z planem Reszta się nie liczy I teraz moje ulubione hasztagi jeśli mogę Bez #bo to bez sensu jakbyjutramiaoniebyc zyjtakjakbyjutramialoniebyc tanczjakbyniktniepatrzyl spiewajajbyniktniesluchal zyjjakbytobyloniebonaziemi POLECAM neno
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
||
23.02.2023, 12:54 | #122 |
Dzień 484 nowego życia.
Czwarty dzień na miejscówce Godz. 18:00, jakieś 75min do zachodu słońca Odpalam ognisko podtapiając się w błocie. Pieski wybiegane, wymyte – śpią już smacznie. Śląska, ponacinana tak jak lubię, skwierczy nad żarem ogniska... ta zawsze smakuje wybornie. Naszą polską, wyśmienitą musztardę z biedry, już od kilku tygodni mieszam z lokalną, która jest do dupy. Po wymieszaniu powstaje papka, która jest do spożycia i jako tako cieszy podniebienie. Do tego chleb, nasz, polski, proteinowy. Zabrałem 9 szt na „czarną godzinę” - zostało jeszcze 6 Na szczęście nie pada, choć prognozy mówią o drobnym deszczyku w nocy. Sen Dzień 485 Godz. 1:30AM Budzi mnie kołysanie auta – wiatr, mega silny. I te krople walące w dach z całej siły. - Nie noooo, qrna, przecież miało tylko pokropić! Leje. Leje tak, że gdybym stał tu Patrolem to martwiłbym się czy aby nas za chwilę nie zmyje, nie zniesie. Jednak stoję, stoję, a nawet śpię w Iveco, a ono jest tak ciężkie, że chyba trzeba byłoby niezłej powodzi – śmieję się w duchu Mijają kolejne 2, może 3h, nie mogę zasnąć, jestem najzwyczajniej w świecie wkurzony. YR.no po raz pierwszy w Maroku tak się pomylił! Napięcie na aku spada poniżej 12.0V, a , że to LiFePO4 to oznacza, że za chwilę będzie koniec prądu. Czas się zebrać i odpalić auto – wynik bezsłonecznej pogody przez ostatnie 4dni. Rozrusznik kręci jakieś 2 sekundy, auto odpala. Psy nawet nie reagują, one już wiedzą, ze to fałszywy alarm, że nigdzie nie pojedziemy. 30min później mamy bezpieczny poziom napięcia, 40Ah wbite w aku, do południa wystarczy, potem jakieś ładowanie na pewno się pojawi. Zamrażarki „nie popłyną”. Dziś ma być pierwszy dzień bez deszczu, ale to za 4-6h wg prognozy pogody. Dziś kolejna wycieczka, kolejne 11-14km, kolejne 40L przytarganej wody. Dziś może będzie chlebek w sklepie. Dziś... Dziś – umyłbym się w końcu, ogolił, ale mało wody, trzeba oszczędzać. Ponad rok woziłem mokre chusteczki, nigdy się skubane nie przydały, trzymałem „na czarną godzinę” Dziś... są suche, tak na wiór. Zasypiam ponownie. Wodę oszczędzamy na maxa, np. wczoraj, w 2L ugotowałem pierogi na kolację, makaron na dziś, a woda została jeszcze na kolejne pierogi – po czym pieski wypiły ją ze smakiem Ja wróciłem do golenia się na sucho – maszynką elektryczną, dobrze, że zabrałem. Zużycie ręczników papierowych skoczyło na maxa, ale jakoś trzeba sobie radzić. Budzę się koło 8:30 bo świta, robi się jasno. Nadal pada. Pada to mało powiedziane. - No to ładnie wdupiliśmy - myślę sobie Dziś po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie będzie porannej kawy – brak prądu, gaz oszczędzamy. Gdzieś koło południa przestaje padać. Biorę plecak, do środka ładuję puste, plastikowe, pięciolitrowe butelki. Od ponad 2 lat nie kupiłem nawet jednej, tzn. nie kupiłem w nich wody, te są po winie Czuję się usprawiedliwiony, człowiek nie wielbłąd A tak po prawdzie: stojąc przed sklepowa półką miałem do wyboru szkło, plastik i karton/alu – wybrałem wszystkiego po trochu, bo się nie znam, ale podobno szkło najbardziej szkodliwe, najmniej kartonik, ale... ale ja plastiku chciałem użyć kilka razy – tak też czynię. Swoją drogą bardzo mnie nurtuje, na ile prawdziwe są takie badania, kto je zamawia, kto je realizuje, kto za to płaci, kto na tym wygrywa, kto traci... Ruszam z Safi, Lena zostaje. Qr** - krzyczę. Nasz spacerniak, czyli koryto okresowej rzeki pokryte żwirkiem, jedyne miejsce wolne od gliny – płynie! To był nasz jedyny łącznik z drogą Na domiar złego woda porwała miskę, którą zostawiłem tam na noc. Na szczęście zatrzymała się na krzakach Będzie dobrze – myślę i ruszamy do wsi. Po glinie! Bleeeeee. Oby się tylko nie poślizgnąć, nie wyjeb***!!! Lenka zostaje w domu: 4km dalej już wiem, że tak dobrze jak myślałem, nie będzie... wieś odcięta od świata, do sklepu nie dojdę, wiem natomiast, że wodę raczej uda się dostać w budynkach po drugiej stronie drogi. Ruszamy! Po drodze mijam Lokalsa, pytam o kranówkę, a ten pokazuje na płynącą breję i tłumaczy, że ta nie tylko do mycia, ale i do picia jest ok i... nabiera wodę w butelkę i pije! Wierzę mu, ale nie zaryzykuję. Oczywiście w krytycznej sytuacji – napełniłbym taką wodą swój zbiornik w aucie, wodę przefiltrował i się śmiał, ale teraz... gdy do podbramkowej sytuacji daleko – nie chcę brudzić zbiornika. Ruszam dalej. 400, może 500m brnięcia w tym czymś i jestem pod budynkiem. Jest kran, a w nim nawet woda, chłopaki napełniają mi butelki, mogę wracać. 40 kg ciąży mi na maksa, ale... tak jak ostatnio dzielę to na pół, 20L ląduje tuż za wioską w krzakach, 20L na plecach „idzie do auta”. Zostawiam butelki , zabieram Lenę i tym razem już we trójkę ruszamy na spacer. Psy myję w płynącej nadal obok nas rzece, potem tylko płukanie w czystej wodzie (miska) i można je odstawić do auta. Na dziś musi wystarczyć. Ogniska też nie robię, mam dość tarzania się w tej brei. Książek nie zabrałem, TV nie odpalam, oszczędzamy w końcu prąd. Ogrzewania też dziś nie będzie, a noce chłodne! Telefon podpinam pod powerbank, audiobook i sen. Oby prądu starczyło do rana! Zasypiając uśmiecham się tylko w duchu, że niby 96h i stąd wyjadę. Akurat! Pewnie mogłem kilka dni temu odpuścić, jechać dalej, stanąć na betonie, przeczekać... Mogłem, ale nie chciałem. Teraz pokutuję. Wiecie co, chyba uwielbiam tak pokutować! Cdn.
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
23.02.2023, 15:09 | #123 |
Zarejestrowany: Feb 2010
Posty: 56
Motocykl: BMW R 1100 GS
Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 30 min 9 s
|
Jaki ładny wynik snu
|
24.02.2023, 23:22 | #124 |
Sen jak sen ale ile zostało na stres
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
25.02.2023, 10:31 | #125 |
Ten parametr to chyba przez ostatnie m-ce 1x tylko mi skoczył, jak nas Nationale Generale, czy tam inna marokańska służba, przegoniła z fajnej miejscówki I już nie chodzi o fakt przegonienia, tylko o jej formę, przyjechało ich czterech, ale jeden to chyba był normalnie pod wpływem...
No nic, postaram się jutro dokończyć relację, tzn. ten konkretny jej fragment. A potem poczekamy wspólnie, aż coś znów się wydarzy, bo nie będę opisywał mojej codziennej, nudnej rutyny: kawa, kawa, croissant + kawa.... spacer, ognisko, sen
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
12.03.2023, 13:48 | #126 |
Dobrze, że stoimy w zasięgu GSM, więc można popracować. Ograniczam dietę, tak by sprawdzić czy da się jeszcze mocniej zacisnąć pasa, tak w razie W. Dni mijają mi na wynoszeniu piesków „na spacerniak” czyli do koryta rzeki, w której zostały już tylko kałuże – bardzo dobrze, że są, woda w nich w miarę czysta, więc nabieram ją w wolne baniaki , będzie idealna do mycia psiakom łapek. Poza tym coś trzeba przygotować do zjedzenia, trochę pochylam się nad mapą i kalkulatorem – planując kolejne dni. Audiobook i sen, dużo snu. Co 2h oczywiście apka z pogodą i monitoring: najbliższy deszczyk dopiero za tydzień, mam więc sporo czasu, na razie słonko i wiatr powoli osuszają teren, powinno być dobrze!
Niedziela Pieski najedzone, mój poranny rytuał w postaci kilku kaw i odgrzewanego rogalika z zamrażarki, także dokonany. Pakuję więc plecak, do niego plastikowe, 5L butle na wodę i ruszamy do wioski. Lena tradycyjnie po spacerniaku zostaje pod kołdrą, Safi idzie ze mną. 200m od auta spotykamy 4kę ludzi idących w naszym kierunku. Mężczyźni, dwóch po 40tce (kierowca i tłumacz), 2 po 60tce (tzw. starszyzna z wioski). W oddali widzę Dacię, zaparkowana na twardym, bezpiecznym miejscu. Chłopaki brną w błocie by sprawdzić co się stało. Okazuje się, że to administracja z pobliskiej wsi, tej do której chodzę po zakupy. Pytają czy potrzebuję pomocy itp. itd. Po kilku minutach rozmowy przez translator w telefonie, wszystko jest jasne - żegnamy się i wszyscy ruszamy w kierunku wioski, oni autem, ja „z buta”. W połowie drogi doganiają mnie, zatrzymują, wołają. Myślałem, że chcą podwieźć, ale... przypomniało im się, że jakieś moje dane są im potrzebne. Qrrr**, paszport został w aucie. Umawiamy się, że wyślę im zdjęcia. Umowa zawarta, znów się rozchodzimy. Dostaję numer WhatsApp i wieczorem mam dopełnić formalności. Ruszamy! Kolejna wizyta w wiosce, zakupy, woda do picia, woda do mycia. Pieczywa brak, ale ponoć jest w piekarni, a wioska długa. Ugaduję się, że zakupy zostawię w sklepie i po chlebek pójdę na lekko. Już prawie ruszam, gdy koleś spod sklepu oferuje pomoc. Daję mu 20Dh, na 3 chlebki i paliwo do skutera raczej wystarczy. Rusza, w międzyczasie ktoś z wioski przynosi mi solidną torbę, by mi lżej się to wszystko niosło, nie ma, że nie chcę – mam brać i już! No to biorę. W sklepiku udało się kupić wszystko co potrzebowałem – brak tylko owoców i warzyw, te są tylko na bazarze, a ten odbywa się co środę. No nic, za 3 dni zrobimy więc kolejny, liczę, że to już będzie ostatni spacer. Po kilku minutach wraca koleś, chlebki jeszcze ciepłe, oddaje resztę – nie chcę, ale podobnie jak w przypadku torby – mam brać i już. Szacun. Chlebek – 1Dh, czyli mniej więcej 44grosze, dla mnie to dwie porcje. Tradycyjnie już za wioską zostawiam 20L wody w krzakach, do auta donosząc tylko 20. Biorę Lenę i już w komplecie donosimy ostatnie 4 butle wody. Ok 15:00 jestem już „w domu”. Śniadanio-obiad i walę się do łóżka odpocząć, prawie zasypiam, gdy budzi mnie stukanie do drzwi. Sklepikarz i człowiek od motocykla przyjechali sprawdzić jak mi się tu żyje. Odciagają mnie 100m od auta, pod palmę na wzgórzu, rozkładają kurtki na przeschniętym już co nieco błocie, każą siadać. Ciężko gada się na migi ;( Mniej więcej udało mi się zrozumieć, że Niemcy i Francuzi przyjeżdżają w to miejsce gdzie stoję i jakiś kilometr czy dwa dalej, z porządną aparaturą, przeszukują lokalne ziemie – podobno niezłe cacuszka stąd wywożą. Pokazują mi jakieś zdjęcia z monitorów tej aparatury – jestem w ciężkim szoku, nie wiem co oni tu przywożą, czym się posługują, ale raczej nie są to ręczne wykrywacze metali. Jakieś wykresy, kolorowe plamki – cuda wianki. Z niepokojących rzeczy – chłopaki twierdzą, że w środę ma padać. Trochę zmąciło to mój spokój, dzisiejsza noc znów nie przespana... Poniedziałek: Karmienie psów Spacerniak Kawa i rogalik Spacerniak Postanawiam wjechać na trapy. Zostawiam po 1.3 atmosfery w kołach. Sukces. Tyrka. Gleba w miarę sucha, więc zamiast spacerniaka postanawiam wypuścić w końcu psiaki. Niestety, ich cienkie, małe łapki wbijają się w glebę okrutnie, pod cienką warstwą przeschniętej gleby – nadal jest „bagno” ;( Wczesne ognisko miało być, ale zanim je odpaliłem, postanawiam, że przygotuję sobie grunt do wyjazdu - w ramach nudy poznoszę palmowe „gałęzie”, poukładam chociaż pod jedną parę kół. Pod drugą będę podkładał trapy i drewniane dechy, kupione za 9€ dzień przed udupieniem. Długie nie są, bo jedynie 65cm, za to grube, nie powinny poddać się łatwo pod ciężarem auta. Mimo rękawic - dłonie cierpią, za to droga prawie gotowa, obiecuję sobie, że jutro dokończę, co się będę wysilał, mam czas! Coś mnie jednak podkusiło i godzinę później odpalam auto i na "4x" wyjeżdżam, taktycznie, powoli, nie kopiąc się, po prostu zjeżdżając z trapu podkładałem kolejny, tak by auto nie miało szans głęboko się zakopać. Przejechaliśmy tylko 150, może 200m a jakże zmieniają się nasze nastroje! Jesteśmy uratowani! Zostaje po nas pobojowisko i te kilka zdjęć na pamiątkę: Odpalam ognisko już na niemal suchym terenie, auto stoi na drodze. Suszymy trapy, bo „glina” tak mocno się przyssała, że nie ma ochoty odejść pomimo silnych uderzeń o glebę. No trudno. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Już prawie noc... Wtorek. 5AM – budzi mnie deszcz! Co prawda tylko lekko siąpi, ale cholera wie co ten silny wiatr może przynieść za minutę czy dwie. Zrywam się i niewiele myśląc odpalam auto i dyla na twarde, na skałę. 200m dalej jesteśmy już bezpieczni, deszczyk siąpi delikatnie, ale nie chciałem ryzykować. Biegając przenoszę jeszcze miskę z drobnicą na rozpałkę, wodę do mycia psiaków, trapy, łopatę i resztę grubego drewna. Wczoraj sił starczyło jedynie na schowanie krzesełka Uff. Teraz zostało posprzątać tylko to co pospadało ze stołu, blatu kuchennego, pościerać rozlaną wodę. I znów do wyra Kończą mi się już filmy więc odpalam FAT i zapisuję sobie kilka tytułów do ściągnięcia: https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=15437 Po całej tej chyba ponad tygodniowej akcji tracę 1kg wagi, trzymam tak do dziś Do następnego wpisu!
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
11.05.2023, 20:41 | #127 |
Jak by ktoś był ciekawy jak to wygląda "na filmie", baaaardzo amatorsko skręconym i zmontowanym - to zapraszam serdecznie na cz.1
P.S. Nie ma to jak drineczek po śniadaniu, dla niewtajemniczonych - czasem śniadanko wciągam po 17tej Czasem..
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
IV Nasze Wyprawy Motocyklowe | Głazio | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 36 | 05.03.2014 00:17 |
III Nasze Wyprawy Motocyklowe | Głazio | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 17 | 25.02.2013 00:54 |