Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 18.01.2015, 20:00   #1
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 651
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 44 min 59 s
Domyślnie Blachowkrętny i łysobrody - szukając szutrowej nirwany [Albania 2014]

Prolog

Wszystkie tracki z Albanii do pobrania

Znamy się od lat, jeździmy od lat i niestety z wiekiem nie mądrzejemy (to opinia mojej żony). Zamiast wygodnie szlifować asfalty cycatymi beemami, spać w czystej pościeli w pachnących hotelach i podrywać młode laski podążamy w przeciwną stronę. Wsłuchujemy się w grzechot kamieni pod kołami, śpimy tam gdzie zastanie nas noc, głuszymy staruszki strzałami w tłumiku.

Na potrzeby tej relacji, poczciwy nick luki.gd zamieniłem na "Blachowkręta". Na zakończenie naszej wycieczki w 2012 do Turcji i Gruzji, luki.gd zafundował sobie stalową biżuterię w nodze. W ramach testów obciążeniowych był łaskaw puścić się w swawolny sylwestrowy taniec i nowy rok 2013 przywitał ponownym złamaniem - tak, zgadliście - dokładnie tej samej nogi. Za karę dostał kawał blachy + tuzin śrub i bana na motor w sezonie 2013.

"Łysobrody" to ja, poczciwy mikelos. W ramach buntu czterdziestolatka, od czerwcowego spływu kajakowego zapuściłem brodę i łypiąc okiem udawałem hipstera. Moja męska atrakcyjność wzrosła ale tylko w moich oczach - żadna laska tego nie potwierdziła - przynajmniej na trzeźwo Miałem taki sprytny plan, by w ramach rekonwalescencji namówić tego blaszanego drwala na powrót do dwóch kółek. Od wiosny molestowałem go obscenicznymi zdjęciami nieprzyzwoicie pięknej Albanii i Albanek co to oglądaliśmy z Barwinkiem w 2013.

Podstęp się udał, Blaszany zaczął szukać motoru - bo miało być na lekko i w ogóle lajtowo. Ja pieściłem swoją DRkę, kupiłem wypasione kostki, duży zbiornik Acerbisa, zafundowałem kanapę u misztrza Zetjonnego i zrobiłem solidny przegląd własnymi ręcami.

Blachowkręt szukał, dumał, cmokał, oglądał, negocjował - w końcu kupił. Nie żeby normalny motocykl, o nie - to byłoby zbyt ludzkie. Wygrzebał gdzieś frankensztajna ze stajni BMW, coś co kiedyś producent nazwał GX450 ale potem wpadło w łapy szalonego spawacza. Tenże spawacz, mistrz zawiłej formy artystycznej o dłoniach o zręczności pawiana, wyspawał zbiornik paliwa pojemności tankowca - drobne 30 litrów - prosto pod dupskiem. By zachować równowagę w brzydocie, nadział na ryj resztki plastikowego kubła na śmieci a całość obkleił naklejkami podnoszącymi moc. Brzydkie to było jak skrzyżowani świni ze śmigłem, ale gdzieś tam przebijał się jednak czysty błysk geniuszu. Blachowkręt zapakował gadzi pomiot na lawetę i przyjechał do mnie.


Dzień 1 Warszawa>Balaton
Opis przygotowań do samego wyjazdu wam daruję, u nas nie ma w tym nuty romantyzmu ani szaleństwa. Jest plan, jest lista gratów do zabrania, nic nie jest zostawione na ostatnia chwilę. Ziew. Więcej czasu zajęło nam zapakowanie gratów na tył krótkiego padżeraka, potem szybki cmok-cmok z żoną i w drogę.




Nie wiem po jaką cholerę, ale postanowiliśmy zatankować paliwo do moto jeszcze w Polsce. Radość Blaszanego była niezmierna - zatankować 30 litrów do moto - to robi wrażenie na każdej kasjerce



Lecimy standardowo z W-Wy na Cieszyn, na Słowacji rytualny obiad w Hotelu na Skałce - polecam. Ceny nie zabijają i można się dogadać - nie to co na Węgrzech.



Nocą docieramy na camping nad Balatonem. Padżerak jest mocny ale nie szybki, do tego toczymy się na terenowych gumach no i ciągniemy na lawecie kurna tankowiec. Do tego pada, mgła i jakieś zwierzaki łażą po drodze - słowem - jedziemy dostojnie. Camping za dnia okazuje się przesympatyczny (Camping Mandel), rozsądni ludzie (czyli nie my) zostali by tu zamiast szukać kurna kamieni i kurzu.





Dzień 2 Balaton > Serbia
Objeżdżamy Balaton (nuda) i pchamy się w stronę granicy z Serbią. Korek na granicy w przeciwną stronę przypomina nam, że strefa Schengen to wynalazek lepszy od Świętego Mikołaja - działa przez 365 dni w roku. Gdzieś po drodze robimy postój, upalnie, niebiesko, wakacyjnie. W Serbii jedziemy wyrobem autostradopodobnym - dziury, łaty, uskoki - puzzle a nie autostrada.





Im bardziej na południowy zachód Serbii, tym drogi węższe. W dolinach widać ślady letnich powodzi. Po ciemku trafiamy nad sztuczne jezioro. Nawigacja stara się nas uparcie poprowadzić do niby campingu ale stroma szutruwa nie daje szans na zawrócenie z przyczepą. Cofamy się do wioski, jest noc, pada, podpytujemy w sklepiku o nocleg. Podobno serbski nie jest trudny, ale za cholerę nie idzie się dogadać. Wszyscy są bardzo mili i pomocni, ściągają nastolatkę która zna angielski. Dzięki gościnności gospodarza rozbijamy namiot w ogródku, walimy po trzy kolejki śliwowicy z gospodarzem i walimy się spać. Pada.




Dzień 3 Serbia > Albania
Dopiero rano rozglądamy się po okolicy, nadal popaduje a ciemne chmurzyska ciągną brzuchami po drzewach. Plan był taki by pojeździć po okolicy, ale my chcemy do ciepła - szybka decyzja - spieprzamy przez Czarnogórę do Albanii i atakujemy góry z tamtej strony. Wcześniej jednak czas na śniadanie i kawę...





... a po kawie, to wiadomo co jest następne - nieuniknione staje się realne. Lawirując na palcach, walcząc o lepszą przyczepność wypinamy dupska w sławojce w standardzie 1 gwiazdki. Ta jedna gwiazdka jest za daszek - przynajmniej na łeb nie pada.





Przejazd przez Serbię i Czarnogórę pamiętam słabo, z każdym kilometrem robi się cieplej i mniej wilgotno i o to nam chodzi. Jadę tą trasą drugi raz w ciągu miesiąca, więc moja odporność na widoki jest przytępiona.




Z nudów walę fotki wystawiając łapę nad dach. Bohaterami pierwszego planu jest snorkel i antenka jego mać.








Po drodze odwalamy jeszcze akcję dobrego samarytanina. Czarnogórcy mocno zdziwieni że się zatrzymaliśmy. W aucie dzieciaki i kobity, silnik nie działa, klima nie działa, akumulator kaput. Sprawnie odpinamy przyczepę, obrót padżeraka, maska w górę i po minucie temat jest załatwiony. Wciskają nam kasę do ręki, my nie chcemy - uśmiech i w drogę.





Taka scenografia - tunel, woda, wąwóz - tylko kolejność się zmienia. Przed Podgoricą zatrzymujemy się w knajpie na obiad - gorąco jak cholera, dobrze że wiatr trochę pomaga.





A gdyby tak palnąć się po obiedzie do basenu przy knajpie - wywalą czy dopiszą do rachunku ? Wcinamy jakieś plejskawice albo inne mięsiwo, tłuste, mało warzyw ale sycące. W końcu nie jesteśmy tu by zwiedzać kuchnie tylko ciskać kamienie i wzniecać kurz.



Za Podgoricą podziwiamy przemysłowe uprawny winogron, granica z Albanią jest tuż tuż - nie czas na zwiedzanie winnic. Jezioro Szkoderskie od strony północnej to raczej bagnisko, raj dla ptaków i wędkarzy.





Sprawnie mijamy przejście graniczne w Hani i Hoti - Albanio witaj ponownie. Mam jakieś niesprawdzone waypointy na spanie na południowo-zachodnim brzegu jeziora. Jedziemy przez Shkoder, Blaszany podziwia Albańską architekturę i infrastrukturę. Ja czuję się jak pilot Hołowczyca, znam uliczki Shkodru jak przedszkolak własną kieszeń w której zgubił piątka na lody.













Drugi brzeg jeziora okazuje się jedną wielką drogą w budowie - padżerak dumnie podskakuje, motocykle kiwają się na boki jak emeryt na widok listonosza. Kurz, chrzęst kamieni, zachód słońca i zero szans na robicie namiotu. Jest jedna knajpka, mają skrawek trawnika do dyspozycji, dalej już tylko koniec drogi, brama i zaczyna się znowu Czarnogóra. Zawracamy na 15 razy, laweta graweruje asfalt w łowicki wzorek. Zawracamy do Shkodru.





Mijamy Shkoder, wracamy kilka km na północ, odbijamy w stronę jeziora i po kilku km szutru lądujemy na najprawdziwszym campingu. Wokół landki, gelandy, padżeraki - w kibelku ciepła woda i prysznic, jest WIFI i bar z zimnym piwem nad brzegiem. Raj.






Wywalmy cały bajzel z padżeraka, rozbijamy namiot, porządkujemy graty, coś jemy, zimne piwo pieni się w butelce - po 3 dniach pełzania jesteśmy na miejscu. Wieczorem idziemy z ekipą Polaków z Subaraków do baru - wszyscy w koło są nieźle pacnięci - nie ma ani jednej normalnej fury. Radosny grymas nie złazi nam z gęby - teraz już tylko dwa koła, szutry i nirwana.



__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 08.01.2017 o 00:03
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Albania 2014 (czyli nie pierwsi i nie ostatni) CzarnyEZG Trochę dalej 15 06.05.2016 03:22
Albania czerwiec 2014 xralf Umawianie i propozycje wyjazdów 12 03.04.2015 20:15
Albania Łowców 2014 - Film! ex1 Trochę dalej 16 09.12.2014 20:32
Rumunia, Bułgaria, Turcja, Albania - sierpień 2014 nev Umawianie i propozycje wyjazdów 6 11.07.2014 18:02
Albania 2014 xralf Przygotowania do wyjazdów 1 11.07.2014 16:22


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:14.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.