Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.09.2010, 21:28   #230
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Dzień dziewiąty: Żegnaj pustynio.

Wieczorna kolacja obfitowała w ciekawe kulturalne wydarzenia – głównie za sprawą czterodniowej abstynencji. W efekcie, umówiony na szóstą rano wielbłąd z powodu awarii swojego poganiacza nie mógł zanieść mnie na swym grzbiecie na pustynny wschód słońca. Pozostali też mieli różne awarie, więc wybrałem się na własnych nogach. Wziąłem azymut na najwyższą w okolicy wydmę i rozpocząłem wspinaczkę.




Słońce – w miarę wschodzenia, rzucało coraz to inne światło na wydmy zapewniając niezapomniane wrażenia estetyczne. Nawet brak wielbłąda zdawał się już tak nie doskwierać.









Gdy słonce podniosło się już na tyle, że wydmy nie dawały już takich długich cieni i zrobiło się gorąco, zszedłem do obozowiska. Sennie jeszcze bardzo było, większość przewracała się dopiero w śpiworach. Obozowisko miało swoją wymurowana łazienkę z bieżącą wodą – realizowaną ze zbiornika wyniesionego na pobliską wydmę. Woda śmierdziała jak nieszczęście, mycie ograniczyłem więc do niezbędnego minimum.

Zbieramy się w końcu na śniadaniu, jak zwykle tradycyjnym (kawa, herbata miętowa, chleb, dżem) Dziś jakoś największe wzięcie miała „whisky berber” – herbata miętowa, napój bez którego Berberowie chyba by nie przeżyli. Celebrowanie rozlewania to cały rytuał, polegający na nalaniu pierwszego kubka, przelaniu go ponownie do czajniczka (dla lepszego pomieszania cukru) a potem kolejno nalewanie z wysoka do szklaneczek. Im wyżej, tym lepiej – co dobrze świadczy o nalewającym.



Leniwie zaczęliśmy się zbierać. Należało jadąc wzdłuż wydm dojechać s powrotem do tracku MS7 biegnącego już po hamadzie u podstawy wzniesień widocznych na horyzoncie. Nie chcieliśmy się cofać – wiec pojechaliśmy naprzód po umownej drodze wg mapy GPS. Trasa wzdłuż wydm miała około 20km i była cholernie trudna, co rusz zanikała pod piachem, wkoło rozjeżdżone dżipami zdradliwe koleiny, co chwilę hopka. Co gorsza Waldek po wczorajszym dzwonie usztywnił się i jazda po piachu wybitnie mu nie szła. Dzida nie idzie w parze z odchyleniem się do tyłu, jazda jest zachowawcza, gaz ujmowany w nieodpowiednim momencie – całość coraz częściej kończy się glebą. Jest wyraźnie zmęczony i zły, i ten nastrój udziela się również nam. Na domiar złego, w środku niczego jego Afryka staje i nie chce zapalić. Szybka diagnoza polegająca na odpięciu wężyka z pompy i pokręceniu rozrusznikiem wskazuje na awarię pompy – usuwamy ją szybko przecierając nadpalone styki papierem ściernym. Afra odpala i walczymy dalej z piachem. Zatem mamy wreszcie prowadzenie. Polska : Maroko 4:3
W końcu Waldka ponosi na pełnym gazie wypada z piachu na „twarde”, koło łapie przyczepność, motocyklem zarzuca na bok i gleba, po której Waldek wije się z bólu trzymając za nogę. Motocykl przewracając się walnął go gmolem tuż nad kostką. Waldek dochodzi do siebie, w tym czasie reanimujemy filtr powietrza w motocyklu Pawła. Wysypujemy z niego kilo piasku – w motocykl wyraźnie odzyskuje wigor. 5:3 dla nas!
Waldek chce jechać dalej, po 100 metrach piach się kończy, droga skręca w kierunku gór i po twardym skuterku gładko dojeżdżamy do właściwej trasy. Zabrakło tak niewiele…
Rentgen w Polsce wykazał złamanie kości strzałkowej i 4 tygodnie gipsu. Sędzia zalicza bramkę ze karnego dla Maroko. Maroko nas goni, ale ciągle mamy przewagę. 5:4.

Dalej kamienisto szutrowa droga biegnie po rozległej wyżynie, tu i ówdzie wyrasta charakterystyczny skalny pagórek. Jest gorąco, ale jedzie się fajnie. Mijamy też ogromne wyschnięte jezioro Iriki, po równym jak stół zaschniętej na beton powierzchni zasuwamy ponad stówkę, chwilę się tam bawimy.



Do Foum Zguid dojeżdżamy wczesnym popołudniem. Z ogromną przyjemnością witamy równy asfalt, nieźle dostaliśmy w tyłek. Zanami zostają piaski pustyni i niezapomniane wrażenia ostatnich dni. Mamy niezły bilans: w stratach ludzkich (dwie złamane nogi), w stratach sprzętu (dwa uziemione motocykle) i tylko dzięki w usuwaniu awarii wynik jest jaki jest… Właściciele uszkodzonych sprzętów są biedniejsi o 1650 €, perspektywę kosztownych napraw w kraju, zepsute wakacje, zepsute humory. Właściciele zepsutych nóg mają zepsute humory i zepsute nogi. Reszta ma zepsute humory z powodu zepsutych humorów, zepsutych nóg i zepsutych sprzętów kolegów. Tylko pustynia się chichra, a lokalsi mają zapewniony byt na wiele miesięcy.
Podsumowując – pustynia jest piękna i groźna. Ekstaza jeźdźca zaślepia zmysły, jazda po piasku wymaga jazdy szybkiej – co w połączeniu z brakiem umiejętności i zmęczeniem po kolejnym dźwiganiu motocykla czy trudnym ukształtowaniem terenu (wydmy) łatwo kończy się glebą czasem mniej szczęśliwą. Sprawne, przeglądnięte i przygotowane motocykle odwdzięczają się bezawaryjnością, te niesprawdzone (zwłaszcza po zimowych przeróbkach i nieobjeżdżonych patentach) bezlitośnie rozprawiają się z właścicielem. Jazda po piachu nie ma nic wspólnego z jazda po kamienistych szutrach i wymaga specjalnego ćwiczenia i ciągłego doskonalenia. (wystarczy pustynia błędowska kilka razy i wskazówki kolegów)


Tankujemy Afryki na stacji o swojsko brzmiącej nazwie, potem zamawiamy szaszłyki i omlety, sok z pomarańczy, sałatki. Likwidujemy też awarię linki ssania u Pawła – podwyższona kierownica, przedłużone lagi i spięte trytką linki ssania z linkami sprzęgła powodują niekontrolowane otwieranie się ssania podczas jazdy, słabsza moc i większe spalanie. 6:4 dla Polski!




Teraz czeka nas powrót do Zagory – tym razem wiedzie trasą równoległą do MS7 ale oddzieloną od niej masywem górskim. Doliną biegnie tam rzekomo wygodna i szybka droga szutrowa opisana przez Chrisa jako MS5. I faktycznie to szeroka szutrówa – jakby przygotowana do lania asfaltu.






Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów jest obiecujące – zakładamy pokonanie tej trasy w dwie godziny. Ni stąd ni zowąd dobra droga się kończy i zaczyna się fatalny kamienisty odcinek ścieżki bez mała. Przez wiele kilometrów jedziemy na 1 i drugim biegu, w dodatku z wiatrem gorącym, co powoduje niwelujące działanie wiatraka. Nam też gorąco jak nieszczęście. Żeby schłodzić motocykle, zatrzymujemy się i stajemy pod wiatr, wtedy jest szansa na przerwanie ciągłej pracy wiatraka. Wertepy ciągną się i ciągną – mamy tego serdecznie dość. Dwie godziny upływają bardzo szybko. Kurzy się nie miłosiernie…





Spotykamy jakiś turystów – mówią, że z Zagory jadą już czwartą godzinę… No ładnie…. W końcu, dojeżdżamy znów do dobrego odcinka drogi w budowie – tutaj naprawdę będzie szybko asfalt – bo to już wywalcowana utwardzona szutrówka biegnąca po nasypie. Znowu można jechać szybko. Do Zagory dojeżdżamy o zmroku – po 4,5h jazdy. Paweł odkrywa rozbity reflektor. A wiec te kratki i plexi to nie tylko lans… Wypruwamy lampy od Puszka: Powiększamy przewagę 7:4 dla Polski. Tłum ryczy i wiwatuje!
Pozostaje nam decyzja, co dalej z chłopakami bez motocykli. W zasadzie klarowała się ona nam w głowach podczas ostatnich dwóch dni – po łatwych odcinkach da się jechać we dwójkę. Po trudnych przesiadka na zderzak Patrola. Nadmiar bagażu na dach auta. Możemy się też zamieniać za kierownicą – słowem da się jechać. Chłopaki coś tam oponują, że nam psują wyjazd, ze nie możemy sobie podziczyć – ale nie chcemy o tym słyszeć. FIAM da na m później da to puchar Fairplay.
Szybkie przepakowanie, kontrola stanu zaawansowania budowy naszej przyczepy i uzgodnienie finalnej daty jej odbioru. Jest ciemno, mamy już naprawdę serdecznie dość, ale chcemy dociągnąć się jeszcze kilkadziesiąt kilometrów dalej, bo kolejny dzień zapowiada się naprawdę długi. Modyfikuję plan i zamiast drogą przez góry (MS2) do Nekob jedziemy tam szybką wygodną drogą asfaltową. Ten kawałek asfaltu chcę jeszcze zrobić dziś wieczorem. Ujeżdżamy niecałe 40 km i w miasteczku Tinouline zapytany o nocleg chłopak prowadzi nas do Gite d’etap – kameralnego hoteliku na uboczu.


Zamawiamy obiad i shiszę – zresztą po paliwo do niej musze pojechać z lokalsem do miasta. W oparach jabłkowego dymu przewijają nam się obrazy z ostatnich wyczerpujących, ale jakże pięknych dni na pustyni. Pora na zmianę otoczenia.



Stan budzika: 1622 km, Przebieg 261 km


Następny odcinek (klik)
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 24.09.2010 o 08:26
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem