Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.03.2024, 15:34   #11
Dredd

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 308
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 dni 1 godz 44 min 11 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Melon Zobacz post
Ten dzień zamykamy wynikiem 898km.

Nieźle dajesz, mnie upały powyżej 30 zabijają albo to pesel.
Mnie z biegiem lat upały w Polsce także zaczęły doskwierać.
Nie wiem jak to działa, ale na wakacjach nadal jest spoko.
W sumie na motocyklu nie ma problemu jak się jest miss mokrego podkoszulka


Jedziemy dalej.


Dzień 3 – poniedziałek, 18 lipca

Dominik nie może spać. Z uwagi na powyższe, wstaję i ja. Jest godzina 4:00 (3:00 czasu polskiego). Żegnaj śniadanko o siódmej! …. W recepcji mijamy słodko śpiącego na kanapie Pamuka. Dziadzisko nawet nie otworzyło oka. Ruszamy o 5:00. Dzisiaj dość długa droga, bo mamy w planach 1200 km, co biorąc pod uwagę tureckie drogi powinno spokojnie się udać. Edirne śpi. Ciemno. Na niebie księżyc.
Żegna nas pierwszy tego dnia adhan (muzułmańskie wezwanie do modlitwy):
Allahu akbar, allahu akbar…
„… Przybywajcie na modlitwę. Modlitwa jest lepsza niż sen…”

Na pewno jazda motocyklem jest lepsza niż sen

Uwielbiam adhan na wakacjach! W ogóle nie przeszkadza mi, że tak naprawdę nie pozwala się wyspać Chyba już na zawsze będzie mi się kojarzył ze stanem bycia w podróży, odmiennym kulturowo krajem i przygodą.
Jego pierwsze słowa „Allahu akbar” Bóg jest wielki, czyli tzw. takbir towarzyszą nam podczas każdej podróży motocyklem. Naklejkę z takim napisem, oczywiście po arabsku kupiliśmy podczas naszej poprzedniej nieudanej próby dotarcia do Iranu i została naklejona na szybie motocykla. Gdy w Polsce ktoś pyta co oznacza ten napis mam dwie odpowiedzi : gdy rozmawiam z osobą z otwartym umysłem mówię prawdę, a gdy wprost przeciwnie – mówię, że to „Polska” po arabsku. Przecież i tak nie przeczyta


17a.jpg


18.jpg


Puste ulice Edirne oświetlają ozdobne latarnie. Powoli robi się coraz jaśniej. W sumie to nie pierwszy nasz wschód słońca na motocyklu. Harley w ciepłych krajach – czy tego chcieliśmy czy nie – dał nam wiele pięknych wschodów słońca
Często czas przed świtem aż do południa to była jedyna szansa, żeby płynnie jechać. Później gorąc grzał za bardzo chłodzony powietrzem silnik i trzeba było dawać mu odetchnąć. Gejes pod tym względem pozwala na lenistwo.
Początkowo autostrada pusta, jednak dość szybko ruch się zagęszcza. Nad sennie obracającymi się wiatrakami leniwie wstaje słońce.


19.jpg


W zależności jak prowadzi nas dzisiaj droga (tzn. górką czy dolinką) temperatura skacze od 16 do 20 stopni, ale cały czas jest raczej pochmurno i chłodno. Nazwijmy rzeczy po imieniu: jest zimno! A tam gdzie pola z uprawami spowija poranna mgła, dodatkowo wilgotno. Mijamy jedną przewróconą ciężarówkę, przy której uwija się już pomoc drogowa. W oddali majaczą przedmieścia Stambułu. Wokół pola uprawne: zboża i słoneczniki. Dzięki wczesnej pobudce około godziny 9 mamy za sobą już jakieś 400 km, zatem zatrzymujemy się przy autostradzie na zupę ( 15 zł za dwie porcje). Temperatura wzrasta do 24 stopni, ale jakoś nie mam ochoty się rozbierać. Na latarniach przy autostradzie na jednej nodze śpią bociany. Ciekawe, czy zdarzyło się któremuś spaść...

Mamy trochę kłopotów z bramkami na autostradzie, bo nie jesteśmy pewni, czy one działają. Na jednych nas sczytują, na innych nie. Niekiedy system HGS nie działa, lecz trzeba tradycyjnie pobrać bilet i później za niego zapłacić. Raz zdarzyło nam się zapłacić za niezbyt długi odcinek 63 liry. Jednak generalnie rzecz biorąc, autostrady w Turcji są tanie. Paliwo 23,68 za litr – około 8 złotych. Pokonujemy cieśninę Bosforską III Mostem Bosforskim (Most Yavuz Sultan Selim). Ma 2164 m długości, 58,5 m szerokości, a wysokość pylonów sięga 322 m. Jest jednym z najdłuższych pod względem długości przęsła (1408 m) mostów wiszących na świecie. Robi duże wrażenie; szkoda tylko że barierki są na tyle wysokie, że nie można zza nich zbyt wiele zobaczyć. Autostrada piękna, kilka pasów, ale musimy z niej zjechać. Wokół górki i zielono, raz bardziej a raz mniej. Raz w górę, a raz w dół. Ja znowu część drogi przesypiam. Po opuszczeniu autostrady droga idzie trochę wolniej. Wiadomo: ograniczenia, policja i fotoradary.


20.jpg


21.jpg


Ruch drogowy w Turcji: mamy wrażenie, ze Turcy zwolnili, i to znacznie. Bardziej stosują się do ograniczeń. Powstało też dużo fotoradarów, czego nie pamiętamy z poprzednich wizyt w tym kraju. Jest też dużo policji, ale oni raczej są do przewidzenia, ponieważ stawiają dużo wcześniej na poboczu (pod prąd) biały samochód w którym jest ukryty fotoradar. Są też atrapy policyjnych samochodów z migającymi światłami na słupkach.

Około 13 zjeżdżamy na obiad do rodzinnej lokanty. Jemy pysznego (jak zawsze) bakłażana.
Przed knajpką na tradycyjnym piecyku na drewno pyka czajniczek z czajem.



22.jpg


23.jpg


Zrobiło się cieplej i decyduję się rozebrać, choć później tego pożałuję.
Turcja nadal jest niezaprzeczalnie piękna w każdym jej zakątku. Jedziemy na różnych wysokościach, ale raczej nie więcej niż 1500 m. Ponownie: raz zimno, raz cieplej. W oddali dużo ciemnych chmur. Trzeba gonić, bo inaczej deszcz złoi nam skórę. Dobrze, że udaje się złapać dwa samochody „na zająca”, więc droga mija pięknie.



24.jpg


Trochę nas kropi deszcz, ale jedziemy dalej. Docieramy o 16:00 do Erbaa. Tu moglibyśmy zanocować, a dalej dopiero za 240 km w Refahiye. Pogoda słaba, wiec jedziemy dalej.
Upór został nagrodzony: przed Refahiye robi się ładnie.


25.jpg


26.jpg


Stanęliśmy w przydrożnej wiosce napić się ayranu, zaś w piekarni, kupujemy okrągły chleb w stylu macy. Pracują w niej same panie w różnym wieku, sprzedają wyroby zza zakratowanej ściany. Siadamy na murku przed sklepem, gdzie wiele osób próbuje nas zagadnąć. Wcale nie przyjmują do wiadomości, że nie mówimy po turecku Tylko na niektórych działa: „turkcze bilmiyorum” czyli „nie rozumiem po turecku”. Swej ciekawskiej naturze nie oparł się nawet uroczy kot.

27.jpg


Wieczorem bierzemy udział w małym „wyścigu”
Koleś w stuningowanym fiacie miał ochotę się pościgać, a ja dałem się podpuścić. No cóż, nie wiedział, że GS-es 200 km/h osiąga w bodajże 12 czy 13 sekund. Ale trzeba powiedzieć, że był bardzo waleczny!
Na zakończenie były szerokie uśmiechy i wyciągnięte przez okna machające przyjaźnie ręce całej rodziny .

Pojawiają się też pasterze ze swoimi stadami i psy pasterskie. Te ostatnie też miały ochotę się z nami „ścigać”, uśmiechając się przy tym całą swą klawiaturą, ale na szczęście też nie miały z nami szans.


28.jpg


Dojeżdżamy do Refahiye, gdzie śpimy w tym samym hotelu co 3 lata temu. Koszt – 300 lir za nocleg ze śniadaniem.
Z parteru budynku zniknął sklepik dziadka w którym kupowaliśmy lokum – dziś nie ma po nim śladu, za to jest tam oczywiście jakiś market. Szkoda!
Za to hotel i obsługa nic się nie zmienili i to dosłownie: na recepcji ci sami starsi panowie, a dziadostwo jakie było, takie jest. Stojąc przy umywalce, na głowę kapie woda z sufitu
Pod prysznicem działa tylko zimna woda. Okazało się, że można ją odkręcić, ale wtedy z sufitu kapie bardziej i powstaje obawa, że rozmoczy regips, który może spaść
Żona obwąchała się dobrze i stwierdziła, że wcale nie musi tam wchodzić , bo do odważnych dziś nie należy.
Usypia nas głos muezzina z widocznego z okna meczetu. Idziemy spać.
Dziś zrobiliśmy 1203 kilometry.

Ale, ale – nie może być tak dobrze! Ze snu powoli, lecz skutecznie wybija nas rytmiczne: kap, kap, kap… To ciepła woda z kranu pod prysznicem kapie do metalowego, pięknie rezonującego brodzika. Nic sobie nie robi z tego, że zawór doprowadzający zakręcony. Problem rozwiązuje zawiązany na kranie ręcznik, po którym woda łagodnie sączy się nie hałasując …
Dredd jest online   Odpowiedź z Cytowaniem