Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23.06.2010, 01:18   #145
Waldek
 
Waldek's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Tarnów
Posty: 208
Motocykl: Czelendz
Waldek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 14 godz 1 min 55 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał podos Zobacz post
Cięzko mi sie zmierzyć z 10 kwietnia... Nie idzie mi ten odcinek.
To może ja zaczne a Ty skończysz.
Bedzie bez zdjęć bo nie znalazłem odpowiednich, i w ogóle jakoś mi nie pasują.

Sobota 10.04
Niestety ten sobotni poranek był przykrą ( a może nie..) zapowiedzią wielu innych poranków. Zasada, że starzy śpią krócej działała bezwzględnie. Pomimo niełatwego poprzedniego dnia i kilku flaszeczek wypitych późnym wieczorem połączonych z udanymi próbami połączenia się z Samborem rozpoczynającym kwietniowy zlot, wstałem najwcześniej.
-Ooo Wielki Manitou!- pomyślałem, życie jest piękne!.
Miły dreszczyk emocji bycia znowu na szlaku i wyzierająca a to z prokajaka a to z tankbagu uśmiechnięta od ucha do ucha gęba przygody zrobiły swoje. Wstawać, wstawać...

Motorki w równym rzędzie stały zaparkowane przed knajpą ze śniadaniem. Taszcząc ekwipunek uśmiechnąłem się sam do siebie: jak ogiery przed saloonem. I nie w samo południe ale w rześki marokański poranek.
Dobra, juki na koń i do koryta. Tym bardziej, że juz dziewiąta.
W restauracji dwóch lokalnych dżentelmenów udawało że coś robią. Po ustaleniu że oni nie mówić po angielski a ja nie mówić po francuski udało nam się osiągnąć porozumienia co do śniadania. Próbowałem jeszcze ich przekonać żeby papu było szybciej niż wolniej, bo już za chwile będziemy w komplecie. I jakby na potwierdzenie tego zobaczyłem przez dużą szybę chłopaków przechodzących przez placyk między motelem a knajpą.
-Idą jak wojsko- przeleciało mi przez głowę. Wory w jednej, hełmy w drugiej ręce. Rozpięte buty i kurtki. Wypisz wymaluj: Parszywa Dwunastka. Norbi został lekko w tyle i wyraźnie utykał. To skutek wczorajszej gleby. Cholera, mogą być problemy, tym bardziej, że wieczorem jego prawa stopa upodobniła się do konewki...
-Ej, mister...so sorry....many people died...your President. So sorry... Obok mnie stał gość z obsługi i z dosyć niewyraźną miną pokazywał palcem na ekran dużego telewizora w rogu sali.
O kurde, Lech Kaczyński w marokańskiej telewizji. Właśnie leciał serwis Al Jazeera i spiker dawał komentarz do jakiś uroczystości pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie z udziałem Kaczyńskiego. Aż dziw, że tego wcześniej nie zauważyłem.
-A, no tak. Przecież dzisiaj Kaczor miał być w Katyniu. Pewno o tym mówią, a że nie mają zdjęć z uroczystości bezpośrednio w Rosji dają byle co. Dla Berberów czy Katyń czy Warszawa, wsio rawno... Tylko jak to wytłumaczyć Marokańczykowi który tak przeją się losem tysięcy pomordowanych polskich oficerów. I ze dla nas to jest naprawdę ważne i dlatego obecność Prezydenta i w ogóle...
A może on coś źle zrozumiał i myśli, że Rosjanie ich teraz zabili? Nie, nie, bez jaj. Przecież to po ichniemu mówią no i piszą, bo jak to bywa w serwisach na dole ekranu, na czerwonym pasku przewijają się jakieś robaki.
-O yes, of course. Thank you!- z lekkim uśmiechem próbowałem się odwdzięczyć za jego troskę.
(No cóż, obawiam się, że wobec tego co naprawdę się wydarzyło zrobiłem na nim wrażenie kompletnego kretyna. - taka refleksja po czasie)
-O, Kaczor w telewizji, ale jaja- schodziliśmy się z wolna do stołu i każdy widząc na obczyźnie twarz naszego Wodza rzucał jakiś komentarz. Wyglądało na to, że raczej nie należymy do twardego elektoratu braci Kaczyńskich.
Gadając, śmiejąc się i błądząc myślami juz gdzieś w okolicach Merzugi, jemy, trzeba przyznać, dosyć mało urozmaicone śniadanko. Miętowa herbata, kawa, chleb, masło, dżem i... i tyle. Ale co tam, wakacje, dzida, reszta się nie liczy... Mam wrażenie, że każdy z nas czuje to samo.
W rozmowę wplata się dzwonek przychodzącego sms-a. Pewnie z domu cos w rodzaju: Kochanie powiedz jak Ci źle beze mnie. I jak tu nie mieć wyrzutów sumienia...
-K..wa! Słuchajcie: Dzisiaj rano w czasie lądowania w Smoleńsku rozbił się polski samolot z delegacją na uroczystości w Katyniu. Wszyscy zginęli: Prezydent, jego żona, Gosiewski, Szmajdziński, Powroźnik, w sumie ponad 90 osób.


Nie pamiętam do kogo był ten sms. Ale po chwili wszyscy dostaliśmy podobne.
Okazało się, że satelita w restauracji odbierają również CNN. Relacja była ilustrowana zdjęciami z dymiącymi jeszcze resztkami samolotu.
Nie ma sensu pisać co było dalej, o czym rozmawialiśmy. Pewnie w większości domów było podobnie.
Nie zwlekając za bardzo, pozbieraliśmy sie do kupy i ruszyli w dalszą droge chcąc zostawić gdzieś w tyle wszystkie te złe wiadomości.

Pierwsze kilometry były jak łyk zimnego piwa w upalne popołudnie. A smakowały tym bardziej, że gdzieś w tyle głowy coś ciągle upierdliwie mówiło: vanitas vanitatum...

O nie! Zycie jest piękne, zwłaszcza jadąc na stojąco z szybką otwartą na maksa!
__________________
Pozdrawiam, Waldek
Waldek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem