Musiałem dupe ruszyć i sam sie dowiedzieć. Generalnie nasi żyją, tylko Izi biadoli że gorzała sie kończy, a Sambor stęka z bólu po spotkaniu z psem. Znaczy sie - nie to że pogryziony, ino poobijany po jakiejś wyjebce spowodowanej sabaką. Ale nie krytycznie podobno.
Mowa była tez o złamanej nodze w 2 miejscacch i rozjebanym w drzazgi motocytklu i jeszcze jednej nodze skręconej w stopniu uniemożliwiającym jazdę. Ale te nogi to chyba nie naszych, więc się nie liczą.
Tyle wiem na dziś.
P.S.
A nasz kolega Elłód wczoraj dojeżdżał już do Sarhadu i dzisiaj ma rozpocząć naukę jazdy Simsonkiem po Afgańskim hindukuszu