Skoro nikt w temacie nie pisze - to sam napiszę
Gdy już odsapnęliśmy – ruszamy połazić trochę po suku, a przede wszystkim: znaleźć coś do jedzenia. Zagłębiamy się wobec tego w bazar: w takich miejscach najlepiej czuć klimat. Zdaje się, że trafiliśmy na tę część, w której handluje się ubraniami. Fajnie się to obserwuje, ale za to nie widać nigdzie knajpek. Tłum za to tak duży, że nie idzie nawet zrobić zdjęcia. Nic to – obieramy azymut na plac Imama – ponoć drugi co do wielkości plac na świecie, mniejszy tylko od Tienanmen. Niestety szukanie żarcia nadal nam nie wychodzi – skazani jesteśmy na irański fastfood w postaci ziaren kukurydzy z przyprawami i sosem majonezowym. W sumie nienajgorsze, a na pewno w Polsce takiego nie dostaniemy
Na placu tłum. Centralnie usytuowana jest na nim fontanna wielkości boiska, która trochę pomaga znosić upał. Ponieważ jest już późne popołudnie, słońce daje trochę luzu i idzie żyć. Ludzie piknikują, na trawie siedzą całe rodziny, w fontannie kąpią się dzieci. Ktoś puszcza latawiec. Atmosfera wesoła, ludzie uśmiechnięci, wydają się szczęśliwi. Na pewno potrafią łapać chwilę. Biedne konie ciągną bryczki z tłumem chętnych na takie przejażdżki. Nie podoba nam się to, ale taki widać „wakacyjny standard”. Zapewne u nas w Zakopanem czy nad morzem jest podobnie, ale my unikamy jak ognia takich miejsc, więc nie mamy porównania.
140.jpg
141.jpg
142.jpg
143.jpg
144.jpg
Do pałacu szacha Ali Qapu nie idziemy – ponoć poza sufitem nie ma tam nic ciekawego.
145.jpg
Musimy wyróżniać się z tłumu, gdyż natychmiast wyławiają nas naciągacze: przewodnicy oferujący swe usługi oraz natręt w postaci chłopca. Z tym ostatnim nie możemy sobie poradzić. Jest jak zaraza – nie boi się nawet obiektywu aparatu wycelowanego prosto w niego.
146.jpg
Wreszcie widać, tak chętnie uwieczniane na zdjęciach i charakterystyczne dla Iranu niebieskie kopuły meczetów i także niebieskie, bardzo zdobne ajwany.
147.jpg
148.jpg
149.jpg
Postanowiliśmy wejść do meczetu Jameh Abbasi. Musimy wysupłać za to 2 miliony
Niestety w środku czeka nas niewielkie rozczarowanie – trwa remont i rusztowania psują widok. Mimo to ogrom budowli i pieczołowitość zdobień robią wrażenie.
150.jpg
151.jpg
152.jpg
153.jpg
Facet z obsługi wyraźnie ochrzanił dwie młode dziewczyny i wywalił je z meczetu – najwyraźniej dostało im się za brak chust, a raczej za to, że zsunęły im się z głów na ramiona. Powoli zamykają – wychodzimy i my. Zachodzące słońce pięknie eksponuje kolory ścian.
Zaaferowani oglądaniem zupełnie zapomnieliśmy, że poszukujemy żarcia!
Odchodzimy kawałek od głównego plac i udaje się wreszcie znaleźć knajpkę. Jedzenie jednak znowu będzie niespodzianką – ni pierona nie możemy się dogadać, a menu jest wyłącznie po persku. Dostajemy mięcho z zieleniną – całkiem smaczne. Do tego pijemy coś na wzór piwa (oczywiście bezalkoholowego) – słodkie, ale dobre. Czytałem, że w Iranie da się kupić „na melinie” pędzony z rodzynek bimber, nazywany tutaj „psi pot”. My jednak dajemy bez tego spokojnie radę, więc nie poszukujemy.
Poza głównym traktem zdarzają się też bardziej zapuszczone, stare rewiry.
157.jpg
Idąc po bazarze co chwila dostrzegamy jakiś ładny szczegół.
154.jpg
155.jpg
156.jpg
158.jpg
Wracając do hotelu przechodzimy znów przez plac Imama. Jest już ciemno, a ludzi jeszcze przybyło. Zabytki są zaś ładnie podświetlone.
159.jpg
160.jpg
Po drodze trafiamy jeszcze na parking dla motocykli. U nas takich raczej mało. Ale sprzętów to im nie ma co zazdrościć!
161.jpg
Wracamy do hotelu i idziemy spać. Niestety, pokój jest bardzo nagrzany, więc bez klimatyzacji nie da się żyć, a włączona maszyna hałasuje okrutnie, na co nie zwróciliśmy wcześniej uwagi. Trzeba wobec tego skorzystać ze stoperów – od pewnego momentu naszego obowiązkowego wyposażenia podróżnego
Tego dnia pokonaliśmy 448 km.