Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.03.2021, 12:33   #69
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 16 godz 51 min 5 s
Domyślnie



18 dzień. 7 maja.
Iran, Urmia.


97492
0 km swoim motocyklem.

Płaski chleb, którego nazwy nigdy nie pamiętam. To znaczy nie taki całkiem płaski. Jest posypany nasionami. Do tego biały ser bardzo kwaśny i bardzo słodki dżem. Jajko na twardo i herbata.
Koniec kulinarnej podróży, więc biorę się za motocykl.
Napęd w porządku. Trzeba dolać olej do silnika. Dokręcić śrubę osłony pompy hamulcowej i jedną śrubę plastiku. Poprawiłem też pęknięty plastik osłony dłoni, która nie wytrzymała wywrotek w Rumunii w górach.









Poprosiłem ojca Hosseina, żeby wskazał mi miejsce, gdzie naprawię mocowanie lusterka. Muszę przywrócić do używalności mój jedyny śrubokręt. Na razie, służy tylko za usztywniacz w miejscu pęknięcia.
Warsztatu nie wskazał, tylko zatelefonował. Za pół godziny przyjechał specjalista od takich robót. Rozpoznałem go, ale on mnie nie. 3 lata temu, zmieniał uszczelnienie wysprzęglika w tym samym motocyklu, którego pręt lusterka właśnie ma zamiar naprawić. Wykręcił co trzeba i zniknął. Będzie gotowe na wieczór.
Z bagażu pousuwałem zbędne rzeczy. Zostawię w domu Hosseina podpinki, membrany od ciuchów i nadmiar oleju na dolewki i filtr powietrza. No i trochę innych niepotrzebności. Wrócę do Urmii, to zabiorę.

Trzeba załatwić kilka spraw. Nie sam i nie swoim motocyklem. Będzie mnie woził ojciec Hosseina swoją 220-tką o wdzięcznej nazwie, Baja Pulse.



Na nikim nie robi wrażenia jazda chodnikiem i nikogo nie szokuje przejechanie pod prąd.
Nie czuję się zbyt pewnie. Stary wolno, chybotliwie wciska się w każdą wolną lukę między samochodami. Jeździ pod prąd i jeśli trzeba chodnikiem, co dla takiego jak ja mieszczucha jest niecodzienne. Tylko kierowca ma obowiązek mieć tu kask. No może nie obowiązek. Zwyczaj. Ja nie muszę.









Najpierw bazar. Tutaj ojciec Hosseina chce załatwić mleko w proszku dla dziecka siostry Hosseina. To chyba towar deficytowy i spod lady, bo mężczyźni rozmawiają nie za głośno i jakoś tak… w konspiracji. Mój kierowca rozmawia ze znajomym kilka chwil. Ten odchodzi gdzieś w wąskie uliczki bazaru. Wraca za kilka minut, ale z niczym.
Teraz karta SIM z dostępem do Internetu. Potrzebny jest paszport do rejestracji karty. Ojciec Hosseina, po załatwieniu formalności odwraca się do mnie i wyciąga rękę.
- 20 Dolarów – oznajmia.
Czy 10GB Internetu tyle kosztuje, nie wiem.



Z kartą SIM jedziemy do speca od eFBe. W klimatyzowanym pomieszczeniu, za białym, nowoczesnym biurkiem siedzi młody człowiek. Przed nim laptop, dużo przejściówek i kilka telefonów w trakcie naprawy albo konfiguracji. Na przeszklonej wystawie kamery sportowe, etui do telefonów, dyski twarde i inne gadżety. Uwinął się w dziesięć minut. Wgrał aplikację VPN omijającą rządowe zabezpieczenia przed zakazanym eFBe, YT i nie wiem czym jeszcze. Ma działać miesiąc. Ojciec Hosseina, po załatwieniu sprawy odwraca się do mnie i wyciąga rękę.
- 10 Dolarów – oznajmia.
Płacę dychę za aplikację.

Jedziemy.
Salon SONY. W sprawie kamery sportowej Sony.
Znów chłód klimatyzowanego pomieszczenia a na półkach telewizory, kamery i inne produkty SONY. To salon autoryzowany. Za nowoczesnym biurkiem z napisem firmy na ścianie, mężczyzna. Ojciec Hosseina rozmawia z nim o mojej popsutej kamerze. Ten ogląda ją pobieżnie, ale w końcu rozkłada bezradnie ręce i kieruje nas do serwisu. Też autoryzowanego. Jest całkiem niedaleko.





Zatrzymujemy się w bocznej uliczce. Wchodzi się przez oszklone, metalowe drzwi, jakich wiele. Tu nie ma salonowego szyku. W środku panuje pewien nieład. Wszędzie porozstawiane większe i mniejsze telewizory. Wszystkie nowoczesne, płaskie. W oddali pod ścianą urządzenia serwisowe na długim stole. Monitor do komputera, narzędzia, lutownica i nieprzebrana ilość różnych części. Pracuje tu trzech młodych ludzi i chyba ich szef w wieku około pięćdziesiątki. W kącie przy wejściu, na drewnianym krześle siedzi wychudzony starzec. Jego twarz to jedna wielka zmarszczka. Nie opiera się plecami, a jego głowa zwisa smętnie na stare dłonie, obejmujące długą, drewnianą laskę. Zdaje się być jak rzeźba. Ten człowiek na pewno nie czeka na nic. Po prostu tu jest.
Ojciec Hosseina rozmawia krótko z szefem serwisu o moim problemie. Oddaję kamerę. Szef idzie z nią do stołu z narzędziami. Zakłada okulary i ogląda urządzenie pod podświetlanym wielkim szkłem powiększającym. Próbuje coś tam gmerać, coś skleić, ale to na nic. Po kilku próbach poddaje się. Mówi to, o czym już wiem, czyli dlaczego nie działa włącznik. Zaproponował, że ściągnie całą klapkę z wyłącznikiem z Dubaju. Jeśli będę w podróży, to mogę odebrać ją w Teheranie za tydzień. Tam mnie nie będzie przecież. Poza tym, aż tak mi nie zależy. Odpada. Zresztą już widzę oczami wyobraźni, ile by to kosztowało. Wychodzę z niczym. Dobre jest to, że ojciec Hosseina nie zażądał zapłaty.









Jedziemy jeszcze raz do człowieka od aplikacji VPN i eFBe. Pomyślałem, że laptop, który tam widziałem, świetnie nadałby się do zgrania materiału na dysk.







Kartę z rejestratora dźwięku zgrywa na poczekaniu. Kartę z materiałem z kamery zostawiam, bo ma to trwać kilka godzin. 64GB kilka godzin. Pozostałe, z aparatu, nie są widziane nawet przez laptop.

Później okaże się, że ojciec Hosseina pojedzie po dysk i zgraną kartę sam. Po powrocie wyciągnie rękę i… - 10 Dolarów – rzeknie.
Mam już pewność, że stary doi ze mnie ile uważa. Skoro tu przyjechałem, to moje finanse z łatwością powinny to wytrzymać. Z drugiej strony poświęcił mi swój czas. Niech ma.










***

Jest popołudnie. Araz, młodszy brat Hosseina wrócił ze szkoły. Jak ten pełen energii chłopak pomoże swojej mamie przy małym siostrzeńcu, pójdziemy poszukać kantoru i na Stary Bazar.











Ulice pełne ludzi. Sprzedawcy i ich zachęcające pokrzykiwania, butiki z ciuchami, stoiska z warzywami. Właściwie sprzedaje się wszystko gdzie, kto znajdzie miejsce na handel.
Kantor jest oddalony od bazaru kilka kilometrów. Jest na rogu ulic. Idzie się tam arterią pełną sklepów. Wchodzi się do małego pomieszczenia. Jest monitoring i szyba z okienkiem, oddzielająca dwóch ludzi. Na ścianie wisi monitor z aktualnym kursem walut. W jednej chwili stałem się milionerem.










































***

Bazar. Po drodze na stary bazar zatrzymaliśmy się przy czymś w rodzaju fastfudu. Rano jadłem nieduże śniadanie, a już jest późne popołudnie. Araz też ma chęć na coś dobrego, bo w domu pilnują jego diety. Obok naszego stolika zasiada młode małżeństwo z dzieckiem. Trzeba wiedzieć, że ludzie tutaj są bardzo otwarci i skorzy do rozmów, nawet z obcymi. Zagadują od razu, bo żaden ze mnie Irańczyk. Za duży, za blady, źle ubrany i nie gada jak trzeba. Rozpytują skąd, dokąd, jak i co. Są uprzejmi i nienatrętni. Jak zaczynam swoje próby językowe, to czekają cierpliwie, aż skończę łamać sobie język na angielskim. Zresztą to Araz bardziej z nimi rozmawia, a ja tylko przytakuję, sporadycznie coś dodając albo odpowiadając na bezpośrednie pytania. Jeśli zrozumiem.
W końcu wszyscy będący w środku słuchają Araza i jego opowieści. Trochę to krępujące.
Na dodatek chyba naopowiadał niestworzonych historii, bo przy kasie nalegają, żebym zapłacił tylko połowę rachunku! Na to nie pójdę. Wdaję się w dyskusję na ten temat, ale słabo działa. Dopiero po jakimś czasie uprzytomniłem sobie, że być może to przez Taarof. Trudno pojąć ten fenomen.
Taarof* to sztuka konwersacji werbalnej i niewerbalnej, wykraczająca poza utarte schematy zachowań społecznych z kręgu europejskiej kultury. To dlatego Iran jest uważany za krainę najbardziej przyjaznych i uprzejmych ludzi na świecie. Taarof to różne, ustalone formy grzeczności. Nie odwracanie się plecami. Goście wchodzą jako pierwsi przez drzwi. Siedząc na dywanie, nie pokazuje się stóp, chyba że w spoufaleniu. Uprzejme pogawędki w sklepie albo w urzędzie to tradycja. Ludzie ci uważają, że o sobie, jeśli już, należy mówić skromnie a o rozmówcy z szacunkiem. To nie wszystko. Ta uprzejmość istnieje też w strefie handlu i usług, czyli pieniędzy. Co bym powiedział, gdyby ktoś nalegał i nalegał, że nie trzeba zapłacić za obiad czy taksówkę? Podziękowałbym w końcu. Tu jest inaczej. Tu obowiązuje Taarof. Słyszysz, że jesteś najważniejszym z gości, że to zaszczyt, że tu jesteś, że taka znakomita osoba zapłacić nie może, bo to hańba a poza tym, jedzenie nie było wystarczająco dobre na Twoje podniebienie.
Wtedy trzeba odpowiedzieć podobnie. Że ta restauracja jest najlepsza ze wszystkich, że jej właściciel może gotować dla szlachetnie urodzonych, a moje zwykłe podniebienie nie jest warte tych smaków i że zapłacę po trzykroć, a to i tak będzie za mało. Na to znów odpowiada restaurator, znów Ty i znów restaurator aż w końcu płaci się tyle, ile się należy.
W ten sposób można usłyszeć zaproszenie na obiad do domu, propozycję noclegu, jeśli jest się w podróży, „otrzymać” suwenir z półki na bazarze albo nie zapłacić za taksówkę. To bardzo duży nietakt, jeśli zrobi się to zbyt wcześnie. Jeśli zna się, choć pobieżnie tutejsze zwyczaje, to wiadomo, że NALEŻY odmawiać. Dopiero trzecie zaproszenie jest właściwe i można z całą pewnością przyjąć je lub nie. Bez takiej wiedzy bieda.
Czytałem o tym. Tylko nie znam perskiego a angielski na poziomie przedszkolnym, nie obrażając przedszkolaków Nie mogę i nie potrafię odpowiednio się zachować. Ucinając to, co miało nastąpić, pytam Araza, ile trzeba zapłacić. Odliczam pieniądze, zostawiam na ladzie, kłaniam się lekko, przykładając dłoń do serca na wzór Irańczyków i szybko wychodzę.

W Urmii Stary Bazar to miasto w mieście. Alejki, korytarze, puste zaułki, zatłumione przejścia. Większość pod ceglanym dachem z łukami i kopułami, oczywiście o historycznym pochodzeniu. Na jego terenie jest łaźnia, meczety, część mieszkalna i nawet synagoga.
Sprzedawcy krzyczą zachęcająco lub stoją w swoistym stanie apatii, ale wszystko tu żyje. Ludzie tu pozwalają się fotografować, a niektórzy wręcz zachęcają do tego. Szczególnie zapamiętałem miejsce w którym wyrabia się kosy, sierpy i noże. Chyba jeden kupię, kiedy będę wracał.
































Wieczorem przyszedł mechanik, który zabrał złamane lusterko do naprawy.
Ojciec Hosseina jako pośrednik, po załatwieniu sprawy znów wyciąga rękę.
- 20 Dolarów – oznajmia.
Nie ma w tym człowieku ograniczeń żadnych, jeśli chodzi o pieniądze. Zaciąłem się. Dostał 15 Dolarów, choć to i tak o wiele za dużo.
Araz na swój dynamiczny sposób opowiadał historię naszego spaceru a ja po zmroku urządziłem sobie krótki spacer po okolicznych uliczkach. Tu ludzie nieprzerwanie pracują.


















Widziałem też zakład fryzjerski dla kobiet. Zakłady takie nie są wyeksponowane. Nie wypada…



W domu, po spacerze rozebrałem kamerę, ułamałem co trzeba i przekleiłem w inne miejsce. Pousuwałem zbędne części i po kłopocie. Póki co, działa.







Mapy





CF

*Taarof - https://en.wikipedia.org/wiki/Taarof
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem