Na co dzień jeżdżę robolskim busem ale od święta terenówką deczko poliftowaną, na duzych kołach i na ramie. Nie prowadzi się to w ogóle ale przyjemność z jazdy jest ogromna. Nie przyśpiesza, jedzie raczej gdzie chce a nie gdzie ja chcę, pali dużo i się kiwa ale banan na ryju jest. No i jak trzeba to wjedzie tam gdzie ciężko nawet wejść. Takie chore przyjemności... Lubię to wrażenie jak jadę gdy sobie wiem, że tam duże koła się kręcą, kiwają się duże wahacze, wał się kręci jebitny, motor wyje wiskiem jak Tyranozaur... Nie wszystko musi być racjonalne. Aktualny samochód wkrótce mam zamiar sprzedać a następny będzie jeszcze bardziej debilny z HEMI 5.7