Dużo jeżdże rowerem MTB po górach. Na prawdę bardzo dużo. Po szlakach i poza nimi. Nigdy asfaltem, zawsze lasem, łąką. Dwie sytuacje z życia:
1. Okolice Wielkiej Sowy. Podjazd stromy, prawdziwy wytop łydy. Gdy jestem w połowie mijają mnie 2 quady i ze 3-4 motocykle. Ryją podjazd obrzucając mnie żwirem i kamieniami. Po ich przejeździe nie mam co marzyć, że dalej pojadę - nawierzchnie przypomina kartoflisko po orce.
2. Masyw Ślęży. Ludzie się zbierają i budują prawdziwego singletracka dla rowerzystów. Coś jak Singletrack pod Smrkiem, tylko krótsze. Zbiórka na Polak Potrafi. Zebrane 60tys PLN. Rusza budowa. Są łuki z bandami, hopki, stoliki, gapy itp sztucze przeszkody terenewe. Budowa jeszcze niezakończona, a już zwiedzieli się o niej crossowcy. Wystarczył jeden wieczór aby trzeba było zacząć budować niemalże od początku.
Tak, wiem - oba przypadki były w imię nieskrępowanej wolności motocyklistów. W dupie mam taką wolność. Odcinam się od niej.
|