Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.10.2014, 21:11   #26
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,482
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 27 min 40 s
Red face

Skoro już wiem gdzie jestem, przeglądam krzaki. Prosta tysiąc do lewego. Czterysta główną i lewy po kiełbasie. Po sześciuset prawy na oporze. Właściwie po kilku ruchach krzaczki mam rozkminione . Po kolejnych kilkunastu zaczyna wiać nudą. Po kolejnych, rutyna robi swoje, znowu się zgubiłem. Ale spok. Wracam. Wkrótce odkrywam, że nie ja jeden zawracam.

Jeszcze parę krzaczków i znajduję sklep. Po pobieżnych kalkulacjach odkrywam, że Pani Sklepowa ciągnie na dwa etaty. Odkrywam również, iż niejaki TomTom z Leżanem ciągną małą buteleczkę ……!!!!! Właśnie odkryłem dlaczego wygrał…. To nie fair. Leżan ciągnął na dopingu. Ponadto zauważyłem nieregulaminowy osprzęt na moturze Leżana. On miał takie coś do nawijania srajtaśmy koło kierownicy. Normalnie powinien być klasyfikowany w klasie profi dla zawodowców. W związku z odkryciem tych jakże nieregulaminowych sytuacji składam na ręce komandora oficjalny protest. TO NIE JEST FAIR. UMAWIALIŚMY SIĘ, ŻE TYLKO JA MOGĘ KANTOWAĆ. Ale wracajmy na trasę. Po wykurzeniu fajeczki pokoju z tymi KANCIARZAMI ( wstydzę się tego, jak mogłem dać się tak podejść ) ruszamy dalej.

Następna stacja ‘Politechnika”. Drzemy dalej. Chwilę przed naszym przybyciem ucieka nam prom. Jak on mógł na nas nie zaczekać. Normalnie hamówa. Nawyzywałem gościa od promu wszystkimi językami świata. Dopiero po dużej szklance nerwosolu udało się chłopakom jakoś mi wytłumaczyć, że ten prom to tylko na niby. Że nie trzeba biletów kupować, i że wystarczy być „zorientowanym” . Ale jak on mógł tak. Kmiot jeden tuż przede mną odpłynąć. Nie daruję. W dalszej części już jakoś mi trochę przeszło.

Aleeeee, aleee złapałem nerwa na wynik. W końcu to rajd. Normalnie dzidaaaaa. Każdy łyknięty koleś to przecież plac do przodu. Nie ma, że kolega. Jest wojna muszą być ofiary. Dzida prawym, lewy byle do przodu. Szybko odkrywam, że jak wpadasz w kolesia na wewnętrznym, stawiasz maszynę bokiem i odwijasz z manety obrzucając kolesia żużlem to nie ma bata. Goście wymiękają i odpuszczają. Cel uświęca środki. A plac do przodu jest placem do przodu. Nie ma miękkiej gry!!! Nie spotkaliśmy się tu dla przyjemności!!! Parę razy nie wydało i nie wystarczyło żeby się złożyć w zakręcie który akurat był kluczowym. No ale jest wojna są ofiary. Cicho być! Najważniejsza jest wola, taktyka i ostra gra.

Potem zaczynają się asfaltówki. Normalnie nuda. Nic się nie dzieje. Patrzę w prawo. Patrzę w lewo i nic. Jak w polskim filmie. Aż się normalnie chce wyjść z kina. Nagle nieoczekiwanie zgoła siedzą przed sklepem jakieś dwie znajome mordy. Wypisz wymaluj jak ci kolesie z pod sklepu w serialu Ranczo. Blok na koła i w tumanach kurzu ląduje i ja na ławeczce. Potem się odrobi. Spok takich Leżanówto ja nosem wciągnę … Jak przyjdzie pora – przy zielonym stoliku. Oko na chwilę zawiesza się na jednym ze sprzętów.
- A temu co? Sprężyna pękła? - Tylne koło niemal opiera się o błotnik…
- Cii, to taki tuning
- Że niby jak? Mniejsze opory powietrza czy co?
Lodzik, kolka, pogawędka i rozprężenie. Na tu tępo spada, wynik słabnie.

Czas ruszać. Dalej droga prowadzi pośród sadów. A tam takie czerwoniutkie jabłuszka. Aż język się wyciąga. A jabłuszka proszą zerwij mnie, zerwij mnie. No w sumie po embargu Putina to grzech nie zjeść …..Jak się nie zje to przecież wylądują w zacierze. Ani chybi, a przecież zacier to grzech. Jeszcze chwila i ….. Przypomniała mi się bajka o dziewczynce co chleb z pieca wyjęła i jabłonkę od ciężaru jabłek uwolniła. No i ja postanowiłem też tak zrobić, choćby jednym jabłuszkiem. Żebyście wy wiedzieli jak to jabłuszko prosiło mnie żeby je zerwać i zjeść.

A potem jak w bajce. Skończyła się asfaltowa droga. Zaczął się las i piochy. I dzida, dzida, dzida. I fajnie jest i pięknie jest. Dopadam jakąś ekipę. Gdy się zbliżyłem koleś na GSie właśnie zatańczył lambadę i wyrżnął ryjem w piach. No pięknie, nie wyglądało to za specjalnie. Po chwili gość wygrzebuje się z pod klocka i zgrzytając piachem w zębach szczerzy kły.
- Ale ekstra to już czwarty raz dziś. Normalnie zabawa po pachy. –

Nic tu po mnie; Ani spowiedzi umierającemu ani ostatniego namaszczenia jeszcze nie będzie. Trza odwijać. No to odwijam. I dobrze jest… do czasu gdy piachy się nie kończą. Wpadam na asfalt. Nagrzany jak szczerbaty na suchary straciłem kontrolę nad trasą i przepałowałem skręta. Gdy się orientuje zapinam hebla na koła. A tu zdziwko. Prawy do lewego, lewy do prawego…. Cała droga moja….. Zamiast hamowama motur tańczy lambadę …..
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem