*)
blond - to nie kolor włosów, to stan umysłu!
Maroko.
Myślałam, że kiedyś, może, jakoś...
Nadszedł kryzys egzystencjalny...
Jedna ciężka, bezsenna noc zmieniła wszystko.
Dzięki
Wilczycy dowiedziałam się o wycieczce.
Dzięki
AdzeWu, która kopnęła mnie w odpowiednim czasie w odpowiednie miejsce, zabukowałam bilet na samolot.
Już nie było odwrotu...
Pozostały wątpliwości:
- czy w mojej sytuacji powinnam?
- czy mogę?
- czy ja, wilk samotnik, dogadam się z uczestnikami?
- jak wytrzymam tyle czasu w takim tłumie [6 osób!]
- jak sobie poradzę jako blondynka wśród starych wyg?
- jak sobie poradze jako kobieta na DRce wśród facetów na lekkich moto?
- jak sobie poradzę na moim moto, na którym przejechałam 20km [sic!]?
- jak sobie poradzę w terenie, przecież ja nie umiem jeździć?
- czy jako zjadacz minimalnej ilości mięsa nie umrę tam z głodu?
- czy zdążę ogarnąć DRkę? Przecież jej silnik cieknie!
- czy wytrzymam z jedną osobą 3 dni w zamknięciu? a jeśli będzie dużo gadał? Czy stopery okażą się skuteczne? A jeśli będzie słuchał debilnej muzyki? A jeśli będzie palił w aucie?
- czy będzie zimno, czy gorąco?
- czy będa komary?
- Nifuroksazyd 100, czy 200?
- jaką sukienkę?
No i najważniejsza wątpliwość:
jakie opony do Afryki?
Wybór był między starymi kostkami, a nowymi Scoutami.
Wydawało mi się, że Motozy przeciez nie są takie złe.
Aż zrobiłam zdjęcie...
Wyglądały jakby gorzej, niż w rzeczywstości
Kupiłam Savy, wymieniłam, nakręciłam jeszcze 100km.
Poklepałam ją w zadek.
I DRka odjechała na zachód...
A po 4 dniach podążyłam za nią....