Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23.12.2013, 12:36   #13
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

Ledwo co "zajawkę" napisałam, kilka zdań tytułem wstępu, jeszcze nic konkretnego nie zdążyłam nabazgrać, a tu taki stos pytań. Ja rozumiem, że temat finansów wyjazdowych jest ważny, ale są ciekawsze tematy na początek. No ale dobrze: chcecie, to piszę co pamiętam.

Dolot. Najlepiej szukać w sieci promocji, bo standardowe bilety są niestety dość drogie. Promocje zdarzaj się jednak często, my trafiliśmy na Saudi Arabian Airlines. Bilet Z Mediolany do Colombo kosztował nas niecałe 2000 zł od osoby. Do Mediolany lecieliśmy Ryan Air za około 100 zł w jedną stronę. Warto też zerkać na oferty biur podróży np. Rainbow. Zdarza się, że można u nich kupić bilet na bezpośredni lot czarterowy na trasie Warszawa – Colombo za niecałe 2000 zł (ostatnio widziałam za 1900 zł) i nie trzeba kupować żadnej wycieczki. Takie rozwiązanie dolotu jest chyba najtańsze i najszybsze.

Motorków nie wypożyczaliśmy na zasadzie komercyjnej. Tak się akurat fajnie złożyło, że mój bhutański wspólnik (też motocyklista, więc we wszelkich motocyklowych tematach wykazuje się zawsze zrozumieniem), ma współpracownika na Sri Lance i przez niego udało się zorganizować motocykle. Oczywiście zrobiliśmy też rozeznanie na miejscu jak sytuacja wygląda. Motorki można wypożyczyć w kilku miejscach wypożyczalniach w Negombo lub w Colombo (nie jest to takie powszechne jak samochody, ale można spokojnie znaleźć). O innych miastach nie wiem, ale być może też. Cena za motorek 250 cc to około 20 – 30 USD za dobę. Zależy gdzie. Mniejsze motorki, tzn. 125 cc, można już znaleźć za 15 USD za dobę. W wypożyczalniach dostępne są Hondy Baja, XRki i małe DRki (250). I takie motorki w zupełności wystarczają do kręcenia się po wyspie. Dziwiło mnie to, że mimo, iż pojawiło się już kilka wypożyczalni z motorkami, przez cały nasz pobyt na Sri Lance nie widziałam ani jednego, jeżdżącego na własną rękę „motocyklisty-nie-sri lankańczyka". Może styl jazdy i ruch lewo stronny mają na to wpływ… Nie wiem. Na pewno trzeba się przyzwyczaić do zupełnie innego stylu jazdy niż europejski. Jest to do zrobienia, ale nie wszyscy, jak widać po postach powyżej, mają na to ochotę: czasem jest na drogach po prostu straszno.


Co do spania – to jak to zwykle byw
a, zależy kto co lubi i na jaki komfort się nastawia. Na Sri Lance jest pełen przekrój dostępnych noclegów: pensjonaty, homestaye (czyli spanie w prywatnych mieszkaniach/domach lokalnych rodzin), całe domy do wynajęcia jak ktoś chce na dłużej i różnej klasy hotele (włącznie z tymi super ekskluzywnymi za spore pieniądze). Jak ktoś nie szuka komfortu, nocleg można znaleźć od 10 USD, ale są to warunki mocno spartańskie - w szczególności łazienki mogą być „lekko szokujące" dla osób nieprzyzwyczajonych do azjatyckich standardów. Na wyspie sporo jest wszelakiego robactwa i warto o tym pamiętać szukając noclegu: żeby chociaż moskitiera w pokoju była. Co do namiotów: nie widziałam nikogo, kto by je używał. Na terenach nizinnych i dżunglowych jest to na pewno jakoś tam ryzykowne: na wolności żyje dużo słoni i całe wioski w dżunglach są otaczane drutem wysokiego napięcia właśnie ze względu na słonie, które nie zawsze życzą sobie bliskości człowieka. Jest też dużo węży, np. kobry. Na terenach górskich te problemy znikają.












Jedzenie jest dość monotonne: Lankańczycy żywią się głównie „rice and curry" i to niezależnie od pory dnia. Wszystko jest podane na bardzo ostro – dla mnie nie do przebrnięcia, ale to właśnie specyfika lokalnej kuchni. Jest też sporo owoców (z moim ukochanym mango na czele) i warzyw. Wszystko łatwo dostępne, na straganach przy drogach. Więc jak ktoś z ostrym nie jest „za pan brat", to też przeżyje. My żywiliśmy się głównie w lokalnych i przydrożnych knajpach. Koszt takiego wyżywienia jest bardzo niski. Co do napitków: woda, woda, woda, soki, herbata, herbata, herbata. Z mocniejszych piwo i arak (lokalnie pędzony bimber). Ile ten ostatni ma procent – nie wiem, oni sami chyba nie wiedzą, ale w tym upale ostro uderza do głowy. Inne, „cywilizowane alkohole", można kupić w większych miastach lub miejscach „dla białych". Aha – tradycyjnie alkoholu w ogóle nie podaje się podczas pełni (święto buddyjskie). Niestety pod wpływem rozwoju turystyki pojawiają się miejsca, gdzie ten zakaz jest łamany.



Drogi. Z roku na rok zwiększa się na Sri Lance ilości dróg asfaltowych. Te główne (które oczywiście staraliśmy się omijać) w większości są już asfaltowe. Jest nawet jedna autostrada, ale nie wpuszczają na nią motocykli. Drogi drugiej i trzeciej kategorii są czasem asfaltowe (tzw. dziuro-asfalt), a czasem przypominają szutrówki (w dżungli jest to podłoże żółto-gliniaste, w górach – kamieniste). Fajnie się po tym jeździ motorkami enduro. Ruch poza głównymi drogami i miastami jest niewielki. Natomiast w miastach i na głównych drogach panuje azjatycka zasada, czyli brak jakichkolwiek zasad. Choć wydaje mi się, że Lankańczycy jeżdżą spokojniej niż na przykład Hindusi, a na drogach Sri Lanki nie ma aż takiego hard coru jak w Indiach. Rolę szalonych ciężarówek – królowych hinduskich dróg, spełniają na Sri Lance autobusy. I ich należy się bać: są nieprzewidywalne i nie uznają zasady, że ktokolwiek inny może mieć pierwszeństwo. Ciężarówki są zaskakująco nieszkodliwe i spokojne. Tradycyjnie tuk-tuki sieją zamęt, ale taka ich natura wszędzie gdzie występują. Przejazd po zatłoczonym Colombo w godzinach szczytu jest już sporym wyzwaniem i na początek wyjazdu nikomu nie polecam. My to musieliśmy zrobić ostatniego dnia, więc już przyzwyczajeni do tego, czego można się spodziewać na drogach Sri Lanki, ale ruch w stolicy i tak nas mocno zaskoczył.















Traska. Przez cały wyjazd zrobiliśmy około 2000 km objeżdżając praktycznie całą wyspę (poza Jafną i samą północą, na co nam nie starczyło czasu). Mieliśmy szczęście spotykając różnych ciekawych „dziwaków" , dzięki którym udało nam się też wjechać w rejony zamknięte dla ruchu i cały czas znajdujące się pod kontrolą armii (pozostałość po wewnętrznej wojnie tamilsko – syngaleskiej). Mieliśmy okazję objechać na motorkach zarówno góry, plantacje herbaty, jak i dżunglę, czy plaże. Dzięki temu wyrobiliśmy sobie pogląd co ta wyspa ma ciekawego do zaoferowania. A ma naprawdę dużo. Ale o tym wszystkim potem… To chyba tyle z konkretów. Wydaje mi się, że na wszystkie pytania odpowiedziałam. Jeśli ktoś jeszcze coś… – dawajcie znaka.


























Pozdrawiam i przy okazji życzę Wszystkim Radosnych i Rodzinnych Świąt
__________________
Ola
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem