Siedziałem przed dwoma tygodniami na tym mostku. Szumiały topole poruszane wiatrem gnającym przez dolinę, w dole grzmiała woda. 3 lata. Dużo tej wody upłynęło. Motocykle stały cicho, jakby nieśmiało, naprzeciw muru z tablicą. Była właśnie ta pora i ta pogoda. Ładnie. Słońce rzuca promienie na Hindukusz, a góry Pamiru kładą się już cieniem na Namadgut.
Nadchodzą ludzie, otwiera się brama i wychodzi Stary. Wszyscy wiedzą co tu robimy, dlaczego tu się zatrzymaliśmy. Ze Starym witamy się jak dobrzy znajomi. Tablica jak zawsze wypucowana. Pokazuje mi różaniec zawieszony tu zapewne przez Movistara i Erwina. Wisi z drugiej strony, tak by nikogo chrześcijański symbol nie skusił do złego. Kiwamy głowami, mruczymy coś po rosyjsku. Połączyła nas ta śmierć. Nigdy byśmy się przecież nie spotkali. Patrzę na tę dziurę w drodze, na mostek, napis zrobiony przez Elwooda na murku. Stoimy bez słów. Nikt już nie pyta "dlaczego", czy "jak to się stało". Nie wiemy czemu, nie wiemy dlaczego akurat On. Stoimy szanując tę tajemnicę, świadomi tego, że nigdy się już tego nie dowiemy.
Przerywamy ciszę starterami i ruszamy w stronę Langaru. Czy można napisać, że jedziemy w ciszy? Można. Wieczorem dojeżdżamy do Bibi Fatima. Wtedy się nie udało. Bardzo się nie udało. Żyj w nas Kolego. Pamiętamy o Tobie.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
|