Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.10.2008, 11:10   #107
Lewar
Niepozorny
 
Lewar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Wiocha na Jurze, bliżej Krakowa niż Częstochowy
Posty: 563
Motocykl: Bardzo stara Teresa
Lewar jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 21 godz 41 min 6 s
Domyślnie

WELCOME TO SYRIA

Granica turecko – syryjska to temat na bardzo długie opowiadanie ale ponieważ 7greg już o tym pisał, więc ograniczę się do suchych faktów.
Olewamy pierwszy punkt kontroli gdzie mili pogranicznicy podstępnie częstują nas chłodną wodą. Nie zwiodą nas. Dobrze wiemy co nas czeka.
Olewamy także ruską mafię, która za jedyne150$ chce załatwić za nas formalności. Wchodzimy do chłodnej hali gdzie królują wielkie portrety jedynego słusznego i ukochanego władcy i z determinacją oddajemy się wypełnianiom niezliczonych kwestionariuszy, odpowiadaniu na pytania: a skąd, a dokąd, a po co ? Biegamy od okienka do okienka, szukamy banku, wymieniamy pieniądze, załatwiamy osławiony Triptik i znowu wypełniamy jakieś papiery.
Dobija nas dopiero jeden kwestionariusz po arabsku, który musimy TEŻ WYPEŁNIĆ PO ARABSKU !!! Ponieważ przekracza to nasze zdolności lingwistyczne więc dogadujemy się z jakimś miłym oficerem w sprawie niewielkiej łapówki, która byłaby przyjemnym uzupełnieniem jego zapewne mizernego uposażenia.
Niestety miły oficer ma w tym dniu pecha, bo nagle i nie wiadomo skąd pojawia się przedstawiciel Syryjskiego Ministerstwa Turystyki w dodatku władający angielskim i francuskim i bez żadnych dodatkowych opłat pomaga nam przebrnąć przez ten cały biurokratyczno – komunistyczny kołowrót.
Jesteśmy w Syrii !!!
Upewniają nas w tym boleśnie pierwsi „ śpiący policjanci „ czyli garby, pojawiające się na drodze bez żadnego ostrzeżenia w każdej wiosce lub miasteczku.
Docieramy do Aleppo i….ja osobiście mam ochotę natychmiast z niego uciekać. Asfalt jest śliski jak brzuch foki. Ścisk, tumult i hałas jest niewiarygodny. Natężenie ruchu i rozgardiasz na jezdni nie do opisania. Żar się leje z nieba. Nikt nie przestrzega cywilizowanych reguł ruchu.
Jeśli masz przed sobą 20cm wolnej przestrzeni to w nią wjeżdżasz i nie ma znaczenia fakt, że nie miałeś pierwszeństwa. Po prostu trąbisz i może cię wpuszczą, a może nie…

Załącznik 1773
Po ulicach porusza się wszystko co może się poruszać bez względu na to czy ma koła, nogi, czy też kopyta. Pieszy nie ma żadnych, ale to żadnych praw. Ma za to jeden obowiązek – nie dać się zabić.
Załącznik 1774
Kierowcy taksówek ale także innych pojazdów zatrzymują się kiedy chcą i gdzie chcą. Na krótko i na długo. Aby zabrać pasażera i go wysadzić. Aby pogadać ze znajomym o kroju galabiji kupionej na suku a może o panience bzykniętej w ruskim nocnym klubie. I nie ma znaczenia, że kierowcy za nim, w ogromnym korku - trąbią. Mają sprawne klaksony – to trąbią. Pojadą jak pogada. Inscha Allach. Jeśli Bóg pozwoli.
Załącznik 1781
Wedle syryjskiego prawa drogowego ( chłe, chłe chłe ) teoretycznie wjeżdżający na rondo ma pierwszeństwo ale ponieważ nigdzie nie ma namalowanych pasów ruchu, więc spotykają się gdzieś na jego środku i wystawiając rękę przez okno pokazują sobie, który ma jechać a który niech lepiej poczeka, a jeśli nie dochodzą do porozumienia to wysiadają z pojazdów i skaczą sobie do gardła.
Policjanci snują się gdzieś z boku i nawet nie udają, że byliby w stanie zapanować nad tą stajnią Augiasza.
Załącznik 1775
Załącznik 1779
I oto w tych pięknych okolicznościach wielkomiejskiej dżungli jak zwykle moja złośliwa suka Afryka odmawia współpracy i dusi się kiedy chcę odjechać ze skrzyżowania na zielonym świetle. Niemiłosiernie otrąbiony przez pozostałych uczestników tego bałaganu jakoś zjeżdżam na bok – na szczęście w cień.
Ponieważ przez ostatnie 40 minut w korku wentylator mi się nie wyłączał, więc przez głowę przelatuje mi myśl, że zatarłem krowę. Ale to przecież niemożliwe. Afryk się nie zaciera.
Chłopaki pojechali dalej, poniesieni rzeką pędzących pojazdów.
Sięgam po bidon i pociągam potężny łyk wody. Wody ?!!!
Nie !!! To była 80% gorzała własnego wyrobu zabrana w celach towarzyskich, obrzydliwie ciepła, właściwie gorąca ale spełniająca zadanie dla którego została zabrana. Uspokajam się i wydaje mi się, że widzę Spławika, omdlewającego od upału, dygającego na piechotę ratować kolegę.
Odpalamy Afrykę, która w międzyczasie nieco ostygła i uległa samonaprawie. Odpoczywamy nieco na najbliższym rondzie i udajemy się na poszukiwanie hotelu.
Ponieważ robienie tego na motocyklu jest zadaniem bardzo trudnym a wręcz niebezpiecznym więc postanawiamy zaparkować pojazdy na jedynym wolnym miejscu, które widzimy przy Sheratonie. Trudność polega na tym, że aby tam zaparkować trzeba przeciąć w poprzek jednokierunkową jezdnię mieszczącą na oko około sześć rzędów pędzących wariacko samochodów. Oczywiście w Syrii na sześciorzędowej jezdni mieści się osiem rzędów.
Ponieważ WYDAWAŁO MI SIĘ że Syryjczycy są bardzo mili dla kierowców z Europy i im ustępują, to nieco jak się potem okazało, pochopnie, rzucam hasło – WYMUSZAMY !!!
Spławik wymuszał pierwszy.
Siedem rzędów pędzących wariacko pojazdów z piskiem opon zahamowało przed głupkami z Europy pragnącymi zaparkować przy Sheratonie, niestety taksówkarz z ósmego nie zauważył co się dzieje i zahamował nieco za późno.
W myślach pożegnałem kolegę Marcina…
Żył krótko ale wypaśnie…
Na szczęście ( niestety ) – , taksówkarz zatrzymał się 1,7 cm od Spławikowego kolana a Marcin aby godnie przyjąć uderzenie, z tymi wszystkimi kuframi, tankbagami, materacami, śpiworem, namiotem i h…wie czym jeszcze położył mu się na masce i NA BOGA wydawało mi się, że uśmiechnął się do taksówkarza wybaczającym, ostatnim uśmiechem.
Zarówno pojazdom, jak i osobom fizycznym NIC SIĘ NIE STAŁO.
Policjant na motocyklu, jak to bywa w totalitarnym państwie pojawił się nie wiadomo skąd ale całym jego zmartwieniem było, czy Marcinowi nic nie jest. Po trzykrotnym zapewnieniu że nic, przyniósł mu wody, pogłaskał go po głowie i ojcowskim tonem powiedział, żebyśmy nigdy, przenigdy nie odwalali takich cyrków na syryjskich ulicach albowiem Allach zużył już cały zapas szczęścia jaki przeznaczył na naszą wycieczkę.
I tu oto przed Sheratonem, nieco ochłonąwszy po powyższym incydencie, poznajemy innego taksówkarza, który miał zostać naszym przewodnikiem po Aleppo. Gość mówi nieźle po rosyjsku, czym wzbudza nasze podejrzenia, że pewnikiem był szkolony w Moskwie. Na wszelki wypadek absolutnie nie wyjawiamy naszych planów wjazdu do Izraela. W sumie to do końca nie wiedzieliśmy czy ów był na usługach wywiadu, czy nie.
Radwan, bo tak miał na imię, oferuje nam bezpieczny parking dla motocykli w swoim domu i pomoc w znalezieniu hotelu.
Przez dwa dni jakie spędzamy w Aleppo wozi nas za śmieszne pieniądze po mieście pokazując rzeczy jakich nigdy nie zobaczylibyśmy zwiedzając go sami.
Dwa razy zaliczamy jeden z największych i najbardziej autentycznych suków na Bliskim Wschodzie. Labirynt handlowych uliczek rozciąga się na przestrzeni kilku hektarów. Szczególnie wycieczka nocą po opustoszałych olbrzymich bazarach sprawiała niesamowite wrażenie.
Załącznik 1777
W czasie odwiedzin za dnia, kupiliśmy tam twarzowe galabije i arabskie nakrycia głowy dla siebie oraz kaszmirowe chusty dla naszych pań.
Załącznik 1782
W tymże suku korzystamy z bardzo starego hammamu – czyli arabskiej łażni, z masażami i obowiązkową kąpielą w małym basenie.
Załącznik 1778
Wieczorem odwiedzamy dość wytworną arabską restaurację, w której Radwan zamawia dla nas olbrzymią ilość wyszukanych specjałów.
Załącznik 1776
Pod koniec uczty dosiada się znajomy Radwana, który według jego słów jest miejscowym producentem spodni dżinsowych. Tenże biznesmen w trakcie naszego posiłku wypija szklaneczkę soku po czym dyskretnie znika. Kiedy chcemy zapłacić za kolację, okazuje się, że rachunek został już zapłacony przez owego tajemniczego osobnika. Nigdy go potem już nie spotkaliśmy.
Na ulicy gdzie mieścił się nasz hotel, wieczorami odbywał się dziwny spektakl. Do pewnych drzwi po których z trudem można było się domyślić, że należą także do hotelu, podjeżdżała wysłużona limuzyna i zabierała, ile się zmieściło, nieco frywolnie ubranych i umalowanych panienek, po czym w następnej przecznicy panienki wysiadały a limuzyna tyłem wracała pod drzwi owe i sytuacja się powtarzała.
Załącznik 1780
Takiej okazji nie mogliśmy przepuścić – odwiedzamy arabski burdel, który tutaj jak i pewnie na całym świecie nazywany jest nocnym klubem.
Zachodzimy tam z Radwanem a obsługa ochoczo rozściela biały obrus na którym lądują jakieś orzeszki, owoce i najbardziej ohydne piwo jakie piłem w życiu – czyli syryjskie ( nazwy nie pamiętam bo i po co ).
Oho…Pewnie nas tu nieźle skasują, myślę sobie, ale nic to, panienki wyglądają całkiem, całkiem, więc chociaż napasę swoje stare oczy ( wersja dla żony ).
Panienki miały jednak pewną wadę i można zaryzykować tutaj słowo – ukrytą. Otóż za nic nie chciały się rozbierać.
Zniecierpliwieni, czy to głosem, czy to oklaskami jęliśmy nawoływać je do bardziej ochoczego wywiązywania się z obowiązków pracowniczych, więc dwie z nich aczkolwiek bardzo niechętnie zaczęły się wić w parkosyzmach przy rurze, nie zdejmując z siebie jednakowoż nawet biżuterii !!!.
Po północy, zniesmaczeni opuszczamy lokal regulując rachunek, który opiewał na 200 Funtów Syryjskich za jedzenie i 800 za CZĘŚĆ ARTYSTYCZNĄ !!! Razem 1000. Wielkość sumy brzmi może przerażająco ale to raptem ok. 80 PLN.
Przy wyjściu zamieniam jeszcze kilka słów z skądinąd niebrzydkimi i jak się okazało sympatycznymi Ukrainkami, pytając o co chodzi z tym show. One na to, że nie popisów artystycznych się tu od nich oczekuje a poza tym nie mogą obrażać wyuzdanym tańcem uczuć religijnych potencjalnych klientów BO JEST PRZECIEŻ RAMADAN !!!
O, tempora !!! O, mores !!!
Z tym ramadanem to w ogóle ciekawa sprawa albowiem w dniach owych, pobożni muzułmanie, od świtu do zachodu słońca ( dokładny moment jest ogłaszany przez immama w TV ) maja nakaz powstrzymania się od jedzenia, picia, palenia i w ogóle używek oraz seksu.
W praktyce różnie to bywa ale jedna rzecz, którą zaobserwowaliśmy właśnie w Aleppo była fascynująca. Otóż krótko przed ogłoszeniem momentu zakończenia ramadanu, dwumilionowe, tętniące życiem, zatłoczone miasto nagle pustoszeje. Znikają ludzie, nie ma samochodów, ucicha wycie klaksonów. Zupełna pustka i cisza. Wszyscy usiedli do kolacji.
Po ok. dwóch godzinach wszystko wraca do normy i miasto wypełnia się tłumem a zgiełk narasta i trwa, aż do późnych godzin nocnych.
__________________
Moja jest tylko racja bo to Święta Racja.
A nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza bo moja racja jest najmojsza i tylko ja ją mam.
( Dzień Świra )
Kocham Łódź

Ostatnio edytowane przez Lewar : 09.01.2009 o 19:26
Lewar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem