Dzień 6 (Cherson, Kransoperekopsk, Olenivka)
Poranek zaczynamy od drobnego babrania się w motocyklach. Afryce trzeba lekko podciągnąć łańcuch, KLR prosi o łyk oleju - takie tam drobiazgi. Na dziś mamy mało ambitny cel by wjechać na Krym i dostać się na południowy zachodni cypel.
Wracamy do głównej drogi i lecimy w kierunku miasta
Cherson, który jest nieco mniejszy od Mikołajewa, ale za to fajnie położony nad Dnieprem. Droga jest bardziej ruchliwa niż dotychczas. Ukraińscy kierowcy permanentnie olewają ograniczenia prędkości, linie ciągłe i inne zbędne ozdobniki. Czuję się jak w Polsce na początku lat 90 - stare BeMy i VW, popierdując na niebiesko wyprzedzają na trzeciego "frajerów" w ładach i moskwiczach. Jeżdżą ofensywnie, jakby od każdego manewru zależało ich być albo nie być. Niestety, dopiero za Krasnoperekopskiem zjedziemy na lokalną drogę, teraz musimy po prostu na nich uważać.
Cherson mijamy właściwie bez zatrzymania, nic nie zwiedzamy choć jest tam kilka rzeczy do obejrzenia. W Krasnoperekopsku zatrzymujemy się na chwilę by kupić jakiś jogurt i bułę. Większość sklepów spożywczych jest z naszej perspektywy, idiotycznie zorganizowana w środku. Zamiast samoobsługi, pod ścianami poustawiane są po 2-3 lady a za każdą inna baba, która pilnuje swojego "odcinka frontu". W ten sposób by kupić kilka różnych rzeczy, musisz 3-4 razy płacić u każdej z nich. Tłumaczę sobie, że to rozwiązanie ma tylko dwie zalety: jest skuteczniejsze przy pladze kradzieży i daje pracę sporej grupie osób (inna sprawa, że to nic innego jak ukryte bezrobocie
)
Północna część Krymu to tereny typowo rolnicze, usiana siatką kanałów nawadniających i systemu śluz. Na olbrzymich polach pracują równie olbrzymie podlewaczki. Jedną z nich podglądam z bliska. Ma rozpiętość kilkuset metrów, napędzana jest monstrualnym widlastym silnikiem (czołogowy ?) i obsługiwana przez "gościa w budce". Facet ma w środku budki koje do spania + mały telewizor i tak sobie jeździ po polu - wprzód i w tył - można oszaleć.
Po wjechaniu na Krym, skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę miejscowości Cziernomorskoje. Jest to coś w rodzaju kurortu, no w każdym razie jest plaża i tłumek ludzi. Razem z Lukim szybko liczymy średnią wieku ciał które opalają się wokół, wynik nas nie zadowala, więc ruszamy dalej w kierunku Olenewki. To kolejny kurort, który w ostatnich latach przeżywa szybki rozwój w stylu azjatyckim: kwatery, hoteliki, pola namiotowe + tłumek ludzi, kurz, głośna muzyka i śmieci. Coś a'la Dębki we wczesnej fazie kolonizacji, tyle że w stylu ukraińskim i bez szans na unijne dotacje. Nie kręcą nas te klimaty, kupujemy wino do kolacji i uciekamy.
Jedyną asfaltową droga dojeżdżamy na cypel w miejscowości Majk. Głowną atrakcją jest latarnia morska (jest na co 3 widokówce), na którą jednak nie można wejść, bo jest na terenie jednostki wojskowej. Druga atrakcją jest wysoki klif i 2-3 bazy nurkowe. Wyposażenie baz jest w standardzie "ryzykuj i zgiń" więc nie reflektujemy. Wszędzie walają się śmieci, szkło, papiery - wynalazek kosza nie śmieci jeszcze tu nie dotarł. W okolicy najciekawszy jest południowy odcinek wybrzeża, od Majka do Okuniewki (ok 20 km) szutrów, klifów i takich widoków, że aparat niemal nie wychodzi z ręki. Wszędzie plączą się gruntowe drogi, GPS nieco świruje. Przy nawigacji wspieramy się atlasem "
Крым. Атлас туриста м-б 1:100 000" kupionym okazyjnie w warszawskiej księgarni.
Po kilku kilometrach docieramy do fajnej zatoczki z dobrym dostępem do wody. To ważne, bo klify mają kilkanaście metrów wysokości i w grę wchodzi tylko "clif diving". W zatoczce biwakuje już ekipa przemiłych bajkerów z Ukrainy (jakiś czoper + Suzuki DRZ). Jeden z nich mówi płynnie po angielsku, więc nareszcie możemy się dogadać bez problemów. Okazuje się, że parę godzin wcześniej jechała tędy ekipa z Polski na Afryce -
chłopak z dziewczyną, czyli - jak się okazało po powrocie - forumowy SzymonBBI
Decydujemy się na rozbicie namiotu na samej plaży, tak by widok na morze Czarne nie wymagał nawet wychodzenia ze śpiwora
Wieczorem mamy jeszcze wizytę koni, które przychodzą do wodopoju urządzonego w starym wagonie kolejowy. To co nam przeszkadza to śmieci - są dosłownie wszędzie. Szukając zasięgu komórki plącze się po okolicznych wzniesieniach i co chwila napotykam się na wielkie worki pełne śmieci, pomiędzy którymi skaczą wielkie czarne ptaszyska (wrony ?) Pewnym elementem folkloru są także tutejsze kibelki, czyli bardaszki złożone z 4 patyków wbitych w ziemię i osłoniętych z trzech stron folią.
cdn