Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.01.2012, 23:27   #14
mikelos
 
mikelos's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 643
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 21 godz 23 min 52 s
Domyślnie

Dzień 3 (Skalat, Wikno, Skała Podolska, Kamieniec Podolski, Chocim)
Jak przystało na "harcerzy", wstajemy jak zwykle wcześnie, około siódmej. Szkoda leżeć gdy można jeździć Dni i tak coraz krótsze, a im dalej na południe tym szybciej będzie łapał nas zmrok. Na śniadanie mamy to, co Luki zabrał ze sobą, czyli pełen katalog wyrobów mięsnych Morlin. Producent oficjalnie nie daje wsparcia technicznego dla swoich wyrobów przechowywanych w temperaturach jakie panują w kufrach. Zajadamy więc nieco na siłę kabanosy, zagryzamy salami, dopychając ananasami kupionymi w lokalnym sklepie. Całość smakuje na tyle rewolucyjnie, że tylko mocna kawa i mycie zębów przywracają niezabójczy oddech. A propo kawy: Luki wiezie także przelewowy ekspres do kawy (widać go na zdjęciu gdzieś w drugim planie). Świetny wynalazek, bez niego skazani bylibyśmy na kawę w czopkach 3-w-1 a'la lura z MacDonalda.

Od moto krym 2011

Od moto krym 2011


Kierujemy się na Skalat, gdzie powinien być jakiś zamek. W rzeczywistości z zamku zostały mury obronne i cztery wieże na rogach. Widać, że trzy z czterech wież jest przykrytych nowymi dachówkami, jest więc szansa, że coś przetrwa dla przyszłych pokoleń.

Od moto krym 2011


Dalej kierujemy się do miejscowość Wikno (po polsku Okno, nie mylić z miejscowością o tej samej nazwie w pobliżu Zaleszczyków) w której jest lokalne muzeum entograficzno-historyczne. Z miejscowością związana jest historia rodu Fedorowiczów, jednej z zamożniejszych rodzin na tych terenach przed II WŚ. Po bogactwie i wielkim gospodarstwie nie został prawie ślad, zostało za to kilka pamiątek w muzeum. Luki był tu w ubiegłym roku, więc szybko docieramy do sympatycznej starszej Pani, która pełni rolę kustoszki. Oprowadza nas po muzeum, dając nam tym samym pierwszą lekcję języka Ukraińskiego - rozumiemy 50-70%. Muzeum to nie Luwr, ale warto tam zajrzeć, by zdać sobie sprawę jak bardzo trudne i poplątane bywają losy ludzi w tych stronach, nic nie jest czarno-białe.

Od moto krym 2011


Na tyłach miejscowości, na łące znajduje się źródło i ładny widok na fragment północnego pasma gór Miodoborów. Źródło pełni jakieś funkcje religijne, więc kąpiel odpada, zresztą woda ma temperaturę hibernującą.

Od moto krym 2011


Ponieważ jesteśmy w lekkim niedoczasie, gnamy w stronę Skały Podolskiej. Drogi dosyć parszywe, ale to nas już nie dziwi. Resztki zamku w Skale Podolskiej są położone w równie pięknym co strategicznym miejscu: na wysokiej skarpie rzeki Zbrucz i jednego z jej dopływów. Najlepiej zachowały się elementy elewacji, boczne ściany są tragicznym stanie. Bardzo wątpię by ktoś kiedyś dał radę to odbudować. To co jednak skupia naszą uwagę, to rzeka w dole, pierwsza w której widać kąpiących się ludzi. Dzięki uprzejmości lokalnego bajkera, na chromowanym czoperze o pojemności 50 ccm, docieramy lokalną ścieżką nad samą wodę. Żadna siła, nawet rodzinka pluskająca się obok, nie powstrzymuje nas przed pływaniem na golasa. Powód jest prosty: od dnia wyjazdu, nasze standardy higieniczne ograniczone są do myziania się wilgotnymi ściereczkami dla niemowlaków i żelu do dezynfekcji rąk.

Od moto krym 2011


Czyści jak skuterzyści jadący na niedzielną mszę, z żalem wracamy na zapylone drogi. No, ale w końcu nie przyjechaliśmy tu pachnieć tylko jeździć. Do Kamieńca Podolskiego docieramy bez większych problemów, chociaż nawigacja (zwaną przez mnie złośliwie Jadźką) zawiesza się złośliwie po każdym wyjęciu kluczyka. Luki jako nawigator, cierpliwie wskrzesza ją wyciągając akumulator. Zamek w Kamieńcu jest w lepszym stanie, można zwiedzać go w środku ale mając wizją, że zobaczymy dziś jeszcze Chocim, rezygnujemy z tego. Jadźka w podzięce za reinkarnację, wyprowadza nas z Zamku wariantem "very short, very off road & very hard core". Jadę z Lukim i lawiną kamieni jaką zostawia za sobą. Chętnie bym się zatrzymał i wklepał Jadźce parę mocniejszych razów trójfazowym prądem, ale wiem że jak stanę - to nie ma takiej siły żebym ruszył do góry z kuframi. Jadę, zaciskam zęby, odkładając zemstę na Jadźce na później.

Od moto krym 2011


Od moto krym 2011


Docieramy do Chocimia, wbijamy się na płatny parking ale szybko okazuje się, że zamek zamykają o 18.00 Udaje się nam wejść do wnętrza całego systemu fortyfikacji, ale niestety sam zamek jest już zamknięty. W porównaniu z poprzednimi zamkami, ten wygląda jak lotniskowiec przy kajakach. Widok z murów obronnych na Dniestr jest fantastyczny, ci którzy go atakowali go z dołu mieli zapewne odmienne zdanie. Jest to pierwsze miejsce, które dopisuje w myślach do swojej listy mustsee.

Od moto krym 2011


Od moto krym 2011


Zasmuceni, jedziemy do sklepu w centrum Chocimia, kupujemy coś na wykwintną kolację, a żeby nie siedzieć wieczorem o suchym pysku kupujemy jeszcze 5 litrowy baniaczek wody. Troczę go taśmami do lewego kufra w KLR. Czuję że baniaczek nie ma jednak dziś ochoty na podróż, ale ignoruję jego fochy. Parę kilometrów później przy spacerowej prędkości 100 km/h, baniaczek postanawia wysiąść - w biegu. Hebluję i kątem oka sprawdzam w którym miejscu uciekinier da nura do rowu. Baniaczek po lekkim szlifie stracił na szczelności, ale nie ma zmiłuj się - jedziesz chłopie z nami dalej.

Zbliża się wieczór, słońce świeci gdzieś z prawej strony znad granicy z Mołdawią a nasze cienie na asfalcie wyglądają jak wyjęte w z reklamy camela. Luki indiańskim nosem szuka miejsca na nocleg, wbijamy się w prawo w szutrową drogę i zamiast noclegu spotykamy za rogiem Rusłana. Jeśli wierzyć w to co mówi, bo nawalony jest dosyć solidnie, jest milicjantem (po służbie) i właśnie mu się tegeś,śmegeś popsuł skuter. Zamiast grzecznie się pożegnać, Luki w jakimś niepojętym odruchu dobrego serca, zaczyna grzebać w tym skuterze. Rusłanowi włączyć się tryb słowotok + mowa ciała i z trudem idzie się z nim dogadać. Skuter, który wygląda jak pierwszy chiński prototyp skutera po przejechaniu miliona kilometrów oczywiście jest nieuruchamialny. Mamy więc na scenie: zmierzch, Rusłana, skuter Rusłana, dom Rusłana w odległości 2-3 km i dwóch jeźdźców, w tym jednego o dobrym sercu i nie jestem to ja. Jednak żal nam faceta, proponujemy że weźmiemy go na hol. Rusłan zachwycony, włączył tryb "turbo słowotok" a my w tym czasie troczymy go do Afryki. Rusłan nie daje się przekonać by trzymać taśmę holowniczą w dłoni, wygodniś cholera, wiążemy go więc na krótko za przednie zawieszenie. Patrzę na to z boku, skuter przy Afryce wygląda jak pudel przy panterze. Jeśli Lukiemu niechcący drgnie ręka na rolgazie, to przerobimy mu skuter na deskorolkę. Patrzę z boku jak ruszają, potem jedziemy razem zatrzymując się co kilkaset metrów.

Od moto krym 2011










Ciągniemy Rusłana do domu dobre 5 km, szutrem i w ciemnościach. To że nie zaliczył gleby zaprzecza grawitacji. W domu Rusłan stara się nas za wszelką cenę ugościć, upiera się byśmy spali w domku, wydzwania po żonę, która jeśli dobrze rozumiemy, jest gdzieś poza domem. My wolimy spać w jego sadzie, ale tłumaczenia na nic się nie zdają. Jesteśmy solidnie zmęczeni i ciężko nam przebić się przez jego słowotok. Zgrzytam zębami i ruszam do wyjścia, zbieramy się i ruszamy po ciemku dalej. Gdyby był na mniejszej bani, nieco mniej gadatliwy i pozwolił rozbić namiot w sadzie, wszystko byłoby super. Kluczymy między polami kukurydzy, w końcu wracamy szutrem mniej więcej do miejsca gdzie zaczęliśmy znajomość z Rusłanem. Jest tam opuszczony kołchoz, daje nam to szanse na znalezienie kawałka miejsca pod namiot. Penetrujemy z latarkami krzaczory, udaje się nam znaleźć kawałek łączki pomiędzy wysypiskiem gruzu a stosem szkła. Nie jest to miejsce na romantyczny biwak z dziewczyną ale dla dwóch ujechanych motocyklistów jest w sam raz.

cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 04.01.2012 o 00:06
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem