Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.01.2011, 00:00   #4
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,482
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 27 min 40 s
Domyślnie


Nie normalnie drzemy dalej, ale Mirelka, ten skurczybyk nie golony gdzieś nam zginął. Jak za nami jechał to git było. Chwila nieuwagi i już nam normalnie się zawinął. Już ja mu kiedyś kiełbaskę przywieze. Z chlebkiem. Niedoczekanie. No i tak prujemy sobie w najlepsze. Lasek łączka, lasek. Z boku stoją dwa Landkruzery. Czemu, kuwa oni z boku stoją. Jak droga na wprost jest? Na boku jest normalnie druga droga. Ta na wprost jakby cóś z koleinami była. A co mi tam. Walim koleinami. No to mamy dziada. Mierek wisi na brzuszku i przebiera nóżkami w powietrzu. Będzie chciał kiełbaski. Jak mu, kuwa kiełbaski dam. Niedoczekanie.

- Heloł wujek, co jest czemu zator robisz ?
- Nie no, Marek zara wycofa i mnie pociągnie. Na ramie wiszę.
- Masz dziadu, za swoje. Uciec chciałeś, He he
Marek cofa tą swoją ciężórawką. Mirek wyciąga kinetyka co go z nim za taśmę przehandlowałem. Normalnie nie mieściła mi się w bagażniku taksówki. Ale to wszystko wina mojego sąsiada. Mówił;
- felek, linkę musisz mieć i podnośnik.
Tylko takie mi kupił, że ani jedno ani drugie na raz w bagażniku mi się nie mieszczą. Podnośnik ani w górę ani w szerz w bagażniku się nie mieści. Trzeba siedzenie składać albo po skosie układać, żeby klapę do bagażnika zamknąć. Linka pół bagażnika zajmuje a gdzie kalosze włożę ? Normalnie światowy niby człowiek, a takie gafy wali. Jedna za drugą. W Carfurze nie dość, że za 23 złote są podnośniki to jeszcze hydrauliczne. Pod siedzenie bym włożył, a nie takie szyny jak do czołgu. No dobra jest Marek linkę mota. Dzieciarnia cała na pakę się ładuje.
- Tato, tato linka się ubrudzi.
Młody będzie kręcił kamerą. No i kręcił. Nic nie widać na filmie. Burta, niebo i podłoga na pace. Ale auta Mirona nie widać. Ani przez chwilę.

P1030046.jpg

Marek pociągnął Mirelke jakby sanki ciągnął na kuligu. Tera ja. Jedyna i nic. Przyssało się czy jak? Wsteczny. No z trudem ale jakoś rusza. Nie za wiele tego było. Coś z tyłu trzeszczy i jakby się łamało. Co u licha ? No jasne jak jechalim to w koleinach lód był. My jechaliśmy wierzchem. Teraz skruszyłem lód i stoję. Tym razem ani do przodu ani do tyłu. A oni już se pojechali. Koledzy. Ja już nie mam kolegów. Przód tył, przód tył. Po szóstym razie zaczynam się ruszać wprawdzie po centymetrze, ale coś już jest. Po trzydziestym siódmym razie ruszam już po pół metra. Teraz pora na męską decyzję. Zaciskam zęby i pełna rura. Koła skręcone ma maksa. Maszynownia daje całą na przód. Wyskakujemy z koleiny prosto w krzaki. Nie ma przeproś, gałęzie tną lakier. Z każdym sznytem serce krwawi. Ale albo piękny lakier albo mokre buty. Normalnie jakoś się udało. Idziemy do przodu. W końcu drogi gdzie nasza spotyka się z ta którą prują landki stoi Mirek i zwija linkę. Albo stanę w tej koleinie i zostanę, albo bokiem po lodzie. Jak wjeżdżam na lód słyszę jak trzaska. Żeby tylko nie było głęboko. Nie ma czasu na sentymenty, albo dojdę do brzegu zanim się wszystko zapadnie, albo zostanę na zawsze. Pełna rura. Normalnie enduro nie pęka. Nie dość, że potarłem do brzegu to jeszcze łyknąłem Mirona. Mam pałer, mam pałer. Dalej to już bułka z masłem. Nawet poznaję okolice. Tak się zachwyciłem znajomością okolicy, że znowu trochę nie tak pojechaliśmy. Za nami wali gostek Landkruzem. On chyba jak my nawet nie zagląda do rołdbuka. Jedzie wpatrzony w nasz zadupek. No to musimy zrobić nawrotkę. O ile my naszą pchłą robimy to na raz bez wahania, gość musi zrobić to samo tylko na cztery razy. Odnajdujemy właściwą drogę. Jedziemy kawałek lasem i mamy wyjechać na asfalt – w miejscu gdzie przed chwilą zawracaliśmy. O nie, to jest normalnie nie do przyjęcia. Jako, że jesteśmy prawie na miejscu postanawiam olać rołdbuka i przycinam lasem na azymut.
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem