Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.10.2010, 14:44   #272
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Cool

Dzień trzynasty: Marrakesz

W nocy Pawła dorwała choroba faraonów i rano leżał nieżywy po nocnych sensacjach. Ten, codziennie tryskający humorem, zwarty i gotowy do boju facet, dziś leży na sofie i ledwie dycha. Zmieniamy nasz plan porannego wyjazdu i przekładamy do na południe – dając Pawłowi dojść do siebie. Ponadto Kajman oraz Puszek jadą samochodem do Zagory – odebrać zrobioną przyczepę i uszkodzone motocykle. Ja mam zabrać Mariolę na motocyklowy ride do Marakeszu gdzie wieczorem mamy się ponownie spotkać. Mamy zatem trochę czasu, który postanawiamy przeznaczyć na śniadanie w mieście i zakupy pamiątek. Zwłaszcza, że na to drugie może już nie być czasu.
Pierwsze realizujemy na restauracyjce na pustym ryneczku.




Zakupy załatwiamy w długim ciągu kramików z wyrobami jubilerskimi i kamiennymi – tam szlifujemy nasze zdolności negocjacyjne – po dwóch tygodnia – umiemy grać w tę grę. Fakt, że najlepiej wychodzi nam strategia „na wychodzenie”. Polega ona na wyborze kilku eksponatów (najlepiej w więcej niż jedną osobę) i zaproponowanie swojej ceny. Ona oczywiście jest odrzucana (trzeba wysłuchać skarg na niedolę życia kramarza i jego rodziny) i zabierać się od wyjścia. Druga osoba może grac złego policjanta i wyciągać potencjalnego kupca z miną udającą oburzenie. W drodze do drzwi usłyszymy jeszcze kilka propozycji cenowych i próśb o „Real price” albo „Gimmie your price”. Sukcesywnie odmawiamy przechodząc za próg i kierując kroki do następnego kramu. Twardzi sprzedawcy wytrzymywali do drzwi. Twardsi pozwalali nam wyjść, ale gdy mijaliśmy ich kram ponownie miękli. Najtwardszy wytrzymał do pakowania się na motocykle.
Rada najważniejsza. Ustalicie sobie cenę, którą jesteście w stanie zaakceptować. Ile dla was coś jest warte. A potem trzymajcie się tego. Bądźcie też przygotowani, że tego nie kupicie – więc się zbytnio nie podniecajcie. W większości jednak przypadków to zadziała – i nie chodzi tu o oskubanie tych ludzi – tylko o zapłacenie ceny fair. Bądźcie spokojni – jeśli sprzedawca zaakceptował wasze warunki – nie stracił. No, może nie zarobił tyle co na niemieckich turystach.

Po powrocie do Bikers Home pakujemy manele, Paweł czuje się nieco lepiej, niestety nie ma wyboru. Dziś musimy być w Marakeszu.
Żegnamy Petera i dajemy w długą. Paweł za Norbim podskakuje „na pasażera”. Za Quarzazate skręcamy na szutrówkę biegnącą w kierunku jednych z najbardziej spektakularnych ruin Maroka Ait Benhadou – skarbu UNESCO wiecej –(klik) Wystarczy spojrzeć na długą listę kręconych tu hollwodzkich produkcji by docenić to miejsce.



Zobaczyliśmy jednak ruiny z siodła, nie wywarły na nas jakiegoś super wrażenia. Paweł nie w formie, powroty są do dupy itd. itp: zrobiliśmy zdjęcie i pojechaliśmy dalej drogą na Telouet.
Jest ona pięknie poprowadzona między górami, sama droga jest raz lepszą raz gorszą szutrówką.






Trwają na niej prace drogowe – wygląda, ze niedługo będzie asfalt. Jedna jej część będzie prawdziwym wyzwaniem – zwłaszcza ze dopiero c chyba spadł kawałek góry wraz z drogą. My musieliśmy przedzierać się przez tymczasowo wydrążonym w skale odcinkiem.





Paweł czuł się coraz gorzej siedząc na siedzeniu pasażera, – więc zamienili się z Norbertem i mimo słabości prowadził po tych wertepach. Mają chłopaki do siebie zaufanie, nie ma co…
I jeszcze załapują się na awarię – Na postoju słyszymy charakterystyczne strzelanie stycznika rozrusznika. Rozładowany Aku? Na szczęście poluzowała się tylko klema. Śrubki nie dało się odkręcić – zespoliła się z nakrętką na stałe. Siłowe rozwiązania porzuciliśmy, – bo groziło to urwaniem klemy luz złamaniem śruby – zawinęliśmy więc kawałek drucika niwelując luz a zapewniając przepływ. Dotrwało do domu. 11:4 dla nas.

Jakoś dojeżdżamy do Telouet. Paweł pada na twarz, wiec załatwiam mu łóżko u właściciela knajpki, w której zamawiamy żarcie. A głodni jesteśmy wściekle. Paweł śpi a my pożeramy zamówione frykasy!




Z Telouet kiepski asfalcik dołącza w końcu do głównej nacjonalki łączącej północ kraju z południem – Drogi N9. Przecina ona Atlas na wysokości ponad 2200 m przełęczą Tizi-N-Tichka, z której wiodą na sam dół bajeczne serpentyny. Równy szeroki asfalt, milion zakrętów – non stop godzina zjazdu bez zatrzymania. Wszystkie opony pozamykane. Adrenalina max, parę razy było ciepło, gdy na czoło szła w zakręcie wielka ciężarówka. Mariola na tylnym siedzeniu adonis jazdę wyśmienicie, bardzo dobrze współpracuje w zakrętach – jestem pełen podziwu. Ja po tej jeździe byłbym siwy – a jej się jeszcze podobało…



Zaczyna się zmierzchać jak wjeżdżamy do Marakeszu. Chcemy trafic na główny plac – ale nie pamiętamy ani jego nazwy ani nie wiemy gdzie się znajduje. Nie wiemy też gdzie spać – wbijam, więc współrzędne hotelu, który widzę na ekranie i jest jakoś optycznie w centrum. Wjeżdżamy w dzicz miasta, chwilę później przekraczamy bramę Medyny. Jedziemy na azymut cez za 600m a uliczki coraz mniejsze i ciaśniejsze, pełno pieszych rowerów kramików i na to my naszymi kolubrynami!!!
Nagle wyjeżdżamy z plątaniny uliczek wprost na wielki oświetlony światłami bazaru plac! Trafiliśmy bez pudła – to słynny Jeema El Fna.



Nasz hotel CTM jest dokładnie tutaj. W dodatku okazuje się zaskakująco tani – 125 za dwójkę. Biorąc pod uwagę lokalizację (to tak jak by spać na rynku w Krakowie) nie mogło być lepiej. I jeszcze mają chroniony garaż. Logujemy się szybciutko w pokojach, bo impreza na placu zaczyna się już mocno rozkręcać.





A to chyba Mt Toubkal (4167 m n.p.m.)


W międzyczasie dojeżdża Kajman z Puszkiem – auta niestety obowiązuje zakaz wjazdu na Plac – wiec stają na czymś w rodzaju parkingu strzeżonego dla skuterów. W końcu mają lawetę z dwoma motocyklami!
Wpadamy na plac – to jedna wielka knajpa otoczona kramami spożywczymi. Wewnątrz znajdują się „ekskluzywne” restauracje – dla turystów. Mają menu po angielsku, ceny turystyczne i wyrafinowanie wkurwiających naganiaczy. W krótką chwilę doprowadzają nas do szału, a widząc, że nie będziemy ich klientami stają się opryskliwi i agresywni. Mają nawet opanowane polskie słowa, „Kaczyński chuj” –nie jest im obcy. Kilka dni po katastrofie pod Smoleńskiem gra na naszych uczuciach patriotycznych jest nie na miejscu. Brzydki akcent.
W mniejszych lub większych grupach plątamy się po bazarze próbując różnych kulinarnych ciekawostek w najbardziej obskurnych knajpkach, w których siedzą normalni przechodnie. Raz się żyje, wiec zjadam:

- móżdżek barani, z duszonym mięsem z okolicy głowy,
- gotowane ślimaki w skorupkach,
- smażone ryby i kalmary,
- wściekle ostre ciastko migdałowe z herbatą miętową,
- popijam to trzema sokami ze świeżo wyciskanych pomarańczy,
- zagryzam daktylami i orzechami ze straganów.










Nie mam prawa przeżyć do rana. To był udany dzień.

Stan budzika: 2533 km, Przebieg 212 km


Dzień czternasty: Highway

Hmmm, co tu napisać o powrocie autostradą?
Było zaskakująco fajnie... Jechaliśmy cały dzień, w zwartym szyku. (znaczy Patrol zostawał w tyle) płaciliśmy na bramkach (w sumie chyba 170 dirhamow) i tak prawie 600km przeleciało nam jak z płatka.





Na wieczór byliśmy na pięknie położonym cyplu zwanym Cap Spartel, gdzie znaleźliśmy Camping z bungalowami. (N35 45.581 W5 56.136) a w nim 2os pokoje. Cena przystępna a w knajpie przygotowano nam świetną pożegnalną kolację z owoców morza – to było świetne zwieńczenie marokańskiej wycieczki.




Zdążyliśmy jeszcze na zachód słońca na oceanem Atlantyckim – piękny widok. Nigdy nie widziałem oceanu.





Stan budzika: 3110 km, Przebieg 577 km

Dzień piętnasty: Home Sweet Home

Rano zwijka i szybki przeskok do portu Tangier. Pussi i Norbi wreszcie mogą sobie pojeździć na swoich sprzętach












W porcie zrzucamy motorki i chłopakom chwilę schodzi na próbie zhandlowania przyczepy, w porcie nie znajdują nabywcy, jadą więc do miasta, reszta czeka. O wzięciu do Europy nie ma co marzyć.

Po godzinie wracają – gęby uśmiechnięte – 150 euro przynajmniej wróciło do kieszeni. A tak trzeba by ją zostawić. Formalności przechodzimy bez problemu i pakujemy się na prom. Teraz to już naprawdę koniec:







W Europie czeka nas miła niespodzianka – tu jest dwie godziny wcześniej. Mamy wiec całkiem sporo czasu na powrót do Malagi pakowanie przyczepy i wysłanie Kajmana do domu.





A wiec Kata na hol, Puszek pierwszy (jedyny) bieg i „dzida” te dwadzieścia parę km do Algeciras gdzie mamy zgruzowaną przyczepę.



Na smuteńkim końcu już na parkingu podjeżdża do nas lokalna policja i bardzo kręcą nosem na holowanie motocykla motocyklem. To zdaje się niedozwolone. Szybko jednak okazuje się, że chłopaki są z hiszpańskiego TransAlp klubu, międzynarodowy język o wyższości Hondy nad innymi markami bierze natychmiast bierze górę a po łowach „KTM SHIT” jesteśmy już przyjaciółmi. Już drugi raz pomarańcza ratuje nam dupę a mimo to coś Norbi markotny… Dobrze, że Afra jechała na kołach bo byłby międzynarodowy skandal.

Autostradą przeskoczyliśmy do Malagi gdzie na parkingu pod sklepem kolo lotniska zapakowaliśmy resztę motorków na lawetę i przebraliśmy się „na samolotowo” w czyste ciuchy.






Jest po 22:00, boarding coś o 5 rano, więc czeka nas noc na lotnisku. Machamy jeszcze Kajmanowi, który z fasonem wyjeżdżając z podporządkowanej wali kołem przyczepy w krawężnik gnąc felgę a powietrze wchodzi z opony z efektownym sykiem. Widać żal mu się z nami rozstać – ściągamy koło, wypakowujemy narzędzia klepiemy felgę.





Po chwili Kajman znika w ciemności a my przemieszczamy się na lotnisko.

Wypijamy tam kilka piwek i o dziwo nie spóźniamy się na samolot. Dość dodać, że to pierwsze połączenie po tygodniu przerwy spowodowanej islandzką erupcją wulkanu…
Ma się ten plan…


Stan budzika: 3320 km, Przebieg 210 km




KONIEC
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem