Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06.10.2010, 17:36   #259
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Cool

Dzień jedenasty: Wąwozy Todra i Dades


Kształt najsłynniejszych marokańskich wąwozów Dades i Todra tworzy charakterystyczną literę „A” gdzie prawa noga z Boumalne Dades do Agoudal (MH1- Wąwóz Dades) tworzy nóżkę lewą, a Tinerhir z Agoudal (MH2-Wąwóz Todra) - nóżkę prawą. W połowie drogi mamy drogę łącząca oba wąwozy zwaną Gorge to Gorge (MH3)


Należy wiedzieć wąwóz Todry (MH2) jest w całości wyasfaltowana, zaś MH1 ma równy asfalcik do połowy – mniej więcej w okolice Msemir – tam gdzie MH1 spotyka się MH3.
Na trasach MH1 i MH2 nie ma co się spodziewać ekstremalnych przeżyć offroadowych – trzeba potraktować je na luzie, jako turystyczną atrakcję Maroka – którą jednakże trzeba koniecznie zobaczyć. Dolne części nóżek „A” są bardziej turystyczne –w zasadzie to najbardziej ich wlotowe części. Wyjątek stanowi łącznik MH3 który jest całkowicie nieturystyczny – i w praktycznie niedostępny dla nieterenowych motocykli i samochodów. Jest to odcinek wyludniony, surowy i piękny zarazem. Oceniam go na nieco łatwiejszy od MH4 i polecam go amatorom offroadu afrykańskiego. Oczywiście kufry i pasażer lepiej aby został w domu co nie znaczy, że przejazd jest niemożliwy. Może trzeba będzie częściej zsiadać. Trzeba tez przed wyjazdem sprawdzić jego dostępność. teraz naprzykład (10.2010) z powodu osuwiska jest nieprzejezdny.

Z Tinerchir do Todry wiedzie droga przez tereny zabudowane w kierunku widocznych na północy gór. Wyjeżdżając zza n-tego zakrętu drogę zamyka monumentalna ściana, w której szczelinie mieści się wjazd do wnętrza wąwozu. Imponującej wysokości skalne ściany zamykają się nad głowami w nieco komercyjnej, jak dla mnie, otoczce. Wybetonowane dno doliny, kramy z czajniczkami do herbaty i inne turystyczne badziewie kończy się po kilkuset metrach i można się oddać wyłącznie pokonywaniem zakrętów.














Po około 50km jazdy docieramy do rozjazdu na MH3 – tę bardziej offroadową część trasy, po której wiele sobie obiecujemy. I faktycznie nawierzchnia zmienia się diametralnie, kamienista szutrówka pnie się to zboczem to dnem suchego potoku coraz wyżej i wyżej. Pogodę mamy piękną, miejsc do focenia również całkiem sporo – mimo wysokości nie czujemy zimna. Jedziemy sobie powoli racząc się ładnymi widoczkami i czerpiąc przyjemność z jazdy







Miejsce to, choć wydaje się całkiem bezludne, jednakże takim nie jest. Gdziekolwiek się nie zatrzymamy zaraz, niewiadomo skąd, pojawiają się pędem dzieci lokalnych Tuaregów. Zamieszkują tutaj bardzo prymitywne kamienne osady czy nawet jaskinie. Już po ich strojach można ocenić, że nie wiedzie im się zbytnio dostatnio a i ciężkie warunki atmosferyczne odbijają swe piętno na wyglądzie. Ogorzała od słońca i wiatru skóra nawet u dzieci jest ciemna i pomarszczona.








Po nieśpiesznych 50 km i 3h jazdy oraz pokonaniu przełęczy o niebagatelnej wysokości 2638 m. zjeżdżamy w dół do wąwozu Dades. Ostatni odcinek jest szczególnie malowniczy. Pozwalamy sobie na daktyle i kawkę. Przy stoliku a co!








Docieramy do jadącej dnem doliny trasy MH1 w okolicach miejscowości Msemir. Trwają tam zakrojone na szeroką skalę roboty drogowe – tutaj też wkrótce będzie asfalt. Ponieważ zrobiła się czwarta a my nie jesteśmy przyzwyczajeni do tak późnego lunchu – szukamy knajpki. Znajdujemy położoną nieco na uboczu oberżę (N31 45.548 W5 47.788) gdzie zamawiamy lokalne specjały – czyli omlety z tradycyjnym pieczywem – cienkimi plackami z żytniej mąki. Omlety mają tę zaletę, że podają je stosunkowo szybko (niestety ich przygotowanie wymaga rozpaleniu w piecu) ale zawsze to lepiej niż czekać godzinami na couscous czy tajin.





Miejsce nadaje się na nocleg – gdyby tak komuś wypadło – my jednak mamy PLAN i jedziemy na szczyt naszej literki A – do Agoudal.
Po drodze jest dziko pięknie – a droga wygodna, choć szuter. Cały czas prowadzi górną częścią zachodniej ściany wąwozu Dades wijąc się i kręcąc uporczywie, wznosząc metr za metrem. Po prawej przepastne doliny i wijąca się kilkaset metrów w dole rzeka.








W pewnym momencie wjeżdża na nas z góry grupa motocyklistów, na ciężkich enduro niemieckiej firmy. Mimo, że jadą solo – w większości okufrowani po sufit, na szosowych oponach – wyraźnie sobie nie radzą. W zasadzie sprowadza ich powoli ich „przewodnik”. Na domiar złego zasugerowani nami mylą się i zamiast jechać pełną pętlą jadą skrótem ścinającym główną trasę. Oczywiście kończy się to glebą na luźnym szutrze i ogólnym zamieszaniem. Śmigamy zniesmaczeni dalej do góry.






Po niedługiej chwili wjeżdżamy na przestronną przełęcz Tizi-N-Ouano (2909m). Jest to najwyższy punkt całej naszej wycieczki po Maroko. Jest już zdecydowanie chłodniej – mamy na sobie większość ciepłego ekwipunku i nawet z przyjemnością załączam grzane manetki. (Nie jest to absolutnie konieczne, wystarczyły by grubsze rękawiczki) Na przełęczy obowiązkowa sesja – bo ładnie jest a i słoneczko popołudniowe robi miły klimat.









Po sesji smigamy dalej, po rozległej wyżynie między górami wysokiego atlasu. Tu i ówdzie widać łaty śniegu z zakamarkach północnych stoków. Jeden nawet w zasięgu Afryk. I to by było tyle w temacie śniegu w Afryce w kwietniu.





Około 15km przed celem mija nas jadący w przeciwną stronę samochód. Wysiada z niego lokals i proponuje nocleg w nieodległej oberży, którą prowadzi. Mamy już dwa namiary w tej wiosce wiec dziękujemy i jedziemy dalej. Koleś ściąga z paki rower i dawaj za nami. My sobie pyrkamy spokojnie omijając potoczki, kałuże i inne nierówności drogi a facet zasuwa obok rowerem dotrzymując nam kroku. Kilka razy nawet nas wyprzeda wykorzystując znajomość topografii. Jesteśmy tym faktem bardzo niemile podenerwowani.





W końcu docieramy do wsi Agoudal – niestety bardzo nieprzyjaznej – ogromna ilość agresywnych podrostków, nie nastraja do zatrzymywania i wdawania się w jakiekolwiek dyskusje – trzeba zasuwać prosto do oberży. Nasz „przewodnik” na rowerze zdaje się wykorzystać sytuacje i prowadzi nas bez pudła – wprost do swojego lokalu: Afoud.




Ścigające nas dzieciaki zostają w odległości około 50 m i nie zbliżają się już do naszej enklawy, wyraźnie respektując życzenie właściciela wyrażone w oszczędnych arabskich słowach:

- Wypierdalać!

Po krótkich negocjacjach, grożąc wizytą u konkurencji kilometr dalej, zbijamy stawkę do akceptowanej (2o0 dir za dwójkę z obiadem i śniadaniem) Negocjujemy też skład obiadu – właściciel obiecuje nam ucztę – a my jesteśmy na nią bardzo zdesperowani. Ostatecznie do zostania przekonuje nas fakt serwowania w tym lokalu PIWA!!! Pierwsze piwko od 10 dni!!! Nieważne ile kosztuje! Zostajemy.
Jesteśmy na wysokości ponad 2300m jest ordynarnie zimno, czapki i rękawiczki są jak najbardziej na miejscu, specjalnie się nie rozbieramy z naszego ekwipunku. Obstalujemy dwójkami przytulne pokoiki, oczywiście wyciągamy własne śpiwory. (ze względu na warunki higieniczne, stan pościeli i różne zamieszkujące ją zwierzęta własny śpiwór jest wielce wskazany).





Oczekiwanie na obiad (co jak zwykle długo trwa) zabijamy rozmowami w jadalni oraz umilamy sobie czas koncertami gospodarzy na lokalnych bębnach oraz innych dziwnych instrumentach. Wciągamy piwko, jak również ostatnie pozostałości alkoholu z lotniskowego bezcłowego.









Uczta okazała się na miarę oczekiwań – tajiny, szaszłyki, swieżo upieczony chleb, sałatki. Po jedzeniu nagrodziliśmy brawami niejaką Aishę – żone gospodarza – która nawet pokazała się na chwilę w drzwiach kuchni – zwabiona naszym skandowaniem jej imienia i gromkimi brawami. Rzadkość to chyba – bo to jedyny raz kiedy zobaczyliśmy w domu kobietę- do tej pory posiłki serwowali mężczyźni – choć przypuszczalnie przygotowywały je kobiety, tradycyjnie zamknięte w czterech ścianach.





Mariola nawet próbowała podpuszczać gospodarza na tematy równouprawnienia – pytając, co porabia w wolnym czasie (spotyka się z kolegami, grają i spiewają) i zaraz konfrontując to wolnym czasem jego żony (pierze, sprząta, gotuje). Jego odpowiedzi były tak niewinnie naturalne, że chyba nie pojął rzeczywistego celu pytania. Miejsce jest jednak świetnie i gorąco je polecam odwiedzającym Agoudal.



Stan budzika: 1944 km, Przebieg 140 km

Następny odcinek (klik)
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 09.10.2010 o 18:30
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem