Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12.04.2010, 14:43   #389
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

Jeszcze trochę z "życia na zlocie"

PIERWSZY AFRYKAŃSKI SPŁYW DUNAJCEM - CZYLI CZARNA WYOBRAŹNIA NIE ZNA GRANIC

W rolach głównych: IZI, MOVISTAR, 2xAT i DUNAJEC

W pozostałych rolach: FLISACY, TRATWA i … KAJAKARZE GÓRSCY



Pewnie każdy zna, a co najmniej słyszał o malowniczym przełomie Dunajca w Pieninach. Od lat można nim spłynąć na specjalnych drewnianych tratwach prowadzonych przez Flisaków. "Emerycki charakter" zlotu w Borkach zachęcił kilku Afrykańskich wyjadaczy do spędzenia leniwego sobotniego dnia, wylegując się na tratwie w otoczeniu pięknej przyrody. Czy to możliwe - pewnie że nie!

Wygląda na to, że Izi i Movistar mają słabość nie tylko do swoich AT, ale też do wody. Przeprawiali się już przez wiele rzeczysk podczas swojej kamczackiej podróży (i pewnie nie tylko). Okazało się, że na ziemi galicyjskiej też się kryją ciekawe, jeszcze nie odkryte możliwości na oswajanie górskich rzek. Czy trzeba je przekraczać w poprzek - wcale nie… Można wzdłuż, w końcu z nurtem lepiej.

Drogę do przystani w Sromowcach w większości znacie, więc nie będę się rozpisywać. Powiem tylko, że miało być blisko i krótko, tak powiedział Sambor. Było daleko, "nie szybko", z gradem, deszczem i śniegiem. Sambor nie chciał byś usłyszeć, co wtedy mówiliśmy - upiekło Ci się, choć w sumie nie wiem dlaczego. Mimo tych kilku "utrudnień na trasie" przejażdżka była baaardzo miła.

Na przystani w Sromowcach czekali na nas flisacy. O całym misternym planie byli powiadomieni. W końcu to pierwszy w historii flisackiej działalności spływ z motocyklami na pokładzie tratw. Nie wiem tylko, czy spodziewali się sprzętów wielkości Afryk, ale kierownik przystani dyplomatycznie nic nie powiedział.

Na przystań trzeba było przejechać przez budynek z kasami (nic nadzwyczajnego), a potem pokonać schody do nabrzeża.







Izi wcielił się w rolę głównego logistyka załadunku sprzętów.



Po krótkiej burzy mózgów Chłopaki, przy pomocy rozbawionych flisaków przystąpili do pakowania. Na pierwszy ogień poszedł sprzęt Movistara, a zaraz po nim - Iziego.












Ku mojemu zaskoczeniu wszystko to trwało całkiem krótko - tak jakby Chłopaki "mieli tego typu akcje we krwi".









Afryki na tratwie prezentowały się pięknie. Szef flisaków oczywiście nie zapomniał zrobić sobie kilku zdjęć do nowych folderów. Śmiał się, że powinni teraz dorzucić do oferty spływ tratwami z motocyklami, a potem, kto wie, może i z samochodami, ciężarówkami, czołgami….









Wraz z dwoma flisakami prowadzącymi całą "platformę" ruszyliśmy na krętą, 18 km trasę do Szczawnicy (w linii prostej jest to zaledwie 6 km). Nawet słońce się do nas uśmiechało i wszystkim dopisywały świetne humory.







Płynęliśmy trochę przez Słowację, a trochę przez Polskę. Po drodze dowiedzieliśmy się o wielu różnych ciekawostkach z tej części Pienin. Chłopaki bacznie rozglądali się dookoła, szukając Janosika skaczącego po skałach Gór Aksamitek.








Przechadzający się wzdłuż rzeki Polscy i Słowaccy "spacerowicze" pozdrawiali nas płomiennymi uśmiechami. Niektórzy mieli nawet sugestie co do ulepszenia pływalności całego taboru, ale jakoś nie skorzystaliśmy. Rybacy też wydawali się zaskoczeni widokiem takiego "towaru" na tratwie, a przecież spływające tratwy widzieli już tysiące razy.








Jak na "rasowych turystów" przystało zrobiliśmy sobie zdjęcie" z widokiem na malownicze Trzy Korony, najwyższy szczyt pasma.




Cała sielankę na dobrych kilka chwil przerwał śnieg, który niespodziewanie zaczął padać - choć tego dnia nie było to właściwie już takie nadzwyczajne. Nie pozostało nam nic innego jak włożyć kaski i przeczekać burzę. Widok jaki przedstawialiśmy musiał być iście "kosmiczny": padający śnieg, dwa motocykle na tratwie, trójka ludzi siedząca w kaskach, tak jakby zaraz mieli wskoczyć na motocykle i odjechać, i dwóch flisaków w swoich tradycyjnych czapeczkach manewrujący między bystrzami drewnianymi kijami…

W Szczawnicy mieliśmy wyładować sprzęty w miejscu, w którym zwykle kończy się spływ.

















Okazało się, że dojazd do drogi wymagałby pokonania stromych schodów. Już zaczęliśmy kombinować, jak by tu jechać, ale ostatecznie tak nam się to płynięcie spodobało, że z powrotem wsiedliśmy na tratwę i popłynęliśmy kilka kilometrów dalej, gdzie brzeg był płaski i łatwiej było wydostać się na ląd.









Na tym ostatnim "ekstra" odcinku mieliśmy do pokonania slalom ustawiony dla kajakarzy górskich.



Izi i Movistar podtrzymywali Afryki - już nie powiązane linami. Nurt się zrobił szybszy. Flisacy manewrowali tak, żeby się zmieścić miedzy tyczkami.



Kajakarze górscy akurat trenujący na torze byli "lekko zdziwieni" naszym pojawieniem się na trasie slalomu, ale bez żadnych oporów ustąpili nam miejsca. Wiadomo większy ma rację….






Do celu dopłynęliśmy już w deszczu. Przywitały nas dwie Afryki (dziękujemy komitetowi powitalnemu). Rozładunek sprzętów poszedł równie sprawnie jak załadunek.












Pierwszy, historyczny spływ Afrykami Dunajcem udał się w 100% - z taką ekipą nie mogło być inaczej. Dzięki.

Nie pozostaje nam chyba nic innego, jak chyba zgłosić Chłopaków do Księgi Rekordów Guinessa…

Tu link do całego albumu: http://picasaweb.google.com/ola.trza...eat=directlink

Pozdrawiam



__________________
Ola

Ostatnio edytowane przez Ola : 12.04.2010 o 15:47
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem