Łorsoł Skuter Ekspedyszyn - zapiski kłusownika
Zobaczyłem sobie info o tym skuter ekspedyszyn. Zachęcony ogłoszeniem postanowiłem skorzystać.
- W sumie nieźle - pomyślałem – Czemu nie, można by spróbować. - Potem doczytałem, że to nie skuter tylko szuter. Ale co mi tam, ja nie dam rady… Pewnie, że dam.Bo kto by dał jak ja nie dam. Później, jednak się zastanowiłem . Jednak co duże koła na szuter to duże, nie to co małe dziesiątki w pierdziawce. Trzeba by pokombinować. - Halo, Zygmunt, wziąłbyś mi pożyczył motura. No nie bądź wiśnia i wiesz …. W sumie to bym ci go trochę oblatał, bo ci w końcu zarośnie i zardzewieje jak nie jeździsz. - No dobra, tylko wiesz …. No żeby potem nie było…. Dobrze jest. No to motura już mam. Jadę do Zygmunta . Motor stoi, a jakże, aż czujęjak się domnie uśmiecha. Od kąd Zygmunt go kupił, jeździł może kilka razy. Pierwsza wywrotka na trawie i moturł popadł w zapomnienie. Zygmunt wynalazł sobie inne hobby. Plandeka dawno nie ruszana można po niej palcem pisać od kurzu.Kluczyk i nic.Nawet nie zabździło. - Czy ty mu kiedyś ładowałeś akumulator ? - A to trzeba ? W samochodzie nigdy tego nie robiłem – - No tylko, że samochodem jeździsz.... - - Dupa. Skocze do domu po kable I odpalimy. – Kable mam. Tylko się okazało, że w domu to ich nie ma. Może w robocie ….No dobra są. Przyjeżdżam z kablami. Odpalamy. Poskręcałem do kupy i ubrałem się. Zanim dojadę do domu to się podładuje i będzie git. Wpinam jedynę, chcę ruszyć a on pryyy i zgasł. No żesz ty. Nie będę znowu tego wszystkiego rozkręcał od nowa. Wezne z popychu. Nie dało rady. Kurna macia. Niezły spręż. Ani dygnął. Koło nawet nie dygnęło. Nawet choćby ćwierć obrotu. Ani z dwójki, ani z trójki, z czwórki też nie. O żesz ty … Zdyszany jak mops w upalną pogodę miotam się z językiem po posadzce. Nie ma rady rozbieram się. Rozbieram boczki. Przepraszam się z kablami. Teraz już nie ma lipy nie może się nie udać. Wpinam jedyne i ruszam. Wyjazd na ulicę. O ja pierniczę….. co za przyjemność …..to nie to co skuter. Normalnie jest zarąbiści człowiek wie po co się urodził. Dwa skrzyżowania dalej pani Peugotem zacina w lewo dwa pasy. Blok na koło uf. Nie zgarnęła mnie. Nadal żyję. Tyle, że motur zdechł.Trochę chodził jak go skręcałem, jak się ubierałem… No i trochę jak jechałem. Niestety. Jedyne co zagadało to automat. A i tak nie za długo. Dobra, teraz ciepły trochę pochodził da radę z pychu. Nie dało rady. Latałem w tę i nazad kilka razy. Nawet nie dygnął. W końcu gdy już jęzor był tak długi, że płatał się w szprychy zacząłem się zastanawiać nad wezwaniem jakiegoś assistance. Może i by przyjechało tyle że telefon został w domu pod ładowarką. Że też zawsze takie sprawy muszą mi się zdarzyć jak nie mam telefonu. W końcu wyhaczyłem jakiegoś kolesia na dukacie. Popchnęliśmy we dwóch i zapalił z pół obrotu. Potem już w połowie drogi coś się zaczynał troszkę dławić a jak zatrzymałem się na światłach to zgasł. Kanalia. Bateria nawet nie dygnęła. Znowu na popych. Tylko dzięki pomocy jakiegoś przygodnego rowersa udało mi się znowu odpalić. – Dzięki Stary, że Ci się chciało. - Do domu dotarłem przed północą. W domu wyjąłem akuu, ale się okazało, że prostownik to ja miałem. Tylko teraz go nie ma. Nawet nie mam czym po niego pojechać. Ło żesz ty. CDN |
;).
J. |
Czekam na ciąg dalszy :D
|
Uwielbiam czytać Twoje relacje. Czekam :)
Wysłane z mojego GT-N7100 przy użyciu Tapatalka |
Dzięki za miłe słowa. Te mnie motywują do dalszego działania ;-)
Rano. Co to ja miałem rano zrobić ?? Wyspać się miałem. Za cały tydzień. I na następny chociaż troszeczkę. Tak sobie powtarzałem codziennie rano przez cały tydzień. Że też mnie podkusiło przeczytać o tej imprezie. Niestety w nowym życiu mam etat mleczarza. Oznacza to niechybnie, iż nie mogę się wylegiwać do szóstej. Wikend za to, miał być dla mnie i tylko dla mnie. No ale motur, Zygmunt i rajd… No, ale rajd od dziesiątej. Może jeszcze tylko chwileczkę. Mrugnę se troszkę oczkiem. - Kurde, a jak nie zapali to na co się mam tak zrywać? Zygmuntowi powiem, że padaka nie odpaliła i żeby se busem po nią przyjechał. No ale rajd, ekspedyszyn i szuter …. – Normalnie gonitwa myśli od skrajności do skrajności. A w nosie, jeszcze se troszeczkę podrzemam, a jak nie zapali to pojadę skuterem. Ten chociaż ze dwa razy starszy od Zygmuntowej sztuki, ale chociaż pali bez gadania. Znaczy gada bez certolenia. No może czasem, jak zimno,to nie tak bez problemu bo ssanie się zepsuło. Znaczy nie zepsuło się, bo zepsute to ono było odkąd pamiętam. No dobra to jeszcze troszeczkę. Gówno, nic z tego spania. Za bardzo się nakręciłem. Zbieram się, ubieram, opitalam bułeczkę z serem i dzida na dół. W sumie kable to niby mam i w razie czego skuter ma działające aku. Ale rozkręcać to wszystko pół godziny? A potem drugie pól skręcać? Do dupy, to chyba ponad moje siły. No i czas trochę napiera. Za długo się wałkoniłem ze wstawaniem. A w dodatku jestem już ubrany w ten cały szpej. Po dziesięciu minutach jakiejkolwiek roboty byłbym mokry jak szczur w kanale. Jest inny chytry plan. Rozpoczynam realizację planu B. Z garażu muszę się wypchnąć własnymi siłami z poziomu minus jeden. No to do roboty. Zadyszkę dostałem w połowie. Mokry i tak już jestem. Może trzeba było z tymi kablami ??? Stanąłem w połowie wyrównać oddech, niczym alpinista w drodze na Everest. Podobno każdy ma swój Everest. Słyszę z tyłu jakiegoś palanta co na mnie trąbi. - Rzesz pędź się ty smutny pacanie - żucam w myślach słowa pozdrowienia. - Pomógłbyś, ciulu pchać zamiast trąbić. Bodaj ci spuchła ta audiola. - W marzeniach już widzę jak sam kiedyś wypycha tego kloca z minus jeden. (Uwaga* przypis tłumacza. Gdyby przyszło Ci się drażnić ze mną drogi czytelniku to miej się na baczności moje klątwy mają moc sprawczą.) Moje myśli zostały wysłuchane przez najwyższego. Audiola prawie na szczycie zadławia się i gaśnie. Marna zemsta, ale dobre chociaż tyle. To daje mi dalsze siły. Odbijam buta i zapycham dalej. Ja pierdziu jestem na powierzchni. Mokry na wylot od potu, ale szczęśliwy. Nawijka na stopce i teraz w dół. - Zapal, zapal, zapal - zaklinam dziada w myślach. Zapala. - Jestem bogiem. - Zapinam jedynę i winę. W kilka chwil dojeżdżam do fabryki. A tu szybki serwis jak w pit stopie. Jakby się zwolnił jakiś etat w Teamie Ferrari to mogę napisać CV. Mam nadzieję chłopaki, że dacie mi jakieś referencje. Prostownik i siedem amper w ruch. Wiem, że to dziesięć razy za wiele, ale nie ma czasu krucabomba. Naciągam łańcuch bo wisi jak mokre pranie. Olej , jest olej ? Jak to się u licha sprawdzało? Najpierw zapalić a potem sprawdzić poziom ? Czy sprawdzić poziom a potem zapalić? Wszystko jedno tą i tamtą metodą jest go zbyt mało. Trzeba dolać . Dolewam. Jeszcze kierunek, bo nie działa. Luzik pewnie żarówka. Gówno, żarówka cacy, tylko trzeba błoto odskrobać. Ani chybi ma już wartość historyczną bo Zygmunt w życiu z asfaltu nie zjechał. Na cholerę on taki motur kupował. No chyba że ….. Żeby ja se pojeździł…. - Zygmunt kocham cię ;-) - Tylko żeby twoja stara tego nie czytała, bo będzie chryja. Trzeba się dobrać głębiej. Wnętrze kierunku wypełnione jest zaschniętym i zbrylonym błotem niczym dziecięca foremka. Wygrzebuję z tego gówna kable. Wyglądają jakby trawa na nich rosła. Całe zielone. A mówią, że błoto konserwuje. Ponoć tylko dzięki temu, że była w błocie przetrwała do naszych czasów osada w Biskupinie. Najwyraźniej w przypadku kabli to się nie sprawdza. Trzeba do tego podejść profesjonalnie. Zaopatruję się w multimetr i z miną fachowca, o szóstej klasie zaszeregowania, zabieram się na poważnie za szukanie prądu. Ryje wiązkę złączka za złączką. Aż w końcu…. Cyk…. coś zaiskrzyło. I zginął również przedni kierunek. Ja pierdykam udało się, jesteśmy uratowaniiii. Jest prąd. Znaczy był przez chwilę, gdy robiło bzyyyt. Potem zniknął i mam już dwa kierunki do naprawy. Luzik, to na pewno bezpiecznik. Konia z rzędem temu kto wie gdzie ta cholera ma bezpieczniki. Na pewno musi być jakieś łatwe dojście. Szukam pod osłoną lampy,pod boczkami w filtrze powietrza. Dupa nigdzie nie ma. A w dupie, w końcu to wyścig. Tam się nie włącza kierunków. Tylko, że ja do cholery musze przejechać całe Miasto w poprzek. Czas zużyty na szukanie kierunku został bezpowrotnie stracony. W dupie z tym. Będę machał rękami. Rzut oka w kwity. Przegląd nieważny prawie rok. OC też już wykończone. Na szczęście OC wznawia się z automatu. Tego się trzeba trzymać. Na wszelki wypadek zapominam kwitów. Jak mnie zatrzymają, użyję tych od skutera. Nie ma wyboru. Trzeba pruć na start. |
No Felek dlugo nic nie pisales. Juz myslalem ze z Podosem kije moczysz.
PS. Co to za drynda? |
Nie mówi się drynda, tylko tramwaj . A tramwaj wiadomo....... 23. Znaczy sie dwadziescia trzy nie dwadzieścia czy. :-)
|
Kurde ale emocje! A rajd się nawet nie zaczął...
|
Dalej....dajeeeesz:)
|
Miszcz pióra wrócił :bow:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:07. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.